- Dobrze – powiedziała Zachodzący Promyk, ze zdziwieniem słysząc w swoim własnym głosie ciepłą nutę. Czyżby coś było z nią nie tak? Kiedy ostatnio była dla kogokolwiek, prócz Węgorza i swoich dzieci, miła? Przymknęła oczy, nie znajdując odpowiedzi. Chyba dawno.
- Na dzisiaj wystarczy – powiedziała buraska, kątem oka wpatrując się w Świszczącą Łapę. Niebieski stał ze spuszczoną głową, ewidentnie niezadowolony z przegranej walki. Zachód wzruszyła nieznacznie ramionami, a jej uwaga ponownie skupiła się na uczennicy.
Miała lekkie wrażenie, że w ślepych oczach Tańczącej Łapy pojawił się zadowolony błysk…
***
Tak, jak podejrzewała, całkiem polubiła treningi z Tańczącą Łapą. Dawna uczennica Jastrzębia była pilna, pełna ambicji i determinacji. Pod pewnymi względami przypominała ją samą sprzed śmierci Zaskrońcowego Syku, energiczną, pełną życia i tak samo upierdliwą. Czarna vanka darzyła ją szacunkiem, chociaż bura kotka czuła się trochę jak jej cień. Jak resztki tego, co zostało z dawnego Zachodzącego Promyka. Musiała jednak przyznać, że pierwszy księżyc szkolenia przeminął bardzo szybko.
Buraska przymknęła oczy, napawając się ciepłem wieczornym promieni zachodzącego słońca.
- Szybko robisz postępy. Mam wrażenie, że ślepota w ogóle ci nie przeszkadza – powiedziała ostrożnie Zachodzący Promyk. Nie chciała dotknąć drażliwego tematu, ale Tańcząca Łapa tylko machnęła ogonem.
- Bo nie przeszkadza – Zachód zdążyła się już przyzwyczaić do chłodnego i niskiego tonu głosu Tańczącej Łapy. Owinęła ogon wokół łap i przykucnęła, z zamkniętymi oczami chciwie łapiąc ciepłe promienie chowającego się za linia horyzontu słońca. Gdy odwróciła się z powrotem do czarno-białej, zielone ślepia dawnej samotniczki zdawały się szukać czegoś bardzo daleko stąd. Czyżby nasłuchiwała? Ale czego? Śpiewu wiatru, szelestu traw? Czy to właśnie był jej sposób na orientację w terenie?
- Masz ładne oczy – powiedziała Zachodzący Promyk i ugryzła się w język. Oh, Zachodzie, mogłabyś zacząć myśleć! Czyżbyś ze złośliwej i bezczelnej kocicy nagle zaczęła obsypywać wszystkich komplemencikami? Końcówka ogona córki Brzozy zadrżała ze zdziwieniem – To znaczy, ekhm. Są paskudne. Rozlazłe. Ale… Ale mogłyby być jeszcze paskudniejsze.
Tańcząca Łapa uśmiechnęła się sarkastycznie i trzepnęła ogonem w ziemię.
- Mimo wszystko cieszę się, że nie widzę twoich.
Przez chwilę siedziały w ciszy.
- A zastanawiałaś się kiedyś, jaki kolor mają twoje oczy?
- Nie musiałam. Mają Z-I-E-L-O-N-Y kolor. Zapamiętaj, Zachodzący Promyku. Z-I-E-L-O-N-Y. Może jestem ślepa, ale nie upośledzona. Miałam mnóstwo czasu, żeby się kogoś spytać. Mało tego, potrafię dokładnie określić ich barwę. Szelest świeżych liści ma zielony kolor.
- Na dzisiaj wystarczy – powiedziała buraska, kątem oka wpatrując się w Świszczącą Łapę. Niebieski stał ze spuszczoną głową, ewidentnie niezadowolony z przegranej walki. Zachód wzruszyła nieznacznie ramionami, a jej uwaga ponownie skupiła się na uczennicy.
Miała lekkie wrażenie, że w ślepych oczach Tańczącej Łapy pojawił się zadowolony błysk…
***
Tak, jak podejrzewała, całkiem polubiła treningi z Tańczącą Łapą. Dawna uczennica Jastrzębia była pilna, pełna ambicji i determinacji. Pod pewnymi względami przypominała ją samą sprzed śmierci Zaskrońcowego Syku, energiczną, pełną życia i tak samo upierdliwą. Czarna vanka darzyła ją szacunkiem, chociaż bura kotka czuła się trochę jak jej cień. Jak resztki tego, co zostało z dawnego Zachodzącego Promyka. Musiała jednak przyznać, że pierwszy księżyc szkolenia przeminął bardzo szybko.
Buraska przymknęła oczy, napawając się ciepłem wieczornym promieni zachodzącego słońca.
- Szybko robisz postępy. Mam wrażenie, że ślepota w ogóle ci nie przeszkadza – powiedziała ostrożnie Zachodzący Promyk. Nie chciała dotknąć drażliwego tematu, ale Tańcząca Łapa tylko machnęła ogonem.
- Bo nie przeszkadza – Zachód zdążyła się już przyzwyczaić do chłodnego i niskiego tonu głosu Tańczącej Łapy. Owinęła ogon wokół łap i przykucnęła, z zamkniętymi oczami chciwie łapiąc ciepłe promienie chowającego się za linia horyzontu słońca. Gdy odwróciła się z powrotem do czarno-białej, zielone ślepia dawnej samotniczki zdawały się szukać czegoś bardzo daleko stąd. Czyżby nasłuchiwała? Ale czego? Śpiewu wiatru, szelestu traw? Czy to właśnie był jej sposób na orientację w terenie?
- Masz ładne oczy – powiedziała Zachodzący Promyk i ugryzła się w język. Oh, Zachodzie, mogłabyś zacząć myśleć! Czyżbyś ze złośliwej i bezczelnej kocicy nagle zaczęła obsypywać wszystkich komplemencikami? Końcówka ogona córki Brzozy zadrżała ze zdziwieniem – To znaczy, ekhm. Są paskudne. Rozlazłe. Ale… Ale mogłyby być jeszcze paskudniejsze.
Tańcząca Łapa uśmiechnęła się sarkastycznie i trzepnęła ogonem w ziemię.
- Mimo wszystko cieszę się, że nie widzę twoich.
Przez chwilę siedziały w ciszy.
- A zastanawiałaś się kiedyś, jaki kolor mają twoje oczy?
- Nie musiałam. Mają Z-I-E-L-O-N-Y kolor. Zapamiętaj, Zachodzący Promyku. Z-I-E-L-O-N-Y. Może jestem ślepa, ale nie upośledzona. Miałam mnóstwo czasu, żeby się kogoś spytać. Mało tego, potrafię dokładnie określić ich barwę. Szelest świeżych liści ma zielony kolor.
***
Zachodzący Promyk przystanęła i wciągnęła powietrze, cichym głosem poganiając Tańczącą Łapę. Vanka w kilku zwinnych susach zrównała się ze swoją mentorką, resztę uwagi poświęcając otoczeniu.
- Już dawno powinnam z tobą o tym porozmawiać – powiedziała chłodno Zachodzący Promyk – Ale pewnie miałaś okazję usłyszeć o tym od jakiegoś ucznia. Żyjemy w klanach i przestrzegamy kodeksu wojownika. Nie wolno opuszczać nam własnych granic i pałętać się po terenach innego klanu. Wojownicy gardzą także łatwych życiem piecuchów. Myślę, że to jest mało interesujące, więc przejdę od razu do rzeczy. Leśne koty wyróżnia wiara w Klan Gwiazdy. Kot klanowy raczej powinien wierzyć w swoich przodków. – Gdy uczennica otworzyła mordkę, by coś powiedzieć, Zachodzący Promyk uciszyła ją syknięciem – Uprzedzę twoje pytanie. Mnie absolutnie nie obchodzi, czy wierzysz, czy też nie. To twoja indywidualna sprawa. Chciałam ci tylko powiedzieć.
Tańcząca Łapa po krótkiej chwili skinęła głową. Jej niewidzące oczy wpatrywały się w krzew znajdujący się długość lisa przez kocicami. Buraska również powędrowała tam spojrzeniem i pisnęła, mocno podekscytowana. Ciche poruszenie, trzask łamanej gałązki i zapach myszy. Niewątpliwie Tańcząca Łapa wytropiła tego dnia zwierzynę szybciej niż ona sama. Zachód nachyliła się i wyszeptała czarno-białej wprost do ucha:
- Upolujesz ją? Chcę zobaczyć twoje postępy.
<Tańcząca Łapo? Wybacz, że tyle tych skipów>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz