*lato*
Termin porodu nieco się przeciągał, choć nie narzekała. Może jej dzieci potrzebowały trochę więcej czasy na wyrośnięcie w jej łonie, ale wiedziała, że jak już się urodzą, to będą przewspaniałe! Jej pękaty brzuch dawał o sobie znać. Została karmicielką, nie musiała więc wypełniać wojowniczych obowiązków. Ale nie mogła też wychodzić z obozu bez opieki, aby nie przydarzył się jakiś tragiczny wypadek. Jej Niktuś był jednak z nią i przez większość czasu, kiedy nie wypełniał swych obowiązków, był z nią.
Na wszelki wypadek poszła do legowiska medyków, aby sprawdzić, czy na pewno wszystko w porządku z jej kociętami. Wybrała specjalnie chwilę, w której jej matka, Plusk, poszła zbierać zioła. Nie chciała widzieć się z kocicą.
Gdy weszła do środka do jej nozdrzy natychmiastowo dotarł zapach medykamentów, ale nie tylko. Wyczuła także woń chorób.
Najwyraźniej nie tylko ona zawitała tego dnia do medyka.
Dostrzegła swego brata, Poranka, którego szkolił jej partner. Jej brat skręcił sobie tylną łapę, jednak z pomocą Witki i bazując na swej własnej wiedzy medycznej, bo chyba coś mu zostało w głowie z lekcji Plusk, gdy jeszcze był jej uczniem. Z boku dostrzegła też Ślimaka, młodego ucznia, brata znanej już liliowej szylkretce Gwiazdnicy, który miał chyba jakieś problemy z żołądkiem. Dostrzegła także Świt, zwijającą się na swoim posłaniu, po zjedzeniu jakiejś nie dobrej piszczki. Uśmiechnęła się do kotki wrednie, po czym podeszła bliżej Witki, która teraz od Poranka przeszła do kolejnych pacjentów – Wanili, który miał zwyrodnienie po skręceniu przedniej łapy, z czym nie poszedł do medyka. Wtedy to właśnie Miodunka dostrzegła swego ojca, Bza, siedzącego obok innych pacjentów, którymi byli Perkoz i Żbik z następnymi dolegliwościami.
Najwyraźniej Witka i Plusk miały łapy pełne roboty. Matki nie żałowała, dobrze jej tak, niech haruje, ale Witka była dla kotki miła i jej właśnie było Miodunce szkoda.
Kotka zmartwiona podeszła do swego ojca, siedzącego w legowisku.
Najwyraźniej ktoś przyprowadził go tutaj, bo możliwym było, że sam kocur by nie ogarnął, gdzie powinien pójść. Chociaż był partnerem Plusk, więc może jednak wiedział? Tak czy siak, podeszła do niego, po czym otarła się o jego szyję.
Dostrzegła, że kocur chyba źle się czuł. No, w sumie, na pewno źle się czuł, nie byłby w tym miejscu bez powodu, no chyba, że chciał odwiedzić jej przeklętą matkę.
Polizała kocura za uchem, po czym podeszła do Witki, która właśnie skończyła z kolejnym pacjentem.
- Chwileczkę, muszę się jeszcze zająć resztą i już do ciebie podejdę. – miauknęła młoda uzdrowicielka, przekładając stosy ziół.
- Mój ojciec chyba jest nieco przytłoczony ilością kot- nie dokończyła, bo dostrzegła, jak Bez próbuje zwiać.
Podeszła do niego od razu, by zagrodzić mu drogę po czym wskazać na Witkę. Gdy ten nie zareagował, przykleiła się do jego boku, by podprowadzić go do medyczki już czekającej z lekarstwem.
Wtedy to właśnie poczuła nieprzyjemne uczucie w brzuchu.
Chyba dobrze, że przyszła do tego medyka. Coś jej się zdawało, że piszczka, którą zjadła, jakoś dziwnie smakowała. Pochyliła się, czując, jak posiłek podchodzi jej do gardła.
- Już ci pomagam – miauknęła Witka, po czym zajęła się karmicielką.
wyleczeni: Bez, Poranek, Ślimak, Świt, Miodunka, Wanilia, Perkoz i Żbik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz