— Podaj mi podbiał pospolity, Gepardzia Łapo — mruknęła do swojej uczennicy, ciekawa, czy wskaże poprawne zioło. Szynszylowa jej nie zawiodła - wkrótce wróciła z ziołem w pysku, podając go starszej. Medyczka zaczęła przeżuwać słodko pachnące liście, a resztę soku poświęciła na wytarcie spękanych łap. Jej uszy uniosły się czujnie, gdy usłyszała kroki - i nie była to bynajmniej liderka wchodząca do swojego legowiska. Znajomy rudy pysk Czarnowrona skinął jej, na co kotka również odpowiedziała zimnym skinięciem głowy. Za rudzielcem do legowiska wszedł Zwęglony Kamień, który wyglądał na zdrowego. Najwyraźniej przybył towarzyszyć partnerowi.
— Co dolega? — miauknęła bez zbędnego owijania w bawełnę.
— Skręciłem łapę — odparł kocur, ukazując uniesioną w górę nogę, na którą kulał.
— Ile razy mam mówić, żebyście nie biegali, gdy ziemia jest grząska? — westchnęła, kręcąc głową, natomiast rudzielec jedynie skłonił lekko głowę w zrozumieniu. — Podaj mi twardy patyk i trybulę, Gepardzia Łapo.
Uczennica już zaczęła szperać w składziku. Miała naprawdę dobrą pamięć - idealna na jej następczynię. Szylkretka odsunęła się, gdy niebieska podeszła do niej, dając jej samej wyleczyć pacjenta. Ona zaś obserwowała uważnie i komentowała w ewentualności, by poprawić jej niektóre błędy. Gdy dwa kocury opuściły legowisko, medyczka położyła się na posłaniu, by chwilę odpocząć i dopiero później wrócić do segregacji ziół. Musiała też wybrać się na kolejną wyprawę - kończył jej się mak, tak podstawowe zioło, które powinno zawsze być w składziku. Nie chciała jednak męczyć uczennicy, więc obiecała sobie, że tym razem pójdzie sama z odpowiednią wojowniczą eskortą.
wyleczeni: Wiśniowa Iskra, Czarnowroni Lot
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz