BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Sprawa znikających kotów w klanie nadal oficjalnie nie została wyjaśniona. Zaginął jeden ze starszych, Tropiący Szlak, natomiast Piaszczysta Zamieć prawdopodobnie został napadnięty przez samotników. Chodzą plotki, że mogą być oni połączeni z niedawno wygnanym Czarną Łapą. Również główny medyk, przez niewyjaśnioną sprawę został oddalony od swoich obowiązków, większość spraw powierzając w łapy swojej uczennicy. Gdyby tego było mało, w tych napiętych czasach do obozu została przyprowadzona zdezorientowana i dość pokiereszowana pieszczoszka, a przynajmniej tak została przedstawiona klanowi. Czy jej pojawienie się w klanie, nie wzmocni już i tak od dawna panującego w nim napięcia?

W Klanie Klifu

Niedźwiedzia Siła i Aksamitna Chmurka przepadli jak kamień w wodę! Ostatnio widziano ich wychodzących z obozu w towarzystwie Srokoszowej Gwiazdy, kierujących się w nieznaną stronę. Lider powrócił jednak bez ich dwójki, ogłaszając wszystkim, że okazali się zdrajcami i zbiegli. Nie są już mile widziani na terenach Klanu Klifu. Srokosz nie wytłumaczył co dokładnie się tam stało i nie zamierza tego robić. Wkrótce po tym wydarzeniu, podczas zgromadzenia, z klanu ucieka Księżycowy Blask - jedna z córek zbiegłej dwójki.

W Klanie Nocy

Srocza Gwiazda wprowadza władzę dziedziczną, a także "rodzinę królewską". Po ciężkim porodzie córki i śmierci jednej z nowonarodzonych wnuczek, Srocza Gwiazda znika na całą noc, wracając dopiero następnego poranka, wraz z kontrowersyjnymi wieściami. Aby zabezpieczyć przyszłe kocięta przed podzieleniem losu Łabędź, ogłasza rolę Piastunki, a zaszczytu otrzymania tego miana dostępuje Kotewkowa Łapa, obecnie zwana Kotewkowym Powiewem. Podczas tego samego zebrania ogłasza także, że każdy kolejny lider Klanu Nocy będzie musiał pochodzić z jej rodu, przeprowadza ceremonię, podczas której ona i jej rodzina otrzymują krwisty symbol kwitnącej lilii wodnej na czole - znak władzy i odrodzenia.
Nie wszystkim jednak ta decyzja się spodobała, a to, jakie efekty to przyniesie, Klan Nocy może się dowiedzieć szybciej niż ktokolwiek by tego chciał.
Zaginęły dwie kotki - Cedrowa Rozwaga, a jakiś czas później Kaczy Krok. Patrole nadal często odwiedzają okolice, gdzie ostatnio były widziane, jednak bezskutecznie

W Klanie Wilka

klan znalazł się w wyjątkowo ciężkiej sytuacji niespodziewanie tracąc liderkę, Szakalą Gwiazdę. Jej śmierć pociągnęła za sobą również losy Gęsiego Wrzasku jak i kilku innych wojowników i uczniów Klanu Wilka, a jej zastępca, Błękitna Gwiazda, intensywnie stara się obmyślić nowa strategię działania i sposobu na odbudowanie świetności klanu. Niestety, nie wszyscy są zadowoleni z wyboru nowego zastępcy, którym została Wieczorna Mara.
Oskarżona o niedopełnienie swoich obowiązków i przyczynienie się do śmierci kociąt samego lidera, Wilczej Łapy i Cisowej Łapy, Kunia Norka stała się więzieniem własnego klanu.

W Owocowym Lesie

Zapanował chaos. Rozpoczął się wraz ze zniknęciem jednej z córek lidera, co poskutkowało jego nerwową reakcją i wyżywaniem się na swoich podwładnych. Sprawy jednak wymknęły się spod całkowitej kontroli dopiero w momencie, w którym… zniknął sam przywódca! Nikt nie wie co się stało ani gdzie aktualnie przebywa. Nie znaleziono żadnego tropu.
Sytuację pogarsza fakt, że obaj zastępcy zupełnie nie mogą się dogadać w kwestii tego, kto powinien teraz rządzić, spierając się ze sobą w niemal każdym aspekcie. Część Owocniaków twierdzi, że nowy lider powinien zostać wybrany poprzez głosowanie, inni stanowczo potępiają takie pomysły, zwracając uwagę na to, że taka procedura może dopiero nastąpić po bezdyskusyjnej rezygnacji poprzedniego lidera lub jego śmierci. Plotki na temat możliwej przyczyny jego zniknięcia z każdym dniem tylko przybierają na sile. Napiętą atmosferę można wręcz wyczuć w powietrzu.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Nowa zakładka „maści - pomoc” właśnie zawitała na blogu! | Zmiana pory roku już 28 kwietnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 stycznia 2023

Od Szczekuszki do Ginu

Podrosła trochę i mimo wciąż wczesnego wieku nareszcie zyskała zdolność zręcznego poruszania się. Nadszedł więc czas, w którym powinna pokazać swoją dominację nad tymi żałosnymi przybłędami. Tego dnia specjalnie wstały z samego rana, postanowiając wcielić swój plan w życie. 
Nieopodal krańca ich terytorium siedziało Skaza, wygrzewające się w plamie słońca, mając przy tym zamnknięte oczy. Szczekuszka wzięła głęboki wdech i ruszyła w jego stronę. Jednak im bardziej się zbliżały, tym bardziej chwiejnie stawiały następne kroki. Arlekin był ogromny – mógłby je udusić jednym ściśnięcięm łapy, gdyby tylko miał na to ochotę. Po chwili zawahania srebrna mimo wszystko wyprostowała się, uniosła wysoko głowę i kontynuowała swoją misję. W końcu jeśli będzie wyglądać i brzmieć wystarczająco groźnie, to nawet największy kot nie odważy się jej nic zrobić. Miała wręcz przygotowany specjalny tekst, jakim zaatakuje burego złodzieja, odbierającego jej to, co im się należało. Wyrażenie to słyszała od potwornie strasznego mieszkańca miasta. Goniąc ranną mysz, przypadkiem zapędziła się na terytorium kocura, czego nie odebrał on za dobrze. Kiedy na nią warknął, poczuła tak ogromne przerażenie, że od razu stamtąd uciekła, biegnąc szybciej niż kiedykolwiek. Inna kotka obserwująca tę sytuację wydawała się wręcz sparaliżowana takim rozwojem wydarzeń.
Szczekuszka teraz zamierzała osiągnąć ten sam – o ile nie bardziej zjawiskowy – efekt, powtarzając słowa, jakie poprzednio wywołały u niej tyle emocji. 
Przełknęła ślinę, gdy znalazła się tuż obok monstrum. Najeżyła krótkie futrerko, mrużąc przy tym oczy z pogardą. Była gotowa na wszystko. 
— Hej, ty! — zawołała swoim piskliwym głosikiem najgłośniej jak umiała. Można w nim było wyczuć nutę drżenia, za co od razu skarciła się w umyśle. Chrząknęła więc znacząco, przybierając jeszcze bardziej groźny i rozwścieczony wyraz pyska. — Chcesz wypierdol?
Skaza, ku zaskoczeniu czarnej, przekrzywiło głowę na bok i po chwili uśmiechnęło się szeroko. 
— Co to wpierdol? 
Ale głupia. Taka stara, a nawet nie wiedziała co to znaczy. Jeszcze szczerzyła się bez powodu. Srebrna jednak lekko drgnęła ogonem, gdy zdała sobie sprawę, że ona sama nie zna dokładnego znaczenia tego słowa.
— To… to coś strasznego! — wykrzyknęła dramatycznie. — Do końca życia będzie cię prześladować!
— O! Jak ja Wypłosza? — pomachał wesoło ogonem. 
Spojrzały na niego z konsternacją, po czym skrzywiły się.
— Nie, to gorsze niż cokolwiek co w życiu cię spotkało — warknęły, uderzając ogonem w ziemię dla większego wydźwięku. — A teraz wynoś się z mojego miejsca, jeśli nie chcesz tego doświadczyć na swojej skórze!
Przybłęda mrugnęła i przeturlała się trochę na bok, robiąc miejsce w słońcu dla trumfującego kociaka. 
To było prostsze niż myślała! Dopiero co rozpoczęła swój plan, a już wszystko szło po jej myśli. Była genialna. 
Położyła się tam, rozciągając się.
— Co się tak gapisz? — syknęły, gdy Skaza nadal stało obok, przyglądając im się. — Idź stąd. — Dojrzała małe zadrapanie na łapie burego i stwierdziła, że musi przetestować kolejną groźbę. — Bo inaczej… wyssam z ciebie krew! — Obnażyła kły. — I wtedy uschniesz i umrzesz!
— Och! Nie sądzę żeby tak się dało? — poszło spojrzeniem po śladzie Szczekuszki i uniosło łapę, by na nią zerknąć. 
No nie! Czemu tym razem nie dali się nabrać? Żałowała, że przed chwilą nie obrała innej taktyki, ale teraz już nie mogła się wycofać. 
— Da się, zrobiłam tak takiemu jednemu — zadeklarowała, czując jak napinają się jej mięśnie. — Też miał żółte oczy tak w ogóle.
Wpatrywała się wyczekująco w arlekina z położonymi po sobie uszami, licząc, że ustąpi.
— ...Komu? Tu nikt nie przychodzi.
Czemu akurat teraz musiała zacząć używać swojego łba?
Srebrna wydała z siebie gardłowy warkot, bo nie bardzo wiedziała co odpowiedzieć. Wysunęła pazury, chcąc wyglądać groźniej. 
A to idiotyczne coś wciąż patrzyło na nią pytająco. 
— Ktoś obcy tu był pod naszą nieobecność? — zaniepokoiło się, jedno ucho kierując zapobiegawczo w inną stronę, przeszukując pobliskie tereny. — Krokus o tym wie?
Serce wyraźnie zaczęło bić im szybciej. Nie zamierzały być przesłuchiwane przez jakiegoś bezwartościowego wyrzutka, a tym bardziej angażować w sprawę swoją rodzinę. Oni nie mogli wiedzieć.
— Nie zwierzamy się takim jak ty. Odejdź, jeśli nie chcesz pogorszyć swojej i tak marnej sytuacji. — Zmarszczyły mocno brwi, za wszelką cenę starając się, aby panika nie wkradła się na ich twarz.
— Dobrze, dobrze, pójdę jeśli chcesz — sapnęło i wstało, kierując się między pobliskie drzewa. 
Odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się szeroko, gdy Skaza zeszła im z pola widzenia. Udało się! Mimo, że w pewnym momencie popełniły błąd, wydostały się z trudnej sytuacji perfekcyjnie, bez najmniejszego zadraśnięcia. Były do tego stworzone. Wygrywały, wygrywają, i będą wygrywać jeszcze więcej! To one tu rządziły.

***

Skaza okazało się nie być takie straszne, co tylko dodało im pewności siebie. Podeszła do nich z nowym oraz odważniejszym pomysłem jak mogłaby im uprzykrzyć życie. Wyraz twarzy starała się zachować neutralny, nie mogła jeszcze zdradzić swoich intencji. 
— Schyl głowę — zarządziła, stając naprzeciw zdziwionego przygłupa. 
Kot z lekkim zmieszaniem powoli wykonał polecenie. Szczekuszka omal nie prychnęła. Jaka oferma! Dopadła do jego ucha i wbiła w nie ostre kiełki. Smak krwi na jej języku zdecydowanie nie był przyjemny, omal nie zareagowała skrzywieniem się. Jednak to najlepsze na co mogła wpaść. Czasami wręcz żałowała, iż jest niebinarna, tylko dlatego, że przez to nie była w stanie specjalnie nazwać Skazy kotką, czy dziewczyną. Zdecydowanie nienawidziła burego i powinna bez zahamowań używać takiej formy, żeby go zranić. Coś jednak silnie powstrzymywało ją przed nawet dłuższym rozważaniem tego pomysłu i nie cierpiała siebie za to. Postrzegała to tylko i wyłącznie jako słabość. 
Arlekin pisnął, co spowodowało u nich przypływ satysfakcji. Szarpnęły za skórę, którą chwyciły w pysk, ciągnąc do tyłu. Już miały ochotę się zaśmiać, gdy nagle usłyszały zbliżające się kroki. Natychmiast puściły ucho Skazy i obróciły się by ujrzeć tożsamość swojego kata. Wszystkie włoski sierści stanęły jej dęba, gdy okazała się nim być sama Krokus. Widziała już wcześniej taką furię wymalowaną na jej twarzy, ale praktycznie zawsze była ona skierowana wobec Sójki. Szczekuszka zawsze mogła odwrócić wzrok. 
Nie tym razem. 
Skuliła się, podwijając ogon od siebie i wstrzymując oddech. Matka wyrosła przed nią, rzucając cień na miejsce, w którym wcześniej świeciło słońce. 
— Co ty wyprawiasz! — syknęła, pochylając pysk blisko swojej potomkini. — Widzę, że masz wielką ochotę porozmawiać ze mną na osobności. 
Serce podskoczyło czarnej do gardła, kiedy rodzicielka brutalnie chwyciła ją za kark. Szczeknęła zaskoczona nagłym straceniem gruntu spod łap. Krokus ruszyła przed siebie, zapewne zamierzając zanieść je do jakiegoś zaułka. 
To koniec. 
Ich matka wiedziała o wszystkim! I oczywiście postrzegała to jako coś złego, mimo, że kompletnie nie miała racji. Omamiona przez te pasożyty, nie potrafiła ujrzeć prawdy. 
To wszystko ich wina. 
A teraz Szczekuszka została upokorzona przed wrogiem i zaraz pewnie ukarzą ją już do końca życia. Skończy tak jak Sójka! Ze zdewastowaną reputacją, nielubiana, odizolowana od reszty i samotna. Podczas gdy one próbowały tylko ochronić swoją rodzinę! Czemu nikt nie mógł im zaufać? 
Łzy mimowolnie zaczęły spływać jej po policzkach. To żałosne. Powinna to przewidzieć. Powinna przewidzieć ryzyko! 
Po raz pierwszy tak zawiodła. 
Pisnęła, gdy nagle uderzyła o ziemię. Z lęku i wstydu przed burą z całej siły zaciśnięła zacisnęły powieki. Musiała ukryć pod nimi te okropnie zaczerwienione, łzawiące ślepia. 
Rodzicielka jednak nie zamierzała odpuścić. Przewróciła kocię na plecy i położyła łapę na ich szyi. 
— Otwieraj oczy — rozkazała. — I nie becz jak do ciebie mówię. 
Srebrna ostatni raz pociągnęła nosem i wykonała polecenie starszej. Małe ciałko drżało pod jej wielką łapą. 
— Co ty sobie myślisz?! — wrzasnęła cętkowana. — Co gdyby babcia to zobaczyła?! 
— A-ale to Skaza zaczęło! — zapiszczała na swoją obronę, oddychając szybko. 
— Masz jeszcze czelność kłamać mi prosto w mordę? — Przycisnęła małą mocniej do ziemi.— Uważasz mnie za głupią? 
Musiała widzieć całą sytuację! 
Szczekuszka zawyła mimo woli, a jej ciałem wstrząsnęła kolejna fala łez. 
Dostały srogą, okrutnie niesprawiedliwą burę na temat ich zachowania oraz poglądów. Nigdy jej zapomną, choćby chciały. Wniosek jednak był z niej jeden – jeśli chciały pozbyć się adoptowanych, musiały być dyskretniejsze. Sprytniejsze i inteligentniejsze. Przemoc fizyczna zwracała na siebie zbyt wiele oczu, a przynajmniej na razie. 
Mimo okropnego strachu, jakiego wówczas doświadczyły, nie zamierzały poddać się w samym centrum pola bitwy. 
Ponieważ nic nie liczyło się bardziej od pełnego bezpieczeństwa ich i ich rodziny. 

***

Pobyt u obcych istot był okropny. Cały czas chciały ją macać, jakby uważały je za darmową wycieraczkę ich ohydnych łapsk. Odpuścili w pewnym momencie, ale to nie uczyniło egzystencji w tym miejscu dużo lepszej. Karmili je jakimiś suchymi bobkami, które zdecydowanie nie wyglądały atrakcyjnie. Przez pierwsze dni za żadne skarby nie chciała tego nawet tknąć, mimo ciągłego nacisku ze strony Skazy. Wówczas okropnie skręcało się jej w żołądku, ale nie było to też uczucie, do którego nie były przyzwyczajone. Końcowo jednak potrzeba bycia silną fizycznie wygrała nad dumą i kiepskim wyglądem potrawy. 
Skaza z drugiej strony radził sobie świetnie, jakby w ogóle nie przeszkadzało mu utknięcie tutaj. Zmienił nawet swoje imie na te od dwunożnych. Parszywy zdrajca. Zrobiłby to samo co Wypłosz i Blanka, gdyby tylko miał wtedy taką okazję. Co gorsza jeszcze się do niej kleił, jak jakiś nawiedzony. Odpychała go za każdym razem. Nie była jakąś przystanią dla bezdomnych. 
Najbardziej irytującą ich rzeczą, pozostawał jednak fakt, że w tym wieku już dawno powinni mieć ukończony trening. Obecnie byłaby już dorosłą członkinią ich grupy, przydatną i wyszkoloną najlepiej ze wszystkich, o czym zawsze marzyły. Po wielu gorzkich nocach, które spędziły na przeklinaniu własnego losu oraz tej durnej bezsilności, wreszczie doszły do wniosku, że nie mogą tak dłużej wytrzymać. I choć nienawidziły Skazy z całego serca, to przeszło ono szkolenie i powinno być w stanie ich czegoś nauczyć. W końcu Szczekuszka nie śmiałaby szukać reszty rodziny, tylko po to, aby ujrzeli kompletne jej zacofanie oraz brak umiejętności. 
Podeszła śmiało do arlekina, nawet nie myśląc o tym, by dać mu jakiekolwiek wybór. 
— Hej śmieciu. — Uderzyła tą ofermę z całej siły w ramię, podkreślając tym swoją przewagę. — Chcesz się wreszcie na coś przydać?
Zdezorientowany współokator już otworzył pysk, jednak srebrna nie pozwoliła mu wymówić choćby jednej sylaby. 
— Nie odpowiadaj, to nie propozycja. — Uśmiechnęła się krzywo. — Słuchaj, mam dość siedzenia w tej dziurze. Powinnam już dawno zacząć szkolenie, a nie potrafię nawet upolować zwykłej myszy. Ty za to ukończyłoś swoje. — Uniosła znacząco brew. — Jesteś zresztą współodowiedzialna za głód panujący przez księżyce w mojej rodzinie oraz za nieszczęście, jakie nas potem spotkało. Powinnaś się jakoś odkupić, po tym wszystkim co zrobiłaś. Dlatego będziesz mnie uczyć najlepiej jak potrafisz, dopóki stąd się nie wyrwiemy. — Nonszalancko przekrzywiła głowę, świdrując Skazę wzrokiem. — Umowa stoi?

<Mentorze niewolniku?>

[przyznano 5%]

Od Goryczkowego Korzenia CD. Mrocznej Gwiazdy

Goryczkowy Korzeń zmarszczyła nos. Czemu miałaby się nie zadawać z Kuną? Przecież bura była niezwykle mądra i piękna, i zabawna, i przyjazna… Czemu Mroczna Gwiazda uznawał ją za niewystarczającą?
– A-ale… Kuna wydaje się taka dobra – mruknęła cicho i natychmiast tego pożałowała, widząc, jak wyraz pyska przywódcy tężeje.
– Kunia Norka jest słabą osobą niewartą przyjaźni. To nie jest kwestia podlegająca dyskusji. Jeśli uważasz jej naiwność i „dobroć” za dobre cechy, być może nie ma dla ciebie miejsca w Klanie Wilka – z jego gardła wydobyło się ciche warknięcie. Szylkretowa zadrżała, czując, jak strach ściska jej płuca.
– Przepraszam, nie chciałam podważać tego, co mówisz. – Zwiesiła głowę ze wstydem. Czy naprawdę musiała zrezygnować z przyjaźni z Kuną? Nie, nie mogła tego zrobić. Nikt inny nie sprawiał, że czuła się, jakby w każdej chwili mogła się wzbić w powietrze. Nikt inny nie był dla niej tak dobry i miły. Nawet jeśli było w niej coś, co wymagało poprawy (w co Goryczka mocno wątpiła), wojowniczka zamierzała jej w tym pomóc. – Postaram się zrobić wszystko, o co mnie prosisz. Sprawię, że wreszcie będziecie mogli być dumni – obiecała, spuszczając wzrok. Poczuła, jak przez jej ciało przechodzi nerwowy dreszcz. Nie powinna się bać, prawda? Wiedzieli, co jest dla niej najlepsze. Nigdy nie próbowaliby jej skrzywdzić. – P-porozmawiam z Irgowym Nektarem o mojej ciąż- o twojej sugestii.
Nie miała się czym martwić. Mogła wreszcie się przydać, prawda? Przecież nie udałoby jej się zepsuć nawet czegoś takiego jak… czegoś takiego, co zaproponował jej lider.
Wszystko wreszcie mogło się dobrze ułożyć.


***

Miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Ból rozsadzający jej ciało jeszcze kilka godzin temu został stłumiony przez zioła podane jej przez Kunią Norkę. Bura kotka doglądała co chwilę swojej przyjaciółki, mrucząc jej do ucha pocieszające słowa, jednak, pomimo całego jej wsparcia, otępiony przez mak (lub przez przytłaczający szok) umysł Goryczki nie potrafił przyjąć do wiadomości tego, co właśnie się wydarzyło.
– Co zrobiłaś? – cichy pomruk Irgowego Nektaru rozległ się gdzieś nad głową Goryczkowego Korzenia. Przez ciało szylkretowej kotki przebiegł silny dreszcz.
– P-przepraszam – wydukała, czując, jak do jej oczu napływają łzy. – J-ja naprawdę nie chciałam… Przysięgam, to nie była moja wina! – pisnęła, nie mogąc dłużej powstrzymywać napływajacych do oczu łez. Irga westchnęła i usiadła obok córki.
– Wiem, że możesz się bardziej postarać. – Przesunęła szorstkim językiem po głowie Goryczki, która zaniosła się gwałtownym płaczem.
– Nie chcę was dłużej zawodzić! – załkała szylkretowa. – Naprawdę chciałam urodzić te kocięta! Naprawdę! Naprawdę mi zależało, tak długo się przecież starałam! Czemu nieważne jak bardzo próbuję, nic mi nie wychodzi?!
Była porażką, była najgorszym członkiem Klanu Wilka. Wszyscy to wiedzieli! Nie zasługiwała na przyjaźń, nie zasługiwała na miłość Irgi.
– Jeśli nie wyszło ci z Trójoką Wroną, może wyjdzie z kimś innym – mruknęła Irga i delikatnie odsunęła się od córki. – Musisz spróbować jeszcze raz.
– J-ja nie chcę – wyszeptała niemal niesłyszalnie wojowniczka. Ciało matki zesztywniało zauważalnie.
– Musisz. – Ciepła, współczująca aura Irgi nagle zamieniła się w chłodną i odległą. Goryczka podniosła zapłakane spojrzenie na matkę, czując, jak strach ściska jej gardło. – Nie możesz dłużej nas zawodzić.
Przez chwilę wpatrywała się w zastępczynię, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Rzeczywiście była zawodem dla rodziny. Oni wszyscy to wiedzieli. Oni chcieli ją kochać, ale nie mogli, bo zawiodła zbyt wiele razy. Wielki Mroczny Lesie, była takim okropnym i egoistycznym kotem.
– Przepraszam – wymruczała, ponownie spuszczając wzrok. – To poronienie to była moja wina. Nie zawiodę was więcej.
Nie sądziła, że ktokolwiek w to uwierzył.

< Mroczna Gwiazdo? >

EVENT NPC - EDYCJA TRZECIA

Dzień dobry, z tej strony wasza ukochana Administracja.

Pragniemy zaprosić was na trzecią edycję eventu "Uczmy się kochać npc, bo tak szybko umierają"! Zabawa rozpocznie się 1.02.2023 i będzie trwała przez cały miesiąc (do 1.03.2023).
Zasady pozostają takie same: zgłoście się w komentarzu (można to zrobić przez cały czas trwania eventu!), a za każde opowiadanie, w którym Wasza postać spędzi czas z dowolną postacią npc (z listy poniżej) zostaną Wam przyznane punkty. Zbierzcie ich więcej niż reszta, a nagroda będzie Wasza! Pod warunkiem że nie zapomnicie zaznaczyć, że opowiadanie bierze udział w evencie. W innym wypadku nici z punktów.

Zainteresowani? Zapraszamy do zapoznania się z zasadami^^


Jak zdobyć punkty?
Opisując w swoim opowiadaniu interakcje z postaciami npc. Musi być to coś więcej niż wspomnienie “przywitałem się z Gorzką Wolą” albo “Patrol odbyłam z Bladym Zmierzchem”. Liczy się zapisana rozmowa, wspólne polowanie, patrol, zabawy, co tylko przyjdzie Wam do głowy - musi to być jednak opis zawierający minimum 3 zdania złożone i/lub wymianę zdań z npc. Jeśli macie mentora npc, trening także będzie liczył się jako opowiadanie eventowe (jeśli nie zapomnicie zaznaczyć, że bierze w nim udział!). Wasze postaci mogą spędzać czas z wieloma npc na raz, pamiętajcie tylko, żeby trzymać się klanowego rozkładu dnia i uwzględniać opowiadania innych członków bloga, żeby nagle się nie okazało, że Pluskająca Krewetka równocześnie poluje, kąpie się w rzece i patroluje granicę z Lśniącym Księżycem. Pamiętajcie też, że opisywany npc nie musi należeć do waszego klanu. Punkty dostaniecie też za walkę na granicy z Wanilią albo przepędzenie z terenów Skowronka.


Kwestie techniczne: opiekunowie klanów przydzielili każdej postaci npc punkty, które można zdobyć za interakcję z nią: 2 pkt lub 5 pkt w zależności od tego jak bardzo popularna jest to postać (opisywanie tych mniej znanych bardziej się opłaca). Dodatkowo, jeśli spędzicie z npc czas na czymś bardziej skomplikowanym niż rozmowa, możecie liczyć na bonusowe 2 pkt. Podobnie w przypadku, gdy opisywane przez Was interakcje zajmą więcej niż 400 słów możecie liczyć na bonusowe 2 pkt. A jeśli opowiadanie wyjątkowo się wyróżni (wniesie coś nowego do fabuły bloga albo rozbuduje relacje postaci npc), opiekun klanu może dać Wam premię uznaniową, czyli dodatkowe 2 punkty. Uwaga! Jeśli planujecie jakąś bardziej skomplikowaną akcję, która wpłynie nie tylko na waszą postać ale i na klan, zapytajcie najpierw administrację o zgodę! Opowiadania, których właściciel tego nie zrobi, będą odsyłane do poprawy a właściciel pogryziony


W skrócie:
*interakcja z postacią npc: 2 pkt lub 5 pkt za każdą
*bardziej skomplikowana interakcja: +2 pkt
*szerzej opisana interakcja (ponad 400 słów): +2 pkt
*premia, którą może przyznać opiekun klanu: +2 pkt


Które postacie biorą udział w evencie i jak są punktowane?
Z Klanu Burzy są to: 
- Wilcza Zamieć, Szczypiorkowa Łapa, Falująca Łapa, Zakrzywiona Ość, Makowa Furia, Czarnowroni Lot, Gliniane Ucho, Splątane Futro, Koperkowy Powiew, Głazowy Sus, Pochmurny Taniec, Blady Zmierzch, Sójczy Szczyt, Końskie Kopytko, Orlikowy Płatek, Cisowy Gąszcz, Rumiankowy Wschód, Czajkowe Zaćmienie, Długie Rzęsy, Mżyste Futro, Drozdowy Szept, Dziki Gon, Szybka Łania, Słonecznikowa Łodyga - interakcja warta 2 pkt.
Ostowa Łapa, Kurza Pogoń, Tropiący Szlak, Wyrwana Dusza, Kwiecisty Pocałunek, Wrzosowa Rzeka, Owcza Pierś, Diamentowa Grota - interakcja warta 5 pkt.

Z Klanu Klifu są to:
- Lamparci Ryk, Dziki Kieł, Morskie Oko, Perliczy Grzebień, Złota Pręga, Niedźwiedzi Pazur, Wrzosowa Pogoń, Wężowa Łuska, Łabędzia Pieśń, Jelenia Cętka, Grzybowa Gwiazda, Wilcza Pogoń, Lśniący Księżyc, Kruczy Zmierzch, Czarny Ogień, Mroźna Wichura, Iglasty Pęd, Biała Zamieć, Cierniste Spętanie, Osmolona Dusza, Kruszynowa Knieja, Śniąca Kołysanka, Śliwowa Ścieżka, Zajęczy Ogon, Kalinkowa Łodyga, Marchewkowa Natka, Piegowata Mordka, Rdzawe Futro, Szadź, Paprotek, Wilczy Zew, Północny Szlak - interakcja warta 2 pkt.
- Czereśniowa Gałązka, Kozie Futro, Gawronie Skrzydło, Pluskająca Krewetka, Szarżujący Bizon, Czaszkowa Rozpadlina, Prószący Śnieg, Śniąca Kołysanka - interakcja warta 5 pkt.

Z Klanu Nocy są to:
- Trzcinowa Sadzawka, Przepiórcze Gniazdo, Bażancie Futro, Astrowy Poranek, Gorzka Wola, Śnieżna Toń, Tulipanowy Płatek, Orzechowe Serce, Daliowy Pąk, Sarni Tupot, Mopkowy Skrzek, Przyczajony Drozdoń, Makowe Pole, Pszczela Duma, Cedrowa Rozwaga, Szyszkowy Zagajnik, Mrówczy Kopiec, Pchla Łapa, Skrzecząca Łapa, Śnieżna Łapa, Popielaty Świt, Węgorzowy Pysk, Listek, Czapla, Bratek, Żabka- interakcja warta 2 pkt.
Jagodowy Gąszcz, Żonkilowa Zatoka, Wzburzony Potok, Wydrzy Wir, Wodnikowa Łapa, Kwitnący Łoś, Mysi Okruch, Turzycowe Kłącze - interakcja warta 5 pkt.

Z Klanu Wilka są to:
- Irgowy Nektar, Deszczowa Chmura, Wiśniowy Świt, Sosnowa Igła, Oszronione Słońce, Wścibski Nochal, Krzaczasty Szczyt, Mysikróliczy Ślad, Sarni Krok, Jaszczurzy Syk, Stokrotkowa Polana, Szczurzy Cień, Gęsi Wrzask, Frezjowy Płatek, Jad, Olsza - interakcja warta 2 pkt.
- Liściasty Krzew, Gawroni Lot, Trójoka Wrona, Dzicza Siła, Pustynna Róża, Ważkowe Skrzydło, Błękitny Ogień, Lwia Łapa - interakcja warta 5 pkt.

Z Owocowego Lasu są to:
- Komar, Fretka, Krecik, Jaskółka, Maczek, Perkoz, Świt, Szpak, Ważka, Cyprys, Wanilia, Lśniąca Tęcza, Komarnica, Poranek, Borsuk, Sadzawka, Ślimak, Padlina, Łuska, Borówek, Śliwka, Gruszka, Sadza - interakcja warta 2 pkt.
- Witka, Lisówka, Lulek, Dalia, Winogrono, Żbik, Żurawina, Świergot - interakcja warta 5 pkt.

Samotnicy i pieszczochy:
Deszcz, Sroka, Skowronek, Szaman, Wójt, Sójka, Błotniste Ziele - interakcja warta 2 pkt.
- Kania Łapa, Wiatr, Pleśniak - interakcja warta 5 pkt.

Zanim napiszecie opowiadanie upewnijcie się, że wybrany przez Was npc znajduje się na liście! Zapoznajcie się także dokładnie z jego formularzem, a jeśli będziecie mieć jakiekolwiek pytania - piszcie do opiekuna postaci albo klanu. Opowiadania zawierające błędny charakter postaci npc będą odsyłane do poprawy!

Jak zaznaczyć że opowiadanie bierze udział w evencie?
Jeśli wysyłacie opowiadanie na pocztę, w temacie koniecznie umieśćcie “EVENT NPC”
Jeśli publikujecie je sami, dodajcie eventową etykietkę “EVENT NPC”
Bez tego opowiadanie nie zostanie wzięte pod uwagę!


A teraz najważniejsza część - nagrody. Powinny Wam się spodobać ;)
1. miejsce: do wyboru: nowa rzadka maść (bursztynowy czarny kot z rasy norweski leśny - UWAGA: musi być to postać urodzona poza Klanem), jedna z rzadkich maści dostępnych na blogu (UWAGA: musi być to postać urodzona poza Klanem), zdjęcie upomnienia lub jedna z nagród z niższych miejsc
2. miejsce: do wyboru: podwyższenie poziomu meda/woja o 1 (z wyjątkiem poziomu 6, który jest maksymalnym poziomem dla postaci grywalnej!), pominięcie wszystkich postaci przy wybranym sprawdzaniu aktywności/losowaniu chorób lub jedna z nagród z niższego miejsca
3. miejsce: do wyboru: otrzymanie +50% postępu treningu, pominięcie jednej postaci w danym sprawdzaniu aktywności/losowaniu chorób

No, to zgłaszajcie się w komentarzach i połamania długopisów i klawiatur! <3
Wszystkim uczestnikom życzymy dobrej zabawy!

30 stycznia 2023

Od Strzyżykowej Łapy

 *podczas drugiego zgromadzenia*
Zgromadzenie przemijało całkiem znośnie. Strzyżyk nasłuchiwała każdego drobnego ruchu i drobnego spięcia, by dowiedzieć się więcej na temat tego, jak wyglądały relacje klanów - no i oczywiście, jakie miejsce w tym wszystkim zajmował Klan Nocy. Uważała, że tata powinien zająć się znalezieniem trwałego i stabilnego sojuszu, bo inaczej mogliby mieć poważny problem. Klan Wilka wyraźnie nawiązywał pozytywne relacje z Klanem Klifu, a Owocniaki dobrze dogadywały się z Burzakami. Jedynie oni byli jakoś... Na boku. 
Dopiero obecność Nastroszonego Futra jakkolwiek wyrwała ją z obserwacji  i zamysłów na zatłoczonej polanie zgromadzeniowej pełnej obcych kotów. Wymieniła na osobności z kocurem kilka zdań, a przy tym towarzyszyły jej różnorodne emocje. Był... ciężki w charakterze, ale traktowała go jak przyjaciela i sprzymierzeńca, więc była skłonna mu pomóc. Nawet, jeśli to miałoby oznaczać cholernie ciężkie godziny spędzone na powtarzaniu w kółku tego samego, by przemówić mu wreszcie do rozsądku. 
Krótko porozmawiała też z kotką z Klanu Burzy. Gepardzia Łapa nie była raczej w jej typie; Strzyżyk nie uznała jej za zbyt interesującą osobę, ale przynajmniej czegokolwiek się dowiedziała.
Jedyna myśl, która nigdy nie zbaczała z jej głowy w trakcie zgromadzenia, to te kilka niewinnych słówek - nie może zawieść mamy. Pilnowała się jak nic, żeby nie odwalić żadnego gówna, a momentami patrząc na sylwetki kotów, które najwidoczniej były zbyt niedojrzałe na zgromadzenia, czuła wstręt, że ktoś może być aż tak niezrównoważony.
Ona, chociaż miała nieokiełznaną i nieprzewidywalną osobowość, nauczyła się panować nad emocjami. Musiała. W końcu tak przystoi. Porywczość była zdecydowanie negatywną cechą. Nie tak powinni się reprezentować Nocniacy.


[przyznano 20%]

Od Strzyżykowej Łapy

 — Do... — urwała, przygryzając wargi - a potem przypomniała sobie nauki Muchomora. Mówił o szczurach, pamiętała doskonale ten dzień. Ostrzegał ją przed gryzoniami, że są wstrętne i powodują masę chorób. Ruda wyprostowała się, mierząc błękitnymi ślipiami cętkowanego. — Do leczenia infekcji wywołanych po ugryzieniach szczurów.
Starszy medyk skinął głową.
— Zdolna pamięć — pochwalił ją. — Zobaczmy, co jeszcze wiesz.
Mówiąc to, odłożył łopian, a zamiast niego podsunął jej pod łapy fikuśny medykament, którego tym razem nie rozpoznawała. Białe kwiaty o niecodziennym kształcie zdobiły cienką łodygę. Była prawie pewna, że mentor nic nie mówił na temat tego zioła. Przekrzywiła łeb w charakterystyczny dla siebie sposób.
— Nie wiem, co to jest. Nie pokazywałeś mi. Gdybyś to robił, wiedziałabym — rzuciła, kątem oka wpatrując się w raczej niepospolity wygląd rośliny.
— Jesteś bystra. Mewi Kwiat, mewianka; jak zwał tak zwał, na uspokojenie smutku i niepokoju. Rośnie na naszych terytoriach. Zapamiętaj to sobie, bo to zioło może się przydać.
Dziko pręgowana uniosła zaintrygowana brodę.
— Nie mówiłeś mi jeszcze o roślinach, które wpływają na psychikę, a nie na fizyczny stan zdrowia. Jak działają?
— Wyglądam ci na Klan Gwiazdy, Strzyżykowa Łapo? — odparł z politowaniem. — Nie wiem, jak działają, ale działają, więc się je stosuje. Może mają w sobie jakieś składniki, które powodują, że właściwości są dobre akurat na uspokajanie. Ale musisz znać mewiankę. Warto dbać nie tylko o zdrowie fizyczne.
— Jakie jeszcze są tego typu rośliny? — spytała, a mentor westchnął na jej upór. Uśmiechnął się jednak pod nosem, zadowolony z zapału kotki.
— Kocimiętka. Znasz ją, ale oprócz leczenia zielonego kaszlu, również poprawia humor. Niektóre koty aż jej... nadużywają.
Córka Dalii położyła po sobie uszy. 
— Coś jeszcze?
— Jest ich zbyt dużo, by wymieniać. Rumianek, jagody jałowca, mak, macierzanka... Jest ich sporo, ale trzeba z nimi uważać. Póki co jednak nie zależy mi, byś je znała. Muszę sprawdzić, ile wiesz z podstawowego zakresu ziół. 
Znów wysunął zioło; medykament był dość charakterystyczny.
Napięła się, gotowa odpowiedzieć na kolejne zadawane przez kocura pytania.

[przyznano 5%]

Od Strzyżykowej Łapy

Przyglądała się medykamentom w bezruchu, oczekując powrotu Muchomorzego Jadu. Uporczywie starała się ignorować obecność Lecącej Łapy, by nie stracić w oczach matki. Kotka nie była chętna do rozmów, na co ruda nie narzekała. Obie kotki zwróciły się w kierunku kocura, gdy wrócił do legowiska.
— Dzisiaj to Lot pójdzie na wyprawę po zioła, a ty, Strzyżyk, zostaniesz tu, by się poduczyć — skinęła głową, ponieważ ten obrót spraw jej nie zaskoczył. Poprzednio role były odwrócone, a to ona chodziła po zioła w towarzystwie kilku wojowników. — Weź ze sobą Orzechowe Serce i Przyczajonego Drozdonia — miauknął do odchodzącej niezbyt pospiesznym krokiem uczennicy. Gdy opuściła legowisko, Strzyżykowa Łapa westchnęła.
— Będziesz mnie odpytywać z ziół?
— A co myślałaś? — miauknął pod nosem, siadając tuż obok składziku znajdującego się pod głazem. Wyciągnął z niego zioło o charakterystycznym zapachu. Roślina zaopatrzona była w ciemne, dość grube liście. Łodyga była gruba i podłużna, a woń, jaka wydobywała się z medykamentu szczypała w nos od swojej ostrości. Tutaj ruda uczennica nie musiała się nawet zastanawiać - rozpoznała medykament właśnie po zapachu. 
— Korzeń łopianu — rzuciła pewnym głosem, chcąc zaimponować mentorowi. Nie zwykła w głosie ujawniać jakiegokolwiek zawahania. Nie miała powodu się wahać, a takowe oznaki mogły przez inne koty być odebrane jako słabość. Koty prędzej lgnęły do pewnych siebie, niż niepewnych. Jeśli miała kupić sobie szacunek mentora, to właśnie w ten sposób.
Medyk uśmiechnął się lekko. 
— Widać, że się uczyłaś. Do czego go używamy?
Trudniejsza część zadania. Trzeba było spamiętać właściwości ziół. Zmarszczyła brwi, próbując w jakimś segmencie swojego umysłu odszukać moment, w którym mentor opowiadał jej o łopianie.

[przyznano 5%]

Od Strzyżykowej Łapy

 Węgorz trąciło pyskiem swoją koleżankę.
— Słyszysz ty ją? Co za urocze dziecko. Muchomorzy Jad nie mógł lepiej wybrać spośród wszystkich kociąt!
Strzyżykowa Łapa starała się ignorować te plotki w tle, zajmując się swoją profesją. Przygarnęła do siebie najpierw pierwsze kocię - Listka. Była rozbrykana i pełna energii, ale to uczennicy nie powstrzymało.
— Hej, musimy współpracować, jeśli mam sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku — uśmiechnęła się delikatnie do koteczki.
— Jak masz na imię?! — zawołała szylkretka.
— Strzyżykowa Łapa. A ty Listek, prawda?
Kotka pokiwała energicznie głową.
— Co robisz?
— Muszę sprawdzić twój stan zdrowia. Nie ruszaj się. Jeśli będziesz grzeczna, to się razem pobawimy, co ty na to? — sympatyczny uśmiech współgrał ze słowami rudej.
— Tak! — rzuciła Listek i znieruchomiała jak wryta, biorąc słowa kotki zbyt dosłownie. Strzyżykowa Łapa wykonała swoją pracę - zajrzała do ząbków młodej, obejrzała poduszki jej łap, przejrzała futro w poszukiwaniu kleszczy. Nie było żadnych objawów zapalenia, kataru, w gardle nie było zaczerwienień. Zdrowa jak ryba - o, ironio. Zajęła się w następnej kolejności Czaplą, który również nie wykazywał żadnych objawów choroby. Po skończonej pracy, tak, jak obiecała, dotrzymała słowa. Poprowadziła z kociętami chwilę żywiołowej rozmowy, a potem pobawiła się razem z nimi. Końcowo, pożegnały ją szczęśliwe głosy malców.
— Czy Strzyżykowa Łapa może częściej do nas przychodzić, proszęę? — rzuciła przeciągle Listek, ocierając się o Węgorz, które z uśmiechem pokiwało głową, spoglądając na uczennicę medyka, która również się uśmiechnęła i skinęła kotu głową.
— Będę przychodzić tak często, jak tylko zechcesz, Listku — miauknęła, nim odwróciła się i opuściła żłobek.

[przyznano 5%]

Od Strzyżykowej Łapy

 Poszycie o tej porze roku było złociste jak kwiaty. Uczennica oderwała kawałek wilgotnego rybiego mięsa, zajadając się ze smakiem. Jej futro mierzwiło się od lekkiego podmuchu wiatru, a zasnute chmurami niebo rozjaśniło się nieco, rzucając promyki słońca. Strzyżykowa Łapa rozprostowała się i wysunęła pazury, ostrząc je o twardy odłamek kamienia. Dojadła swoją zdobycz, pozostawiając po niej jedynie ości, które zagarnęła w kupkę i wrzuciła je do niewielkiego dołu, by je tam zakopać.
— Strzyżykowa Łapo, do cholery, możesz tak nie znikać? — rzucił Muchomorzy Jad, gdy zadyszany odnalazł uczennicę tuż przy tafli wody okalającej obóz od zewnątrz. Strzyżykowa Łapa strzepnęła ogonem, odwracając się w stronę swojego mentora.
— Przepraszam, Muchomorzy Jadzie. Sądziłam, że mogę pozwolić sobie na chwilę wolnego, bo Lot została w legowisku.
Kocur potrząsnął głową.
— Nieważne. Potrzebuję cię. Muszę sprawdzić stan kociąt. Robimy kontrolę co jakiś czas, by zobaczyć czy są zdrowe.
Strzyżykowa Łapa podniosła się natychmiast i nie mówiąc nic do mentora, ruszyła do przodu, trącając go przypadkowo ogonem. Zobaczyła tylko jeszcze kątem oka, jak cętkowany uśmiecha się pod nosem, zadowolony z jej determinacji.
Wchodząc do kociarni, od razu położyła po sobie uszy, gdy doszły do niej niezbyt przyjemne i irytująco głośne rozmowy Popielatego Świtu i Węgorzego Pysku. 
— Słyszałaś, jak sprawują się dzieci Śnieżnej Toni? Nie byłom przekonane co do niej, odkąd tutaj przylazła, ale jak się okazuje, dobra z niej matka. Spójrz tylko na Śnieżną Łapę, dziecko idealne.
— Przepraszam — wtrąciła grzecznie dziko pręgowana, machając delikatnie ogonem. — Przyszłam zobaczyć, jak miewają się kocięta.
— Och, proszę, moja droga! Tylko bądź delikatna! — zaklekotała Popielata, na moment zaszczycając uczennicę spojrzeniem, po czym odwróciła się znów do Węgorz. — Wciąż sądzę, że lepiej nadawałabym się na matkę. Słyszałoś o synie Daliowego Pąku? Podobno zachowuje się jak rozwydrzony bachor. Jestem pewna, że lepiej bym je wychowała. Moje dzieci to aniołki. Prawda, Strzyżykowa Łapo? — uczennica na to pokiwała jedynie głową z promiennym uśmiechem na pysku, tylko po to, by jakoś zareagować. Nie chciała odzywać się nieproszona, bo nie było to kulturalne w obecności starszych kotów, jednak spojrzenie Popielatej wyraźnie sugerowało rudej, że powinna coś odpowiedzieć.
— Są... Urokliwe — przyznała, spoglądając na dwie kulki śpiące wtulone w siebie. — Ale Daliowy Pąk jest kochaną mamą. Zapewniam cię, Popielaty Świcie, że nie mogłam mieć lepszej rodzicielki. Ma swoje... Epizody, to fakt, ale w wychowaniu radzi sobie jak nikt inny. 

cdn.

[przyznano 5%]

Od Kruczego Pióra

Krucze Pióro smętnie wychylił nos z legowiska wojowników. W klanie panowała ciężka atmosfera po ostatnich wydarzeniach. Nikt nikomu nie ufał, każdy patrzył na rzekomych potomków medyka krzywo. Nie było zbyt przyjemnie, ale czy kiedykolwiek w tym klanie panowała miła atmosfera? No właśnie.
- Krucze Pióro, pójdziesz z nami na patrol, okej? - powiedział do niego Czarny Ogień.
- Jasne - odparł.
Wylizał szybko swoje futro, żeby nie zostawili go w tyle. Ruszył z Czarnym Ogniem i innymi wojownikami. Szli powoli przez tereny klanu klifu, a koty nawiązywały z sobą niezobowiązujące rozmowy. Kruk raczej stronił od plotek, czy jakichś rozmówek z nimi. I tak każdy na każdego krzywo patrzą, to po co jeszcze z nimi próbować rozmawiać i psuć sobie wizerunek?
Po dłuższym czasie chodzenia, podeszła do niego Gawronie Skrzydło.
- Co tam u ciebie Kruku? - zapytała przyjaźnie.
- Po staremu raczej - mruknął.
Szli chwilkę w ciszy, słysząc jedynie stąpanie po śniegu, i charakterystycznego chrupania pod łapami.
- Lubisz chodzić na patrole? Bo masz taką smętną minę - zagadnęła go znowu.
- Taką mam twarz - odparł.
- Oh. Nie uważam tak. Na pewno potrafisz się uśmiechać.
- Może i tak, ale nie teraz. Jest zimno i mokro, a my jeszcze długo nie wracamy do obozu - mruknął.
Koty przystanęły na chwilę, żeby się rozejrzeć i powęszyć za potencjalną zdobyczą łowiecką. Czarny Ogień pierwszy palił się do zadania. Szukał węchem wiewiórek, które wyszły z norek, by odkopać swoje zakopane orzechy.
Po dłuższym czasie nie znaleźli nic wartego uwagi. Zaczęli więc wracać do obozu. Kruczemu to było strasznie zimno, więc było mu to na łapę. Miał krótką sierść, nie tak jak niektórzy długą i ciepłą. On potrzebował miękkiego mchu oraz przyjemnej jaskini za zamarzniętym małym wodospadem.
Wrócili, Czarny Ogień poszedł zdać raport z ich patrolu, a rudzielec szybko potuptał do legowiska. Otrzepał sierść z białych kryształków, wylizał je starannie, żeby dalej było piękne oraz gładkie. Następnie przycupnął na tak zwany chlebek i patrzył, jak powoli toczy się życie w obozie, próbując się grzać na kawałku wilgotnego mchu.

29 stycznia 2023

Od Mrówki

     Zajęła się treningiem Łuski jeszcze intensywniej, przerabiając kolejne etapy szkolenia. Trening uczennicy był dla niej przyjemnym początkiem każdego dnia. Polubiła kotkę i chętnie przekazywała jej wiedzę, obserwowała i pomagała wyćwiczyć umiejętności. Wspólne działania przynosiły efekty, kotka szybko uczyła się i Mrówka mogła być z niej dumna. Głównie zajmowały się nauką walki i polowania. Do tego pierwszego czasami zachęcała innych uczniów, dzięki czemu jej wychowanka mogła poćwiczyć swoje zdolności bardziej praktycznie. Polowania natomiast przynosiły zwierzynę klanowi. Mrówka nauczyła również wychowankę wspinaczki na drzewa, przeskakując z gałęzi na gałąź, zwinnymi i pełnymi elegancji ruchami, a także szkoliła ją w czujnej obserwacji otoczenia. Pierwsza uczennica musiała mieć 100% uwagi swojej mentorki. 
    To, że coś się zmienia, zaobserwowała bardzo wcześnie. Stała się bardziej nerwowa, coraz częściej rozglądając w poszukiwaniu najciemniejszych kryjówek. Miała większy apetyt i Perkoz czasami oddawał jej swoją zdobycz, gdy piorunowała go wzrokiem i marudziła, że nadal jest głodna. Pomimo pogarszającego się samopoczucia, nadal zabierała Łuskę na treningi. Jej czujność przybrała na sile i zauważenie zmian na ciele nie było specjalnie trudne. Urósł jej brzuch. Mrówka mówiła sobie, że to przez zbyt dużą ilość pożeranej zwierzyny, ale im bardziej zagłębiała się w temat, tym dochodziła do nowych wniosków - dlaczego nagle zaczęła tyle jeść, czuła się gorzej, miała większy brzuch i ogólnie stała się niespokojna a nawet bardziej drażliwa? Perkoz oberwał już kilka razy słownie, bo zrobił jakiś drobiazg, tylko po to, żeby w następstwie rozpłakała się, że ma o nią bardziej dbać. Związek z Perkozem był bardzo ważny dla Mrówki. Złota kotka kochała kocura. Czuła się bezpiecznie przy nim, ufała mu i mogła o wszystkim powiedzieć. Budziła się i zasypiała u boku Perkoza w ich wspólnym gnieździe. Jedli razem śniadania i kolacje, wybierali się czasami na wspólne spacery, dużo rozmawiali - ale to akurat robili również będąc przyjaciółmi. Wiedziała, że ich uczucie jest ciepłe i szczere. Perkoz mówił jej, że ją kocha, a ona odpowiadała tym samym i potrafiła tylko do niego się przytulić, słuchając delikatnego mruczenia. Więc to naturalne, że nie chciała go ranić swoim zachowaniem i postanowiła zajrzeć do medyczki na krótką konsultacje. Plusk zbadała Mrówkę bardzo uważnie i diagnoza, która została postawiona, wywołała zdziwienie u córki Kostki. Opuściła legowisko medyczki z szybko bijącym sercem i szokiem wymalowanym na pyszczku. Miała zostać mamą?
    Wcześniej nie myślała o własnych kociakach. Kostka była wspaniałą matką i wiele się od niej nauczyła, ale przecież teraz nie było nikogo, kto by jej pomógł w opiece nad takimi maluchami. Nawet nie wiedziała, jak powinna je wychować, żeby wyrosły na dobre koty i nie chciała ich skrzywdzić. Co jeśli coś im się stanie tak samo jak reszcie członków jej rodziny? Tak wiele kotów straciła i teraz miała być za kogoś odpowiedzialna? Wychowanie i opieka nad kociętami wcale nie była łatwa, a ona nie miała żadnego doświadczenia. Mrówka czuła się zagubiona ze swoimi myślami. Siedziała na drzewie, rozmyślając o tym wszystkim, co powinna zrobić i czy faktycznie byłaby dobrą matką. Jakim powinna być rodzicem? Wymagającym i surowym jak Kostka? Nadopiekuńczym i opowiadającym dużo historii jak Orzeł, który po żałobie przestanie zwracać uwagę na własne dzieci? Mrówka poruszyła niespokojnie ogonem. Chciała je ochronić za wszelką cenę, nawet gdyby miała walczyć ze wszystkimi klanami. Teraz nie cofnie tego, że nosiła pod sercem nowe życie, ale mogła zadbać o ich bezpieczeństwo i zrobić z nich dobrych wojowników. Zostawi po sobie ślad i okaże wdzięczność Owocowemu Lasowi. Ale najważniejsze, że to będą kocięta jej i Perkoza. Właśnie! Perkoz! Przecież nigdy nie rozmawiali o powiększeniu rodziny i obawiała się jego reakcji. Partner wychowywał się wraz z nią pod opieką Kostki i Orła, bo jego matka Owieczka porzuciła opiekę nad kociętami. Czy więc chciał zakładać rodzinę z Mrówką? I czy oboje dadzą sobie radę?
    — Jak było u medyka? 
    Perkoz przysiadł się do niej na gałęzi, otulając ją ogonem czule. Mrówka posłała mu delikatny uśmiech i oparła głowę o jego bark. Wszystkie jej zmartwienia nagle przestały mieć znaczenie. Nie bez powodu wybrała właśnie jego i kochała całym sercem. Te kociaki będą tylko owocem ich związku, a oni zadbają o to, żeby miały cudowne dzieciństwo. 
    — Spodziewam się naszych kociąt. 
    Perkoz odsunął pysk, przyglądając jej się uważnie. Mrówka dostrzegła mieszankę zakłopotania i podekscytowania. Ta wiadomość była nieoczekiwana dla nich, ale nie widziała u partnera czegoś, co miałoby ją zaniepokoić. Zamknęła oczy wdzięcznie na czułe polizanie po głowie. Perkoz uśmiechnął się, spoglądając na nią z radością i szczęściem. To szczęście najbardziej widziała, w jego oczach, gestach, sposobie w jaki na nią patrzył i w jaki mówił. Zerknął na jej brzuch i lekko dotknął go pyskiem, jakby się obawiał skrzywdzić te istotki, które od teraz miały być tylko ich. Wiedziała i czuła, że ona również jest szczęśliwa.
    — Obiecuję, że zaopiekuję się tobą i naszymi kociakami. Będę dobrym ojcem, niczego wam nie zabraknie! 
    Uśmiech Mrówki stał się jeszcze większy. Zamruczała, wtulając się w futro swojego kocura i dziękując za wszystko, co jej ofiarował. Odkąd miała Perkoza, czuła, że nie musi nikogo udawać i była najszczęśliwszą kotką na świecie. Siedzieli razem, wtuleni w siebie. Polizała Perkoza po pyszczku i spojrzała mu głęboko w oczy, pewna każdego swojego słowa. 
    — Ufam ci. Poradzimy sobie i to będzie nasza rodzina. 

Od Pokrzywowej Skóry

     Dni w starszyźnie ciągnęły się niczym nieznośna rutyna. Musiał jednak przywyknąć do myśli, że już nigdy więcej nie będzie mu dane pełnić roli wojownika. Szczególnie z uwagi na fakt, że miał coraz więcej księżyców na karku. Polowania, walka, patrolowanie sprawiałby mu zbyt dużą trudność. Byłby jedynie ciężarem dla klanu. Każdy wiek miał swoje przeszkody - bycie kociakiem i uczniem to ograniczenia wolności i swobody, wojownicy musieli wypełniać ciągle obowiązki i przestrzegać solidnie kodeksu, natomiast starszyzna jedynie siedziała w obozie, wspominając młodzieńcze lata i zagadując do kociaków w celu opowiedzenia im o dawnych czasach. Pokrzywowa Skóra jako najstarszy kocur w Klanie Wilka czasami odczuwał nieprzyjemną i nieposkromioną nudę. Jedyną przyjemność prawie każdego dnia były odwiedziny Deszczowej Chmury, długie rozmowy z przyjacielem i wspólne dzielenie języków. Chociaż uczucie Pokrzywowej Skóry do Deszczowej Chmury wciąż było gorące niczym ogień, syn Fasolowej Łodygi pogodził się z tym, że nigdy nie będą razem i nadal starał się być dobrym przyjacielem.
    Nowe obozowisko było fajne i Pokrzywowa Skóra zdążył je poznać. Uznał, że potrzebuje czegoś jeszcze w życiu, zanim nadejdzie jego koniec i odejdzie. Klan Wilka był jego domem przez wiele księżyców, służył mu wiernie jako wojownik i właśnie tak pragnął zostać zapamiętanym. Nawet jako staruszek starał się zawsze mieć uśmiech na pyszczku i patrzeć pozytywnie na świat mimo jednego sprawnego oka. Wzrok w drugim, zdrowym znacznie się pogarszał. Pokrzywowa Skóra w myślach wyliczał wiele razy wady swojego podeszłego wieku. 
    Często wspominał swoich bliskich. Myślał wtedy o rodzicach od których wiele się nauczył. O ciepłym głosie matki i łagodnym spojrzeniu ojca. Ich śmierć była dla niego ogromną stratą. Nigdy nie zapomniał ich wyglądu i osobowości. Zawsze uważał, że byli odważni, żeby mimo kodeksu wdać się w zakazany związek. Fasolowa Łodyga została ukarana, ale ich historia miłosna była warta tego wszystkiego. Doczekali dwójki wspaniałych kociąt. Pokrzywowa Skóra posmutniał na myśl o siostrze. Tęsknił za Cis. Była dla niego naprawdę ważna i zawsze znajdował dla niej czas w swoim napiętym grafiku. Teraz z rodziny został sam. Właściwie Pokrzywowa Skóra nigdy nie doczekał powiększenia rodziny. Wolał kocury i na siłę nie chciał robić kociąt, bo chociaż byłby wspaniałym ojcem, bardziej pragnął mieć po prostu u swojego boku partnera, który będzie mógł stać się dla niego całym światem. Chciał się przy kimś czuć bezpiecznym i spełnionym. Ponieważ życie miłosne nie było usłane różami, Pokrzywek zajął się dbaniem o Klan Wilka tak długo, jak było mu to dane i na rozwijaniu relacji z przyjaciółmi, znajomymi, pobratymcami. Jego myśli błądziły w stronę swojego ucznia i mentora. Wspomnienia pielęgnował i pierwszy raz od bardzo dawna pozwolił im wpływać na swoje samopoczucie. 
    Mroczne szepty wkradały się do jego myśli, kierując na ścieżkę, którą jeszcze mógłby podążyć, ale Pokrzywowa Skóra zauważył, że jego poglądy zmieniały kurs z każdym kolejnym księżycem spędzonym samotnie w legowisku. Zaczął gadać do siebie, opisując swój dzień i odgrywając przeróżne scenki. Robił to bez świadków, bo obawiał się reakcji Mrocznej Gwiazdy, uznania go za szaleńca. Pokrzywowa Skóra nie był szaleńcem, był tylko radosnym kocurem, którego siedzenie na zadku przez cały dzień praktycznie wykańczało. Coraz intensywniej rozmyślał o swoim położeniu i o tym, co go czeka po śmierci. Zwątpił w Klan Gwiazdy jako młodziak przez to wszystko, co spotkało jego najbliższych i co się działo przez przodków, choćby te straszne opętania. No i jeszcze nawiedzony Potrójny Krok, oh jak dobrze, że dziada już z nimi nie było. Chociaż teraz dziwnie pragnął z nim porozmawiać o przodkach i swoich wątpliwościach. Bo co jeśli Klan Gwiazdy nigdy nie był wrogi Pokrzywowej Skórze? Potrzebował teraz ich obecności i wybaczenia. 

Od Ginu

 Nerwowo machało ogonem, gdy dwunożni chodzili wokół. Światło drażniło je w oczy. Dlatego skryło się jakiś czas temu pod jedną z szafek, opierając głowę o ścianę, gdy nią nie trzęsło. Łysi chyba zauważyli, że uderzało o przedmioty i mrużyło oczy, bo przyszykowali ich legowisko do podróży i nawoływali ich imię od jakiegoś czasu, chyba coraz bardziej zestresowani.
Chciało się przytulić. Nie do dwunogów, raczej do mamy albo innego kota… ale Szczekuszka nie dałaby się do siebie zbliżyć, już próbowało tyle razy i teraz tylko oszczędzało siły, jakie pozostały na próby zdobycia jej przyjaźni. Było zmęczone. Nie, że zamierzało się poddać! Po prostu… nie czuło się dobrze. Nawet Wypłosz czasami dawał się im przytulić i dzielił swoje schronienie. 
Potrząsnęło głową, mając złudną nadzieję, że ucisk w głowie przejdzie. Nie stało się tak, ale za to opiekun musiał usłyszeć ich trzepanie uszu, bo jego tylne łapy zatrzymały się przed jego miejscem ukrycia i zaraz był tam też bezwłosy pysk. Powiedział coś do nich i wyciągnął ręce, by zgarnąć burego kota spod mebla. Pisnęło, nie wyrywając się i dając schować w torbie. Było w niej ciemno, co dało ukojenie jego oczom. Nie dało rady spać przez hałas twardego potwora i jego kołysanie, które trwały jednak krótko. 
Wnieśli je do tego samego legowiska co zawsze, gdy coś je bolało. Przez siatkę w transporterze widział inne koty. W najróżniejszych kolorach. Najbliższy, starszy kocur z grubymi policzkami i ledwo otwartymi oczami, łypnął na nowo przybyłego. Zdawał się być równie przestraszony, co zaniedbany. Jego sierść nie widziała języka od jakiegoś czasu. Naprawdę, sądziło, że tylko Wypłosz mógł tak się zaniedbać.
Z bólu nie miało jak rozmawiać, ale uśmiechnęło się przyjaźnie do staruszka.
— No i co się szczerzysz, głupia! — syknął, a młode zaskoczone cofnęło się — Zaraz wszyscy umrzemy!
Położyło uszy, nieświadomie wygłuszając paplaninę myślami. Jak to umrą? Przecież tutaj bywało i wracało do domu; nie było chore; nie mogło też zostawić Szczekuszki samej! Z pewnością kot kłamał.
Stary zabrany został do innej części schronienia niż ono, więc więcej go nie widziało. Ale przeżyło i wkrótce wróciło pod swoją szafkę.


Wyleczone: Gin

Od Lecącej Łapy

 *Zgromadzenie*

Tuż przed zgromadzeniem zaszyła się gdzieś w cieniu, pazurami rwąc trawę i czując, jak szaleńczo bije jej serce ze strachu przed tym nieznanym wydarzeniem. Dużym zbiorowiskiem obcych. Nie chciała tam iść, nie chciała, tak bardzo nie miała na to odwagi. 
Skuloną i bujającą się lekko w przód i tył znalazła ją matka. Przypomniała o manierach i skarciła za zachowanie, a nim skończyła, były wzywane wraz z klanem do wyjścia.
Na miejscu nie dała jej czasu na zaaklimatyzowanie się w nowym otoczeniu (nie, żeby było to w ogóle możliwe) i wysłała w magiczną podróż podbijania serc obcych kotów. Gdy nawet nie potrafiła tego w swoim klanie.
Posłusznie weszła w tłum, siłą trzymając uszy postawione i ogon względnie wzniesiony, by nie ukazywać swojej nienormalności. Miała cichą nadzieję, że koty wyczują jej chorobę i nie będą się zbliżać; złość matki nie była może lepsza, ale nie była też gorsza niż zagrożenie kontaktu z nimi.
— Hej!
Zastygła, wyczuwając, że to było do niej. To się czuło. To spojrzenie na ciele. Jakby zawieszającym się ruchem spoglądnęła na niewiele starszego kocura. Był biały w łaty. Wyglądał jak każdy inny biało-kolorowy futrzak. Za parę zachodów słońca zapomni jak wyglądał.
— Cześć. — nie była pewna, czy powinna odpowiedzieć 'uczniowsko', czy 'dorośle', 'wojowniczo' więc wybrała pierwsze lepsze powitanie, panikując na przedłużającą się ciszę z jej strony.
— Co tak zamarłaś? Jestem przyjacielem. Pochodzę z Owocowego Lasu, a ty? — mówił miłym tonem. Jak mama, kiedy były wśród obcych. Odrobinę rozluźniła postawę na znajomy fragment.
— Um... Jestem z Klanu Nocy. Po sąsiedzku z wami.— wytłumaczyła głupio, pamiętając pokazanie jej terenów.
— Z klanu nocy? Naprawdę? Podobno wasz klan wymordował nasz, dawno, dawno temu i przez to musieliśmy się ukrywać wiele księżyców — Zdębiała, bo o tym nie wiedziała i głupio czuła się teraz przez przyznanie skąd jest.
— U-uh, nie wiem, nie żyłam wtedy? Widocznie mieli powód, by tak zrobić…
— Możliwe. — uśmiechnął się. — Nazywam się Krogulec. Nie chowam urazy. To były dawne dzieje. Chciałem tylko zobaczyć czy o tym wiesz. Niektórzy mogą ukrywać niechlubną historię przed młodymi.
—...Jasne? — mruknęła niezbyt przekonana, z widocznym dyskomfortem.
— A ty? Jak ci na imię? 
Mentalnie uderzyła się w pysk. 
— Lecąca Łapa. Miło mi. — dygnęła. Schemat. Lubiła schematy.
— Będziesz wojownikiem? Masz ten dziwny człon łapa. W zasadzie, po co go nadajecie? Nie lepiej mieć jedno imię?
— Człon łapa oznacza ucznia, czyli jeszcze nie skończyłam treningu. Zaczęłam go dopiero pół księżyca temu. Lubię nasze wojownicze imiona i to tradycja. — wyjaśniła spokojnie, broniąc klanu.
— A nie myli wam się? Mieć tak wiele imion? To musi być jakiś koszmar. A jakie macie jeszcze tradycje?
— Nie, niespecjalnie? To wam powinny się mylić imiona, skoro macie tylko jedno, a kotów o takim samym może być kilka.
— Nasze są proste. Wasze skomplikowane i się wciąż zmieniają. Raz jesteś tym, a raz czym innym. Nie ma u nas przypadków, gdzie imiona się powtarzają.
— No to na początku, tuż po mianowaniu ktoś może się pomylić z przyzwyczajenia i tyle. — wzruszyła ramionami.
— Słyszałem, że wasz klan żyje w wodzie. To prawda? Gdzie śpicie, gdy macie tam pełno wody?
— Nie żyjemy w wodzie, jesteśmy kotami, nie rybami. Przez nasze tereny przepływa rzeka.
— I żywicie się rybami? Pewnie dziwnie smakują. My jadamy myszy i czasem ptaki. 
Rówieśnik rozmawiał z nią jeszcze o swoim bracie, cierpiącym na jakąś chorobę, której nie znała. Nie była w stanie odmówić, gdy nalegał na znalezienie Muchomorzego Jadu, ale na szczęście ten zniknął jak ryba Jagodowego Gąszczu w czasie polowania nad rzeką i zielonooki wkrótce zostawił ją samą. Wśród tłumu. 
Miała ochotę płakać.
[przyznano 20%]

28 stycznia 2023

Od Szakalej Łapy

 Napięcie rosło. Równym krokiem szła za tonkijem, spodziewając się kolejnych słodkich wymian zdań, będących na tą chwilę normą. I nie chodziło tu o tematy miłosne - nigdy w życiu. Sprawa dotyczyła różnych poglądów kotów, które bardzo gryzły się ze sobą. 
Szakal wytarła ufajdanymi łapami resztki mięsa, wiszące z warg pobrudzonych krwią. Jedzenie świeżej zdobyczy, upolowanej przez własną osobę, należało do jednych z najlepszych zajęć. Ciepło wypełniające kanały z krwią przynosiło rozkosz i dawało kopa do działania, jeżeli chodziło o funkcjonowanie w porze zimnej zawiei oraz mrozu.
Weszli wspólnie do pobliskiej opuszczonej nory. W środku uczennicę uderzył różnorodny zapach ziół - niektóre wydzielały znajomą woń, niektóre nie. Złotawa uniosła z zaciekawieniem głowę, gdy przechodzili wokół stert wyschniętych roślin. 
— Czas, abyś zaczęła ogarniać podstawy medyka. — wychrypiał, gdy odsunął od siebie górkę korzeni żywokostu. — Oczywiście wiadomo, że nie mam zamiaru przemienić cię w pustelnika, który zagrzebie się w medykamentach. Prawda jest jednak taka, że trochę wiedzy nigdy nie zabija. 
Szakala Łapa uniosła lekko ogon. Zgadzała się z mentorem. 
— Dziękuję za zadbanie o dokładną naukę. — spuściła wzrok. Nie przepadała za sytuacjami, gdzie chciała być miła dla Gęsiego Wrzasku. Kocur najczęściej kpił z jej pokory. 
— Jesteś niesamowicie niezdecydowania, jeżeli chodzi o traktowanie kotów. Najpierw udajesz silną, uderzając mnie kiepskimi tekstami, a potem dziękujesz za wielką troskę. — spojrzał na nią spode łba. — Po której stronie wreszcie więc stoisz? 
Szakal wysunęła pazury. Rzeczywiście modyfikowała zachowanie tak często jak wiatr zmieniał kierunek podróży. Próbowała, trenowała możliwości na innych osobnikach, nie zawsze patrząc na skutki, będące czasem pozytywne bądź negatywne. Czuła się głupio - w niektórych sytuacjach powinna była przymknąć pysk - milczenie okazywało się złotem. 
— W-wiem, że postępowałam głupio... od czasu do czasu. — złotawa obserwowała, jak mentor jeży się na ostatnie słowa. — Nie ukrywajmy jednak, iż i ty popełniałeś błędy. Oboje jesteśmy chyba powaleni na swój sposób, c-co nie? 
Czekała na reakcję. Gęsi Wrzask nie rzucił się na nią ani nie wybuchł głośnym narzekaniem. Patrzył z morderczym wzrokiem na mniejszą kotkę, która co jakiś czas cięła się jak uszkodzona kaseta. 
— Nie zgadzasz się ze mną? — dopytała. 
Zatrzymał się i drgnął ogonem. 
— Być może i masz trochę racji, lecz twoja osoba z pewnością odznacza się większą hipokryzją. — zawarczał. — Nie próbuj być miła do porzygu. Nie jesteśmy tu, by zakładać oficjalną, wielką przyjaźń. A teraz siad i zacznij mnie słuchać. Czeka nas wykład, na którym będę musiał męczyć się z językiem gorzej niż lider na swoich przemówieniach. 
Zaśmiała się na tyle cicho, by wkurzony mentor nie wyłapał znikomego dźwięku. Swoim burzliwym sposobem bycia często rozśmieszał wewnętrznie Szakal, która lubiła go i nienawidziła jednocześnie. Może rzeczywiście nie było sensu próbować naprawić tego, co skleić się nie dało. Istniała szansa, że po księżycach sytuacja sama się poskłada. 

[przyznano 5%]

Od Mleczyk

Samotny płatek tańczył w labiryncie gałęzi. Wzrok szylkretki uważnie go śledził. Jakby od jego przetrwania zależało jej życie. Niepokój rozchodził się po kościach kotki. Wkradał do jej serca, i mieszał w głowie. Każdy szelest zdawał się podejrzany. Lustrowała otaczający ją runo leśne, podszyt przyozdobiony śniegiem. Falujące na wietrze korony drzew.  
- Mleczyk.
Zimowy krajobraz przerwała para zielonych oczu. Futro zlewało się z tłem. 
- Prosiłaś, choć trudno to tak nazwać, o rozmowę z Fretką - zaczęła mentorka. - Powiedziała, że spotka się z tobą o zachodzie słońca. - oznajmiła. 
Szylkretka wbiła wzrok w Świt. 
- Co? Czemu tak późno? - nerwowy jękot opuścił jej paszczę. - To nie może tyle czekać. Chyba jaja sobie ze mnie robi, idiotka. - fuknęła wściekle. 
Biała położyła uszy. 
- Uważaj, jak mówisz o naszym zastępczyni - skarciła dawną uczennicę. 
Mleczyk zjeżyła się. 
- Znalazła się świętoszka. Nie udawaj grzecznej - prychnęła. - Żałuję, że poprosiłam cię o pomoc. Sama muszę to załatwić. Gdzie ona jest? - zerwała się na łapy. 
Świt pokręciła łbem, zastawiając jej drogę. 
- Zbyt długo rodzice pozwalali ci robić wszystko co chcesz. Przez to wyrosłaś na tak zrozumiałą smarkule - rzuciła wojowniczka, wysuwając pazury. 
Szylkretka syknęła na nią ostrzegawczo. Nic o niej nie wiedziała. Niczego nie rozumiała. Wpatrywała się rozgoryczona w śnieżnobiałą kotkę. Niepozorny czarny cień przemknął pomiędzy drzewami. Wszystkie włosy stanęły jej dęba. 
- Widziałaś... widziałaś to? - miauknęła nagle do Świt. 
Biała zmarszczyła brwi. 
- Nie zamierzam nabrać się na twoje brudne zagrywki - oznajmiła chłodno. 
Mleczyk cofnęła się na krok. Nie wiedziała czy wzrok płatał jej figle czy już oszalała. Każdy mroczny zakątek zdawała zdobić para brązowych oczu. Pokręciła głową, próbując się otrząsnąć.
- Wszystko w porządku? - dawna mentorka zdążyła się nią zmartwić.  
Zirytowana wojowniczka, kiwnęła głową. Ostatnie czego potrzebowała to litości białej. 
- Nic mi nie jest. To tylko przeziębienie. Przekaż Fretce, że będę czekać przy Upadłej Gwieździe - mruknęła na odchodne. 

*****

Chłodny brąz przenikał ją na wskroś.
- Więc, czego chcesz? - syknęła. 
Mleczyk wyprostowała się. Kolejna walka czekała ją. 
- Jak często zwiadowcy przeczesują nasze tereny? - zapytała. 
Fretka zmrużyła oczy. Nie podobał się jej charakter tego pytania. 
- Raz dziennie.
- Raz? 
Niedowierzenie uderzyło w wojowniczkę. 
- To absurdalne. Po co istnieje ta ranga, skoro tylko raz dziennie ruszacie swoje zady, by sprawdzić teren? - fuknęła wściekle. 
Zastępczyni zjeżyła się. 
- Tak? Powiedz mi, mysi głąbie, po co mamy robić to częściej? Ktoś nam grozi? Seryjny morderca kręci się po mokradłach? Jaki ma być cel i sens wykorzystywania naszej energii i czasu na pilnowanie każdego kłębka mchu w tej zapyziałej dziurze? - warknęła na wojowniczkę. 
Szylkretka wbiła pazury w ziemię. Zaskroniec mógł tu się czuć jak u siebie. Patrole były tak rzadkie, zupełnie jakby sami go zapraszali. Nic dziwnego, że z taką łatwością mógł ich podglądać. Jego wiedza mogła być obszerniejsza niż mogła podejrzewać. Niespokojny dreszcz przeszedł przez jej grzbiet. Mógł zagrozić im wszystkim. 
- Powinniście to zmienić. Natychmiast - wypaliła. 
- Tak? Z jakiego powodu? Bo gówniara morderczyni i głuchego pasożyta mi każę? No chyba, że wiesz coś, czego ja nie. - Spojrzenie Fretki utkwiło w niej. 
Szybko spuściła wzrok. Zagryzła nerwowo wargę. Mogła uchronić ich przed niebezpieczeństwem. Nasłać na niego zastęp wojowników. Pozbyć się problemu. Cena była duża. Mogli odkryć co planowała. Brudną intrygę, w jaką po grywała z przeznaczeniem. 
- Coś za długo milczysz, by być niewinna - oznajmiła liliowa. - Będę cię mieć na oku, Mleczyk. Nie umkniesz sprawiedliwości jak twoja matka - syknęła. 
- Złap mnie jeśli potrafisz - mruknęła szyderczo wojowniczka. 
Wpadła. Sama zesłała na siebie to gówno, z którego nie mogła teraz się wygrzebać. Czuła, jak łapy powoli jej miękną.
- Nie bądź taka pewna siebie. Komar nie ma litości dla zdrajców. Wystarczy tylko jedno twoje potknięcie - obiecała jej liliowa. 
- Oczerniasz mnie, snując takie herezje, Fretko. Myślałam, że masz lepsze rzeczy do roboty niż obrażanie wojowników swojego klanu. - Coraz bardziej traciła przybraną maskę pewności. 
Grunt sypał się pod jej łapami. Zastępczyni to widziała. Bawiła się nią niczym głupim kociakiem, wyciągając z niej coraz więcej informacji. Rozmowa z nią była błędem. Nie mogła sobie na więcej takich. Inaczej wszystko się posypie. Cała niepewna budowla odkładanych problem runie na nią, wgniatając ją w jałową ziemię. 

Od Klonowej Łapy

Treningi nie szły jej najlepiej. Zawodziła swoją mentorkę podobnie jak resztę klanu. Brat oddalał się od niej z każdym zaczerpniętym przez nią wdechem. Jej życie stawało się coraz gorsze. Szczęśliwy okres nigdy nie nadchodził, nieważne ile razy śniła o nim co noc. Jedynie zimny wiatr towarzyszył jej w nocy jak i za dnia. Powiew samotności. W wolnym czasie śniła. Marzeniach sennych oddawała się wizji radosnej i żywej rodziny. Mamie i mamie, które witają ją po każdym treningu ciepłym uśmiechem. O bracie z zapałem opowiadającym jej o Północnej Łapie i jak to coraz bardziej są "razem razem" niż osobno. Gromadzie przyjaciół, którym mogła się zwierza ze swoich błahych problemów. Uśmiechu i łagodnym spojrzeniu Prószącego Śniegu spędzającego z nią czas.
Rzeczywistość była brutalniejsza. Przepełnione ciszą i niezadowolonym spojrzeniem mentorki codzienność zostawiała bolesny cierń w sercu młodej kotki. Czuła, że do niczego się nie nadawała. Wszystkich zawodziła. Nie powinna nosić imienia Klonowej Łapy. Była brudną kałużą błota, na którą wszyscy spoglądali niechętnie. Zawadzała swoim istnieniem każdej duszy napotkanej na świecie.
- Klonowa Łapa to twoja siostra?
Odwróciła niepewnie łeb w stronę szylkretki siedzącej koło jej brata.
- Jak wielkim nieudacznikiem jest, że wciąż nie skończyła treningu. Ciekawe kiedy Lamparcia Gwiazda ją rozszarpie, jak Truskawkową Grządkę. - zaśmiała się cicho.
Klonek spuściła głowę, przyspieszając kroku. Nie chciała słyszeć odpowiedzi brata. Nie była gotowa usłyszeć jego słowa.

[przyznano 5%] 


27 stycznia 2023

Od Aksamitnej Chmurki CD. Niedźwiedziej Siły

Zwątpienie zmieszane z dozą zaskoczenia wpłynęło na jej pysk. Zazwyczaj tkwiący w tym punkcie uśmiech, ustąpił miejsca ogromnej dawce szoku. Wcisnęła pod siebie łapy, próbując przetworzyć jego słowa. U niej myślenie zawsze było długotrwałym procesem, nie umiała pojąć tak nagłych zmian w cudzych zachowaniach, zbyt bardzo przyzwyczajona do stanu, w jakim znała kogoś wcześniej.
Rozmowy wojowników ucichły w jej uszach. Widziała, jak poruszają pyskami, jak wpatrują się w swoich towarzyszy i jak wahają się nad odpowiedziami. Odcięła się na parę mysich uderzeń serca od świata, starając się zrozumieć, co tak naprawdę się zadziało. Połowa wydarzeń z zeszłego zgromadzenia wydawała jej się jawą senną, aczkolwiek to wrażenie zostało właśnie rozbite. Niedźwiedź najwyraźniej ani przez chwilę nie żartował. Zależało mu.
— Powiedziałeś mu o nas? — upewniła się, zadzierając wysoko podbródek. Bure cielsko przy jej boku przechyliło się lekko, ku niej, a spod kępy futra wydobyło się cierpiętnicze westchnięcie. Brzmiało to jak zmęczenie jej brakiem wiary. — Nie chmurz się tak od razu, to bardzo ważne, czy uważamy to za oficjalną rzecz! Nie wiem, w jaki sposób przedstawiłeś to Lampartowi. Mogłeś mówić tak byle jak, od niechcenia, że uznał nas za przyjaciół i wciąż będzie myślał, że ma u ciebie szansę — parsknęła, kładąc na moment uszy do tyłu i mierząc go spojrzeniem przepełnionym powagą. Musiało to wyglądać abstrakcyjnie z uwagi na jej niewinny i przyjazny wygląd.
Niedźwiedź przewrócił oczami, najpewniej hamując się od zbędnych komentarzy. Sam fakt, że leżeli blisko siebie, z nastawieniem "znaczymy dla siebie coś więcej", sprawiał, że nawet dla Aksamitki atmosfera zrobiła się przez chwilę cięższa.
— Na pewno tak nie myśli, nigdy tak nie myślał i nigdy tak nie pomyśli — rzucił sztywno, podkreślając dosadnie każde słowo. — Przedstawiłem to tak, jak jest. Mam teraz dla ciebie dużo czasu, więc, zamiast szukać problemów i marudzić, wykorzystaj go dobrze — polecił, odchylając się na bok.
Zastrzygła uszami, a jej sierść stanęła dęba. Tylko w geście obronnym, bo zaraz to poczuła ulgę, a oburzenie spowodowane jego stwierdzeniem umknęło w jej niepamięć.
— Coś ci się nie pomyliło, panie marudo? — burknęła, zrywając się w nagłym pośpiechu, niczym spłoszony zając, po czym wskoczyła na jego grzbiet i z impetem pociągnęła go na bok, by mogli legnąć obok siebie. Dziabnęła go lekko w kark i wczepiła delikatnie pazury w jego futro.
— Jeśli brakuje ci rozrywki w życiu, to w kociarni czekają idealni kompani do zabaw dla ciebie — zauważył, ale nie ruszył się. Leżał bezwładnie, tuż przy niej, pozwalając jej na dalsze mizianie.
Liznęła go mocniej w czubek głowy i oparła pysk o jego polik.
— A wyobrażasz sobie, że w żłóbku będą czekać kiedyś na ciebie twoje własne kocięta? — zasugerowała z głupawym uśmiechem, czując, jak Niedźwiedź spina się na wydźwięk jej słów.
— Nie myśl tak daleko w przód o rzeczach, o których zaistnieniu nie masz żadnej pewności. To nie poważne tak mówić, Aksamitko — skarcił ją. — Na razie zacznijmy ze sobą... regularnie chodzić — wykrztusił.
Pointce trudno było ukryć rozbawienie spowodowane jego zmieszaniem. W tak krótką chwilę zmienił jej całe nastawienie. Od zdziwienia, poprzez szok i oburzenie, aż po szczerą radość. Rzeczywiście, w nim było coś wyjątkowego, że pomimo tego całkowicie sprzecznego z nią charakteru, pragnęła znaleźć ukojenie przy jego boku. Móc zasypiać każdej nocy z pyskiem skrytym w zagłębieniu jego szyi. Mruczeć mu do ucha o przeżytym dniu i, pomimo że najpewniej by milczał albo skomentował jej opowieści krótkimi, pouczającymi słowami, to i tak byłaby szczęśliwa. Bo zostałaby w pełni wysłuchana przez kogoś, na kim dziwnie, a zarazem bardzo, jej zależy.

***przed śmiercią Truskawkowej Grządki, Pora Opadających Liści***

Odstawiła Koperkową Łapę do obozu, czując rozpierającą w piersi dumę z powodu postępów ucznia. Nawet jeśli kocur sam ich nie dostrzegał, ona wychwytywała czujnym okiem każdy sukces. To, że się nie potknął, bądź że w ogóle wrócili żywi — to była masa czynników do poprawy jej humoru. Choć ostatnimi czasy i tak trzymał się na dobrym poziomie.
Bo miała go. Na własność, na wyłączność, prywatnie — była w stanie znaleźć masę słów, byleby każdy zrozumiał, że zdobyła go dla siebie. I nie zamierzała się nim dzielić, choć swego czasu uważała otwarte związki za coś wspaniałego. Bo miłość była piękna i każdy powinien móc ją czuć. Tyle że Niedźwiedź był zbyt wyjątkowy, by mogła go oddać.
— Misiu — zamruczała zalotnie, na widok burego pyska. — No już, uśmiech, idziemy na spacerek — zażądała, kręcąc się dookoła niego. — Nie możesz siedzieć tyle na pupie, liście są teraz takie piękne, musimy znaleźć najładniejsze! — poinformowała go, przebierając niespokojnie łapami w miejscu. Skok z prawej na lewą, do przodu i w tył. Świat wirował dookoła niej w najpiękniejszych barwach, w jakich tylko mógł występować.
— Uspokój się Aksamitko, bo zrobi ci się niedobrze — zatrzymał jej taneczną plątaninę, opierając łapę o jej grzbiet. — Do czegoś są ci potrzebne te liście? — spytał z tą swoją standardową powagą.
Uśmiechnęła się zwyczajnie, wysuwając język i chyląc się ku niemu. Wyciągnęła się do góry i musnęła czubek jego nosa, chichocząc, z powodu zimna, jakie poczuła.
— Tak. Do patrzenia. Pójdziemy i będziemy patrzeć na nie całą noc, a potem przyjdą te słodkie jeżyki i się z nimi zaprzyjaźnimyyy — kontynuowała z rozmarzeniem, wpatrując się w niego wyczekująco, bowiem propozycja była nie do odrzucenia.
Przynajmniej jej zdaniem.

<Niedźwiedź?>

Od Mleczyk CD. Gwiazdnicy

Nawiedzone kocię chwastów wpatrywało się w nią parą błyszczącego błękitu. Mleczyk nie przepadała za kociakami. Swoimi bratankami, jak i każdym innym pomiotem wyplutym na ten świat. Ten na dodatek należał do sekty nawiedzonych fanów Matek. 
- Kiedy pójdziemy na pierwszy trening, Proszę Pani?
Zmarszczyła brwi. 
- Teraz - odparła krótko, kierując się w stronę wyjścia z obozu. 
Mała podążyła za jej krokami. Oddaliły się od obozowiska. Szum rzeki stawał się coraz głośniejszy. Przyspieszyła lekko. Nie musiała czekać długo. Żałosny pisk rozległ się gdzieś za jej ogonem. 
- Proszę Pani! Ja nie daję radę tak szybko. 
Zatrzymała się na uderzenie serca. 
- Musisz przywyknąć. Tylko frajerzy się ślimaczą.
Gwiazdnica padła na ziemię zmachana. Jej boki uniosły się ciężko. Przypominała jej rybę walczącą o ostatni oddech na piaszczystej plaży.
- Nie dam rady! - pisnęła, łapiąc łapczywie powietrze. - Łapki mnie już bolą. 
Mleczyk syknęła cicho. Gdyby jej uczennica nie była ulaną kulką futra i tłuszczu nie miała by problemu. 
- To zostań. Nie dbam o to. Wilki się ucieszą. - Odwróciła się, by spojrzeć na jej pysk. 
Zamiast oczekiwanego przerażenia ujrzała dezorientację. 
- Ale mama mówiła, że tu nie ma wilków. One żyją w gęstych iglastych lasach. 
Szylkretka prychnęła. 
- Nie obchodzi mnie co mówi twoja matka - warknęła na kotkę. - To lisy cię zjedzą, jeśli zaraz nie ruszysz tego tłustego zada. - Tupnęła łapą i zaczęła iść dalej. 
Ignorowała wydawane przez kotkę odgłosy. 
- Zacznij kopać dół to może krety cię przygarną - krzyknęła do wciąż nie ruszającej się z miejsca liliowej. - Nie mam zamiaru czekać na ciebie w nieskończoność!

<Gwiazdnica?>

[przyznano 5%]

Od Oliwkowej Łapy (Oliwkowego Szkwału) CD. Daglezjowej Igły

Daglezja była ostatnim kotem jakiego spodziewał się w tym miejscu, chociaż teraz, gdy o tym myślał, wydawało się to oczywiste. Krewetka wspominała mu coś o tym jak to ruda kotka ma się mu podobać. Nigdy jakoś o tym w ten sposób nie myślał, byli… przyjaciółmi i tyle. Przez myśl mu nie przeszło, że to mogłoby się zmienić. Teraz, gdy patrzył prosto w pysk wojowniczki, przy akompaniamencie cicho kwaczących kaczek i czerwonego zachodu słońca, odbijającego się na jej już i tak rudym futrze jakoś tak… Sam nie wiedział, ale jego serce na pewno biło szybciej, trochę jak przy sprincie.
- Nie wyglądasz jakby ci to specjalnie przeszkadzało - miauknął ze swoim pewnym siebie uśmieszkiem.
Daglezja nie odpowiedziała. Był pewny, albo przynajmniej miał bardzo głęboką nadzieję, że czuła się tak jak on. W żołądku coś mu się ruszało, jakby jego ostatni posiłek ożył.
- Mam wrażenie, że wręcz przeciwnie - nie przestawał jej podpuszczać. - Na co masz ochotę? Osobiście mógłbym całą noc patrzeć w twoje piękne oczy, ale może ty masz jakiś pomysł?
Kotka w końcu na niego spojrzała. Nie umiał odczytać jej wyrazu pyska. Obrzydzenie? Może jednak przyjemność? Nerwowo zwinął ogon, szurając nim delikatnie po ziemi. Teraz to on, pomimo ogromnego sprzeciwu umysłu, spuścił wzrok. Zawsze takie rzeczy wydawały się mu takie proste! Był w stanie flirtować z kimś trzy razy starszym od siebie, patrząc mu prosto w oczy! W myślach karcił się za tchórzostwo. Daglezja dalej milczała, spoglądając na niego zmrużonymi oczami. Atmosfera wydawała się dość… bardzo niezręczna. Nigdy pomiędzy nimi nie zapadła taka cisza jak teraz. Do Oliwki doszło, że jako dżentelmen musi przejąć inicjatywę.
- Chodź za mną - szepnął.
Nie czekając na reakcję kotki, zrobił długi sus i popędził na swoich trzech łapach w stronę najwyższego drzewa w okolicy. Nie było ich dużo, nie miał wielkiego wyboru. Po drodze wdepnął w kałużę, rozchlapując błoto na wszystkie strony, brudząc swoje i tak już zmierzwione futro. Szybko zatrzymał się i odwrócił w miejscu, spoglądając na podążającą za nim koleżankę.
- Przepraszam - powiedział szybko, kontrolując jej sierść. - Ochlapałem cię?
- Masz szczęście. - Zmierzyła go wzrokiem. - Poza brakiem łapy, brakuje ci też manier?
- Przeprosiłem - oburzył się. - Dobra, nie marudź, bo jak się nie pospieszymy, to słońce kompletnie zajdzie.
Wypowiadając te słowa ponownie zerwał się, podbiegając do drzewa i stosunkowo zwinnie wskoczył na najniższą gałąź, spoglądając z góry na rudą.
- Jak tam pogoda na dole? - zapytał złośliwie, bardzo dumny ze swoich nowo nabytych umiejętności wspiaczki.
Nie zdążył długo cieszyć się swoją przewagą, ponieważ kilka chwil później, Daglezja siedziała już na szczycie, pokonując drzewo w kilku sprawnych ruchach.
- Ty mi powiedz - odpowiedziała z uśmiechem.
- Denerwujesz mnie - zaśmiał się. - Myślisz, że jedna dodatkowa łapa dodaje ci inteligencji?
- Dokładnie tak - skomentowała i rozsiadła się na szczycie, spoglądając w powoli ciemniejące niebo.
Oliwkowy wdrapał się za nią, z lekkim trudem. Usiadł obok i spojrzał na jej piękne futro.
- Widzisz tamtę chmurę? - zapytał. - Wygląda jak Biała Zamieć.
Wojowniczka przekręciła głowę.
- Może faktycznie. Dobra, serio ją widzę. Już słyszę jak mówi coś głupiego.

***

- Oliwkowa Łapo, od dziś twoje imię będzie brzmieć Oliwkowy Szkwał - oznajmił Lamparcia Gwiazda. - Klan Klifu wita cię, jako nowego wojownika.
Liliowy skłonił głowę i przyjął wszystkie pochwały w milczeniu. Nawet nie znał tych kotów, ba, miał spore podejrzenia, że oni sami za nim nie przepadali, ale nagle teraz życzyli mu wszystkiego co najlepsze. Wydawało się mu to nienaturalne. Od zniknięcia Daglezji, myślał tylko o niej. Prawie się nie pożegnała, ledwo wspomniała coś o Owocowym Lesie, a by to osiągnąć, Oliwek musiał mędzić jej nad uchem z godzinę. Dla niego nie była to krótka przygoda, żadna przyjaźń z benefitami... Może nie byli nigdy nawet oficjalnie w związku, ale przez ten krótki czas, gdy byli naprawdę blisko, czuł się cudownie. Nigdy nie miał w swoim życiu takiej relacji, czegokolwiek ruda wojowniczka do niego nie czuła, on nie mógł przestać o niej myśleć. Tego dnia był bardzo niespokojny. Na swoim nocnym czuwaniu nie mógł usiedzieć w miejscu. Po głowie chodziła mu jedna myśl. W końcu gdy nie był już uczniem, jego myśli o niej się nasiliły. O wschodzie słońca, gdy jego warta się zakończyła, nie zastanawiając się niemal wcale, wyruszył ze swoimi nowymi wojowniczymi przywilejami, granicą Klanu Wilka oraz Burzy, dzięki ogromnemu szczęściu, nie trafiając na nikogo wrogiego. W końcu postawił łapę na terenie tego całego Owocowego Lasu, który zabrał mu przyjaciółkę. Przyłożył nos do ziemi i spróbował odnaleźć zapach Daglezjowej Igły.

<Daglezja, jesteś tam?>

26 stycznia 2023

Od Mrówki

     Mrówka wywróciła oczami. Propozycja Perkoza wydawała się niezwykle kusząca. Ostatnio oboje byli zajęci patrolami granicznymi i łowieckimi. Potrzebowali odpocząć i spędzić miło czas. Spokojne chwile w towarzystwie Perkoza zawsze były przyjemnym czasem. Zbliżyli się do siebie przez te kilka księżyców. Czasami wracała wspomnieniami do ich zabaw w żłobku, szkolenia, a nawet czasu po śmierci Orła, kiedy to Perkoz stał się dla niej ogromnym wsparciem i jedynym przyjacielem. Kotka straciła wszystkich, którzy byli dla niej ważni, ale nie była sama, bo wiedziała, że miała jego. Zaufała kocurowi, dzieląc się swoimi myślami, on również jej wiele opowiadał. Poznali się i zaprzyjaźnili, a to był pierwszy krok do uczucia, które stopniowo kwitło w ich sercach. Kotka zaczęła dostrzegać różne drobne gesty Perkoza. Sama starała się odwdzięczać, dlatego zawsze witała go rano, żegnała wieczorem, przynosiła mu ulubioną zwierzynę. Rozmawiali, ale rzadko wracali wspomnieniami do przeszłości, skupiali się na tym, co miało nadejść i jaką ścieżką się kierowali. Propozycja wspólnej udawanej walki, była w stylu złotej kotki. 
    
— Nie daj się długo prosić. — posłał jej jeden ze swoich uśmiechów. Miała wrażenie, że zawsze wiedział, co chciała usłyszeć, a każdy jego uśmiech był promienny i pełen ciepła. 
    — Musisz mnie bardziej przekonać, Perkoz. Może miałam inne plany na spędzenie pory górowania słońca? — miauknęła, wpatrując się beztrosko w kocura. 
    — Moje towarzystwo powinno wystarczyć. Dam ci fory na początek, tak z sympatii. 
    — Sugerujesz, że nie skopię ci tyłka? — prychnęła. — Będziesz przez księżyc siedzieć w lecznicy jak z tobą skończę, panie wielki wojowniku. 
    — Brzmi jak wyzwanie. 
    Mrówka musnęła pysk Perkoza swoim ogonem. Kocur zamruczał i obserwował jak kotka drepta do wyjścia z obozu. Podbiegł do niej, rzucili sobie krótkie spojrzenie i przyspieszyli kroku. Zaczęli biec, mijając znajome miejsca na terytorium Owocowego Lasu. Mrówka czuła swobodę w swoich ruchach, coraz szybszym tempie. Wiatr muskał jej pyszczek, dodawał prędkości łapom. Pora Nagich Drzew nie należała do najbardziej przyjemnych i ulubionych pór sezonu, ale było coś ładnego w pokrytej lodem śliskiej powierzchni. Kilka razy poślizgnęli się, ledwo utrzymując równowagę, ale ostatecznie znaleźli idealny trening na zapasy. Mrówka była podekscytowana. Pomimo upływu lat wciąż pozostała dynamiczna i chętna na wyzwania. Zatrzymali się zdyszani, ale Mrówka nie zamierzała zbyt długo pozwalać Perkozowi na odpoczynek. Zwłaszcza w jej towarzystwie. Rzuciła się na kocura, chowając wcześniej pazury, jednak wojownik zareagował szybko i wykonał unik. Zaśmiał się krótko, poruszył ogonem i zaczął ją okrążać, przygotowując się do ataku. Mrówka zachowała czujność, obserwując jego sprawne, wyćwiczone ruchy. Wojownikiem było się na zawsze. Mrówka postanowiła go zaskoczyć i pierwsza wykonała atak. Przetoczyli się po terenie, siłując aż jedno z nich znalazło się na tym drugim. Mrówka rzuciła psotne spojrzenie Perkozowi, trzymając go najmocniej jak potrafiła, żeby nie mógł się wyrwać spod jej ciężarku. 
    — Przegrałeś, staruszku. 
    — Jesteś coraz lepsza. Ale jeszcze do perfekcji ci trochę brakuje. 
    — Powiedział kot, który tuli się do ziemi. Nie za zimno ci? — miauknęła, pochylając się, wciąż rozbawiona.
    Wtedy stało się to, co miało na zawsze odmienić ich życie w Owocowym Lesie. Złączyć ich na zawsze jako jedno serce. Perkoz wysunął pyszczek do przodu, korzystając z pochylenia Mrówki. Styknęli się nosami. Mrówka poczuła, jak przez jej ciało przebiegają przyjemne ciarki. Uśmiech sam nasunął się na jej pyszczek. Perkoz odsunął się, przyglądając jej się badawczo. Mrówka zeszła z niego i położyła się obok, wtulając w ciepłe futro wojownika. Perkoz zamruczał, odwzajemniając wtulenie. Złączyli swoje ogony. To było takie.... magiczne. Zupełnie jakby świat nabrał cieplejszych barw. Piękno tego momentu, niczym najdelikatniejszy płatek śniegu, spadło prosto na dwójkę wojowników. To ciekawe jak bardzo zmieniło się ich życie w ciągu tych wszystkich księżyców i jak wciąż mogło się rozwijać. Spojrzeli na siebie. Czy Perkoz zawsze miał takie piękne oczy? 
    — Dlaczego dopiero teraz? Nigdy nie sądziłam, że będę miała swoją miłosną opowieść, jak moi dziadkowie i rodzice. Przez tyle księżyców miałam cię za wroga, potem okazałeś się sojusznikiem i moim najlepszym przyjacielem. Czuję się przy tobie tak bezpiecznie, Perkoz. Mam wrażenie, że właśnie ciebie potrzebowałam i na ciebie czekałam. 
    — To było nasze przeznaczenie. Podobasz mi się, Mrówko. Chciałbym spróbować i żeby nam się udało, bo jesteś dla mnie naprawdę ważna. 
    — Ty dla mnie też, Perkoz. — polizała go po pyszczku i przymknęła delikatnie ślepia, gdy kocur powtórzył jej gest. Czuły pocałunek powtórzył się ponownie. Mrówka zamruczała. Obecność Perkoza działała na nią kojąco, bo chociaż różnili się charakterami, uczucie to było prawdziwe. Dzielili wartości, troski i przynależność, mogli zgromadzić miłe wspomnienia. Mrówka wiedziała o tym wszystkim i teraz, wtulona w Perkoza, czuła się szczęśliwa.
    — Kocham cię. 
        Te dwa słowa, tak ważne i potrzebne, opuściły jej pyszczek lekko, była ich pewna. Widziała błysk w jego ślepiach, gdy wyznała mu miłość. Jej serce przyspieszyło. Perkoz polizał ją po głowie. 
    — Ja ciebie też, Mrówko.
    Polizała go za uchem. Tej nocy czuła się wyjątkowa. Pomimo panującego podczas pory nagich drzew zimna, było im bardzo ciepło. A co działo się tamtej nocy, zostanie na zawsze w ich pamięci. 

24 stycznia 2023

Od Jaskrowej Łapy

Gwałtownie odepchnięte masywną łapą burej, poturlało się przed siebie i z pluskiem wpadło do wody. Zszokowane, łapczywie próbowało nabrać powietrza, w rezultacie jednak tylko się dławiąc. W panice zaczęło machać łapami, rozchlapując wodę na wszystko dookoła. Walczyło, by wydostać się na powierzchnie. Odpychając się tak mocno, jak potrafiło, wynurzyło się z wody. Dysząc, dopłynęło do brzegu. Gdy tylko stanęło na czterech łapach, otrzepało się. Kaszlnęło, pozbywając się pozostałej im w pysku wody. Zaraz po tym jak wyszło z wody, podeszła do nich mentorka. Na jej pysku widoczny był gniew. Dlaczego?
— Co to miało znaczyć? — z jej pyska wydał się głośny syk.
Położyło uszy. Przecież dzielnie walczyło. Odsunęło się do tyłu, jakby w obawie, że się na nich rzuci. Wyglądała jak wściekły pies, który ma ochotę ich rozszarpać. Trzepnęło ogonem, strącając pozostałe na nim krople wody.
— N-nie rozumiem — miauknęło, wbijając wzrok w jej oczy. — C-co było nie tak? S-starało-starałam się. P-poprawiłam się o-od ostatniego czasu! 
Gdy zobaczyło, jak Przepiórcze Gniazdo się jeży, straciło całą pewność siebie. Znowu cofnęło się do tyłu, prawie jeszcze raz wpadając do wody.
— Poprawiłaś się? Ty słyszysz, co mówisz? — zakpiła. — Cały czas jest żenująco okropnie. Powiedz mi, ile ty masz księżyców? — syknęła przez zęby. — Bo na pewno nie mało.
Z nerwów wbiło pazury w ziemię.
— D-dużo, wiem — westchnęło cicho. — A-ale naprawdę się staram. Mam teraz podwojoną i-ilość treningów, j-jestem przemęczona, p-praktycznie c-ciagle jestem poza obozem i t-trenuje, kiedy inne k-koty odpoczywają — miauknęło na swoją obronę, licząc, że mentorka się nad nimi zlituje.
— Daruj sobie te kłamstwa — zawarczała bura. — Obie dobrze wiemy, że to bzdura. Marnujesz mój czas. Przez ciebie — kotka wysunęła pazury i wskazała na Jaskier — nie mam życia. Lider mnie nienawidzi. 
Rozszerzyło oczy w szoku. Rudzikowy Śpiew jej nienawidził? Przecież była dobrą wojowniczką, a tak przynajmniej im się wydawało.
— N-nie wiedziałam o t-tym-
— Chociaż raz zamknij pysk i mi nie przerywaj — wysyczała gniewnie. — Jesteś powodem do wstydu całego klanu. W takim wieku mogłabyś już dawno być pełnoprawną wojowniczką! Dziwię się, że lider jeszcze cię nie wygnał. Gdybym tylko mogła... — westchnęła, po czym machnęła łapą. — Obrzydliwe trzymać takiego kota w klanie. Popatrz na Nastroszone Futro. Urodził się wtedy, kiedy ty już od dawna się szkoliłaś, a teraz już od wielu księżyców jest wojownikiem. Jak ci nie wstyd? Ja bym się nikomu nie pokazywała. Nie spotkałam jeszcze nikogo tak okropnego jak ty — rzuciła, mordując ich wzrokiem.
To nie były już tylko słowa. To był cholernie mocny cios. Nie wiedziało, co ma zrobić. Wpatrywało się w oczy mentorki, nie dowierzając. Przełknęło ślinę, a ich serce z nerwów zaczęło bić o wiele szybciej. 
— Ja n-nie wiem c-co p-powiedzieć — pisnęło, potrząsając głową. — Nie... Nie, n-nie mogę w to uwierzyć — zawyło, a w ich żółtych oczach zebrały się łzy. 
— W co? W to, że jesteś takim beztalenciem? Jeśli tak, to w końcu uwierz. Żyjesz w Klanie Nocy, a boisz się wody. Walczyć też nie umiesz, wpadłaś do wody — podkreśliła — prawie się topiąc. Męczysz się w kilka sekund, ciągle ryczysz, a później się dziwisz, czemu nikt się tobą nie przejmuje. Potrzebujemy silnych wojowników, a nie płaczliwych pieszczoszek i kolejnej gęby do wykarmienia — prychnęła, trzepiąc wściekle ogonem. — Obudź się końcu!
Rozpłakało się na dobre. Nienawidziła ich. Jak każdy tutaj. Węgorzowy Pysk także. Każdemu przeszkadzało. Było jedynie paskudnym kleszczem. Krucza Gwiazda nigdy ich nie broniła. Kiedyś zastanawiało się dlaczego. Teraz już miało odpowiedź. Panika i emocję coraz bardziej w nich narastały. Miało ochotę przestać istnieć. Rozpłynąć się w powietrzu, albo dać się rozszarpać wszystkim kotom. Zasługiwało na to.
Zasługiwało na ból. Zalało się łzami i zakrztusiło własną śliną. 
— Jeszcze dziś przejdę się do Rudzikowego Śpiewu i będę wnioskować o twoje wygnanie — prychnęła żałośnie. — Nie wyobrażam sobie żyć z takim czymś w klanie. Wiesz, ile ja już mam przez ciebie problemów? Każdy krzywo na mnie patrzy. Wszyscy sądzą, że to ze mną jest coś nie tak. A to nie prawda. Każdy z twojego rodzeństwa jest już wojownikiem, z wyjątkiem Kurkowej Łapy, ale twój brat przynajmniej ma  usprawiedliwienie na małe postępy w nauce. A ty?
Nie było w stanie odpowiedzieć. Czuło się paskudnie. Dyszało niesamowicie ciężko, gorączkowo wycierając łzy, często jednocześnie się drapiąc. To nie miało już sensu. Zostanie wygnane, zgnije i tyle z ich marnego żywotu. Tonęło w bagnie, z którego nie było już ucieczki.
— Zamierzasz mi odpowiedzieć? — mruknęła Przepiórcze Gniazdo. — Skoro nie, to uznaje, że nie masz usprawiedliwienia. Tego się właśnie spodziewałam. Cholernie przez ciebie cierpię. Nie z wyboru.  Spodziewałam się więcej po kocięciu Kruczej Gwiazdy — wysyczała przez zęby, mocno się strosząc. — Na stałe zepsułaś moją reputację w klanie. Nie wybaczę ci tego. Nigdy nie będziesz wystarczająco dobra, by ktokolwiek prawdziwie cię pokochał. Pogódź się z tym.
Każde, pojedyncze jej słowo ich raniło. Bolało gorzej, niż przy najbardziej wymagającej walce. Wszystko traciło sens. Jakakolwiek szansa na lepsze życie rozsypała się w drobny mak. Nikt nigdy ich nie pokocha. Zostanie samo na  zawsze. 
— Odpowiedz mi — zarządziła, po chwili jednak kręcąc głową. —Ja już nie wiem, co robić — westchnęła głośno. — Błagam cię, Jaskier. Zegar tyka. Jeszcze chwila, a wylecisz z klanu! Robię, co mogę. Nie chce, żebyś ty, moja uczennica, tak skończyła. Nie mogę już tego dźwigać. To ostatni moment, w którym mogę dać ci jeszcze chwilę. Mogę na ciebie liczyć? Nie chciałam cię doprowadzać do płaczu, to wszystko jest ciężkie dla nas obu... — kotka przetarła łapą oczy.
Nie mogło nic powiedzieć. Było w zbyt żałosnym stanie. Ich brzuch chciał eksplodować, a serce wyskoczyć z gardła. Wzięło głęboki wdech, czując się, jakby miało odlecieć. Obraz przed ich oczami stopniowo się rozmazywał. Bura wojowniczka wciąż coś mówiąca, powoli zamieniała się w jedynie niewyraźną burą plamę. W końcu widok zalał się czernią, a Jaskier straciło możliwość zrobienia czegokolwiek.

[przyznano 5%]

Od Mrówki

    Mrówka przestała rozmyślać o Orle. Wspomnienia o zmarłych członkach jej rodziny (zwykle w okolicznościach tragicznych) powodowały nieprzyjemny ucisk w żołądku. Czy była to tęsknota? Czy żal? Głęboka uraza do tego, że pozostała na tym świecie sama? Nie miała nikogo. Jako kociak mogła liczyć na swoją dużą rodzinę, żeby teraz pozostać całkiem sama. Z nikim nie mogła dzielić się swoimi troskami i oczekiwać wsparcia. Mrówka zajęła się Owocowym Lasem, całą swoją energię i siłę wkładając w pomoc jego członkom, w poszerzanie swoich umiejętności i wiedzy rozległej na wiele dziedzin wojowniczych. To jednak było za mało i kotka potrzebowała czegoś więcej, zaczynając tęsknić do dynamicznego trybu życia. Nie była może najmłodsza, ale wciąż zamierzała służyć swojej grupie, tak długo jak będzie jej to dane. Jej ciche prośby zostały wysłuchane i dostała do wyszkolenia Łuskę. 
    Młoda kotka o niebieskiej dymnej sierści i zielonym intensywnym spojrzeniu, szybko zyskała sympatię swojej mentorki. Mrówka obdarzona talentem swojej matki do obserwacji, mogła z łatwością wychwycić zachowania wychowanki. Uznała jej wyszkolenie za szczególną misję, której tylko ona może sprostać i która podkreśli, że jest dobrą wojowniczką Owocowego Lasu. Wydawało jej się, że przez wiele księżyców stała w miejscu, więc nadszedł najwyższy czas, żeby zaczęła działać. Chciała znaleźć sojuszników, przyjaciół, wyszkolić ucznia, nauczyć się czegoś nowego i jeśli tylko odpowiednio przyspieszy, będzie mogła osiągnąć to wszystko. Jaka była Łuska? Kotka cechowała się posłuszeństwem, uprzejmością, była również uczynna, perfekcyjna, natrętna i uwielbiała doradzać. Mrówka często jej się przyglądała, badawczym wzrokiem oceniając wszystkie predyspozycje kotki. Zauważyła, że Łuska często przepraszała, nerwowo podrygiwała ogonem, zapewniała o swoim celu zostania najlepszą wojowniczką Owocowego Lasu. Mrówka nie niszczyła jej ambicji, wręcz chciała wytrenować kogoś silnego i godnego tytułu wojownika. Wiedziała również, że Łuska będzie jej jedynym uczniem. To jeszcze bardziej napędzało złotą kotkę do podjęcia intensywnych treningów. Chciała również, żeby treningi były ciekawe i stawiały na praktykę niż teorie. 
    Więź z uczennicą stała się bardzo ważna dla Mrówki. Poczuła w swoim życiu cel, miała się kim opiekować i dokąd wybiegać myślami. Oczywiście wciąż brała udział w patrolach, polowaniach, unikała większych interakcji z pobratymcami. Zmieniło się to, że była bardziej odpowiedzialna i naprawdę zależało jej na Łusce. Była chyba jedynym kotem, który rozmawiał z nią nie o tym, czego Łuska pragnęła dla swoich rodziców, ale czego sama chciała - chociaż naturalnie uczennica nie wiedziała, czego potrzebowała i wtedy Mrówka musiała przybrać inną strategię, bardziej chcąc nakierować ją na właściwą ścieżkę. Mrówce nikt nie wybrał ścieżki, sama zdecydowała o byciu wojownikiem. Wiedziała jednak, że rodzice odgrywają ważny wpływ w życiu kociaka. Ona sama z charakteru przypominała Kostkę. Miała dobre relacje z rodzicami i przez ich obserwowanie, doszła do istotnych wniosków, ale to dopiero długie szkolenie otworzyło jej całkowicie ślepia i pozwoliło wyznaczyć to, kim chciała zostać i do czego dążyła. Szkoleniem Łuski pracowicie zajęła się od samego początku. Najpierw zapoznała uczennicę z terytorium Owocowego Lasu, opowiadając różne ciekawostki i pokazując najlepsze kryjówki zwierzyny. Chciała zaciekawić uczennicę i żeby ta zakochała się w ich terenach. Sama Mrówka była związana z ich terenem, nawet jeśli przeprowadzka i porzucenie starego domu, wciąż nawiedzało ją w snach. Nowe terytorium było jednak dobrym rozwiązaniem dla niej, żeby mogła zacząć wszystko od nowa i sama przejść pewną przemianę. Oprócz poznania terenu i krótko historii ich społeczności, nauczyła Łuskę tworzyć posłania na gałęziach drzew, utrzymywać równowagę na drzewach i wyćwiczyć sprawność przez unikanie spadających jabłek. Pora Opadających Liści miała wiele plusów, jednak wizja zbliżającej się Pory Nagich Drzew kładła szczególną presję na nauczenie polowania i walki.  

23 stycznia 2023

Nowe członkinie Klanu Wilka!

Klan Wilka wita dwa porzucone kociaki!