BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Iskrzący Krok x Szczawiowy Liść. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Iskrzący Krok x Szczawiowy Liść. Pokaż wszystkie posty

27 sierpnia 2022

Od Szczawiowego Liścia CD. Lisiej Łapy (Iskrzącego Kroku)

dawno temu

    Jego wróg, bo inaczej nazwać Lisiczki nie mógł, doczekał mianowania na wojowniczkę. Szczawiowy Liść obserwował ceremonię z niezadowoleniem na pysku. Nawet nie dołączył do wiwatowania. Dla niego kotka nie zasłużyła na tą szczególną i ważną rangę. Jedynie krew Lisiej Gwiazdy dawała nadzieję, że okaże się pomocna dla klanu. 
    Wątpił, żeby mogli znaleźć porozumienie. On i Lisiczka (jak nadal ją nazywał) zwyczajnie się nie dogadywali. Nawet jeśli kocur próbował być dla niej miły, to kotka go odtrącała. Nie umieli ze sobą rozmawiać od praktycznie zawsze, rywalizując dodatkowo o uwagę Barwinkowego Podmuchu i wzajemna niechęć rosła. Szczawiowy Liść uznał, że woli ją widzieć jako wroga niż starać się z nią zaprzyjaźnić. Mogliby się po prostu mijać w klanie, ale to byłoby zbyt proste.
   Obserwował jak koty, które miały dołączyć do patrolu, zbliżają się coraz szybszym krokiem, gdy z pysku nowej wojowniczki wypłynęły nieprzyjemne słowa. Zmrużył oczy z gniewu. Jego liliowy ogon instynktownie się zjeżył. Ponieważ odeszła, zanim zdążył jej odpowiedzieć, musiał poczekać na odpowiedni moment podczas patrolu.
    Znalazł taki dopiero w drodze powrotnej. Akurat szli na końcu i miał okazję nachylić się na tyle nisko, żeby wojowniczka mogła poczuć jego oddech przy swoim uchu.
    - Twój "tata" nazywa się Lisia Gwiazda. - uśmiechnął się fałszywie. - Barwinek należy do mnie. Nie zabronisz mi tego i nigdy mi nie dorównasz. Radzę ci uważać gdzie stawiasz łapy. 
Specjalnie po wejściu do obozu, udał się do Barwinka. I specjalnie zamierzał z nim długo rozmawiać.

***

Wraz z tym jak mijały księżyce, jego podejrzenia wobec Iskrzącego Kroku przybierały na sile. Obserwował ją z czujnością. Zawsze. Uważał, że sprowadzi na klan nieszczęście, że nie jest mu wierna i nawet związek z Olchowym Sercem nie sprawił, że przestał być podejrzliwy. Nienawidził kotki i to uczucie zapłonęło mocniej w chwili, gdy to ona została zastępcą. Szczawiowy Liść oczywiście pragnął tej pozycji. Chciał wspiąć się na najwyższe stanowisko w klanie, stać się jego przywódcą. Ale Lew i Mięta nie potrafili docenić jego wspaniałości, oddania i waleczności. Był wściekły. 
    Nadal polował, trenował ucznia (do czasu) i ćwiczył walkę, przy okazji doskonaląc swoje zdolności. Usuwał się stopniowo z życia klanu, bardziej skupiając na sobie i swoich zaletach. I tak czas mijał.

06 stycznia 2021

Od Lisiej Łapy (Iskrzącego Kroku) CD Szczawiowego Liścia

 Prychnęła, rzucając mu pogardliwe spojrzenie, po czym zakryła mordkę ogonem. Nie chciała mieć z tym palantem nic a nic wspólnego. Czasem się zastanawiała, dlaczego Barwinkowy Podmuch jeszcze mu nie wklepał tak bardzo, że ten liliowy kapuś obudziłby się kilkanaście dobrych księżyców później. Nie darzyła wojownika ani gramem szacunku, można było powiedzieć, że wielokrotnie miała ochotę napluć mu w pysk, jednakże zawsze się hamowała. A teraz musiała siedzieć z nim w tej ciasnej przestrzeni. Chyba na głowę upadł, skoro myślał, że będzie chciała się z nim jakkolwiek zaprzyjaźnić.

* * *
Mimo tego, że bardzo lubiła Lwią Grzywę, to jednak miała ochotę sprzedać mu kopa za wyznaczenie jej na poranny patrol, który miał się odbyć niemalże zaraz po tym, jak zakończyła czuwanie po swojej ceremonii na wojowniczkę. Mimo wszystko kotka odetchnęła z ulgą, że nie musi już nosić obrzydliwego imienia nadanego przez ojca tylko takie, które w stu procentach ją odzwierciedlało. 
— Jak czuwanie? — Iskrząca myślała, że strzeli sobie w łeb, widząc fałszywy uśmieszek na pysku Szczawiowego Liścia. Średnio obchodziło ją, że kocur faktycznie uśmiechał się szczerze, dla niej był to po prostu fałszywy gest. Skrzywiła mordkę, odliczając w duchu do dziesięciu. Myślami powróciła do obietnicy Wróblowego Serca, jeszcze dwa wschody słońca i się spotkają. Odetchnęła ciężko.
— Jakoś. Żyję, jak widać — odparła zdawkowo, ani myśląc, by prowadzić dalej konwersację. Odwróciła pyszczek, wypatrując Omszonej Mordki, Miodowej Chmury i Okoniowej Płetwy, którzy mieli dołączyć do nich na patrolu.
— Nadal będziesz taka obrażona? No weź, przecież jesteśmy z jednego klanu! — miauknął liliowy, robiąc krok w przód.
— No i? Nie będę robić niczego na siłę — prychnęła, widząc jednak, że trójka kotów zbliża się w ich kierunku, ściszyła głos do szeptu — A, odwal się też od mojego taty, a nie za nim latasz — mruknęła, po czym wstała, uśmiechnęła się w stronę Okoń. Zamieniła z kotką kilka słów i cała grupa ruszyła.

< Szczaw? Amgry kiddo >

07 grudnia 2020

Od Szczawiowego Liścia CD. Lisiej Łapy

 Śmierć Rubinowego Kamyka była niespodziewana. Żłobek stał się miejscem kwarantanny. Szczawiowy Liść z żalem pomyślał o siostrze i siostrzeńcu. Nie będzie mógł ich odwiedzić, ani nawet przynieść zwierzyny. Uderzył ogonem o ziemię. Klan Gwiazdy po raz kolejny postawił Klan Klifu przed wyzwaniem. I owszem, mógł to zrozumieć, w końcu byli najlepsi i jedynymi godnymi. Jednak z nieprzyjemnością śledził przebieg choroby.
Do legowiska chorych trafiało coraz więcej kotów. Medycy mieli łapy pełne roboty. Na Szczawiowego Liścia również przyszła pora. Niewiele dni po śmierci Żywicznej Mordki zaczął kasłać. Katar nieprzyjemnie drażnił jego nos, jednak to właśnie kaszel stanowił problem. Został wysłany na odbycie ogromnej nudy i odpoczynku od obowiązków, żeby się zregenerować, do właśnie legowiska chorych. Szczawiowy Liść był pewny, że kwestią czasu było jego wyzdrowienie.
Leżał na legowisku z mchu, leniwie obserwując ruch kamyka, który co jakiś czas popychał z jednej strony na drugą. Nuda. Jedna wielka nuda. Liliowy stęknął pod nosem. Wolał wrócić do codziennej rutyny. Zbliżało się Zgromadzenie, lepiej żeby szybko stanął na łapy. Kaszlnął. Głupi kaszel. 
- Hej, Lisia Łapo, co tam słychać? 
Nie mając zbyt dużo do roboty, postanowił zagadać do córki Lisiej Gwiazdy. Zgadywał, że nie cierpiała po śmierci ojca. Była jednak jedną z pierwszych kotów, które złapały kaszel i jej stan był dość ciężki, co pokazywało długie grzanie tyłka wśród chorych, zamiast latać po lesie z nowych mentorem, którym stał się Łabędzi Plusk. Przeszył go dziwny dreszcz. Mają tego samego mentora. Jaki mały jest ten świat. Pewnie Lisia Łapa będzie miała równie ciekawe wspomnienia, co on sam, chociaż wątpił żeby uczennica walczyła z rybojadem, co najwyżej da mu kwiatka. Złośliwa uwaga przeszła mu przez głowę. Usiadł, owijając ogon wokół łap. 
- Nie musisz się interesować. - stwierdziła, prychając na jego widok. Odwróciła pyszczek jasno dając do zrozumienia, że nie jest zainteresowana rozmową. 
Szczawiowy Liść wywrócił oczami.
- No nie przesadzaj. Jesteśmy z jednego klanu, chcąc lub nie musimy się dogadać. - miauknął wojownik. Zmrużył oczy. - Słyszałem, że twoim mentorem został Łabędzi Plusk. Uczył mnie. Powinnaś być zadowolona. Masz mentora, który wyszkolił to cudo. - ogonem dotknął swojej klatki. 
Lisia Łapa podniosła się, gotowa zapewne rzucić jakąś ciętą uwagę, gdy po obozie rozległ się krzyk. Szczawiowy Liść wyjrzał na zewnątrz, rozglądając się prędko w poszukiwaniu sprawcy dźwięku. Poczuł przy sobie obecność Lisiej Łapy. Oboje obserwowali jak skała spada na głowę Wschodzącej Łapy. Uczennica upadła na ziemię. Z potężnej rany rozlał się strumień krwi, brodzący ziemię obok. Zmiażdżony łeb nie przypominał już tego ślicznego, którym lubiła się chwalić Cyprysowa Szyszka opowiadając o córce. Teraz wojowniczka przystanęła przy córce i próbowała ją histerycznie obudzić. Nie dało to jednak żadnego efektu. Wschodzącej Łapy już nie było na tym świecie. 
- Za dużo ostatnio śmierci. - stwierdził chłodno, wycofując się do środka legowiska. 


<Lisiczko? Musik> 

18 października 2020

Od Lisiej Łapy CD Szczawiowego Liścia

Zerknęła na wojownika ze złością, wymijając go. Nie zamierzała utrzymywać kontaktu z chłopcem na posyłki jej ojca. Machnęła końcówką ogona, ukazując na kilka uderzeń serca zęby. Łapy odmawiały jej posłuszeństwa po dzisiejszym treningu wspinaczki. Ojciec wypruwał z niej siódme poty, nie odstępował na krok a jeśli już Lisia Łapa myślała, że na chwilę uwolniła się spod jego łap, to pojawiał się kolejny przydupas lidera, mający na celu kontrolować każdy, nawet najdrobniejszy je ruch. Zerknęła w stronę, gdzie zachodziło słońce. Silny wiatr potargał jej sierść a sama kotka westchnęła cicho. Miała cichą nadzieję, że spotka jeszcze kiedyś tego wilczaka, wydawał się być miły, co podważało teorię jaką jej wpajano już od młodości. A ona była gotowa ją obalić. Tak dla samej siebie.

*i cyk czasy kwarantanny*
Wychyliła się z wejścia, słysząc raban w obozie, jej przydługie uszy sterczały nasłuchując każdy, nawet najmniejszy szmer. Żywiczna Mordka podszedł do kotki, rzucając jej pytające spojrzenie. Lisiczka wzruszyła jednak barkami, przyglądając się zbieraninie kotów.
— Coś złego stało się w żłobku — szepnęła, wychylając się jeszcze bardziej. Widziała jak Miodowy Obłok oraz Czerńcowy Mrok odciągają zrozpaczoną Tęczową Zatoczkę, która wydawała z siebie szloch przypominający agonię. Lisiczka skuliła się odruchowo, czując jak mimowolnie łzy napływają jej do oczu. Nie rozumiała cos się stało aż tłum się nie przerzedził. 
Zatrzymała powietrze w sobie na kilka uderzeń serca, nie potrafiąc uwierzyć w to, co jej oczy zobaczyły.
Ciało Rubinowego Kamyka leżało bez życia. Dookoła były jeszcze świeże plamy krwi, oczy kotki były wybałuszone, jakby zaraz miały jej wypaść z oczodołów. Pysk wykrzywiony w grymasie miał jeszcze czerwone, zaschnięte plamy wokół nosa.
— J-ja n-n-n-ee-e w-w-wie-em-m... — usłyszała drżący głos zrozpaczonej kotki, którą Sokole Skrzydło starał się wypytać o szczegóły najdelikatniej, jak tylko był w stanie. Szylkretka przełknęła zalegającą gulę w gardle. Słyszała szepty, przepychania między kotami, że to kara od klanu gwiazdy. Czuła na sobie kilka nienawistnych spojrzeń.
A co jeśli... to ona była wszystkiemu winna?
Jej wzrok z ciała przeniósł się na Szczawiowego Liścia, który wpatrywał się w zmarłą z nieodgadnionym wyrazem pyska. Zaraz później zapadła decyzja - cała kociarnia miała kwarantannę. Nikomu nie można było tam wchodzić ani wychodzić. Najgorsze było w tym wszystkim to, że Rubinka nawet nie wykazywała oznak choroby. Czerwony kaszel wywołał u niej jeden, silny atak...
Uczennica załkała, trzęsąc się z przerażenia. Nie chciała umierać...

< Szczawiowy Liściu? >

03 października 2020

Od Szczawiowego Liścia CD. Lisiej Łapy

Głos Lisiej Gwiazdy odbił się echem po obozie. Szczawiowy Liść siedzący spokojnie przy legowisku wojowników, podniósł się z miejsca. Dołączył do tłumu, pomału zbierającego się pod miejscem przemówień. Rudy lider wpatrywał się we wszystkich czujnym spojrzeniem. Szczawikowi zdawało się w tamtej chwili, że potrafi wyczytać każdą myśl, nawet tę najdrobniejszą. Ciekawe o co mogło chodzić. Może chciał powiadomić o wczorajszym zamordowaniu Słodkiego Języka?
Jednak gdy lider rozpoczął przemowę, Szczawik od razu zrozumiał, że chodzi o mianowanie kociaków Lisiej Gwiazdy. O księżyc wcześniej. Owinął ogon wokół łap, słuchając uważnie każdego słowa. Zdębiał na moment, gdy dotarło do niego, że lider wypowiedział jego imię.
Po raz trzeci mógł zostać mentorem. Lisia Gwiazda wiedział, że sobie poradzi. Szczawiowy Liść uśmiechnął się dumny i wyszedł do przodu, dotykając się nosem z Wronią Łapą. Nie trenował wcześniej kotek, ale nie zmieni zasad treningowych i sprawi, że wyrośnie na świetną wojowniczkę.
Kwaśna Łapa otrzymał Berberysową Bryzę, natomiast Lisia Łapa swojego ojca. Syn Żywicznej Mordki poczekał, aż wszystko dobiegnie końca, zanim zwrócił się do Wrony.
- Jutro o wschodzie słońca wezmę cię na trening. Gratuluję, masz najlepszego mentora na całym świecie. - mrugnął do niej zawadiacko, zanim odszedł w tylko sobie znaną stronę, pozwalając uczniom nacieszyć się sobą. Od jutra rozpocznie się ciężka praca.

***

*po Zgromadzeniu*

Tak jak obiecał, o wyskoku Lisiej Łapy na Zgromadzeniu, nie wspomniał Lisiej Gwieździe. Sam miał oko na córkę lidera, gdyby ta próbowała wymknąć się na granicę z rybojadami. Kolejne Zgromadzenie było bardzo ciekawe i liliowy nie żałował, że się na nim pojawił. Poza pilnowaniem młodzików, uciął sobie też pogawędkę z Poranną Zorzą, dawnym asystentem klifiaków, ale również wyedukował Zimorodkową Łapę, Lisią Łapę i tego no, dziwnie uśmiechniętego wilczaka, jak powinni podrywać. Był genialny!
Chociaż Pora Nagich  Drzew wciąż działała niejednemu na nerwy, wykonywał swoje obowiązki najlepiej jak umiał. Śnieg kiedyś stopnieje, zastąpiony przez trawę. Powróci większa ilość zwierzyny, a Klan Klifu znowu pokaże swoją potęgę.
Zauważył Lisią Łapę, która właśnie wróciła do obozu zmęczona po treningu. Lisia Gwiazda był wymagającym mentorem, z tego co słyszał. Podszedł do niej powoli.
- No i jak ci idzie szkolenie? 


<Lisiczka?> 

28 września 2020

Od Lisiczki (Lisiej Łapy) CD Szczawiowego Liścia

Odwróciła wzrok, ignorując zupełnie obecność Szczawiowego Liścia, nie miała ani trochę ochoty oglądać pyska liliowego. Zabronił jej iść do mamy a to wystarczyło, by znielubić wojownika. Ten mówił coś do niej, jednakże Lisiczka nie słuchała. Schowała mordkę w swoim puchatym ogonie, błagając, by ten poszedł sobie. Był taki, jak jej ojciec. Był straszny, jeszcze na domiar złego uważał Lisią Gwiazdę za dobrego lidera! Calico mimowolnie zadrżała, próbując nie zwymiotować. Chude ciałko drżało pod wpływem silniejszego wiatru, który wkradał się do kociarni. W końcu Szczawiowy Liść chyba odpuścił próbę nawiązania kontaktu z młodą, bo gdy Lisiczka się odwróciła, jego już nie było.
Niebo było już ciemne, zaś gwiazdy świeciły swoim dziwnym blaskiem. Cały żłobek pogrążony był we śnie, podobnie jak cały klan. Dało się słyszeć jedynie szepty między kotami, które udawały się na patrol. Lisiczka przywarła do ziemi, gdy ciszę zakłóciło bolesne syknięcie. Później wszystko działo się potwornie szybko. Słodki Język wpadająca do kociarni i zabierająca maluchy tłumacząc im w pośpiechu, że tutaj nie są bezpieczni i muszą uciekać do niejakiej "cioci pstrąg". Minęli nieprzytomnego Miodową Chmurę, obok którego leżał kamień. 
Słodki Język pospieszała ich nerwowo, powtarzając, że im szybciej będą na miejscu, tym lepiej. Lisiczka wraz z Wronką dreptała obok matki, zaś Kwaśny był niesiony w pysku.
— M-mamo... — szepnęła przerażona, gdy obcy zapach się nasilał. 
— Już, już, zaraz będziemy w domu — szepnęła stawiając Kwaśnego na ziemi, po czym popchnęła go lekko łapą. Kocurek kichnął, robiąc kilka kroków do przodu. Czarno-biała kocica odetchnęła jakby... z ulgą? Nadal jednak niespokojnie poruszała końcówką ogona, pospieszając młode — Szybciej, Lisiczko — syknęła przerażona, gdy usłyszała w oddali trzask łamanej gałązki. Popchnęła całą trójkę mocno do przodu, samemu przekraczając granicę. Na jej pyszczku gościł uśmiech, jednak nie ten, którego znała z czasów, gdy razem z mamą siedziały w żłobku. Ten miał w sobie coś, co młoda opisałaby jako strach, aczkolwiek nie była pewna, czy byłoby to adekwatne.
— Oddaj kocięta Słodki Języku! — teraz zrozumiała dlaczego płaskopyska tak bardzo ich ponaglała! Widok Szczawiowego Liścia wraz z jej ojcem, którzy wyłonili się z mroku ani trochę jej nie uspokoił ani nie ucieszył. Przełknęła ślinę, która gromadziła się w jej mordce. 
— Nie! Prędzej zginę! Jesteśmy już nocniakami! Nie klifiakami! Wychowam je w klanie nocy! Nauczę jakimi potworami są klifiaki!
— Zdrajczyni!
— Po moim trupie!
— Słodki Języku, nie pogarszaj swojej sytuacji!
— Zostaw nas! Dosyć krzywdy już im zrobiłeś! Jesteś potworem!
— Jak nie chcesz po dobroci... to zaraz zobaczysz CO TO ZNACZY KRZYWDA!
— Nie! Proszę nie! NIE!
Obserwowała całe zdarzenie ze łzami w oczach. Próbowała wyrwać się, chcąc desperacko pomóc matce, gdy ojciec łapał kotkę za gardło i szarpał nią niczym szmacianą lalką, jednakże Szczaw oraz jeszcze inny kot siłą odciągnęli kocięta od krwawego zajścia. Smród śmierci, krwi oraz czegoś, czego nie potrafiła zidentyfikować wkradł się do jej głowy skutecznie otumaniając szylkretkę. Z szeroko otwartymi żółtymi ślepiami wpatrywała się w walczącą o życie Słodki Język. Była medyczka gryzła i drapała, próbując się wyrwać z uścisku szczęk partnera. Desperacko zerkała na swoje dzieci, łzy spływały po jej pysku spadając na ziemię. 
Lis z satysfakcją wlepiając wściekłe, niemalże czarne ślepia, w Lisiczkę potrząsnął gwałtownie łbem, wypuszczając przeciwniczkę z pyska.
Ciało Słodkiej upadło na ziemię bez życia.
Skręcił jej kark.
— Mamo! — wyrwała się spomiędzy łap kocura, pędząc w stronę ciała ze łzami w oczach. W ostatniej jednak chwili została złapana za skórę na karku przez ojca — P-puść! Z-zostaw! M-mama tam została! — piszczała przerażona.
— Idziemy. Nie jesteśmy na naszym terenie — mruknął rudzielec, odwracając się i jakby nigdy nic ruszył na tereny klanu klifu, zostawiając zwłoki na widoku.
Tak, jakby nigdy nic się nie zdarzyło...
* * *
Kolejnego dnia Lisia Gwiazda wezwał klan, z dumą oznajmiając, iż nastał dzień, by jego potomstwo zostało mianowane. Nie wiedziała jaki stosunek do tego miało jej rodzeństwo, lecz calico ani trochę się nie cieszyła. Wyobrażała sobie ten dzień jako coś... coś cudownego. Z mamą u boku, która żarliwie gratulowałaby całej trójce. Z ojcem mówiącym jaki jest z nich dumny... Spuściła główkę, wpatrując się we własne łapy. Czuła obrzydzenie do siebie. Do tego jak wygląda, jak bardzo podobna jest do ojca, jakie imię nosi.
Miała ochotę się schować, uciec stamtąd, wrócić do czasów, gdy była szczęśliwa razem z mamusią... Wronia Łapa, Kwaśna Łapa a na sam koniec ona... Lisia Łapa. Czuła się tak, jakby wydano na nią wyrok. Miał ją nauczać jej własny ojciec.
Serce Lisiczki zabiło szybciej. Pierwszy raz w życiu poczuła czystą nienawiść.

< Szczawiku? > 

25 września 2020

Od Szczawiowego Liścia CD. Lisiczki

Nie mógł słuchać dłużej słów Słodkiego Języka. Jakiego domu? Tutaj był dom! W Klanie Klifu! Liliowy kocur zerknął na skołowaną Lisiczkę. Dobrze wiedział, że Lisia Gwiazda nie pozwoli odejść dawnej medyczce Klanu Nocy, a już zwłaszcza ich potomstwu. To nie byłoby w stylu lidera. Machnął ogonem, chcąc tym gestem uciszyć królową. Nie był oczywiście bez serca i błagania Lisiczki sprawiły, że przez chwilę miał ochotę ją wpuścić, ale jako lojalny klifiak, trzymał się ustalonych zasad. Zwłaszcza, gdy polecenia padły z pyska najwyższego rangą. Może to będzie dla jej dobra? A może wręcz przeciwnie?
— Wystarczy! — syknął do Słodkiego Języka, jeżąc sierść. Kotka posłała mu tak smutne spojrzenie, że przez chwilę sam stanął na miejscu Lisiczki, wyobrażając sobie w roli czarnej Berberysową Bryzę. Na szczęście mama była wspaniałą, wierną i odważną zastępczynią i wiedział, że nigdy nie zostanie jej przypięta łatka zdrajcy.
Obserwował jak Słodki Język ponownie się kładzie, krzywiąc z bólu, zanim zwrócił pomarańczowe ślepia na Lisiczkę. Ciągle stała. Wpatrywała się w niego prosząco, chcąc chociaż na moment zostać z matką i zadać jej tak wiele pytań. Albo po prostu przytulić do jej futra. Szczawiowy Liść pokręcił głową.
— Wróć do Cyprysowej Szyszki. Lisia Gwiazda może wrócić z patrolu w każdej chwili. Nie chce żebyś dostała burę za opuszczanie żłobka. — westchnął wojownik. Pochylił się. — Przekaże twojej mamie, że ją kochasz. Ale teraz musisz już zmykać, Lisiczko.
Koteczka dalej spoglądała na niego wielkimi ślepiami.
— No dobrze. — burknęła.
Kocur napiął mięśnie, w skupieniu obserwując, jak kocie wraca do żłobka. Usiadł ponownie, pilnując wejścia do legowiska starszych, gdzie Słodki Język właśnie zapadła zmęczona w sen.
— Po jakiego tak ryzykowałaś? Aż tak ci tutaj źle? — mruknął do siebie, myśląc o decyzji o ucieczce dawnej medyczki Klanu Nocy. Pokręcił łbem z rezygnacją i zająć się dalszym pilnowaniem.

***

Wieczór nadszedł wyjątkowo szybko. Szczawiowy Liść został zwolniony z warty, którą przejął teraz Lwia Grzywa. Wojownik spędził sporo czasu w legowisku medyka, przez ugryzienie szczura, ale teraz było po wszystkim. Liliowy mógł skupić się na posiłku. Dorwał niewielką mysz, rozpoczynając radosną konsumpcje pysznego, świeżego mięsa.
— Zaniesiesz coś Cyprysowej Szyszce? — usłyszał obok siebie dobrze znajomy mu głos. Podniósł wzrok, a jego ślepia spotkały się z tymi należącymi do Rumiankowej Pręgi. Nie wyglądała najlepiej. 
Zmrużył podejrzliwie oczy.
— Co jest?
— Sokole Skrzydło powiedział, że się odwodniłam. Idę nad strumień. — miauknęła, delikatnie się uśmiechając. Minęła syna Żywicznej Mordki, który bez ociągania chwycił dorodną wiewiórkę i skierował się do żłobka. 
Wchodząc od razu owiał go zapach mleka oraz przyjemnego ciepła. Liliowy odłożył posiłek przy łapach kotki, przy okazji mając zamiar przyjrzeć się kociakom. Wschód spała, natomiast Wronka siłowała się z Lisiczką. Kwaśny obserwował mech. Szczawiowy Liść usiadł, owijając ogon wokół łap. Nie minęło dużo czasu, aż jego pojawienie się, przyciągnęło uwagę jednej z córek Lisiej Gwiazdy.
— Witaj ponownie. — miauknął do Lisiczki. 


<Lisiczko?>
Wyleczeni: Lwia Grzywa, Rumiankowa Pręga

21 września 2020

Od Lisiczki CD Szczawiowego Liścia

Bała się. Po prostu się bała, była tak maleńka a już doświadczyła tego potwornego odczucia. Lisiczka nie wiedziała, co jest z jej ojcem nie tak, w końcu z początku był taki kochany i czuły. Opowiadał im bajki, dawał buziaki im i mamie... Byli rodziną, zwykłą kocią rodziną. Dlaczego więc niemalże z dnia na dzień wszystko się zepsuło? Dlaczego mamusia miała ałka a tata był zły? Kotka nie rozumiała jeszcze jak świat potrafi być okrutny, nadal wierzyła, że to tylko chwilowe, że tatuś Lisia Gwiazda ma po prostu zły okres w życiu i jest smutny. Że to wszystko przejdzie... Kichnęła, spoglądając na Wschodzika, która przypominała bardziej maleńką fasolkę aniżeli kociaka takiego, jak ona. Ostrożnie szturchnęła małą łapką, na co Cyprysowa Szyszka syknęła cicho, przywołując do siebie młodszą o wiele księżyców siostrę.
— Lisiczko, tak nie wolno — pouczyła ją, mimo zmęczenia na szylkretowym pyszczku pojawił się łagodny uśmiech. Koteczka zwiesiła główkę. Nie chciała przecież źle! Pokiwała jedynie główką, oznajmiając, iż zrozumiała przekaz starszej, po czym zaczepiona przez Wronkę rzuciła się w wir zabawy wraz ze Zgubą, chcąc odciągnąć myśli od tego, że nie ma przy nich mamy. 
Na marne.
Widok smętnie spoglądającego w jeden punkt Kwaśnego przypomniał jej o wszystkim. Jakoś wyrwała się spod łap szylkretowej siostry, która miauknęła rozeźlona, jednak zaraz znalazła zastępczynię do mocowania w postaci Paskudy, która po stracie matki na przekór wszystkiemu stała się trochę bardziej żywsza. Lisiczka wlepiała złote ślepka w brata, po czym upewniając się, że królowe zajęte są rozdzielaniem lejących się kociąt, czmychnęła czym prędzej. Ku jej zaskoczeniu natrafiła na coś zimnego, mokrego a jednak miękkiego. Zaciekawiona skoczyła, a gdy upadła, zapadła się niemalże aż po same pędzelki. Pokręciła noskiem, gdy biały puch ją załaskotał. Napięła wątłe mięśnie, po czym skoczyła.
Raz.
Drugi.
Trzeci.
Aż nabrała wprawy i zgrabnie, jak na nieporadnego kociaka, poruszała się w tym dziwnym białym czymś. Na całe szczęście ścieżki wydeptane przez koty nadal nie pozostały zakryte przez spadający z nieba puch. Taką też dróżką dotarła do legowiska, gdzie przebywała mamusia. Jakiś liliowy duży kot zasłaniał jej widok. Szylkretka wychyliła się, widząc za nim czarno-białą kupę futra poowijaną liśćmi oraz pajęczynami. Przełknęła ślinę, gdy kocur się odezwał. 
— Lisia Gwiazda jasno się wyraził. Nie możesz jej odwiedzić, Lisiczko. Wracaj do Cyprysowej Szyszki. Nie chcesz chyba, żeby była na ciebie zła? — na słowa starszego pokręciła główką, nadal próbując robić maślane ślepka. Właściwie... skądś go kojarzyła. Przysiadła na śniegu, czując jak ten mrozi jej tyłek. Dlaczego oni wszyscy traktowali teraz Cyprys tak, jakby była jej mamą? Pokręciła główką, czując, jak powoli w jej oczkach zbierają się łzy. 
— Nie — bąknęła niewyraźnie — T-tęsknię za m-mamą. Ja... j-ja tylko n-na ch-chwilkę... — szepnęłą, robiąc krok w przód — J-jesteś p-przyjac-cielem w-wujka B-barwinka, p-prawda? — miauknęła cichutko, licząc, że wspomnienie o kocurze cokolwiek da.
— Twój tata wyraził się jasno, nie możesz tam wchodzić — Szczawiowy Liść był jednak niesamowicie nieugięty, najwidoczniej postanowił sobie za cel wykonanie rozkazu jej ojca. Ciche stęknięcie wydobyło się ze środka.
— Sz.. czaw-wi.. ku... P-proszę — stęknęła Słodki Język podnosząc się. W półmroku wyglądała jak jakiś potwór, którym karmicielki straszą swoje niesforne kocięta. Szylkretka odruchowo skuliła się, zasłaniając mordkę puchatą kitą. Syn Berberys zamarł na chwilę, wpatrując się intensywnie w ślady łap pozostawione na śniegu. Skrzywił pyszczek, mrucząc coś pod nosem. Końcówka jego ogona niespokojnie uderzała o grunt.
— Nie. Dostałem rozkaz i będę się go trzymał — miauknął surowo — Powinnaś już iść do kociarni, Lisiczko — dodał zaraz, biorąc głębszy wdech. Płaskopyska zadrżała, podnosząc się.
— W-szys-stko będzie dobrze skarbie. Naprawię wszystko! Niedługo będziemy w domu! Obiecuję! To się skończy! — miauknęła zrozpaczona, nim liliowy zainterweniował.
Jak to... będą w domu? Lisiczka wycofała się przerażona. Przecież... oni byli w domu... Prawda?

< Szczawiku? >

Od Szczawiowego Liścia

Kasztanowa Łapa po nieposłuszeństwie, które pokazał podczas ucieczki za Barwinkowym Podmuchem, a potem sprzeciwem wobec mentora, nie mógł liczyć na ani chwilę spokojnego oddechu. Szczawiowy Liść przyspieszył ich szkolenie, żeby tylko kocurek jak najszybciej został wojownikiem. Kasztan nie mógł liczyć na taryfę ulgową. Musiał być szybszy, silniejszy, bystrzejszy od pozostałych terminatorów. Szczawik większą uwagę skupiał na jego łowieckich ruchach, a gdy coś było nie tak, Kasztanowa Łapa musiał powtarzać w nieskończoność, aż wreszcie zrobił to poprawnie. Podobnie tyczyło się co do powtórek z kodeksu i zapachów. Również nie szczędził zabierania kocurka na patrole oraz naukę młodzika jeszcze lepszego systemu walki. Kasztanowa Łapa był więc wykończony. Od razu po powrocie ze szkolenia, o ile nie czekał nocny patrol, kładł się w swoim posłaniu, zasypiając w sen. Szczawiowy Liść wiedział jednak doskonale, że tylko w taki sposób, młody nabierze większego szacunku co do zasad. 
Szczawiowy Liść akurat tego dnia, dał mu jednak wolne. A było to spowodowane jedynie tym, że Lwia Grzywa go o to poprosił, a jakoś liliowemu nie chciało się wykłócać ze starszym wojownikiem. Syn Berberysowej Bryzy zgłosił się więc do pilnowania Słodkiego Języka, przebywającej dalej w legowisku starszych. Kotka nosiła na ciele wiele ran i każdy doskonale wiedział, jak bardzo teraz jest oszpecona. Wśród klifiaków roznosiły się różne plotki, ale jedno było pewne: zrobił to Lisia Gwiazda.
Co na to Szczawik? Nic. Nie wtrącał się w sprawy wujka. Widocznie Słodki Język zasłużyła. Nie traktował jej jak klifiaczki, powinna wykazać się większym podziękowaniem, że Lis zapewnił jej lepsze życie, niż wśród rybojadów. Lojalność liliowego w żadnym razie nie zmalała. 
Kocur siedział przy wejściu do legowiska starszych, skąd dobiegał go cichy szloch Słodkiego Języka. Oczywiście chciałby ją jakoś pocieszyć, ale ona była intruzem, a dla takich często nie było wyjścia. Szczawiowy Liść ciaśniej owinął ogon wokół łap. Siedząc na śniegu, czuł nieprzyjemne zimno, natomiast mocny wiatr rozwiewał jego najpiękniejszą na świecie sierścią. Pora Nagich Drzew przyniesie ze sobą wiele wyzwań. Mu już teraz było zimno. 
Czujne ślepia wojownika wychwyciły ruch. Mały kształt wymknął się ze żłobka i kryjąc się w cieniu rzucanym przez drzewa, podążyła w jego stronę. Od razu rozpoznał kociaka. Jedno z dzieci Lisiej Gwiazdy i Słodkiego Języka. Była ich trójka. Chociaż właściwie czwórka, jednak jedno nie przeżyło. Wronka, Kwaśny i Lisiczka. To właśnie ona zatrzymała się przy jego łapach, wbijając w niego wielkie, proszące ślepia. 
Westchnął. 
- Lisia Gwiazda jasno się wyraził. Nie możesz jej odwiedzić, Lisiczko. Wracaj do Cyprysowej Szyszki. Nie chcesz chyba, żeby była na ciebie zła? - miauknął liliowy, jak tylko najdelikatniej umiał. W końcu była to córka wujka i do tego mały kociak, rozdzielony z matką. 


<Lisiczko?>