BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Daglezja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Daglezja. Pokaż wszystkie posty

19 października 2022

Od Daglezji (Daglezjowej Łapy) CD Aksamitki (Aksamitkowej Łapy)

— Oho, to ty nie słyszałaś? Mama opowiadała mi raz historyjkę, że gdzieś daleko jest takie gospodarstwo ze starym dwunożnym, który ma własną armię kur — rozpoczęła szylkretka. — Pewnie zastanawiasz się, po co mu ich aż tyle? Mamusia mówiła, że sama nie wie, ale jak tak o tym myślę, to bardzo podejrzane! Podobne te kury mają takie wyłupiaste oczy i ostre dzioby, którymi mogą zabić! Więc lepiej się tam nigdy nie zbliżaj... A jeden z wojowników mówił mi, że te kury polują na koty, a potem przynoszą je swojemu władcy, temu dziadowi, a on robi z nich ogromną ucztę! Ściąga z nich futro i bije tak długo, aż te robią się płaskie. Ej, a myślisz, że my też możemy zdjąć ot tak futro? — zapytała w końcu, zmieniając temat, za co Daglezja serdecznie dziękowała. Ten szalony dwunóg był podejrzany. — Wilczek i Igiełka chyba próbowali, ale im nie wyszło — mruknęła, wlepiając wzrok w rodzeństwo, siedzące gdzieś przy ścianie żłobka. Daglezja jedynie zmierzyła ich wzrokiem. Nic dziwnego, że im się mogło nie udać. Zdjąć futro z kota? Pf! Brednia. Musiałby mu dać jakieś zioło na wyłysienie. — Może nam się uda?
— Przecież tak się nie da.
— Jak nie jak tak!
— No po prostu! Jak sobie wyobrażasz zdejmowanie futra? — spytała z oburzeniem, jak gdyby zdziwiona, że Aksamitka jej zaprzeczyła.
— No... jakoś tak... — zaczęła się obkręcać, próbując złapać za jedną z odstających kępek sierści przy grzbiecie. Daglezja wybuchnęła śmiechem, widząc jakie skomplikowane pozy jej siostra przyjmuje. — To tak trudno złapać...
— Właśnie widzę. Jeszcze sobie coś wyrwiesz i będziesz łysa, jak Wilczek i Igiełka! Nie chcę mieć więcej gołych sióstr. Z resztą, kto chciałby być łysy?
— Nic by ci się nie kleiło do futra, nie musiałabyś jej myć...
— Przecież porą nagich drzew tylko trzęsłabym zadem z zimna. Nienawidzę jak jest zimno.
— Może...

***

Daglezjowa Łapa pracowała przy obozie, w którym już od jakiegoś czasu roiło się od potencjalnych prac. Wrzosowa Pogoń zupełnie jak Słoneczna Polana nie przepadała za różnymi odpałami swojej uczennicy, więc mogła ją w każdej chwili oddelegować do obozu, gdzie trzeba było robić więcej niż wszystkim się wydawało, kiedy tylko nie podobało jej się zachowanie uczennicy. Organizacja legowisk, zbieranie materiałów, praca z głazami, a przy tym jeszcze jakieś durne gęsi-terrorystki i wściekłe samotniczki, jeśli chciałaby wyjść się przewietrzyć. Jak tak można dłużej żyć?
Jako że klifiaki zadomowiły się w sporej jaskinii, dla Daglezjowej Łapy nie było zdziwieniem, że miała już swoich domowników. W tym nietoperze, które trzeba było przegnać. Nie lubiła gdy ich czarne oczka za nią ciągle podążały. Jeszcze jakby wszystkiego było mało jeden z wojowników doglądał jej pracy, po tym jak ostatnim razem po prostu to olała. Niestety Wrzosowa Pogoń nie była z tego najbardziej zadowolona i poprosiła o nadzór jej terminatorki. Właściwie, z dorosłych nie lubiło ją zbyt wielu, ale Daglezja się tym nie przejmowała. Na szczęście miała do pomocy siostrę, która chciała odpocząć po treningu ze swoim mentorem. Zgodziła się na pomoc Daglezji bez wahania. I za to mogła cenić, taką dobrą siostrzyczkę! To była postawa godna prawdziwego ziomka.
— Boisz się nietoperzy? — spytała, szturchając Aksamitkową Łapę ramieniem, gdy stały przed jednym z ciemnych tuneli, po czym zaśmiała się.
— Nie... Nie! To tylko nietoperze. To takie skrzydlate myszki. Mają małe ciałka, nóżki, oczka, piszczą i w ogóle.
— Słyszałam jak Piegowata Mordka nazywała je "fruwającymi szczurami". A szczury już nie brzmią tak obiecująco. Ponoć Gawron kiedyś złapała ostrą infekcję od jednego, małego, lądowego szczura i musiała ganiać po medykach długo!
— Czemu nikt mi nie powiedział, że one są tak niebezpieczne?! — zaniepokoiła się delikatnie Aksamitka.
— Spokojna twoja głowa. Włos ci z głowy nie spadnie. Biegamy szybciej niż te chuderlaki trzepoczą tymi swoimi skrzydełkami. — Daglezjowa Łapa uniosła dumnie ogon do góry, by zaraz wysunąć się na przód, by zagłębić dalej w korytarz pieczary. Powietrzne szczury zwisały z sufitu spokojnie, czasem tylko mrugając i mrużąc powieki przyglądały się kotkom.
— Chcesz zobaczyć prawdziwy chaos? — przybrała głupawy uśmieszek, zwiastujący tylko jedno, zanim odwróciła się spowrotem w stronę nietoperzy. — POBUDKA! — wrzasnęła głośno — WSTAWAĆ, NIE GADAĆ! Wylatywać mi stąd, sio!

<Aksamitka?>

[przyznano 10%]

21 lutego 2021

Od Dalgezji

*po śmierci Sokoła* 
W ciszy wysłuchiwała płaczu bliskich przy pochówku jej taty. Sama nie pozwoliła sobie na taką załamkę musi przecież wspierać mamę i rodzeństwo... Łzy spływały je po policzkach, ale szybko je ocierała niebieskim ogonem. Jej smutny wzrok był wbity w już sztywne i zimne ciało krewnego. Wspominały chwile spędzone z Sokołem, które kiedyś wydawały się być takie radosne, zaś teraz były przepełnione uczuciem straty i tego, że już nigdy jeszcze raz ich nie przeżyje. Chciała sobie wmówić, że to tylko sen, albo że jej najukochańszy tatuś dalej żyje, ale było to najzwyczajniej niemożliwe. 
Podeszła do zmarłego i zetknęła się z nim nosem po chwili go przytuliła już głośniej chlipiąc.
- Tato... Ż-żyjesz, pr-prawda? Nie rób mi takich żartów, błagam.... - miauknęła sama nie wierząc w swoje słowa. - Błagam, o-obudź się! Obiecuję, będę najgrzeczniejszą córeczką i-i... I skończę szybko trening! I pomogę in-innym u-uczniom go szybko ukończyć, tyl-tylko błagam, obudź się! Będziemy najszczęśliwszą rodzinką pod słońcem, tylko obudź się...  - szepnęła i zsunęła się z ciała swojego ojca. Zacisnęła drżące łapy. 
To niemożliwe... Niemożliwe... 
Jeszce kilka dni temu słyszała jego śmiech i widziała jak się uśmiecha oraz czuła ciepło jego ciała. Teraz tylko widziała nieżywą kulkę sierści. Teraz Klan Gwiazd ma go w swoich świętych łapach. Teraz widziała swoich bliskich, którzy mają trudność z pogodzeniem się ze stratą członka rodziny 
Niemożliwe, niemożliwe... - powtarzała w myślach.
Przesunęła wzrok na Szyszkę, była cała roztrzęsiona. Nie miała zamiaru dalej na to patrzeć. Wróciła milcząc do swojego legowiska. 
***
Usłyszała jak jakiś Kocur woła jej imię jednocześnie budząc ją ze snu. Uśmiechnęła się. To tata ja wołał! Tata jednak żyje! Tak się cieszyła, że aż nie mogła przestać się uśmiechać, a z jej oczu płynęły przezroczyste łzy szczęścia. Wybiegła z legowiska wojowników poślizgując się o jakąś kałużę i wtuliła się w długie futro Sokoła. 
- Ojej... Nic ci nie jest? Czemu płaczesz, skarbie? - mruknął pomarańczowoooki i liznął po mokrym policzku córkę.
- Nic, a nic. Ciesze się, że żyjesz! - odpowiedziała młodsza. 
- A czemu maiłbym nie żyć? - zapytał się zaskoczony mieszkaniec Owocowego Lasu.
Zgarbiła się nieco obejmując wzrokiem zdziwionego wojownika. Odsunęła się nieco kładąc po sobie uszy i się krzywiąc. Śniała. Śniał, po prostu śniała. 
***
Obudziła się ze smutkiem na pyszczku. Tak bardzo, żałowała, że był to tylko sen. Wyszła z legowiska wojowników. Dalej świeciło słońce, najwyraźniej bardzo krótko spała. Ujrzała Orzełka, Bielika, Płomykówkę i Szyszkę razem przytulonych do siebie blisko grobu ojca. Okropny widok, rodzina, którą zostawił ojciec. Cicho westchnęła i podeszła go gromadki. Przytuliła się do mamy. Nie może stracić nikogo więcej, musi chronić swoich bliskich. Wspominali chwile spędzone razem z Sokołem, czasami na ich pyszczkach pojawił się mały uśmiech, bo naprawdę były to szczęśliwe czasy. Pocieszali się nawzajem, że jakoś to będzie, bo w końcu musi być, nieprawdaż? 

10 lutego 2021

Od Daglezji cd. Szyszki

- Co się dzieję, Daglezjo? Słyszałam, że robisz postępy w szkoleniu, ale dalej pewne umiejętności sprawiają ci trudność. Mogę jakoś pomóc? - mruknęła zmartwiona Szyszka, siadając koło niej. Przełknęła kęs wiewiórki, wbijając spojrzenie w mamę.
- Jakoś tak... - burknęła, pod nosem przypominając sobie sztywne działo dawnej mentorki. Przełknęła nerwowo i głośno ślinę. - Gąska... Sama wiesz... - wyjąkała, podwijając pod siebie niebieski ogon. - Madzia nie jest zła, ale... Jakoś nie specjalnie się lubimy, a przynajmniej moje relacje były lepsze z Gąską niż z Madzią. - mruknęła cicho wzdychając i po chwili zaczynając grzebać łapą w wilgotnej od porannej rosy ziemi. Zaczynała się zastanawiać czy nie lubi rudej bardziej przez to, że darzyła ogromną sympatią dawną mentorkę, a teraz właśnie ona ją zastępuje czy przez to, że po prostu jej nie lubi. Trudno jej było się uczuć z osobą, którą niezbyt lubi. Po prostu zupełnie siebie obie nie rozumiały, no i do tego sposób, w który Madzia przekazywała swoją wiedzę...
- To powinniście je naprawić. - odrzekła, automatycznie liderka Owocowego Lasu uśmiechając się sympatycznie.
Córka Szyszki skrzywiła się na ten pomysł.
- Ja i Madzia to chyba dwa zupełnie inne światy. - stwierdziła po kilku sekundach młodsza.
- Oj... Na pewno nie jest tak źle... - odpowiedziała czarnuszka, wstając na równe łapy. - Powinniście obie razem szczerze obgadać pewne sprawy, tylko rozmową dojdziecie do zgody.
- Cholibka, może i masz rację, mamo... - miauknęła ciszej. - Jutro z nią pogadam.
- Czemu jutro, a nie dzisiaj? - zdziwiła się żółtooka.
- Nie wiem... Po prostu czuję, że jutro będzie lepszy na to dzień.
- A co z twoim treningiem, chyba nie będziesz go ciągle przekładać?
- Mhm... Wyrwę Bielika na wspólny trening, jeśli ma do tego chęci i czas. Przećwiczymy polowanie, gorzej mi to idzie. - odrzekła zamyślona.

<Szyszko? ^^>

19 grudnia 2020

Od Daglezji cd. Szyszki

- Nie przeszkadzajcie sobie. Chętnie obejrzę postępy mojej córki. - miauknęła starsza kotka. Daglezja wbiła w nią swój wzrok. Poczuła mocne zażenowanie, musiała dać z siebie wszystko, w końcu patrzyła na nią jej własna mama. Przełknęła głośno ślinę.
- No nie wstydź się, pokaż co potrafisz. - zachęciła Gąska. 
Poziom stresu rósł coraz bardziej pobudzając do stanięcia każdy mały włos niebieskiego futra. Zaczerpnęła duży wdech powietrza, próbując się uspokoić. Był to w końcu tylko trening, nic nadzywajcnego z tym, że z widownią Szyszki - liderki. 
Mentorka odwróciła wzrok, wiedziała, że to wszystko jest takie podchwytliwe i łatwo zrobić coś nie tak. Skupiła swój wzrok na plecach kotki, tym sposobem łatwo przejąć przewagę nad przeciwnikiem. Odbiła się jak najmocniej od zimnego podłoża. Czuła mięciutkie futerko wojowniczki, jednak ułamek sekundy później łapa Gąski uderzyła ją w głowę i z mocnym hukiem przewaliła na ziemię. 
- Au. - pisnęła wstając z ziemi. Znowu jej się nie udało. Przesunęła wzrok na Szyszkę, która jej przez cały czas kibicowała. Zamruczała w podziękowaniu.
- Następnym razem spróbuj przewidzieć mój ruch. - na dźwięk nuty głosu srebrnej od razu odwróciła głowę.
Pokiwała głową. Tym razem da siebie więcej niż wszystko! Wróciła na miejsce swojego startu ponownie rzucając się na mentorkę, ta znowu ją przewaliła na ziemię. Poturlała się kilkukrotnie i walnęła o drzewo głośno krzycząc.
- Nic się nie stało! - zapewniła kotki, które zamknęły na chwilę oczy na widok uderzającej kotki w pień jabłoni. Zaśmiała się nerwowo, jej wyraz twarzy bardzo szybko zmienił się. 
- Może jednak Wschód cię zbada? - zapytała się troskliwym głosem czarnuszka.
- Nie, dzięki. - odpowiedziała otrzepując się ze źdźbeł trawy i innych brudów. Wróciła do swojej mentorki i usiadła koło niej głośno dysząc. Poczuła jak Gąska klepie ją po głowie.
- Odpocznij chwilkę, zaraz wrócimy do treningu. - uśmiechnęła się.

<Szyszka? :3>

Od Daglezji cd. Owieczki

- Hej... - wyjąkałam nieśmiało przyglądając się czekoladowej koteczce. - Jestem Daglezja, a ty pewnie nazywasz się Owieczka, prawda? 
Na pewno była córką Madzi, pamiętała doskonale karmicielkę. W końcu nie raz przesiadywały ze sobą w żłobku, gdy ta była maleństwem. Mniejsza pokiwała główką. Zamruczała głośno w odzpowiedzi.
- Mam jeszcze trochę wolnego czasu nim zacznę trening z Gąską. Chcesz się w coś pobawić? - zadała pytanie z sympatycznym uśmiechem na niebieskim pyszczku. Miała nadzieję, że zdobędzie nową przyjaciółkę, mama zawsze powtarzała jej, że warto mieć dużo sojuszników.
Pokiwała ponownie główką entuzjastycznie podskakując. W tym momencie uczennica coraz bardziej zaczęła się zastanawiać czy w ogóle umie mówić.
- Mhm... Może ''znajdź przedmiot''? - mruknęła przypominając sobie swoją pierwszą zabawę, w którą zagrała razem z Orzełkiem, Bielikiem oraz Płomykówką. - Jeśli jej nie znasz mogę ci wytłumaczyć zasady tej gry.
Wbiła spojrzenie w młodszą, znowu pokiwała głową i podreptała w krzaki. Spuściła uszy, czemu sobie poszła? Nie lubi jej? Uraziła ją jakoś? Przyglądała się ruszającym się wciąż krzakom. Co ona tam w ogóle robiła?
Zbliżyła się do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą zniknęła towarzyszka. Zauważyła mały ogonek z kręconym futerkiem coraz bardziej wystający, po chwili wyłonił się i pyszczek Owieczki, a w nim brązowy, kanciasty przedmiot o dziwnej teksturze.
- To... szyszka. - wyjąkała.
Na to również pokiwała główką, po kilku uderzeniach serca zaczęła wykonywać dziwne ruchy z zamkniętymi ślepiami i pokazując na łapkach cyfry, jakby liczyła. Pomarańczowooka w końcu zrozumiała, o co jej chodzi. Wzięła szyszkę w pysk i schowała pod kamieniem korzystając z tego, że calico nie patrzy. 
- Już schowałam, możesz szukać, Owieczko. - rzekła 

<Owieczko?>

07 grudnia 2020

Od Daglezji

*Ogólnie trochę temu, kiedy były jeszcze pora zielonych liści i były upały*
Następny trening. To wszystko było takie ciekawe! W końcu dążyła do tego, by być dumną wojowniczką Owocowego Lasu, którym rządziła jej matka. Na każdej lekcji dawała z siebie wszystko, wierzyła, że każda jej kropla potu jest tego warta! Nie rozumiała uczniów, którzy się na lekcjach śmiały lub z nich uciekali, wymyślając różne wymówki, bądź narzekali na swoich mentorów. Trzeba zachować powaga, bez robienia sobie z tego żartów, bez zabawy. To w końcu trening, a nie kabaret. No i powinno się posiadać szacunek dla swoich nauczycieli, w końcu tak się starają, by wyszkolić młodszych!
- Daglezjo, proszę, powiedz mi czy wolno wychodzić poza tereny Owocowego Lasu? - miauknęła Gąska.
- Nie. - rzekła stanowczo koteczka, dobrze znała zasady, które ustawiła Szyszka. Ba! Znała na pamięć kodeks wojownika, a nawet podłapała kilka zasad kodeksu medyka!
- A dlaczego?
- Bo można narazić koty na niebezpieczeństwo. Ktoś mógłby się dowiedzieć, gdzie jest nasza kryjówka, a to mogłoby spowodować bitwę, czy coś w tym stylu. - odpowiedziała na kolejne pytanie z taką samą łatwością jak na poprzednie. Spojrzała się ponownie na swoją mentorkę, ta patrzyła się zupełnie w inną stronę, jakby nie docierały do niej żadne bodźce. - Eeee... Gąsko, czy ty w ogóle mnie słuchasz?
Natychmiast starsza obróciła głowę.
- Przepraszam, zamyśliłam się. O czym my...?
- Zapytałaś się mnie właśnie, dlaczego nie powinno się wychodzić poza tereny Owocowego Lasu, a ja odpowiedziałam ci, dlatego, że można narazić koty na niebezpieczeństwo. Ktoś mógłby się dowiedzieć, gdzie jest nasza kryjówka, a to mogłoby spowodować bitwę. Rozumiesz?
- Aha. Tak, bardzo dobrze, Daglezjo. Może chodźmy lepiej na polowanie. Dzisiaj zajmiemy się polowaniem na myszy!
- Nie uczyłaś mnie jeszcze na nie polować... - odparła cicho oraz nieśmiało córka liderki. - I jest strasznie gorąco...
- Nie szkodzi! - oznajmiła wesoło srebrna i zaczęła zmierzać w stronę, gdzie było więcej drzew niż tutaj. - Jak źle się poczujesz, to pójdź do medyków.
- No dobrze. - pisnęła i pobiegła za nauczycielką.
***
- Czujesz to? - rozpoczęła rozmowę Gąska.
- Chyba tak.
- To jest właśnie zapach myszy. - wytłumaczyła.
- Wiem, jadłam kiedyś mysz i zapamiętałam jej zapach! - pochwaliła się kotka. - Wiedziałam, że się kiedyś przyda.
- Świetnie, Daglezjo. A może wiesz jak ją upolować?
- Niestety nie... - spuściła uszy, a po chwili je podniosła. - Wytłumaczysz mi to teraz, co nie?
- Tak. - zaśmiała się pomarańczowooka i poklepała łapą uczennicę po plecach. - Po to tu jestem, żeby cię nauczyć pożytecznych rzeczy. Zapamiętaj to zdanie: ''Mysz wyczuję cię po drżeniu ziemi przez twój ciężar, królik usłyszy, a ptak zauważy i szybko odleci''.
Pokiwała głową, całkiem mądre to zdanie.
***
Słońce powoli zachodziło za horyzont. Ostatecznie upolowała mysz i to dorodną. Gąska powiedziała jej, że gdyby polowały nocą, na pewno upolowała, by więcej zwierzyny. Postanowiła spróbować jeszcze tej nocy.
Czuła w psyku słodki smak krwi zwierzątka i ssanie w żołądku, tak bardzo kusiło ją, by zjeść istotkę, którą właśnie niesie, jednak pamiętała, że najpierw trzeba wykarmić starszych. Zaniosła ją do razu Pędrakowi, ten jednak jakoś nie specjalnie chciał ją zjeść, stwierdził, że lepsze są dla niego jabłka. Niebieska nie miała zamiaru go zmuszać do przełknięcia mięsa, więc odniosła mysz na stertę zwierzyny. Postanowiła się przygotować do nocnego polowanie, w końcu wojownicy wtedy polowali, ona jeszcze nie dostała takowej rangi, ale jak się postara, na pewno kiedyś ją otrzyma!
***
Zajrzała do legowiska wojowników. Gąska spokojnie sobie spała na mchu. Dotknęła ją łapą.
- Ej, idziemy na polowanie?
Ta lekko otworzyła oczy i spojrzała się na nią zabójczym wzrokiem.
- Z-zwiaaariowałaś?! - wymiaczała zaspana i jeszcze nie do końca obudzona.
- Nie.
- Jest noc! Chce spać! O-obudziałaś mnie! J-jak powiem twoje głupie wymysły Szyszce, to nigdy nie zostaniesz wojowniczką. Wracaj do swojego legowiska i idź spać! - warknęła zirytowana mentorka.
Od syknęła krótko w odpowiedzi. Klan potrzebował zwierzyny, pójdzie z wojownikami na polowanie i tak! A później nawet pochwali się swoimi zdobyczami przed swoją matką, na pewno będzie z niej dumna!
Wyszła oburzona z legowiska wojowników, dalej uważała swój pomysł za tak samo świetny, jak przedtem.
***
Jeszcze księżyc nie zdążył zejść z nocnego nieba, a Daglezja zdołała upolować zwierzątko kicające po jabłoniach. W pyszczku, z którego zwisała ruda kita, wiewiórki popędziła do Szyszki i Sokoła. Ciekawe czy będą z niej dumni?
Dotknęła łapą czarny kłębuszek słodko chrapiący sobie na mchu koło jej ojca, po chwili drugi niebieski.
- Mamo, tato. - pisnęła. - Patrzcie, upolowałam samodzielnie wiewiórkę!

<Mamo? <3>