BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mżawka x Bagietka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mżawka x Bagietka. Pokaż wszystkie posty

08 listopada 2024

Od Bagietki (Mewiej Łapy) CD. Od Mżącej Łapy (Mżącego Przelotu)

 — Nie możesz — westchnęła, krusząc marzenia kociaka — Mżawka to moje imię… Może Mewa?
Maluch zmarszczył swoje śliczne ślepka. Nie rozumiało czemu nie mogło nosić imienia takiego samego jak ich ulubiona mama. Przecież chciało być tak super jak ona. Więc dlaczego nie.
— Mamoo... — jęknęło niezadowolone. — A Mżawunia...?
Oczy kotki śmiesznie się przewróciły. Bagietka odchyliło zdziwione tym łebek. Mama była chora?
— Bagietko, to wciąż to samo imię.
Kocię niezadowolone nadymało poliki. Ogon uderzył o ziemię. Odwróciło się zadkiem do matki. Niech odczuje oburzenie buzujące w tym drobnym ciele.
— Bagietko...
Kociak nie słuchał. Przecież nawet nie wiedziało czym był bocian czy jakaś mewa. Nazwy te brzmiały jak błotniste kałuże. Nie tak cudownie jak imię mamy.
— A co to ten bocian? A mewa? — zaczęło niepewnie, wciąż naburmuszone.
Kotka usiadła obok nich i otuliła kocie ogonem. Przytuliło się do boku matki, lecz nadal unikając jej spojrzenia. Niech sobie nie myśli, że już jej wybaczył.
— To ptaki. Szybują po niebie. I są biało-czarne. Zupełnie jak ty.
Bagietka zainteresowane uniosło nieco ogonek. Mama musiała to zauważyć, bo postanowiła kontynuować.
— Bociany żyją przy łąkach i bagnach. Mają długi czerwony dziób...
— Nie chce. Nie chce. — pisnęło niezadowolone. — Ja nie mam długiego czerwonego nosa. — argumentował. 
Kotka spojrzała na nich zaskoczona. Na uderzenie serca zamyśliła się, marszcząc nieco swoją mordkę. Bagietka zaciekawiony stanem kotki obserwował ją bacznie. Przynajmniej przez chwilę. Kolorowy robaczek przemknął im pomiędzy łapami sprawiając, że zyskał on uwagę kocięcia. Próbowało złapać kolorowe stworzonko. Lecz nie doceniło prędkości maleńkiej istoty.
— Bagietko...?
Żółte ślipka niepewnie spojrzały na mamę. Nieco zdezorientowane uniosło brew pytająco. Niebieska uśmiechnęła się.
— To może Mewa? Jest na tą samą literkę co moje imię. — miauknęła.
Był to sensowny argument. Przynajmniej w łebku Bagietki. W końcu im bardziej podobne do imienia mamy tym bardziej super jak ona będzie. Podeszło do kotki, czekając na ciąg dalszy opowieści. Kotka jednak zdawała się nie być przygotowana na ten ciąg wydarzeń.
— Na dodatek... — zaczęła. — Mewy są ściśle powiązane z mżawką.
— Naprawdę??
— Tak... Naprawdę. Ten delikatny deszcz stanowi w ich życiu bardzo ważną funkcję...
— Jejku! Ale super. To chce. Mogę być Mewą. — ogłosiło dumnie, wpatrując się w kotkę.
Niebieska uśmiechnęła się z ulgą.
— Cieszę się. W takim razie przekaże to Sroczej Gwieździe.


* * *

Bagietka siedziało w progu kociarni. Robiło się coraz zimniej. Listki zmieniały kolorek na drzewach. Kocie obserwowało to z zainteresowaniem. Ciekawe czy ono także zmieni kolorek swojego futerka. Bacznie śledziło postępowania zmiany kolorystyki sierści u obcych im wojowników, lecz ci zawodnie pozostawali przy swej oryginalnej barwie.
— Mewo? Mewo? — usłyszało głos matki.
Kotka znajdowała się na środku obozowiska i patrzyła w ich stronę. Wciąż nawoływała kogoś, choć kontakt wzrokowy przy tym zachowany sprawiał, że czuło się nieco nieswojo.
— Mewo!
Lekko drygnęło, lecz dalej biernie obserwowało kotkę. Zaczęła zmierzać w ich stronę. Bagietka przechyliło lekko łebek. Może któreś z kociąt Stokrotki miało tak na imię. Rozważania przerwała mu sylwetka kotki nad nimi.
— Mama! — pisnęło zadowolone, wtulając się w kotkę.
Wojowniczka otuliła ich ogonem, lecz była jakaś sztywna. Aż tak zmarzła na dworze? Dobrze, że jednak nie wychodziło na zewnątrz.
— Wołałam cię. — upomniała ich, spoglądając na kociaka.
Bagietka zmarszczyło brwi.
— Naprawdę? A nie szukałaś jakiejś Mewy?

<Mamuś?>

02 listopada 2024

Od Mżącej Łapy (Mżącego Przelotu) CD. Bagietki (Mewiej Łapy)

Spojrzała z góry na rozemocjonowanego kociaka, i zdezorientowaną Kotewkę za nim. Westchnęła, siadając i łapą sygnalizując karmicielce, aby siedziała cicho. Ta przewróciła na to oczami, z parsknieciem obracając się do dwójki zadkiem, i wracając do snu. — Dajcie mi odpocząć — wyrwał się jeszcze z pyska starszej. Ale żadne z nich nie zwróciło na to uwagi, skupione na innych problemach.
— Bagietko, takie coś nie wyjdzie — wymruczała, spoglądając w maślane oczy kocięcia — Tak jak pani Kotewka mówiła, mamy teraz inne obowiązki… Ikra i Kijanka też.
Łaciate spuściło uszka, jeszcze raz tupiąc łapką.
— Ale wtedy było tak fajnie! — wymiauczał nieco piskliwym głosikiem — Teraz nie masz dla mnie czasu!
W żółtych ślipiach pojawiły się łezki, a biała bródka zadrżała.
— Zawsze próbuję znaleźć dla ciebie czas — przygarnęła do siebie malca, ocierając mokre kropelki pod jego oczkami — Ale muszę chodzić na patrole, i na treningi… Wiesz, teraz też może być fajnie.
Chwyciła Bagietkę za kark. Kociak pisnął, ale nie próbował się wyszarpywać. Zajęła miejsce na jednym z wolnych posłań, kładąc łaciatego obok siebie. Z westchnieniem polizała go po głowie, na co jego oczka rozszerzyły się i uniosły wyżej.
— Opowiesz mi może, co robiłeś dzisiaj? — zaproponowała, kładąc głowę na ziemii.
Kocię pokiwało energicznie główką, od razu wychylając się zza jej ciała, i łapiąc jakąś kulkę mchu. Z dumą zaprezentował ją uczennicy, niemal wciskając do pyszczka.
— Oto Mżawunia — miauknął zadowolony — Moje malutkie dziecko. Wiesz, że Siwek tak o nad dbał? Przynosił jedzonko, i… i ogrzewał!
Niebieska zaśmiała się, co wywołało kolejny niezadowolony pomruk Kotewkowego Powiewu. Zignorowała zniesmaczoną kocicę, trącając łapką “dziecko” Bagietki.
— To świetnie, Bagietko — zachichotała — Zostałeś tatą, tak?
— A… Mogę być mamą?
— Jak chcesz, to… Możesz? — odparła zaskoczona — A chcesz?
— Nie wiem.

*parę dni po jej mianowaniu*

Siedziała pod legowiskiem wojowników, próbując wymyć kurz z własnego futra. Podczas kolejnego koszmaru (który oczywiście rozpoczął się całkowicie niewinnie) udało jej się sturlać z posłania na ziemię, przez co jej grzbiet był teraz cały upstrzony drobinkami mchu i innymi paprochami. Jednak za nim zdążyła doprowadzić się do ładu, tuż przed nią wyrosła czarno-biała postać liderki.
— Mżący Przelocie? — kocica zwróciła uwagę wojowniczki, która zastygła z łapą w powietrzu — Mam do ciebie pewną sprawę.
— Tak tak, o co chodzi? — szybko podniosła się z ziemi i wyprostowała, próbując tym okazać szacunek.
— Trzeba byłoby zmienić imię Bagietce — zaczęła Srocza Gwiazda, a oczy Mżawki rozszerzyły się — Jest już duży, a nie chcemy przecież, aby zdrada jego matki się za nim ciągnęła.
— Dobrze, rozumiem — miauknęła, nieco nerwowo strzepując ogonem.
— Zajmiesz się tym?
— Tak — odparła szybko.
Liderka zamrugała zielonkawymi oczami, wzdychając lekko.
— Dobrze, liczę na ciebie, Mżawko.
Niebieska nawet nie zauważyła, kiedy przywódczyni zdążyła się już oddalić o parę kroków. Miauknęła jeszcze szybkie “miłego dnia”, po czym obejrzała się w stronę żłobka. No nic, tak jak obiecała – musi się tym zająć. Skierowała swoje kroki właśnie do tamtego legowiska, uważając, aby po drodze nie potknąć się o Rysią Łapę. Wejrzała do środka, od razu łapiąc spojrzenie młodego. Gdy tylko ją zobaczył, pozostawił marudzącą Kotewkę w spokoju i przyplątał się pod łapy przybranej mamy.
— Hej Bagietko — zachichotała — Mam dla ciebie zadanie.
Oczy kociaka otworzyły się szeroko.
— Zadanie? — pisnął — Jakie zadanie?
— Musisz wybrać sobie nowe imię — oznajmiła, siadając na ziemi.
— Tak jak ty? Bo masz nowe, prawda?
— Tak, ale nie do końca — westchnęła — Musisz… Znaleźć sobie jakieś… Może, coś jak… Bocian, albo Świt?
Nie miała pojęcia, jak nadać malcowi na imię. Może to ono miało jakieś żądania, co znacznie by pomogło. Jednak za jego oczkami nie pojawiało się za wiele mądrych myśli.
— Mżawka.
— Tak? — zapytała zdezorientowana, myśląc, że po jakiegoś grzyba kociak ją woła.
— Nie, ja chcę się nazywać Mżawka!
— Nie możesz — westchnęła, krusząc marzenia kociaka — Mżawka to moje imię… Może Mewa?

<dziecko?>
npc: Kotewkowy Powiew

22 października 2024

Od Bagietki CD. Mżącej łapy

Wszyscy powoli ich opuszczali. Pierw zniknęli Kijanka i Iskra i już nie przychodzili do kociarni. Mama mówiła, że zostali mianowani i teraz są uczniami. Nie mają czasu na zabawę, ani na chowanego, ani na berka. Bagietce nie podobało się to. Czuło rosnącą frustracje na ów zdarzenie. Kocurki teraz bawili się bez nich. Widziało, jak trenowali razem, czy rozmawiali o treningach. Spali bez nich. Wszystko robili bez nich. Nie mieli czas dla niego. To było potworne uczucie. Kuło boleśnie w serduszku. A potem Siwek. Umysł kocięcia coraz bardziej denerwował się na ich liderkę. Zabierała mu wszystkich kolegów. Była paskudna i zła. Nie lubiło jej! Tak bardzo bardzo.
Jak ślimaków bez domków. 
Paskudna!
Nie spodziewało się jednak najgorszego. Pani lider zabrała im mamę! To było nie pojęte. Nie umiało tego przepracować. Jak i dlaczego. Nie mogła Kotewki? Wolało mamę niż ją. Starsza kotka ciągle spała! Nie chciała się bawić w chowanego. Zasypiała zamiast ich szukać. 
Była jak kulka mchu, która uczepiła się mu do łapy. Zbędna! 
— Mamo!!!— ucieszyło się na widok kotki i popędziło w jej stronę. 
Przebiegła kulka mchu nasłana przez samą Kotewka niemal zakończyła ich żywot na tej nieszczęsnej planecie. Szczerzyło się radośnie do kotki, ciesząc się każdą ich wspólną chwilą. Wciąż było bardzo złe, że przebiegła liderka tak chamsko ukradła im mamę. Barbarzyńca. 
— I co ty na to? – mruknęła Mżawka. – Myślisz, że tak będzie okej? Niestety to nie moja decyzja, też bym chciała tu z tobą zostać. 
Bagietkowe oczka zaświeciły się mocniej. Miało plan. Bardzo mądry i sprytny. 
— Ja znam rozwiązanie. — podzieliło się tym dumne. 
Kotka była zaskoczona. Uniosła brew i nachyliła się nad kocięciem. 
— Czego rozwiązanie? — zapytała nieco zdezorientowana nagłą zmianą zachowania Bagietki.
Kocię zrobiło dumnie krok do przodu i spojrzało na matkę. Uśmiech nie znikał z pysia. Uratuje ich rodzinę. Pierw mamę, a potem Iskrę i Kijankę. Będą znów żyć razem i szczęśliwie. Na zawsze!!
— Chodź, chodź. — zachęciło, kierując się w stronę śpiącej kotki. 
Mina Mżawki wskazywała na to, że miała coraz więcej wątpliwości do planu adoptowanego kociaka. Biała łapka wskazała na wieczną karmicielkę. 
— Schowasz się za Kotewką i pani lider cię nie znajdzie! — wypaliło podekscytowane, budząc tym samym staruszkę. 
— Bagietko, słoneczko, to nie wyjdzie. — zaczęła Mżawka, ale bagietkowa łepetynka totalnie zlała ten sprzeciw. 
— Będzie dobrze. Będę ci przynosić jedzonko. I rybki. I muszelki. A w nocy będziemy chodzić na spacerki. — przekonywało kotkę. 
Uczennica westchnęła, szukając odpowiednych słów. Do rozmowy wtryniła się Kotewka. Zupełnie niepotrzebnie. Kocię spojrzało na nią złowrogo, ale bicolorka chyba się tym nie przyjęła. 
— Bagietko, to nie wyjdzie. Mżawka ma teraz obowiązki. Gdyby zniknęła to wszyscy by się martwili. — próbowała im wytłumaczyć, wstając powoli. 
Bagietka pokręcił łebkiem, pokazując, jak w głębokim poważaniu ma jej słowa. Aż tupnęło łapką. Starsza uniosła zdziwiona brew. W końcu pojęła skale ich gniewu. 
— Wcale nie! Nie! Nikt się nie będzie martwić. Powiem Iskrze i Kijance, że tu są. Albo też się tu schowają. I będzie dobrze. Będzie bardzo fajnie. Jak dawniej... — wbiło smutne ślipka w mamę. 

<mamuś?>



npc: Ikrowa Łapa, Kijankowa Łapa, Kotewkowy Powiew

08 października 2024

Od Mżawki (Mżącej Łapy) CD. Bagietki

— Bagietkowe oczka – kocię wpatrywało się w nią zafascynowane – A ty jak ziemia. Ziemne oczka... A co to Bagietka?
Mżawka prychnęła ze śmiechem. Ziemne oczka? To dopiero coś.
— Już Ci mówiłam, co to Bagietka – mruknęła.
Łaciate przechyliło główkę ze zdezorientowaniem. Za jego żółtymi ślepiami nie kręciła się żadna myśl, a pyszczek wisiał otwarty, jakby to tamtędy uciekała cała wiedza.
— Aaa… A powtórzysz jeszcze raz?
Niebieska strzepnęła ogonem, kładąc mordkę na ziemi, aby zniżyć się do poziomu kociaka. Puchate rozszerzyło swoje “bagietkowe” oczęta, wysuwając łapki do przodu, łapiąc przy tym wąsa karmicielki.
— Bagietka to takie jedzenie – westchnęła – Ale, my nie możemy go jeść, bo nie ma go w Klanie Nocy.
— A kto może je jeść?
— Hmm… Dwunożni mogą je jeść. My nie możemy, bo jest to wbrew zasadom.
Dymka skuliła się w cieniu śmietnika, obserwując przechodzących dwunożnych. Spojrzenie jednego z nich wbiło się w małą koteczkę. Widząc swoją szansę, wybiegła z ukrycia i zaczęła ocierać się o jego nogi, miaucząc głośno. Łysa łapa pogłaskała niebieską po łepku, chwilę później grzebiąc w kieszeni. Na ziemi przed kotką pojawił się ciepły, miękki kawałek żółtawego czegoś. Jej wybawca wydał z siebie parę dziwnych dźwięków, po czym zaczęła się oddalać.
Wbiła wzrok w zostawiony przed nią, zachęcająco pachnący kawałek. Co to było?
— Co się tak na to patrzysz? – prychnął zachrypnięty głos, należący do burego, masywnego kocura – Jak będziesz się tak ociągać, to ktoś Ci ją zje.
Wystraszona położyła po sobie uszy, spoglądając kątem oka na nieznajomego, który pojawił się znikąd.
— A co to jest? – zapytała łamiącym się głosem.
— Bagietka – mruknął, odchodząc w drugą stronę – Skąd ty się urwałaś, dzieciaku?

Potrząsnęła głową, odpychając od siebie wspomnienie.
— A co to dwunożni?
— Dwunożni to takie wysokie, łyse istoty, które mieszkają w mieście – miauknęła – Czasami przychodzą też do lasu. Zazwyczaj są źli, nie powinno się od nich przyjmować pomocy. No…. I są strasznie brzydcy. I krzyczą bardzo dużo!

***

Siedziała przed żłobkiem, usilnie próbując utrzymać rozentuzjazmowanego Bagietkę obok siebie, jednocześnie przysłuchując się słowom Sroczej Gwiazdy. Mały kocurek u jej boku patrzył swoimi ogromnymi oczkami na zebrane w obozie koty, przydeptując przy tym jej ogon.
— Siwku, od tej pory, aż do momentu, w którym otrzymasz imię wojownika, będziesz zwał się Siwa Łapa – miauknęła liderka, a mały kocurek przed nią rozmarzony wpatrywał się w jej pysk pomarańczowym ślipiem – Twoim mentorem zostanie Wodnikowe Wzgórze.
Już po chwili nowo mianowany uczeń zetknął się nosem że swoim nauczycielem - a zarazem tatą, wręcz podskakując z radości. Młodego od razu otoczyła reszta uczniów.
— Mżawko, wystąp.
Karmicielka podniosła spojrzenie, a jej wąsy zadrżały. Ona? Co się miało stać? Pod ponaglającym spojrzeniem Kotewkowego Powiewu wstała z miejsca i wyszła na środek, a piastunka przysunęła do siebie wcześniej przyczepionego do łapy niebieskiej kociaka.
— Mżawko, nadszedł czas, abyś ty też zaczęła swój trening – mruknęła łaciata.
Od razu się wyprostowała. W końcu! Wkrótce stanie się pełnoprawną wojowniczką!
— Od tego dnia, aż do otrzymania przez ciebie tytułu wojownika, będziesz zwana Mżącą Łapą, a twoim mentorem zostanie Nimfie Zwierciadło.
Podniosła wyżej brwi. Czy liderce chodziło o tą samą Nimfę? Spojrzała zaskoczona na koleżankę. Tego się nie spodziewała… Ale na pewno będzie miło.
— Nimfie Zwierciadło, jesteś gotowa do wyszkolenia własnego ucznia. Otrzymałaś od swojej mentorki, Tuptajacej Gęsi, świetne wyszkolenie i mam nadzieję, że całą swoją wiedzę przekażesz Mżącej Łapie.
Uśmiechnięta, podeszła o krok bliżej do orienatalki i styknęła z nią nosy. Chwilę później pojawił się przy niej Ikra, a potem Kijanka, miaucząc przeraźliwie. Z jego paplaniny udało jej się tylko wyciągnąć fakt, że strasznie się cieszy, że znowu będą dzielić legowisko. Westchnęła, liżąc syna po głowie. Żeby tylko szybko to minęło.

*pod wieczór, tego samego dnia*

Jej łapy zapadały się w miękki mech posłania w nowym legowisku. Rozejrzała się po ozdobionych kolorami, trzcinowych ścianach. Zachodzące słońce wpadało do środka przez luki w liściach, rozświetlając piórka na uczniowskich posłaniach. Przysunęła swoje bliżej tego Kijankowej Łapy, aby nie leżeć tuż przy wejściu. Poprawiła jeszcze parę rzeczy, udeptując mech i suchą trawę.
— Mżawko? – odwróciła się na głos Baśniowej Stokrotki – Idziesz ze mną zjeść?
Uśmiechnęła się w stronę wojowniczki, od razu wychodząc za nią na zewnątrz. Kremowa wzięła że stosu zwierzyny małego karpia, sadowiąc się na wilgotnym piasku. Ona sama wzięła pierwszą lepszą jaszczurkę.
— I jak? Co myślisz o byciu uczniem?
— Jestem strasznie podekscytowana – miauknęła, kładąc przed sobą posiłek – Niedługo zostanę wojowniczką!
Stokrotka zaśmiała się, zabierając się za jedzenie.
— Napewno trening pójdzie Ci łatwo – miauknęła między kęsami – Ja później idę na spacer z Dryfującą Bulwą, ale jeszcze trochę mogę z tobą posiedzieć.
Zastrzygła uszami. Łaciata nie została poinformowana o jakichkolwiek romansach, ale wiedziała, że coś się między wojownikami dzieje.
— To bardzo miło – mruknęła – Ehh, też bym chciała żeby ktoś mnie zabrał na taki romantyczny spacer… Długo już się przyjaźnicie?
Zanim zdążyła uzyskać odpowiedź, do jej uszu dobiegły głosne piski. Odwróciła się w stronę żłobka, skąd wybiegł Bagietka, z przyczepioną do jednej z łapek kulką mchu.
— Mamo!!! – pisnęło kocię, prawie wywijając fikołka – To nie chce mnie puścić!
Uczennica parsknęła śmiechem, zatrzymując przybranego syna, zanim wbiegł prosto na pień spełniający funkcję stosu na zwierzynę. Zniżyła mordkę do przyczepionej zabawki i delikatnie ją zdjęła, kładąc obok zdezorientowanego dziecka.
— Łaaaaał – wyszczerzył małe ząbki – Dziękuję!!
Polizała łaciatego po główce, odsuwając resztę swojej jaszczurki w kierunku Baśniowej Stokrotki.
— Jak chcesz, to możesz ją dokończyć – mruknęła, łapiąc kociaka za kark – Idę się zająć tym małym rozrabiaką.
Pożegnała się z przyjaciółką i zabrała Bagietkę z powrotem do żłobka. Dzieciak otwierał i zamykał swój łaciaty pyszczek, opowiadając o jakiejś zabawie z Kotewkowym Powiewem. Zrozumiała tylko, że starszej chyba nie chciało się z nim bawić. Zmarszczyła brwi, wchodząc do legowiska. Ale była piastunką właśnie po to, aby zajmować się kociakami?
Postawiła syna na ziemi, rzucając kątem oka spojrzenie na Kotewkę. Miała nadzieję, że przez następne 4 księżyce dobrze zajmie się malcem. Bardzo cieszyła się na rozpoczęcie treningu, ale mimo to czuła się odpowiedzialna za dobrobyt Bagietki. Nie przepadała za kociakami, ich głośnym stylem bycia czy zabawami. Ale ciągnęło ją do tego małego kociaka; nie chciała zostawiać go samego w żłobku (pomimo tego, że nadal miałby kogoś, kto nim by się opiekował). Położyła po sobie uszy. To nadal nie było jej dziecko. Nie mogła lubić go bardziej niż własnych kociąt!
— Mamooo? – mruknęła puchata kulka pod jej łapami – A dlaczego tak długo cię dzisiaj nie było?
— Pani Kotewka Ci nie wytłumaczyła? – zapytała, spoglądając to na Bagietkę, to na piastunkę.
— Noooo… Wytłumaczyła – bąknął z głupiutkim uśmiechem na pyszczku – Ale nie pamiętam.
Westchnęła cicho, siadając. Gdzie zniknęła pamięć tego dzieciaka?
— M- Mama – zająknęła się lekko – Została uczennicą i miała dużo rzeczy do zrobienia.
Kociak przekręcił główkę.
— Tak jak Siwek?
— Tak, dokładnie tak.
Po tej odpowiedzi mina mu zrzedła i spojrzał się na nią z wyrzutem.
— Ale to znaczy, że nie będziesz już tu mieszkać! – pisnął.
Serce ją ścisnęło, patrząc na łaciatego. Owinęła go ogonem i polizała po łebku.
— No ja wiem, Bagietko – westchnęła – Ale taka kolej rzeczy. Będę codziennie przychodzić i się z tobą bawić! I opowiadać historie na dobranoc. A jak nauczę się czego na treningach, to może pokaże ci nawet parę fajnych ruchów!
Bardzo nie chciała zostawiać tu go samego, bo gdyby była na jego miejscu, bardzo by się to jej nie podobało. Zerknęła na Kotewkowy Powiew, która przysypiała na swoim posłaniu.
— I co ty na to? – mruknęła – Myślisz, że tak będzie okej? Niestety to nie moja decyzja, też bym chciała tu z tobą zostać – skłamała. Miała już tego żłobka zdecydowanie dość, ale nie kociaka.


<Bagietko?>

[1210 słów]

[przyznano 24%]

30 września 2024

Od Bagietki CD. Mżawki

Kocie uniosło brewki. Zadane pytanie wprowadziło lekki chaos w młodym umyśle. Dziwne dreszcze na brzuchu miały swoją nazwę.
— Gilgocze.
Niebieska uśmiechnęła się lekko, wzdychając.
—To czeka rybych złodzejaszków.
Nowe słowo zawitało w kocięcym łebku.
— Złodziejaszków? — powtórzyło niepewnie.
Kotka spojrzała na sklepienie kociarni po czym znów na malca. Bagietka usiadło, próbując otrząsnąć się nazbieranej podczas zabawy ziemi. Nie była to łatwa sprawa. Pochłoniete skakaniem by otrzepać kurz, zapomniało słuchać odpowiedzi kotki. Dopiero widząc na sobie jej spojrzenie, połączyło kropki.
— Aaa... — pusty głos wydobył się z puchatego pysia. 
Trzeba było zamaskować niewygodny fakt przegapienia odpowiedzi, stąd też łepetynka zaczęła się głowić nad kolejnym nurtującym go aspektem życia.
— A co to mżawka? Bo inne koty tak mówią na ciebie. A ty przecież jesteś mama.
Mżawka zamilkła na chwilę. Więc kocię przypatrywało się jej uważnie, by usłyszeć odpowiedzieć na ów frustujące zagadnienie.
— Mżawka to taki drobny deszczyk. I moje imię. Każdy kot posiada własne imię, Bagietko.
Szok i niedowierzenie. Więc czy był kot o imieniu Mech? Albo ziemia. Albo legowisko? Tyle nowych zagadnień pojawiło się w drobnej główce. Wybranie kolejnego pytania stawało się coraz trudniejsze.
— Bagietka... Co to? — padło w końcu.
Mżawka uśmiechnęła się lekko, a jej wzrok znów gdzieś uciekł. Bagietka pobiegło w tamtą strone. Niebieska zdawała się być zaskoczona tym posunieciem. Bagietka zresztą też. Myślało, że biegnąc tam uda się złapać którąś z myśli mamy.
— Widzisz, to takie jedzenie, ale...— głos kotki gdzieś uciekł w chwili, gdy pod łapki zaplątała się kuleczka z mchu.
Jaka ona była miękka. Śmieszna. I krucha. Drobne paproszki wylatywały z niej po każdym dotknięciu. Bagietka starało się włożyć je z powrotem, ale kulka wciąż utrudniała to zadanie, gubiąc kolejne. Już chciało się poskarżyć kotce na złośliwość ów kuleczki. Bagietka. Miało dowiedzieć się czym jest bagietka. Wzrok pełen nadziei wylądował na szarym futrze. Szybko pobiegło do mamy.
— Masz oczka w podobnym kolorze.
— Bagietkowe oczka. — powtórzyło zadowolone. — A ty jak ziemia. Ziemne oczka... A co to Bagietka?

<Mżawko powodzenia>



26 września 2024

Od Mżawki Do Bagietki

Widziała rozpacz w oczach Kazarki, gdy ta smętnym krokiem podeszła do karmicielki i położyła czarno-białego kocurka u jej boku, ostatni raz liżąc jego małą, łaciatą główkę na pożegnanie. Obserwowała, jak była nocniaczka bierze drugie dziecię za kark i wychodzi ze żłobka, obserwowana przez inne koty w obozie. Ze spuszczoną głową odeszła na samotną tułaczkę ze swoją córką, znikając kotce z oczu. Kulka futra przytulona do jej brzucha zaczęła piszczeć, otwierając małą mordkę i ukazując drobny, domagający się zapachu mamy język. Mżawka otuliła kocię ogonem, patrząc na nie ze smutkiem. Biedny Bagietka. Czuł, że nie była jego mamą. I nie chciała być. Ale taka była kolej rzeczy, skoro Kazarka zostawiła go pod opieką Klanu Nocy.

***

Jasne, żółte ślepka wpatrywały się w nią, po chwili mrużąc się, gdy kociak kichnął. Zaskoczony wyprostował się, wydając z siebie cichy pisk.
— Mamo! – do karmicielki podbiegł Ikra, niosący w pyszczku okrągły kamyk – Patrz co dostałem! Byłem u Szyszkowego Zagajnika! I mi pozwolił go wziąć!
Mżawka ze znużeniem spojrzała na syna, opierając głowę o posłanie. Głowa jej pękała od ciągłych krzyków, a nowo poznany malec uwiesił się jej brzucha i nie mogła nigdzie iść.
— To bardzo miło z jego strony – mruknęła, uśmiechając się lekko – Podziękowałeś mu?
— Oczywiście! I opowiedział mi też taką fajną historię… Ale już nie pamiętam o czym była.
Parsknęła cicho, że zrezygnowaniem kiwając głową.
— Dlaczego pani Kazarka go tu zostawiła? I gdzie poszła? – zapytał niebieski, patrząc na Bagietkę – I gdzie jest M… Maślak?
Łaciata westchnęła cicho, przewracając się na plecy. Strasznie wszystko ją bolało od ciągłego siedzenia w miejscu. Ruchem łapy delikatnie przysunęła czarno-białego bliżej, bo już zaczął pełznąć w innym kierunku.
— Pani Kazarka uznała, że tutaj będzie Bagietce lepiej – miauknęła, a Ikra wbił wzrok w najmłodszego z kolegów – Nie wiadomo, gdzie poszła. Może jakiś inny klan wybaczy jej grzechy które popełniła i przyjemnie pod swoją ochronę, aby odpracowała swoje złe czyny. I zabrała Maślak ze sobą. Może nie chciała być samotna?
Zastanawiała się, czy jej też by było tak trudno opuścić własne dzieci. Nie czuła między nimi a sobą jakiejś silnej więzi, a przynajmniej nie z jej strony. Czy Kazimiera źle się czuła, gdy wygnała Dymkę z domu? Czy czuła się samotna, gdy Pyzia I Niunia opuściły ją? Pewnie nie.

***

— Proszę, to dla ciebie – miauknął Bursztynowa Łapa, kładąc przed karmicielką błyszczącą płotkę.
Niebieska zamruczała z zadowoleniem, mrugając, aby pozbyć się resztek snu.
— Dziękuję Ci bardzo – odparła, a kremowy kocurek opuścił legowisko.
Świeżo złowiona ryba pachniała wspaniale, tym bardziej, że była strasznie głodna. Oderwała sobie kawałek, ale zanim zdążyła go zjeść, boczula na swoim barku drobne łapki. Zaskoczona odwróciła wzrok, i zobaczyła wspinającego się po niej Bagietkę, o mysią długość ogona od porwania jej posiłku z pyszczka. Szybko zjadła go, mierząc brązowymi oczami zadowoloną z siebie mordkę malca.
— To nie dla ciebie! – westchnęła, uśmiechając się do łaciatego – Nawet nie masz wszystkich ząbków, nie możesz tego zjeść!
Delikatnie przewróciła kociaka na plecy, liżąc go po brzuszku, a on wyszczerzył się w uśmiechu.
— Z czego się tak śmiejesz, hm? – miauknęła, kładąc głowę obok niego.


<Bagietka?>