*Zgromadzenie*
Tuż przed zgromadzeniem zaszyła się gdzieś w cieniu, pazurami rwąc trawę i czując, jak szaleńczo bije jej serce ze strachu przed tym nieznanym wydarzeniem. Dużym zbiorowiskiem obcych. Nie chciała tam iść, nie chciała, tak bardzo nie miała na to odwagi.
Skuloną i bujającą się lekko w przód i tył znalazła ją matka. Przypomniała o manierach i skarciła za zachowanie, a nim skończyła, były wzywane wraz z klanem do wyjścia.
Na miejscu nie dała jej czasu na zaaklimatyzowanie się w nowym otoczeniu (nie, żeby było to w ogóle możliwe) i wysłała w magiczną podróż podbijania serc obcych kotów. Gdy nawet nie potrafiła tego w swoim klanie.
Posłusznie weszła w tłum, siłą trzymając uszy postawione i ogon względnie wzniesiony, by nie ukazywać swojej nienormalności. Miała cichą nadzieję, że koty wyczują jej chorobę i nie będą się zbliżać; złość matki nie była może lepsza, ale nie była też gorsza niż zagrożenie kontaktu z nimi.
— Hej!
Zastygła, wyczuwając, że to było do niej. To się czuło. To spojrzenie na ciele. Jakby zawieszającym się ruchem spoglądnęła na niewiele starszego kocura. Był biały w łaty. Wyglądał jak każdy inny biało-kolorowy futrzak. Za parę zachodów słońca zapomni jak wyglądał.
— Cześć. — nie była pewna, czy powinna odpowiedzieć 'uczniowsko', czy 'dorośle', 'wojowniczo' więc wybrała pierwsze lepsze powitanie, panikując na przedłużającą się ciszę z jej strony.
— Co tak zamarłaś? Jestem przyjacielem. Pochodzę z Owocowego Lasu, a ty? — mówił miłym tonem. Jak mama, kiedy były wśród obcych. Odrobinę rozluźniła postawę na znajomy fragment.
— Um... Jestem z Klanu Nocy. Po sąsiedzku z wami.— wytłumaczyła głupio, pamiętając pokazanie jej terenów.
— Z klanu nocy? Naprawdę? Podobno wasz klan wymordował nasz, dawno, dawno temu i przez to musieliśmy się ukrywać wiele księżyców — Zdębiała, bo o tym nie wiedziała i głupio czuła się teraz przez przyznanie skąd jest.
— U-uh, nie wiem, nie żyłam wtedy? Widocznie mieli powód, by tak zrobić…
— Możliwe. — uśmiechnął się. — Nazywam się Krogulec. Nie chowam urazy. To były dawne dzieje. Chciałem tylko zobaczyć czy o tym wiesz. Niektórzy mogą ukrywać niechlubną historię przed młodymi.
—...Jasne? — mruknęła niezbyt przekonana, z widocznym dyskomfortem.
— A ty? Jak ci na imię?
Mentalnie uderzyła się w pysk.
— Lecąca Łapa. Miło mi. — dygnęła. Schemat. Lubiła schematy.
— Będziesz wojownikiem? Masz ten dziwny człon łapa. W zasadzie, po co go nadajecie? Nie lepiej mieć jedno imię?
— Człon łapa oznacza ucznia, czyli jeszcze nie skończyłam treningu. Zaczęłam go dopiero pół księżyca temu. Lubię nasze wojownicze imiona i to tradycja. — wyjaśniła spokojnie, broniąc klanu.
— A nie myli wam się? Mieć tak wiele imion? To musi być jakiś koszmar. A jakie macie jeszcze tradycje?
— Nie, niespecjalnie? To wam powinny się mylić imiona, skoro macie tylko jedno, a kotów o takim samym może być kilka.
— Nasze są proste. Wasze skomplikowane i się wciąż zmieniają. Raz jesteś tym, a raz czym innym. Nie ma u nas przypadków, gdzie imiona się powtarzają.
— No to na początku, tuż po mianowaniu ktoś może się pomylić z przyzwyczajenia i tyle. — wzruszyła ramionami.
— Słyszałem, że wasz klan żyje w wodzie. To prawda? Gdzie śpicie, gdy macie tam pełno wody?
— Nie żyjemy w wodzie, jesteśmy kotami, nie rybami. Przez nasze tereny przepływa rzeka.
— I żywicie się rybami? Pewnie dziwnie smakują. My jadamy myszy i czasem ptaki.
Rówieśnik rozmawiał z nią jeszcze o swoim bracie, cierpiącym na jakąś chorobę, której nie znała. Nie była w stanie odmówić, gdy nalegał na znalezienie Muchomorzego Jadu, ale na szczęście ten zniknął jak ryba Jagodowego Gąszczu w czasie polowania nad rzeką i zielonooki wkrótce zostawił ją samą. Wśród tłumu.
Miała ochotę płakać.
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz