Chodził tu i z powrotem w swoim legowisku, zastanawiając się nad swoimi następnymi krokami w kierunku szereg intryg, w które został wmieszany. Czy mu się to podobało? Tak. Ryzyko zawsze budziło w nim dreszcze, zawsze napawało satysfakcją, gdy udawało mu się przechytrzyć wroga i pokazać swoją wyższość. Podobało mu się, jak toczyły się sprawy. Niewielka ilość buntowników posłuży mu idealnie jako narzędzie, by zastraszyć wszystkich, którzy w nocach marzą o tym, by zakraść się do jego legowiska i zmusić go do wyrzężenia ostatnich słów. Odechce im się choćby spojrzeć na niego krzywo.
— Co zamierzasz? — podniósł uszy na drżący głos Sarniego Kroku. Przyzwyczaił się do jej towarzystwa, do pokrzywdzonego, wrogiego spojrzenia, tak, że momentalnie zaczął traktować ją jak powietrze, dopóki nie raczyła powiedzieć choćby słowa. Machnął ogonem, nie odpowiadając kotce.
— Chyba nie do końca wyszło tak, jak chciałeś. Nie jesteś dla nich wybawcą, tylko potworem. Zaczynają to rozumieć. Nie zabawisz długo u władzy, rzucą się na ciebie jak psy — miał dość tego jej bezsensownego gadania. Nic nie rozumiała. Uśmiechnął się jednak lekko. Odwrócił głowę w jej stronę dopiero po chwili.
— Polują na mnie albo idioci, albo geniusze — miauknął zgodnie z prawdą. — Ci pierwsi szybko skończą martwi, błagając mnie o litość. A z drugimi się bawię. Nie jestem głupi, choć możesz sądzić inaczej — wysunął pazury. — Wybawiłem Klan Wilka z okowów Gwiezdnych. Kiedyś to zrozumieją. Jestem cierpliwy. Nie przestawią się szybko. Ale gdy Klan Gwiazdy zawiedzie ich raz... drugi... trzeci... Pojmą, że miałem rację. Ty też wierzysz w ten bezsensowny kodeks, który ogranicza każdy twój ruch? — zaśmiał się z kpiną. — Klan Gwiazdy do siebie zabiera wierne pieski, a na wieczne cierpienie skazuje wszystkich, którzy nie chcieli być niewolnikami. Którzy mieli własne zdanie. Tak sprawiedliwi są twoi przodkowie. Mroczna Puszcza zsyła tyle znaków, a Klan Gwiazdy pofatygował się, żeby przemówić dopiero wtedy, gdy wszystko zaczęło się sypać, a im groziła wieczna niepamięć. Interesują się klanami tylko dlatego, że bez nich nie mogą żyć.
Kotka cofnęła się, nie spuszczając z niego wzroku.
— O czym ty mówisz? — rzuciła. — Mylisz się. Klan Gwiazdy chroni koty. Nawet tych z krwią pieszczochów czy samotników, jak ja. Są naszą opatrznością. To oni mnie tu zaprowadzili, żebym głębiej poznała ich wiarę.
Spojrzał na nią jak na idiotkę.
— To dlaczego cię nie wybawią? Dlaczego nie zrzucą na mnie jakiegoś pioruna? Nie obchodzisz ich. Są zadufani w sobie. Im szybciej to pojmiesz, tym lepiej dla ciebie. Przestań pokładać nadzieje w herezji umarlaków.
Mówiąc to, odwrócił się i opuścił legowisko. Chciał znaleźć Irgę, jednak jego oczy nigdzie jej nie dostrzegały. Kątem oka widział jedynie zmierzającą do legowiska medyków Jaszczurzy Syk. Miał nadzieję, że w pierwszej kolejności zwracali się do Deszczowej Chmury. Kunia Norka była jedynie problemem. Żenujące... Tyle wiedziała, i nic nie zrobiła z tą wiedzą. Pozwoliła swojemu wrogowi osiągnąć władzę. Otaczali go idioci. Że też był winien życie tej życiowej zakale.
Wyleczeni: Jaszczurzy Syk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz