– A ja zobaciyłem dzisiai śatło! – pochwalił się Słonik kładąc się między Bluszcz a Orlikiem.
– Naplawde? – spytała z niedowierzaniem Mniszek i zaczęła się wiercić. – Ja teś cę!
– Może jutro, teraz idźcie już spać – mruknęła Koniczynka i przykryła kociaki ogonem.
Bluszcz aż otworzyła pyszczek z wrażenia. Jej brat był… Tam na zewnątrz?
– Jak tjam bylo? – szepnęła nie dowierzając.
– Mnóśtwo zieci! I duzio dolośłych kotóf! Melodiyjka mnie ziablała – zaczął opowiadać. – Ona jeśt baldzio fajna!
– Ale ci zazdlościę! – jęknęła szylkretka. – Teś bym chciała ziobaciyć cio tam jeśt.
– Musiś ulośnąć! – napuszył się z dumy Słonik, a jego głos z podekscytowania stał się dużo głośniejszy. – Tylko duzie koty mogom tjam iść. Tjak powjedziała Melodiyjka!
– Kwiatuszki, idźcie już spać – miauknęła Koniczynka delikatnie znudzona. – Jak zaśniecie przyjdzie kolejny dzień i znów będzie mogli się bawić.
Bluszcz uznała, że mama ma rację, więc odwróciła się tyłem do brata i wygodniej ułożyła.
– Doblanoc – mruknęła cicho i zamknęła oczy.
***
Następnego dnia obudziła się jako pierwsza z rodzeństwa, co bardzo ją zdziwiło, bo zwykle było odwrotnie. W żłobku panował jeszcze jako-tako spokój, choć niektóre starsze kociaki też były już na łapach. Zwróciła uwagę na szylkretową kotkę, która wstała właśnie i rozmawiała ze swoją mamą, Kwitnącą Polaną. Nie była pewna, ale wydawało jej się, że to jest Melodyjka, o której wspominał Słonik. Może… Może gdyby do niej zagadała ją też zabrałaby na zewnątrz…? Nie, zaraz odrzuciła od siebie tę myśl. Przecież Słonik mówił, że musi najpierw urosnąć. No i… Czuła, że trochę się boi, tego, co może się czaić poza bezpieczną kociarnią. Ale, skoro Słonik tyle opowiadał o kotce, to musiała przecież być fajna! Bluszcz poczuła, że bardzo chce, żeby starsza kotka ją też lubiła. Podczas kiedy ona tak się wahała, Melodyjka odwróciła się w jej stronę i spojrzała na nią zdziwiona. No tak, w końcu wpatrywała się w nią już od dłuższego czasu. Zrobiło jej się głupio, więc wstała i podeszła do córki Kwitnącej Polany.
– Um… Cieść – miauknęła niepewnie. – Tjo ty jeśteś Melodiyjka, plawda? Mój blat baldzio ciem lubi, więć teź chciałam ciem poźnać – wytłumaczyła zawstydzona.
Miała tylko nadzieję, że nie zrobiła od razu bardzo złego pierwszego wrażenia.
<Melodyjka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz