Zobaczył czekoladowego kociaka, który kładł się w cieniu drzewa. Kojarzył go. Był to Zawilec. Przez jakiś czas bytował w żłobku, ale od niedawna wyniósł się, robiąc odrobinę więcej miejsca. Trójka zbytnio nie miał okazji, aby zagadać z nowomianowanym uczniem. Zazwyczaj szukał kryjówki przed rozbrykanym rodzeństwem niż zaznajamianiem się z innymi kociętami. Jednak teraz nudził się. Strzyżykowej Łapy nigdzie nie widział, więc jedyne co mu pozostało to zagadać czekoladowego. Złapał w pyszczek stokrotkę i podbiegł do kocura. Ten na widok Trójki uniósł tylko głowę. Kociak położył przed nim roślinkę, dumnie wypinając pierś.
- To stokrotka dla ciebie.
- Eeee... - Zawilec spojrzał to na kwiatek, to na kocię. Najwidoczniej nie wiedział jak zareagować. Trójka czekał cierpliwie, chociaż rosła w nim irytacja. No czemu nic nie mówi?
- Ucięli ci język czy co? - fuknął w końcu.
- Nie - Zawilec przybrał nieodgadniony wyraz twarzy, co jeszcze bardziej go podirytowało.
- Nic nie mówisz o kwiatku! - Tupnął łapką.
- No a co mam powiedzieć? Kwiat jak kwiat.
Zachłysnął się powietrzem. Co on powiedział? Że jego podarunek i to taki piękny jest... czymś zwykłym?
- Mysi móżdżek! Nie doceniasz tego?!
- Ale o co ci chodzi? - Zawilec usiadł nieco zbity z tropu.
O co mu chodzi? Ten idiota nie pojmuję?! Przyniósł mu bardzo ładną roślinkę, którą mógł wręczyć mamie. A dał jemu! A ten pyta o co mu chodzi?! O nie... Złapał kwiatka w zęby i odszedł, zostawiając ucznia samego. Pokaże mu, że rośliny to nie tylko zwykłe kwiatki. Przez resztę dnia dokładnie obserwował kota. Widział jak wybiera się ze Słonecznym Zmierzchem, wujkiem Trójki, na szkolenie. Idealnie. Wymknął się z żłobka i złapał w pyszczek mały patyczek. Szybko podbiegł do krzaków, w których wraz z Strzyżykową Łapą, obserwowali parzącą roślinkę. Wiedział z doświadczenia, że nie jest śmiertelna. W końcu kilka razy oparzył się nią, gdy próbował ją urwać. Na całe szczęście, nieprzyjemne uczucie zniknęło szybko. Uśmiechnął się diabelsko, wyobrażając sobie Zawilca biegnącego do mamusi po bliskim spotkaniu z jego "przyjaciółką". Ooo tak. Chciał być tego świadkiem. Może wtedy doceni jego geniusz. Zabrał się do pracy. Trzymając kij w pysku, zaczął grzebać nim w ziemi, aby wykopać roślinę. Była to ciężka praca, ale opłacalna. Uderzył kilka razy częścią drzewa w korzenie, a następnie urwał wielki liść z krzaków i przez niego chwycił roślinkę, wyciągając ją z ziemi. Przyjrzał się temu pięknemu i groźnemu okazowi. Był nieco za duży, by wnieść go po kryjomu do legowiska uczniów. Raz jeszcze chwytając patyk w pyszczek, zaczął uderzać nim w liście i łodygę. Ze zdziwieniem odkrył, że z niektórych uszkodzeń, zaczyna się sączyć jakaś substancja. Rozsądek nakazał mu pozostawienie tego w spokoju i łapką zgarnął tylko urwane części na większy liść, który urwał do wyciągnięcia rośliny. Powoli chwycił zawiniątko i podbiegł do legowiska uczniów. Z obserwacji wynikało, że Zawilcowa Łapa tu spał. Ale gdzie dokładnie? Zaczął węszyć. W środku było wyczuwalne mnóstwo zapachów. Skupił się na wychwyceniu tego należącego do ucznia. Bingo. To było gdzieś tu. Dla pewności obwąchał raz jeszcze to miejsce. Był pewien. Jeśli się pomylił, to inny nieszczęśnik padnie obiektem jego zemsty.
Wysypał zawarotść liścia na posłanie i przyklepał. Trochę za mało. Wybiegł szybko, trzymając się nisko, aby nikt nie zauważył jego knowań i wrócił pod zniszczoną roślinkę. Raz jeszcze nabrał liści na liść i wrócił do leża, wysypując pokrzywę na mech. Nie powinien tego zauważyć. Liście zlały się ładnie z tłem. Mógł więc ukryć się i czekać. Schował się tak, aby mieć dobry widok na całą scenę. Gdzie był ten wujek i jego ofiara? Niecierpliwił się coraz bardziej. W końcu zauważył jak dwa koty wracają z treningu. Dawaj... właź do środka. Idź spać. Gdzie leziesz po tą mysz lisi bobku?! W końcu po długim czekaniu i wyzywaniu ucznia, ten wszedł do środka. Tak! Z drwiącym uśmieszkiem czekał na całą akcję. Ale... coś chyba nie wyszło. Zawilcowa Łapa wszedł i od jakichś kilku minut nie krzyknął i nie uciekł jak podejrzewał. Co poszło nie tak? Wstał i już miał zajrzeć do środka, gdy czekoladowy kocur z wrzaskiem wystrzelił z wnętrza. Wszystkie oczy zwróciły się w stronę długowłosego, który podskakiwał i krzyczał, płosząc ptaki. Efekt był... powyżej jego oczekiwań. Zaśmiał się z komiczności całego zdarzenia. No Zawilcu... czy teraz uważasz, że roślinki są beznadziejne? Resztę dnia Zawilcowa Łapa spędził u medyczek, które zastanawiały się, gdzie poparzył się pokrzywą. Trójka będąc świadomy śledztwa, wyniósł mech z posłania ucznia, pozbywając się dowodów. Gdy objawy minęły, Zawilcowa Łapa wrócił cały i zdrowy. Nieufnie przyglądał się jednak swojemu posłaniu. Trójka podreptał w jego stronę.
- Co sie stało?
Czekoladowy spojrzał na niego, kalkulując po wyrazie pyszczka malucha, że ten jest zbyt zadowolony. Zwęził oczy, domyślając się kto jest sprawcą jego stanu.
- To byłeś ty?!
- Nie wiem o co ci chodzi... - uśmiechnął się niewinnie.
Po minię starszego wywnioskował, że zbytnio się nie dogadali. Szkoda. Chciał mu tylko pokazać, że nie należy lekceważyć jego darów.
Zawilec jeszcze dokładnie przeszył go wzrokiem i odszedł. Hmm... chyba przysporzył sobie wroga. Wątpił jednak, aby ten zemścił się w jakiś podobny sposób. W końcu nawet nie wiedział do czego służą roślinki. Pomimo ich piękna, mają też swoją mroczną stronę. I zamierzał wykorzystać tą wiedzę w przyszłości do swoich celów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz