dawno temu
Jego wróg, bo inaczej nazwać Lisiczki nie mógł, doczekał mianowania na wojowniczkę. Szczawiowy Liść obserwował ceremonię z niezadowoleniem na pysku. Nawet nie dołączył do wiwatowania. Dla niego kotka nie zasłużyła na tą szczególną i ważną rangę. Jedynie krew Lisiej Gwiazdy dawała nadzieję, że okaże się pomocna dla klanu.
Wątpił, żeby mogli znaleźć porozumienie. On i Lisiczka (jak nadal ją nazywał) zwyczajnie się nie dogadywali. Nawet jeśli kocur próbował być dla niej miły, to kotka go odtrącała. Nie umieli ze sobą rozmawiać od praktycznie zawsze, rywalizując dodatkowo o uwagę Barwinkowego Podmuchu i wzajemna niechęć rosła. Szczawiowy Liść uznał, że woli ją widzieć jako wroga niż starać się z nią zaprzyjaźnić. Mogliby się po prostu mijać w klanie, ale to byłoby zbyt proste.
Obserwował jak koty, które miały dołączyć do patrolu, zbliżają się coraz szybszym krokiem, gdy z pysku nowej wojowniczki wypłynęły nieprzyjemne słowa. Zmrużył oczy z gniewu. Jego liliowy ogon instynktownie się zjeżył. Ponieważ odeszła, zanim zdążył jej odpowiedzieć, musiał poczekać na odpowiedni moment podczas patrolu.
Znalazł taki dopiero w drodze powrotnej. Akurat szli na końcu i miał okazję nachylić się na tyle nisko, żeby wojowniczka mogła poczuć jego oddech przy swoim uchu.
- Twój "tata" nazywa się Lisia Gwiazda. - uśmiechnął się fałszywie. - Barwinek należy do mnie. Nie zabronisz mi tego i nigdy mi nie dorównasz. Radzę ci uważać gdzie stawiasz łapy.
Specjalnie po wejściu do obozu, udał się do Barwinka. I specjalnie zamierzał z nim długo rozmawiać.
***
Wraz z tym jak mijały księżyce, jego podejrzenia wobec Iskrzącego Kroku przybierały na sile. Obserwował ją z czujnością. Zawsze. Uważał, że sprowadzi na klan nieszczęście, że nie jest mu wierna i nawet związek z Olchowym Sercem nie sprawił, że przestał być podejrzliwy. Nienawidził kotki i to uczucie zapłonęło mocniej w chwili, gdy to ona została zastępcą. Szczawiowy Liść oczywiście pragnął tej pozycji. Chciał wspiąć się na najwyższe stanowisko w klanie, stać się jego przywódcą. Ale Lew i Mięta nie potrafili docenić jego wspaniałości, oddania i waleczności. Był wściekły.
Nadal polował, trenował ucznia (do czasu) i ćwiczył walkę, przy okazji doskonaląc swoje zdolności. Usuwał się stopniowo z życia klanu, bardziej skupiając na sobie i swoich zaletach. I tak czas mijał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz