Nie bardzo wiedząc, co robić, zapatrzył się w szumiącą wodę. Dzisiejszy wschód słońca był jakiś dziwny… Od samego rana myśli kocura biegły nieskładnie, czasami układając się w niemające sensu, złowróżbne zdania. Miał wrażenie, jakby czarny kruk siadł mu na grzbiecie, kracząc bez sensu prosto do ucha i mącąc mu w umyśle. Nawet rzeka zdawała się być przeciwko niemu, chichocząc złośliwie jasnymi strumieniami…
- U nóg jego darń zielona...
Drgnął i natychmiast spiął mięśnie, gotowy zaatakować. Gdzieś obok… Ktoś śpiewał? Kotka miała miły głos, było słychać uśmiech, ale jakiś taki… smutny.
- ...w głowach zimny głaz.
Dostrzegł ją. Była kolejnym elementem sprawiającym, że coraz mocniej zastanawiał się, czy po prostu jeszcze nie śpi. Szła przed siebie, śpiewająca i przystrojona kwiatami, nie zwracając uwagi, gdzie stawia łapy. Spojrzeniem błądziła gdzieś po niebie i zdawało się, że od długiego patrzenia w górę jej oczy nabrały ich jasnego, czystego koloru. I pachniała. Rzeką, łąką, kwiatami, błękitnym niebem. Rozpaczą i szaleństwem.
Musiała go wyczuć, bo zatrzymała się i uśmiechnęła, zwracając na niego niewidzące oczy.
- Może ty wiesz, gdzie on jest? - Kocur mógł teraz z całą pewnością stwierdzić, że kwiaty, którymi się przystroiła, były głównie fiołki i ruta, i jeszcze jakieś różowe, trochę podobne do stokrotki, których nazwy nie znał. - Dokąd poszli? - Zrobiła parę kroków, podchodząc bliżej niego. Zastygł w bezruchu, nie mając pojęcia jak się zachować. Wyglądała na nieszkodliwą, ale czy szalonym można ufać?
- O mój fiołeczku, tak wcześnie zdeptany, zielony listeczku ukochany - zanuciła, sięgając po wymyślony kwiat gdzieś pod jej łapami. Po jej pyszczku przebiegł gniewny grymas, ale szybko zniknął. Uśmiechnęła się do kocura smutno, jakby w końcu go zauważając.
- Kim jesteś? - Przyglądał jej się badawczo, próbując zrozumieć kogo ma przed sobą. Miał ledwo uchwytne wrażenie, że kotka jest mu w czymś bliska, ale nie potrafił tego wyjaśnić.
- Kimś, kim nie byłam, bo byłam taka jak ty, a ty nie będziesz taki jak ja - odparła, kołysząc się do melodii, którą tylko ona słyszała. - Chociaż nigdy nic nie wiadomo. - Drgnęła, jakby o czymś sobie przypominając. - Och! Jak mogłam cię zostawić, moja piosenko, moja piękna roślinko. - Jej ślepia znów zaszły mgłą, a ona zaśpiewała - Bądź zdrów, mój gołąbku!
Wilcze Serce milczał, gdy znów zrobiła parę kroków przed siebie, mijając go. Tajemnica, którą ze sobą niosła… Chciał ją poznać, ale nie potrafił. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach, analizując każde jej słowo, ale w końcu, ponosząc porażkę uznał, że to tylko opowieści wariatki. Tak było bezpieczniej.
Nagle kotka się odwróciła i uśmiechnęła do niego. Z zaskoczeniem dostrzegł w błękitnych ślepiach łzy. Otrzepała się, strącając z grzbietu parę kwiatów. Chwilę wodziła po nich wzrokiem, w końcu chwyciła w pyszczek dwa z nich i złożyła je przed kocurem.
- Przebity, przebita, przebite - wyszeptała patrząc mu prosto w oczy. Na dnie błękitu mieszkała rozpacz i świadomość nieuniknionego. Wzdrygnął się, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić, kotka już była kawałek od niego. Szła podskakując radośnie i jakby nigdy nic, śpiewała:
- Czyliż on już nie powróci? Nie, nie, on śpi w grobie, zaśnij i ty sobie.
Już on nigdy nie powróci.
- Zaczekaj! - zawołał, odzyskując jasność myśli, ale odpowiedział mu tylko chichot. Stał więc, gapiąc się w przestrzeń, tracąc z oczu szylkretową sylwetkę. Po dziwnym spotkaniu pozostały mu tylko dwa kwiaty: aksamitka i ruta. Wziął je i ruszył w powrotną drogę, czując się jak w koszmarze i w myślach prosząc, by ten wschód słońca skończył się jak najszybciej. Czarny kruk złych przeczuć zakrakał jeszcze donośniej, zadowolony.
<Część cytatów z Hamleta Szekspira>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz