Odsłoniła przed kociakiem wejście, sama włożyła łebek do środka. Część uczniów również wciąż leżała skulona na mchu. Melodyjka spojrzała kątem oka na swojego towarzysza, którego podekscytowany wyraz pyszczka lekko się zmieniał, jakby zawiedziony tym, co zobaczył. Chyba chciał coś powiedzieć, ale wtem znalazł się ktoś, kto najwyraźniej chciał pokrzyżować ich plany wspaniałego, potajemnego zwiedzania… w kociaki bowiem była wpatrzona para groźnych ślepi. No nie, któryś z terminatorów się obudził! Srebrny pisnął i odskoczył w tył, a szylkretka machinalnie zrobiła to samo. Zanim zdążyła jednak powiedzieć mu cokolwiek, ten rzucił się w stronę bezpiecznego żłobka, chyba zbyt przerażony tym widokiem.
— Hej, cekaj! — jęknęła, od razu podążając za nim. Nie chciała, żeby ich emocjonująca wycieczka skończyła się tak szybko z powodu jakiegoś głupiego ucznia.
Przekroczyła próg kociarni, z zawodem widząc, że Słonik wtulił się w wciąż śpiącą matkę, z lekka się trzęsąc. Podeszła do niego, przekrzywiając łebek.
— Słoniku, nie bój się tak no! To był tylko kot tak jak ty tylko tlochę fiększy, on nie zlobiłby nam nic złego — Kucnęła obok niego. — Śfiat jest naplafdę supel, nie mas się cego bać! Zlestą w lazie niebezpieceńsfa ja cię oblonię! A ten kot na pefno zalaz pójdzie i nic nam nie zlobi. Ucniofie od lazu po obudzeniu wychodzą na tlening — wyjaśniła. Kochała dzielić się ze wszystkimi swoją wiedzą, więc niewiedza towarzysza wręcz jej sprzyjała.
Z czasem trwania jej paplaniny kocurek wydawał się ufać jej coraz bardziej, aż w końcu, gdy skończyła, wstał. Melodyjka, usatysfakcjonowana z wyniku negocjacji, machnęła ogonem na znak, że mogą iść i wróciła do wejścia, przy nim jednak na chwilę przystanęła. Tak jak się spodziewała, terminator, który ich przyłapał już ruszał ku wyjściu z obozu z innym kotem obok siebie, pewnie mentorem, nawet nie oglądając się w stronę żłobka. Poczekała jeszcze moment, aż ci faktycznie wyszli, by chwilę później wystrzelić jak z procy, zatrzymując się jednak na środku polany, gdy zorientowała się, że srebrny za nią nie nadąża. Oj, będzie musiała go jeszcze wiele nauczyć.
— Patrz tam. — uniosła łapę na stertę kamieni przed nimi. — Tu jest stos zfierzyny. Pod tymi kamieniami koty chofają zdobyce z polofań, no a potem fsyscy mogą z nich zablać coś dla siebie — wytłumaczyła. — Ale tu nie ma nic do zfiedzania. Chodź dalej!
To mówiąc, skierowała się w stronę legowiska starszyzny. Owszem, teraz świeciło pustką, ale tatuś jej opowiadał, że gdy w klanie są starsi wojownicy, nie mogący już służyć jak dawniej, mieli oni prawo, a wręcz obowiązek, stać się starszym. Takowi podobno całe dnie tylko marudzili, ale za to potrafili opowiadać bardzo ciekawe historie. W sumie to dobrze by było, gdyby mieli takich w Klanie Burzy. Ale, skoro nie mają, a przeznaczony dla nich kąt obozu jest pusty…
— A tu jest legofisko stalsyzny — oznajmiła, stając przed kamiennym wejściem do niego. W środku nie było nawet mchu, ale co się dziwić, skoro nikt tam nie mieszkał? Od razu wychwyciła, że Słonik jest tym faktem mocno zawiedziony. — Na lazie nikogo tu nie ma, ale kiedy fojofnicy są już starzy to zostają stalsymi, nie polują, nie falcą i mieskają tu.
Weszła do środka, zachęcając towarzysza do tego samego. Kichnęła od unoszącego się w powietrzu kurzu. Było tu zupełnie tak, jakby nikt nigdy tu nie mieszkał… właściwie, Melodyjka wielokrotnie widywała to miejsce z dala, ale nigdy nie zdecydowała się tutaj przedrzeć. Nora wyglądała, jakby nikt o niej nie pamiętał, nikt do niej nie wchodził, nikt się nie interesował… i właśnie to obudziło w jej łebku nieziemski pomysł.
— Ej, Słoniku, skolo i tak nikogo tu nie ma… możemy przejąć to miejsce, to będzie taka taka nasa tajna baza! — zawołała z ekscytacją, obracając się w jego i oczekując na reakcję.
<Słoniku? :')>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz