— Dasz radę, Bazylio. Jeszcze trochę — miauknęła ciepłym, aczkolwiek stanowczym tonem medyczka i mocno ucisnęła nabrzmiały brzuch uczennicy. Kolejny raz z szarawego pyska wydobył się pełny boleści krzyk, a wszystkie mięśnie natychmiastowo spięły. Nie wiedziała, ile czasu spędziła na mchowym legowisku ani jak wiele zaspanych kotów zdążyło ją przeklnąć, ale szczerze mówiąc, pręgowaną niewiele to obchodziło. Przez oszołomienie związane z udręką nie była nawet w stanie określić, czy czas mijał jej wolno czy szybko!
— Bazylio? — zagadnęła szeptem vanka, gdy niebieskooka przestała wiercić się z powodu przeżywania męczarni, które powoli ustawały. Świeżo upieczona matula słabo uniosła wzrok w stronę córki Rudzika i przeciągle jęknęła, po czym ze strachem spojrzała w dół. Dopiero, gdy poczuła słabe ruchy ich maleńkich łapek, uświadomiła sobie ogrom miłości, która wręcz wylewała się z jej serca. Pospiesznie zaczęła maniakalnie wylizywać kolorowe futerka własnych dzieci, próbując powstrzymać łzy szczęścia cisnące się jej do ślipi i całkowicie zignorowała resztki bólu.
— Są dwie koteczki i jeden kocurek — odezwała się w końcu kremowa medyczka, podsuwając szarej namoczoną kulkę mchu pod pysk. Siostra Zmierzchu nie zaprzestała jednak czyszczenia pociech, lecz słysząc zniecierpliwione syknięcie medyczki, postanowiła szybko wypić świeżą wodę.
— Jak je nazwiesz? — kontynuowała spokojnym tonem partnerka Chmurki, owijając puchatą kitą jasne łapki. Spoglądała na swoją uczennicę z nieodgadnionym wyrazem pyska, co odrobinę speszyło wymordowaną porodem kocicę. Niebieskooka omiotła uważnym wzrokiem trzy kuleczki dobierające się do mleka i uśmiechnęła sama do siebie; nie mogła uwierzyć, że spotkało ją takie szczęście.
— Ona będzie miała na imię Konopia — miauknęła pewnie, zagarniając ogonem czarną koteczkę z paroma rudymi i białymi plamkami. Następnie, jej uwagę przykuł mocny ruch największego kociaka z miotu, którym była liliowa samiczka z rdzawymi przejaśnieniami i niewielkimi cętkami. — To jest Ostróżka — wymruczała ciepło, przejeżdżając szorstkim językiem po głowie malca. Przyciągnęła smukłą łapą ostatniego kocurka bliżej siebie i po chwili zastanowienia ogłosiła. — A ten od teraz będzie Janowcem.
— Są pięknymi kociętami — westchnęła wymęczona odbieraniem porodu medyczka, po czym ułożyła się w pobliżu terminatorki, by w razie czego służyć jej pomocą.
***
Gdy wreszcie Bazylii udało się znaleźć chwilę na krótką drzemkę po całodniowym zajmowaniu się kociakami i uczeniu się ziół, byłaby w stanie oderwać głowę każdemu, kto ośmieliłby się ją obudzić. Dlatego w momencie, w którym piskliwy głosik niemalże rozerwał jej bębenki słuchowe, chciała przeorać pazurami pysk sprawcy tego dźwięku. Natychmiastowo uniosła łeb w górę, jeżąc przy tym szare futro, jednak zauważając obrażone zielone ślipia szybko się uspokoiła. Z uniesionymi brwiami przyjrzała się marudzącemu kociakowi, który po chwili tupnął łapką i wrzasnął.
— Ciocia Płomykówka jest głupia! Nienawidzę jej! — skarżyła się, kryjąc się za łapami matuli i posyłając jej buntownicze spojrzenie. Zaskoczona królowa zerknęła na pełen oburzenia pysk cynamonowej starszej, która już miała coś miauknąć, lecz Jaskółka jedynie przewróciła lekceważąco ślipiami.
— Powinnaś nauczyć swojego kociaka kultury, Bazylio — mruknęła zirytowana siostra Czereśni, co jedynie rozjuszyło dawną członkinię Klanu Wilka. Oh, ona zamierza uczyć ją opieki nad dziećmi?
— Nie wtrącaj się, Płomykówko. Gdybyś nie zdenerwowała Konopii, na pewno nie powiedziałaby niczego niewłaściwego, prawda kochanie? — zwróciła się do ochoczo kiwającej główką calico, która wtuliła się w szare futerko na piersi matki. Kiedy królowa odwróciła wzrok w stronę pozostałych kociaków, zielonooka wystawiła język w stronę oburzonej cynamonki i szybko spróbowała przeskoczyć nad grzbietem Jaskółki, by następnie niezgrabnie wylądować na liliowej kupie futerka.
— Ej! Ostrożniej — zaśmiała się pręgowana dziko, delikatnie pacając córkę ogonem po głowie.
— Gdzie byłaś? — zapytała zaciekawiona tortie, próbując wygrzebać się spod ciężaru siostry. Otrzepała jasne futerko z brudu spoczywającego na ziemi i z uśmiechem zamachnęła się łapką na czarną, która o mało co nie została zdzielona po łbie. Odskakując na bok, córka Łasicy wypięła dumnie pierś i zadowolonym wzrokiem zerknęła na Ostróżkę.
— Pokonałam starego, wstrętnego potwora! — pochwaliła się, czym zebrała pełen podziwu pisk liliowej koteczki. Następnie razem z nią naskoczyła na chrapiącego w kącie kocurka, który jak gdyby nigdy nic, jedynie przysunął się matki i ponownie zasnął. Widocznie niezadowolone koteczki spojrzały na siebie, a następnie podbiegły do wygodnie układającej się na legowisku córki Grzmiącego Potoku i z iskierkami w ślipiach zapytały.
— Maamoo, opowiedz nam jakąś historię! — poprosiła Konopia, przebierając zniecierpliwiona łapkami w miejscu. Niebieskooka wiedziała, że calico uwielbia słuchać opowieści (najlepiej o romansach) i zawsze z chęcią spełniała zachcianki potomkini, jednak obecnie marzyła o chociaż chwili snu. Starając się wymyślić coś, czym mogłaby zająć na chwilę oba kociaki wlepiające w nią proszące oczęta, w końcu miauknęła.
— Oczywiście, że coś wam opowiem, ale pod jednym warunkiem: przyniesiecie mi jakiś niesamowity skarb! — uśmiechnęła się, opuszczając zmęczony łeb na wygodne legowisko i czekając na reakcje koteczek.
<Konopio?>