— Jaskółko, musimy porozmawiać — miauknął przyjaznym głosem Nagietkowa Pręga, niepewnie przysiadając się do uczennicy. Pręgowana dziko zmrużyła ślipia, nie wiedząc, o co chodzi kocurowi. Czyżby miała już wracać do treningów? Nigdy w życiu! Nie zamierzała się stąd nigdzie ruszać. — Wiem, że przeżywasz ostatnio gorszy okres...
— Nie wracam do szkolenia! — syknęła ze złością iskrzącą w oczach, co skutkowało niebywałym zdziwieniem mentora. Rudzielec zamrugał kilka razy, a po chwili z nieśmiałym uśmiechem kontynuował. — Spokojnie, Jaskółcza Łapo. Nie o to mi chodziło — wytłumaczył ze spokojem syn Złocistej Rzeki, przez co młodsza niemal zeszła tam na zawał. Klan dowiedział się o prawdziwym powodzie śmierci Chłodnego Wiatru? Nie, nie, nie! Przez panikę jej źrenice rozszerzył się do granic możliwości, a oddech przyspieszył. Przecież w takim wypadku ją wygnają! Była gotowa na przyjęcie do świadomości wszystkiego, tylko nie tego.
— To nic strasznego! — pospiesznie zapewnił długowłosy, zdezorientowany stresem uczennicy. — Razem z Iglastą Gwiazdą stwierdziliśmy, że jesteś gotowa na zakończenie treningu — oznajmił z dumą w głosie, oczekując na reakcję niebieskiej.
— Cudownie — westchnęła z ulgą w głosie, powracając do poprzedniej pozycji. Chyba zielonooki nie oczekiwał, że będzie skakała jak jakiś poparzony kociak z powodu radosnej nowiny? Jasne, cieszyła się, ale nowa ranga zwiastowała więcej interakcji ze współbratymcami, co wcale nie było jej potrzebne do szczęścia.
— Uhm, jesteś zadowolona? — zapytał rudy, wstając na łapy, aby wyjść. W jego głosie pobrzmiewał smutek spowodowany zachowaniem uczennicy, gdyż myślał, że choć trochę ulży jej tak wesołą wiadomością.
— Tak, oczywiście — odparła bez większych emocji, lecz zanim kocur zdążył opuścić legowisko, nieco zawstydzonym głosem dodała. — Dziękuję, Nagietkowa Pręgo. Nauczyłeś mnie tyle przydatnych rzeczy, których nigdy nie zapomnę i pokazałeś, jaki powinien być prawdziwy wojownik — miauknęła z wdzięcznością, a puchata kita mentora od razu powędrowała do góry. Z rozczulonym uśmiechem skierował się na zewnątrz, by po chwili dotrzeć do boku Przygasającego Płomyka. Jaskółka nie była głupia; przez minione dni zdążyła zauważyć, jak boczki szylkretki znacząco się zaokrągliły i nawet miała podejrzenia, kto może być ojcem nienarodzonych kociaków. Z obawą zerknęła na własny brzuch, lecz prędko odgoniła od siebie natrętne myśli. Nawet nie ma takiej opcji, by sama spodziewała się potomków! Przymykając zmęczone ślipia udała się na krótką drzemkę, która nieco uspokoiła jej zszargane nerwy. We śnie kroczyła u boku jakiejś dziwnej kotki pachnącej charakterystycznym zapachem bazylii, który całkowicie wypełnił nozdrza młodszej. Cętkowana kocica zdawała się jej nie zauważać, kroczyła dalej dumnym krokiem, co jakiś czas zrywając rosnące nieopodal medykamenty, by zanieść roślinki do opuszczonej lisiej nory. Zaintrygowana błękitnooka zajrzała do wykopanego dołka, a odór płomiennego zwierzęcia zawrócił zaciekawionej terminatorce w głowie. Z napadem kaszlu gwałtownie zbudziła się w momencie, gdy Nagietek ponownie zawitał w jaskini.
— Szybko, ceremonia zaraz się zacznie! — pospieszył córkę Grzmiącego Potoka, niemal wypychając mniejszą na polankę. Nadal oszołomiona minionym snem, próbowała otrząsnąć się poprzez wylizywanie zmierzwionego futerka na piersi. W głowie zagubione myśli plątały się we wszystkie strony, jednak jedno było pewne; tamta kocica nie miała nic wspólnego z Klanem Gwiazdy. Jej futro nie iskrzyło się milionami gwiazd, a oczy nie były przepełnione mądrością wszystkich zmarłych. Zanim pręgowana dziko zdążyła głębiej porozmyślać nad niespotykaną wizją, donośny głos Iglastej Gwiazdy rozniósł się po całej polanie.
— Niech wszystkie koty wystarczająco dorosłe, by samodzielnie polować, zbiorą się na zebranie klanu! — krzyknął pewnym siebie tonem, wspinając się na punkt górujący nad pozostałymi klanowiczami. Rozglądnął się dookoła, by upewnić się, że wszyscy zajęli swoje miejsca, po czym kontynuował. — Jaskółcza Łapo, podejdź.
Niebieska koteczka bez zbędnego przejęcia skierowała się w stronę liliowego pointa, czując na sobie wzrok każdego współbratymca. Wmawiała sobie, że jej nie zależało, że mogą patrzeć się ile chcą, ale w głębi serca umierała z powodu napięcia wiszącego w powietrzu. Skrzyżowała spojrzenie z cętkowanym kocurem, a jego poważny głos znów wypełnił obozową polankę.
— Ja, Iglasta Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tą uczennicę. Trenowała pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam ją wam jako kolejną wojowniczkę. — odparł tonem, jakby rzucał stojącej przed nim koteczce wyzwanie. "Jesteś w stanie udźwignąć ciężar odpowiedzialności związanej z tą funkcją?" - cichy głosik w środku łba krzyczał, że jeszcze jest zbyt słaba, lecz wrodzony upór skutecznie go uciszał. Zmierzyła syna Ostrokrzewiowego Liścia stalowym spojrzeniem, odpowiadając tym samym twierdząco na postawione przed sobą pytanie.
— Jaskółcza Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia? — zapytał, choć doskonale znał słowa, które miały wypłynąć z pyszczka pręgowanej.
— Przysięgam — odpowiedziała oschle, a jedyną oznaką niecierpliwości była drgająca śnieżna końcówka kity. Modliła się, aby ta ceremonia zakończyła się jak najszybciej, gdyż powoli przestawała znosić ogrom presji nakładanej na nią przez lidera.
— W takim razie, mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Jaskółcza Łapo, od tej pory będziesz znany jako Jaskółczy Chłód. Klan Gwiazdy cieni twoją stanowczość i siłę, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka — zakończył, dostojnie schylając łeb, by nowo mianowana wojowniczka mogła polizać go po karku. Chcąc mieć już to za sobą, z zamkniętymi oczami i powstrzymując się od wymiotów, niebieska szybko wykonała nakazany gest i zwróciła błękitne ślipia na wykrzykujących jej nowe imię klanowiczów.
— Jaskółczy Chłód! Jaskółczy Chłód! Jaskółczy Chłód! — darli się wilczaki, wynagradzając w ten sposób koteczce księżyce spędzone na treningu. Jednak na pyszczku wojowniczki, zamiast wyrazu uciechy, panowało obrzydzenie wywołane nawiązaniem do miana Chłodnego Wiatru. Nie mogła powstrzymać płynących do ślipi łez, więc prędko zeskoczyła i wmieszała w tłum tych zapchlonych kup futra, którzy swoim krzyczeniem zadawali jej wielki ból. Jakimś cudem przepchnęła się przez spieszących z gratulacjami wojowników, by zająć miejsce do całonocnego czuwania nad bezpieczeństwem obozu. Tak jak się spodziewała, wszelka euforia spowodowana ceremonią moment później opadła, a wraz z udaniem się na spoczynek liderem na polance nastała cisza.
— Och, wy parszywe mysie strawy — wydukała Jaskółczy Chłód, wznosząc przepełniony skrywanym żalem wzrok do góry. Z niedowierzaniem obserwowała iskrzące na Srebrnej Skórze gwiazdy, zdające się bezczelnie do niej mrugać. Wydając z siebie okrzyk pełen bezradności, natychmiastowo wstała na równe łapy i zaczęła miotać puchatą kitą na wszelkie strony. Rozglądając się dookoła, podjęła nieodwracalną decyzję. Nie zamierzała zostać tu ani sekundy dłużej, nie w miejscu, które przyniosło jej tyle bólu i cierpienia. Z głośnym pociągnięciem nosa, odwróciła się na pięcie, a następnie pognała przed siebie, zostawiając za sobą znaczący kawałek własnej historii. Nie miała określonego celu, pragnęła jedynie znaleźć się jak najdalej od ojca, sióstr, mentora oraz Leśnej Łapy tak samo jak od grobu własnej matki. Dopiero, gdy nabrała pewności, że znajduje się zza granicami Klanu Wilka, pozwoliła sobie na chwilę odpoczynku. Ciężko dysząc, doczołgała się pod ogromny klon, opadając wśród miękkiej, zielonej trawy. Na jej nieszczęście, upragniony odpoczynek został zaraz zakłócony przez nieznanego kocura. Pomimo wojowniczej natury, Jaskółczy Chłód nie miała sił na walkę czy ucieczkę, która w ogóle nie wchodziła w grę. Jedynym, co była w stanie zrobić, było przemęczone spojrzenie podarowane przybyszowi, który tajemniczo się uśmiechnął.
— A kogo przywiało na terytorium Klanu Lisa, co? — zagadnął, spoglądając z góry na wyczerpaną kotkę. Miała świadomość, że rudzielec z łatwością powaliłby ją w takim stanie, więc tylko słabym głosem odparła.
— Nie szukam kłopotów, zaraz sobie pójdę — wymamrotała niepewnie, już szykując się do odejścia, lecz pod wpływem dotyku pręgowanego momentalnie zastygła. Wspomnienia z traumatycznego przeżycia od razu do niej powróciły, przez co szare futro na karku nastroszyło się do granic możliwości. Tym razem nie kryła obrzydzenia rozgrywającą się akcją, lecz ze wszystkich sił usiłowała się wyrwać poprzez chaotyczną szamotaninę. Niestety, właściciel śmiesznie oklapniętych uszek stanowił dla zrozpaczonej kocicy zbyt dużą przeszkodę, więc zdruzgotana niebieska jedynie łkała i szlochała, modląc się, by ktoś jej pomógł. Gdy poczuła, że jeszcze moment i prędzej umrze niż ponownie otworzy ślipia, przez chwilę nieuwagi gwałciciela zyskała szansę na wyrwanie się z jego uścisku. Mocno szarpnęła się w bok, a gdy zorientowała się, że udało jej się odepchnąć kocura, zalewając się płaczem ruszyła pędem przed siebie. Nie była w stanie pomieścić w sobie tego całego zdegustowania, rozpaczy, strachu i wszystkich innych okropieństw, które zawdzięczała minionym wydarzeniom. Cała fascynacja męskimi osobnikami zniknęła, zastąpiona czystą nienawiścią skierowaną do tej płci. Miała dość tego ich całego uważania się za lepszego i robienia co tylko zapragną, bez zgody drugiego kota. Potrząsnęła gwałtownie łbem, zdając sobie sprawę z tego, że przypadkowo wparowała do jakiegoś obozu. Mając głęboko w nosie wszystko dookoła, ruszyła dalej, by po chwili wparować do miejsca wypełnionego zapachem najróżniejszych ziół i medykamentów, w których momentalnie wypatrzyła malutkie nasionka. Nie zważając na ruch po przeciwległej stronie, zagarnęła łapą parę nasionek i niewiele myśląc, wcisnęła je sobie do pyska. Początkowo gorzkawy smak, po chwili skutkował przyjemnym rozluźnieniem spiętych mięśni, sprawiając, że niebieska prawie nie poczuła wkurzonych pacnięć łapą.
— Ej, co ty wyprawiasz?! — wrzasnęła starsza od niej vanka, strosząc niemal całkowicie białe futro i szczerząc w stronę Jaskółki ostre kły.
— J-ja... P-przepraszam — odparła skruszona, jednak niezdolna do odczuwania rzeczy prawidłowo. Gorycz po stracie ukochanego domu i nagłym ataku rudego kocura powoli zanikały, a powieki szarej same powolutku opadały. Pojedyncze łzy skapywały po jej puchatych polikach, gdy wokół dwóch kocic zrobiło się spore zamieszanie, a do środka wparował zdenerwowany niebieski kocur.
— Pszczółko, co to ma znaczyć? — zapytał stanowczo, wskazując na zasmarkaną pręgowaną dziko, by po chwili zmierzyć ją gardzącym spojrzeniem pomarańczowych ślipi. Zanim kremowa zdążyła odpowiedzieć, w słowo weszła jej córka Grzmiącego Potoku, stając pewnie przed synem Odyseusza. Sama nie wiedziała, skąd nagle wzięło się w niej tyle odwagi do rozmowy z budzącym grozę kocurem, jednak nie mogła okazać teraz słabości. Była wyczerpana, głodna, a w dodatku poszarpane futro i smród wplątanych w jej półdługie futro medykamentów nadawało niebieskiej żałosny wygląd.
— Jestem samotniczką — skłamała zadziwiająco pewnym siebie tonem, gromiąc starszego chłodnym wzrokiem. — Nie chciałam psuć waszych zapasów, ale nie ukrywam, że jestem w okropnej sytuacji — warknęła oschle, jak gdyby nic siadając w miejscu, w którym stała i owijając ogonem łapy.
— Jak w ogóle się tu znalazłaś? — syknął podejrzliwie brat Turkawki, a na jego pysku widniał tajemniczy wyraz. Po takim grymasie Jaskółka wiedziała, że nie może ustąpić, lecz musi wytrwale brnąć dalej.
— Przegoniły mnie te dzikusy z leśnych klanów — prychnęła z pogardą, a jej słowa w niewielkim stopniu przekazywały prawdę. Postanawiając wykorzystać wszystko, co mogła, wymyśliła kolejną bajeczkę. — Nie docenili moich umiejętności uzdrowicielki, ich strata — ciągnęła oburzonym tonem, patrząc prosto w pomarańczowe ślipia.
— Czyli znasz się na ziołach — mruknął sam do siebie niebieski, a po chwili zapytał. — My też jesteśmy klanem. Nie boisz się nas?
— Oczywiście, że się boję. Dlatego zdaję się na waszą litość, bo w obecnym stanie nie dałabym rady stawić wam czoła — syknęła w odpowiedzi, mimowolnie spuszczając wzrok na ziemię. Nie czuła się dobrze z okazywaniem słabości wobec tych kotów, jednak wiedziała, że nie ma innego wyjścia.
— Jak masz na imię? — kocur kontynuował przesłuchanie, nawet na sekundę nie spuszczając oczu z pręgowanej.
— Nazywam się Bazylia — odparła natychmiastowo, mówiąc pierwsze, co przyniosła jej ślina na język. Na pewno nie miała zamiaru przedstawiać im swojego okropnego, prawdziwego imienia, ale dlaczego akurat Bazylia? Czy miało to związek ze snem, który dzisiaj miała? Cętkowana kocica pachnąca akurat tym ziołem, po chwili wrzucająca je do nory... — Chwila, czy to jest Klan Lisa? — zapytała nie dowierzając, jednak doskonale znała odpowiedź.
— Tak, a jestem jego liderem — miauknął z nutą podejrzliwości w głosie, przedstawiając się jako "Horyzont". Między kotami nastała pełna napięcia cisza, którą przerwało pytanie przywódcy. — Skąd wiedziałaś?
— Rozpoznałam po zapachu, moja matka mi kiedyś o was opowiadała — wymamrotała w odpowiedzi, chcąc zapaść się pod ziemię. Powoli zaczęła odczuwać skutki zażycia nasion maku, które początkowo dały jej tyle odwagi, lecz z każdą chwilą zapewniały coraz większej senności. Wiedząc, że została jej tylko ostatnia kwestia do rozwiązania, na ostatkach sił zapytała. — Czy mogłabym dołączyć do waszego klanu?
— Chyba nie myślisz, że od od razu się zgodzę — warknął Horyzont, lecz zdając sobie sprawę z możliwości dodatkowych łap do pomocy, na odchodne dodał. — Na razie możesz zostać, ale będziesz cały czas pod czujnym okiem wyznaczonych przeze mnie wojowników. Jeśli udowodnisz swoją lojalność, pozwolę ci zostać uczniem — mruknął z powagą, opuszczając legowisko nieźle wkurzonej medyczki, która machnięciem ogona wygoniła przybłędę z legowiska. Wykończona Jaskółka zwinęła się w kłębek obok wejścia do legowiska Pszczółki czując, że nie ma ani grama siły na chociażby poruszenie ogonem. Gdy już zajęła wygodne miejsce, zakryła pysk łapami i nie kontrolując swoich czynów, zaczęła sama do siebie mamrotać.
— Pozostawiłaś dawne życie za sobą, Bazylio. Nie ma czasu na powracanie do bolesnych wspomnień, musisz wziąć się w garść i udowodnić im, że zasługujesz na pozostanie w Klanie Lisa — westchnęła, po czym zwróciła ślipia w stronę księżyca rozświetlającego wszystko dookoła i pozwoliła pojedynczej łzie na spłynięcie na twardą ziemię.
<Klanie Lisa? Jak ktoś chce, to może odpisać>
Ostrokrzewik smuta, Jaskółcza Łapa była jego ulubioną odwiedzającą/przynosicielką jedzonka :<
OdpowiedzUsuńPowodzenia w Klanie Lisa czy coś :3
aww, dzięki ^^ Jaskóła też bardzo lubiła Ostrokrzewika
UsuńMogę odpisać Sokołem, z zasadzie już się znają
OdpowiedzUsuń- rudzia jak zwykle z anonima
oki ^^
UsuńO, dzień dobry :D Jak będziesz mieć ochotę, możesz pisnąć coś do Iskry ;)
OdpowiedzUsuńbardzo chętnie :3
Usuń<3
Usuń