Kremowy kocurek wpatrywał się w swojego ojca nie dowierzając. Iglasta Gwiazda ich… Przepraszał? Po tym jak się do nich nie przyznawał? Przyszedł ich przeprosić i powiedzieć, że ich kocha? A Leszczynek tak po prostu mu wybaczył? Kaszlnął ostentacyjnie stwierdzając że nie może tak po prostu biernie patrzeć na rozgrywającą się scenę.
– Skoro niby nas tak kochasz to dlaczego zostawiłeś nas pod opieką Białego Puchu i nawet się nie interesowałeś czy jeszcze żyjemy? – warknął w końcu z wyrzutem, spoglądając ojcu w oczy. – Myślisz, że nam było tak łatwo i fajnie? Nie wiedzieliśmy co się dzieje, czemu mama z-zniknęła, a do tego nasz własny ojciec udawał, że nie istniejemy.
Jego futro mimowolnie się odrobinę zjeżyło na wspomnienie pierwszych dni, które spędzili pod opieką tej beznadziejnej kocicy nie mogąc pogodzić się z tym, że mama odeszła i nie rozumiejąc dlaczego ojciec twierdzi, że Leszczynek jest złym omenem.
– Wiem, że zrobiłem źle – mruknął jedynie cicho Iglasta Gwiazda.
Ostrokrzewikowi przelotnie przez myśl przeszło, że oto właśnie przeprasza go sam przywódca klanu i przyznaje się przed nim do błędu. Czy to nie dowodzi jak wielkim wojownikiem będzie? To chwilowo dodało mu trochę pewności, nadal jednak czuł złość gdy tylko patrzył na liliowego kocura. Może gdyby chodziło o samego niego byłoby prościej, ale… Znów zerknął na połamane łapy braciszka. Przecież ojciec jest po to, żeby pomóc w takiej sytuacji, Iglasta Gwiazda powinien przypilnować, żeby Leszczynkowi nic się nie stało, a nie jeszcze sprawiać, żeby czuł się gorzej!
– Tak się nie zachowuje dobry ojciec! – miauknął z cieniem rozpaczy w głosie. – Przecież jeżeli to, że Leszczynek jest chory jest czyjąś winą, to właśnie twoją! Kto normalny uważa swoje dziecko za zły omen i nie chce się do niego przyznawać, co? Nie wiesz nawet jak mu było przykro przez ciebie. Jak nam wszystkim było przykro!
Urwał, chcąc złapać oddech. Czuł, że bicie jego serca przyśpiesza i ma ochotę uciec jak najdalej z tego miejsca, bo zaraz wybuchnie. Ale przecież nie jest tchórzem, nie będzie uciekać przed Iglastą Gwiazdą.
– I jeszcze… Jeszcze przychodzisz nas przepraszać i twierdzić, że nas kochasz!? Może jeszcze uznasz, że wszystko będzie dobrze i się ułoży? – krzyczał na własnego ojca, nie przejmując się ani tym, że to przywódca klanu, ani tym, że jego bracia słyszą. Czuł, że musi dać upust swoim emocjom i miał gdzieś, co potem się stanie. – Jesteś babą, a nie przywódcą klanu! I tchórzem, a nie ojcem! Już… Już wolałbym, żeby Wilcze Serce był moim tatą, on jest prawdziwym wojownikiem i nie musi nikogo przepraszać. I jeszcze… – przerwał, czując pustkę w głowie. Stał rozdygotany na środku legowiska medyka i czuł, że złość powoli z niego uchodzi. Zamiast niej poczuł dziwną pewność siebie i jakąś taką… Satysfakcję? Ich ojciec przez prawie całe ich dzieciństwo się do nich nie przyznawał, niech teraz nie myśli, że on tak łatwo uzna go za ,,tatę''. Patrzył na kocura z wyzwaniem w oczach. A niech na niego nawrzeszczy, niech powie, że jest bezczelny, on ma gdzieś co uważa na jego temat ta mysia strawa. Jeżeli już jest tym przywódcą, niech da mu chociaż jakąś karę i przynajmniej przestanie się mazać. Iglasta Gwiazda jednak milczał, a Ostrokrzewik zaczął już rozważać odwrócenie się do niego tyłem i wyjście. Skrzywił się. Baba, a nie ojciec.
<Iglasta Gwiazda? Leszczynek? To opowiadanie jest takie słabe, wybaczcie ;_; >
wow, ale Ostrokrzewik dał popalić staremu
OdpowiedzUsuńOn już prawdopodobnie zostanie taki bezczelny, chyba, że go mentor poukłada trochę, jeszcze zobaczę jak wyjdzie xD
UsuńKochany Ostrokrzewik, nieświadomy ile kotów Wilczy powinien przepraszać xD
OdpowiedzUsuń