Wszytko stało się tak nagle. Niebieskooka w niespełna uderzenie serce leżała na trawie, gnieciona uściskiem obcej samicy, która wyłoniła się z krzaków. Jej żółty wzrok przeszywał ciało liliowej kotki, tak jakby Sarnia Pręga była najgorszym wrogiem szylkretowej kotki.
„Lisi bobku?” przez jej umysł przemykały myśli jak błyskawica „Nikt mnie nigdy tak nie nazwał”. Sama do końca nie wiedziała co ów stwierdznie oznacza, ale samo porównanie jej do ekskrementów lisa było dla niej wystarczającą obrazą.
„Szpieg? Jaki szpieg?”
— Ja... — jęknęła, łapiąc haust powietrza — nie wiem kim jest Lisia Gwiazda — powiedziała, kierując spojrzenie prosto w głębie oczu szylkretki. Wyraz pyska Sarniej Pręgi był przepełniony szokiem i dezorientowaniem, jednak mimo wszytko nieznajoma samica nie dawała za wygraną. Zacisnęła uścisk jeszcze ciaśniej, niż przed chwilą.
— Nie łżyj — syknęła, mrużąc wrogo powieki. Sarnia Pręga zaczęła panikować. Coraz mniej powietrza miała w płucach. Czuła jak do oczu napływają jej łzy, rozmazujące widoczność, co tylko potęgowało jej stres.
— Płacz cię nie uratuje, lisi bobku — warczała nieznajoma. Niebieskooka postanowiła wykorzystać ostatni oddech, jakim w tamtym momencie dysponowała.
— Jestem Sarnia Pręga, moja matka nazywała się... — przerwała kaszląc — Różany Potok — jęczała, starając się nie tracić przytomności. Samica nad nią jakby przez chwilę myślała i poluźniła zaciśniętą łapę na gardle liliowej. Duszona samica natychmiast zaregowała chwytając desperacko powietrze w płuca. Sarnia Pręga miała szansę i ją wykorzystała. Wyrwała się obcej kotce, uderzając ją z całej siły w łeb. W oszołomieniu napastniczka puściła zupełnie gardło liliowej, aby jej oddać, jednak Sarnia Pręga natychmiast odbiegła od niej, robiąc chyba największego susa w jej życiu, który przyśpieszył jej drogę na pobliskie drzewo. Samica wbiła pazury w konar i natychmiast z prędkością wiatru wspięła się na jedną z wyżej osadzonych gałęzi, pomimo bolącego gardła od ucisku łapy. Atakująca nie była natomiast w tyle - ruszyła w pogoń na Sarnią Pręgą, nie dając jej za wygraną w tym koślawym pojedynku. Również wspięła się na drzewo, ale w ten czas niebieskooka zdążyła z niego zeskoczyć, odbiegając od całego miejsca zdarzenia. Biegła dopóki zapach obcej kotki nie stał się niemal niewyczuwalny. Gdy oddaliła się usiadła, dysząc ze zmęczenia.
„To był zły pomysł, okropny, co ja sobie myślałam?!” warczała na siebie w myślach „To było do przewidzenia. Każda zmiana tak okropnie się kończy” z tą myślą wstała i skierowała się do swojego drzewa. Spojrzała przez ramię, kierowana instynktem. W tle jakby majaczyła kocia sylwetka.
— No nie... — sapnęła samica, szykując pazury. Nie chciała ich używać, ale obca wręcz zmusiła ją do tego. Obiecała sobie w myślach, że ich użyje, ale tylko w akcie samoobrony. Nie chciała jej skrzywdzić. Już po paru chwilach trzykolorowa samica znowu biegła w stronę Sarniej Pręgi. Ta również miała wyciągnięte pazury. Niebieskooka przygotowała się do skoku i gdy ta druga była w odpowiedniej odległości skoczyła na nią, przewracając ją na suchą glebę. Nie zacisnęła łapy na jej szyi. Nie chciała być taka, jak jej przeciwniczka. Obca napastniczka wylądowała na prawym boku, więc Sarnia Pręga miała dogodną okazję, żeby natychmiast przycisnąć ją do ziemi, naciskają na jej, tym samym ją unieruchamiając przednie łapy, co oczywiście uczyniła.
— Czego jeszcze chcesz?! — syknęła Sarnia Pręga, czując, że sytuacja niechybnie się tylko pogarsza.
— Nie chcę was skrzywdzić — przemogła się na dłuższą wypowiedź — Nie wiem kim jest Lisia Gwiazda, nawet nie w jakim miejscu do końca jestem.
<Nostalgio?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz