— Całkiem dobrze Ci poszło — oznajmił kocur, podnosząc się z ziemi i otrzepując się z pyłu.
Skinęła krotko głową w podziękowaniu. Uśmiech na jego pysku był szczery, ale słaby - wiedziała, że był równie przygnębiony, co reszta rodziny Pajęczej Lilii. Naprawdę nie myślała, że zgodzi się zabrać ją gdziekolwiek... A jednak. Może nie odbiło się to na nim tak, jak myślała? Ona sama nie przeżyła nigdy takiej straty, mając za punkt odniesienia jedynie emocje Kukiełki, gdy ta mówiła jej o śmierci ciotki. Jej płacz, jej lament. Czy chciała wyciągnąć ze Słońca podobną reakcję? Czy chciała zobaczyć ten smutek i brzydką, brzydką rozpacz?
Pomimo patrzenia na przewodnika z góry, w pewien sposób przywiązała się do ich regularnych dyskusji. Uważała kocura za nieco... Przygłupawego. Nie było to jednak określenie jego inteligencji; czuła, że kremowy wie to i owo o świecie, i umiał się tą wiedzą popisać. Przeszkadzał jej jednak sposób, w który wiedzę tą wykorzystywał. Gdyby tylko miał taki sam cel, co ona... Umiała przyrównać go do siebie, jednak poglądy na świat posiadali totalnie inne; przypatrywała się, jak Słońce podąża gwiezdna ścieżką i dba o klan, podczas gdy ona próbowała ten sam klan skłócić.
— Chcesz spróbować poprowadzić? — odezwał się ponownie. Oderwała od niego spojrzenie i odwróciła się w kierunku wyjścia.
— Jasne.
Droga powrotna zdawała się jej bardziej zawiła niż za pierwszym razem. Podejrzewała, że raz czy dwa skręciła w złą stronę, i Słońce jej o tym nie powiedział; dało jej to jednak więcej czasu na... Rozmowę.
— Dryfujący Fluoryt czuje się winna — zaczęła cicho, momentalnie zwracając uwagę przewodnika. — O śmierć Pajęczej Lilii. Widzę to.
Słyszała, jak oddech kocura zadrżał; dźwięk ten odbijał się głośno od ścian tunelu. Nie musiała się obracać, aby poczuć jego wzrok na sobie.
— Dlaczego? — spytał w końcu, po długiej chwili ciszy. — Czy... Ma do tego powód?
Jego głos wypełniała niepewność, ale i również determinacja. Czuła, że wie, że to nie był jedynie wypadek. Przełknęła ślinę. Żaby tylko tego nie popsuła.
— Nie wiem... Przybiegła za mną. Muszę przyznać, zajęta byłam jednak polowaniem; nie wiem, gdzie wtedy się znajdowała. Usłyszałam jedynie, jak ktoś wpada do wody... A reszty można się domyślić.
Słońce pozostał cicho. Wynurzyli się na powierzchnię, a ona otrzepała sierść z ziemi.
— Teraz mnie unika. Nie tylko mnie. Wstydzi się. Znika w towarzystwie brata, wraca, jakby nie do końca była sobą... Kto wie, czy jej wina jest prawdziwa.
Obserwowała, jak kocur spuszcza wzrok i myśli. Jego spojrzenie było rozkojarzone i wbite w nicość; z niepewnością czekała na moment, kiedy zabłyśnie w nich iskra zrozumienia, tak jak w oczach jego ciotki, zanim zniknęła w wodych głębinach... Jednak nic takiego nie nastąpiło. Pokręcił jedynie z westchnieniem głową, zanim ponownie zwrócił pysk w jej kierunku.
— Próbuję się tego dowiedzieć — miauknął, odzyskując nieco pogodnego nastroju. — Wraz z Burzowymi Chmurami chcemy odkryć, kto za tym stoi. Wybacz, ale... Nie chce mi się wierzyć, że jedynie się poślizgnęła.
— Zrozumiałe.
— Zapewne słyszałaś również, jakie rzeczy mówione są o Króliczej Gwieździe — dodał, krzywiąc się.
Zaintrygowana zastrzygła uszami; czyżby jej działania miały aż tak rozległe skutki? Prędko pokręciła głową.
— Naprawdę? — kocur zaskoczony uniósł brew. — Cóż... Ostatnio stracił wiele bliskich dla niego kotów, jak pewnie wiesz. Niektórzy uważają, że to swego rodzaju kara. Za odwrócenie się od Klanu Gwiazdy, i tak dalej. Co jest po prostu stwierdzeniem nie na miejscu-
— Nie wydaje mi się, żeby tak drobne przewinienia miały takie... Konsekwencje. — przerwała Słońcu. — Znasz moje nastawienie wobec waszych przodków. Gdyby mieli tak karać każdego za brak wiary, zabrakłoby kotów, które można karać. Każdy może zwątpić...
Nos przewodnika zmarszczył się.
— Nie każdy... — mruknął. — Ale, przynajmniej z tym pierwszym się zgadzam! Poza tym, Królicza Gwiazda jest w żałobie, a ci się tylko z niego... Naśmiewają. I to jeszcze nie wszystko! Słyszałem, że ktoś mówił, że nie powinien w ogóle być liderem, bo w przeszłości zrobił... Coś złego. Pomimo tego, że to było dawno.
— Nie miałam o niczym takim pojęcia — przyznała, tym razem szczerze. W ostatnim czasie miała za dużo na głowie, aby przysłuchiwać się obozowym plotkom. — Zdaje się, że ktoś jest naprawdę bardzo uprzedzony wobec niego.
Słońce przytaknął jej z westchnieniem.
— Zgadzam się. A, no właśnie! Skoro już wiesz, może chciałabyś... Wspomóc nasze śledztwo? Burzowe Chmury na pewno się nie obrazi, że Ciebie w to zaangażuję. Może znajdziemy jeszcze kogoś-
— Czemu nie — mruknęła szybko, wzruszając ramionami. Uniosła niezgrabnie kąciki pyska. Może w ten sposób zabije czas do mianowania.
<Słońce? Będę udawać detektywa>
[769 słów + walka w tunelach]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz