BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jabłkowa Bryza x Zanikające Echo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jabłkowa Bryza x Zanikające Echo. Pokaż wszystkie posty

27 czerwca 2022

Od Zanikającego Echa Do Jabłkowej Bryzy

- Tak bardzo przepraszam, że mnie z tobą nie było… - wydusił z siebie Jabłkowa Bryza wtulając pysk w jej futro. Poczuła ciepło na skórze. - Już nigdy więcej cię nie opuszczę. 
W takiej sytuacji czuła się tylko głupio i źle. 
Zawaliła, olewając ból, który męczył ją od dawna. Miała gdzieś problemy z chodzeniem, a teraz nie mogła już nic zrobić. Była przerażona swoim obecnym stanem, nawet jeżeli wierzyła w to, że będzie jeszcze chodzić. Że jeszcze da radę i stanie w pełni sprawna. Oczywiste było to, iż problemy wynikające z tego będą ją jeszcze dręczyć przez długi czas, lecz miała po prostu nadzieję. 
I tak przez swoją głupotę zrujnowała stan taty, który zatroskany był teraz przy niej, kiedy ledwo co żywa otwierała zmęczone powieki. Znowu wszystkich zraniła. Znowu każdego zostawiła samemu sobie i olała to, że ma jednak rodzinę. Zapomniała… 
Nie chciała widzieć łez Jabłka, jego zmartwionego pyska. Tego bólu, którego ona wywołała, przestając uważać na swój stan i zajmując się tym co zawsze, tylko po to, by nikt nie miał jej nic za złe. Starając się by nic nie zepsuć, zrujnowała wszystko od fundamentów. Teraz już nie będzie potrafiła spojrzeć na ojca bez tego okropnego poczucia winy, bez żalu do samej siebie przez to co zrobiła. Utknęła i to nie na posłaniu w legowisku medyka, tylko w ślepym zaułku w jej sercu, gdzie już nie wiedziała co robić. Myśli i emocje wylewały się z niej za mocno, wszystko drzemiące w niej od samego dzieciństwa chciały zaistnieć. 
Pękła, a z jej gardła wydobył się szloch. 
 Mogła temu zapobiec, mogła wykazać się większą ostrożnością. Wtedy tatuś nie miałby powodu do smutku, byłby szczęśliwy. Gdyby przy nim była i go pocieszała, wszystko nie nabrałoby takiego obrotu. Może byłoby o wiele lepiej, gdyby tylko postarała się bardziej. Zadbałby o rodzinę, bo powoli się im rozsypywała. Można było temu zapobiec, a wszystko jak zawsze poszło tak, jak tego nie chcieli. Nawet mama była dalej niż normalnie. Nagle jakby zniknęła, Echo tak dawno nie widziała jej w obozie. Nie wymieniły nawet jednego spojrzenia. Orzech opuściła ich rodzinę, coraz bardziej odrzucając ich wszystkich. Wogóle z nimi nie rozmawiała, zostawiła ich samych sobie. Sądziła, że dadzą sobie bez niej radę? Byłoby to przecież za śmieszne, oni mieliby sobie dać radę? W takiej rozsypce? Nawet Rudzik… Nawet on był taki niedostępny, a to wszystko przez to, że ona wszystko zawaliła. Przestała dbać o nikogo. Gdyby tylko potrafiła to naprawić, a teraz było już za późno. 
-T-tato, j-ja t-tak bardzo p-przepraszam- załkała, zaczynając trząść się ze stresu.- J-jak zawsze w-wszystko zepsułam, j-ja n-naprawdę n-nie chciałam, t-to nie t-twoja wina, t-ty tu byłeś t-tylko j-ja p-próbowałam b-być d-daleko, t-tak bardzo p-przepraszam…

<Jabłkooo?>

15 maja 2022

Od Jabłkowej Bryzy CD. Echa (Zanikającego Echa)

Jabłkowa Bryza śnił o łące pełnej kwiatów.
Delikatny zapach stokrotek unosił się w powietrzu. Ich miękkie płatki ocierały się o jego łapy, gdy ostrożnie stąpał przed siebie. Nie był jednak sam. Kwiaty wplątywały się w szylkretowe futro, tworząc coś na kształt skrzydeł rozciągających się po trawie. Orzechowy Zmierzch leżała na ziemi, cichym pomrukiem zapraszając go do położenia się obok. Point wtulił głowę w futro partnerki. Czuł spokój.
Jednak było coś jeszcze.
Krew.
Lepka, ciemna, sącząca się z martwego ciała Miodowej Chmury. Metaliczny posmak rozlał się na języku Jabłkowej Bryzy. Był tam, na polanie, stał nad zwłokami klifiaka. Nie powinien był do tego dopuścić. Poczucie winy ścisnęło go w piersi. To wszystko była jego wina, powinien powstrzymać Orzechowy Zmierzch, powinien nie dopuścić do katastrofy. Szylkretowa kotka zaśmiała się słodko, przetaczając się po zroszonych ciemną mazią stokrotkach. Nie były już delikatne i niewinne. Chociaż… czy kiedykolwiek takie były? Czy Jabłkowa Bryza świadomie odmawiał poznania prawdy i o nich, i o Orzeszce?
Czasami kłamstwo było przyjemniejsze niż prawda.
Jednak prawda nie chciała ukrywać się pod ziemią. Wypuszczała pędy, które dźgały i kuły. Zmuszały do otworzenia oczu, zmuszały do przyznania ich istnienia. Jabłkowa Bryza mógłby zrobić wszystko, byleby do tego nie dopuścić.
Podniósłszy powieki, uświadomił sobie, że kwiecista polana została zastąpiona przez Żłobek Klanu Nocy. Zmarszczył brwi, spoglądając na promienie słońca wpadające do jamy. Musiał spać dłużej, niż zamierzał. Tryb życia narzucony przez karę Jesionowej Gwiazdy męczył go - podczas dnia zajmował się kociętami, a wieczorami wykonywał swoje obowiązki wojownika. Czasami zdarzało mu się przysypiać w momencie, gdy powinien pilnować dzieci. Ziewnął cicho, rozglądając się po Żłobku. Rudzik i Rzeczka zajmowali się sobą, siedząc w pewnej odległości od niego. Ku jego zdziwieniu, Echo powolnym, niezdarnym krokiem zmierzała ku wyjściu.
- G-gdzie idziesz?- Jego głos zadrżał delikatnie. Szylkretowa odwróciła się niepewnie, a on ponownie ziewnął.
- P-pomóc mamie z-z wałami…- wyszeptała cicho wyraźnie speszona. Jabłkowa Bryza zamrugał ze zdziwieniem, czując, jak coś ściska go w piersi.
Dzieci nie powinny musieć pomagać swoim rodzicom w pracy. Dzieci nie powinny być obwiniane za błędy swoich krewnych. To nie było sprawiedliwe.
- Słonko, mama sobie poradzi - zapewnił z uśmiechem. Nie mógł dać po sobie poznać, jak bardzo jest zdenerwowany.
- A-ale czemu nie mogę jej pomóc? - zaprotestowała kotka, a point mimowolnie zagryzł zęby. Echo zasługiwała na dobre dzieciństwo. Czemu nie potrafił jej go dać?!
- Jestem pewien, że mama bardzo martwiłaby się, gdybyś przebywała poza bezpiecznym obozem. Może zamiast tego poczekamy na nią razem i przyniesiemy jej coś do jedzenia, kiedy wróci? - zaproponował. Echo przez chwilę patrzyła na niego z uwagą, lecz kiwnęła głową niechętnie.
Jabłkowa Bryza westchnął cicho. Tak bardzo chciał zapewnić swoim kociętom dobre życie, jednak nie potrafił.
Czemu dopuścił do tego morderstwa?!

***


Pełen bólu wrzask wydobył się z gardła Puszystego Futra. Jej rozszerzone z przerażenia źrenice wodziły po członkach Klanu Nocy, błagając bezgłośnie o litość. Pierś Jabłkowej Bryzy ścisnął strach. Wiedział, że kara była adekwatna do winy, wiedział, że zbrodnia powinna mieć konsekwencje, jednak… Orzechowy Zmierzch również zamordowała. Czy zasługiwała na to samo? Z miejsca, gdzie niegdyś znajdowało się ucho kotki, tryskała ciemnoczerwona krew.
Krew spływającej po futrze Rudzikowej Łapy.
Point pragnął to zatrzymać. Rudzikowa Łapa nie zasługiwał na poczucie winy, które miało dręczyć go księżycami. Nie powinien być zmuszany do krzywdzenia innych. Był tylko dzieckiem, które miało być szczęśliwe. Czemu ojciec nie potrafił zapewnić mu dobrego życia?!
Jabłkowa Bryza tak bardzo chciał, by wszyscy byli szczęśliwi, ale nie potrafił do tego doprowadzić. Spędził całe życie poświęcając się dla dobra innych. Nie miał już siły dłużej się starać. Nie miał już siły udawać, że cierpienie jego bliskich nie było dla niego ciężarem.
Był takim egoistą. Powinien pomóc swojemu synowi, powinien chronić córkę przed dręczycielami.
Zamiast tego odwrócił wzrok.

***


po śmierci Śnieżnej Chmury


Nie mógł się ruszyć. Czuł drżenia przebiegające przez ciało. Gorzki zawód ścisnął mu gardło, gdy z żalem wpatrywał się w skuloną ze strachu córkę. Czy naprawdę zamordowała Śnieżną Chmurę? Jego oddech był zbyt krótki, zbyt płytki i zbyt paniczny.
- Z-zabiłaś go. - Wspomnienie sprzed księżyców stało się nagle bardzo wyraźne. Stał przed partnerką. Ciało wojownika Klanu Klifu leżało nieruchomo. Nie zasługiwał na to. Zrobił źle, zabijając Wrzosową Polanę, ale takie było jego zadanie. To wszystko było winą tej durnej wojny Jesionowej Gwiazdy.
- Nikt nie może się dowiedzieć. - Cichy szept partnerki rozbrzmiał w jego głowie.
Uderzyło go podobieństwo Echa do Orzechowego Zmierzchu. Obie miały miękkie szylkretowe futra. Obie zdradziły go, zepsuły ten idealny świat, który starał się dla nich stworzyć. Ciepłe łzy spłynęły mu po policzkach. Był dla nich tylko ciężarem. Był niepotrzebny. Po co on się w ogóle starał?!
Przecież i tak wszystko zawsze kończyło się w ten sam sposób. Odchodzili, zostawiali go samego ze złamanym sercem i oczekiwali, że będzie sprzątał ich bałagan. Nie chciał tego robić po raz kolejny. Nie chciał po raz kolejny zawodzić siebie i wszystkich wokół.
Nie pomógł Echo, która niesprawiedliwie cierpiała. Po prostu stał, pozwalając losowi rzucać nim niczym wzburzona rzeka bawiąca się bezwładnym topielcem. Dusił go ciężar odpowiedzialności, którą starał się odrzucić. Dławił się wiecznie żywymi wspomnieniami przeszłości, które nie pozwalały mu decydować o teraźniejszości. Nie miał kontroli - nawet nad samym sobą.

***


Zmarnował swój czas.
Stracił tyle księżyców, zamartwiając się nad swoją przeszłością. Zepsuł tyle relacji, odsuwając się od kotów, na których mu zależało. Zranił tyle osób, myśląc, że robił dobrze.
To musiało się zakończyć.
- Czy jestem złą osobą? - zapytał cicho. Szorstki język Orzechowego Zmierzchu przestał czyścić jego futro. Kotka uniosła głowę, wpatrując się w niego ze zdziwieniem.
- Skąd ci się to nagle wzięło? - zapytała. Jabłkowa Bryza wzdrygnął się, czując oschłość w jej głosie. Zmieniła się. Oddaliła się od niego. Ich związek niegdyś był pełen emocji, intymności i zaufania. Co takiego to zepsuło?
- Zapomnij - westchnął i z czułością polizał ją między uszami. - Muszę iść - mruknął cicho i wstał, rzucając w kierunku partnerki krótki uśmiech. Nie został on odwzajemniony.
Obóz Klanu Nocy tętnił życiem. Kilka kotów zgromadziło się wokół kupki zwierzyny, a z legowiska medyków wyszli Tojadek i Tulipanowa Łapa. Jabłkowa Bryza pamiętał, że kilka księżyców temu tamto miejsce z jakiegoś powodu było wręcz wypełnione kotami, a Kacze Pióro i Muchomorzy Jad mieli łapy pełne roboty. Ostatnimi dniami fala chorych osłabiła się - lecznicę odwiedzili tylko Jagodowy Krok, Kwitnąca Stokrotka, Węgorzy Pysk, Zbożowe Pole i Orzeszka.
Jednak point nie wyszedł z legowiska wojowników tylko po to, by rozmyślać nad ilością pracy medyków.
Szybkim krokiem skierował się w kierunku ogrodzenia. Wiedział, że Kurkowa Pieśń od czasu do czasu lubił wybierać się na samotne polowania. Zawsze chodził w to samo miejsce - tam, gdzie umarła Żabi Plusk. Jabłkowa Bryza wątpił, że ciągłe przypominanie sobie o traumie było dobrym sposobem na radzenie sobie z nią, jednak musiał wspierać przyjaciela. To był jego obowiązek.
Dlatego właśnie przedzierał się przez gęste krzaki. Z każdym krokiem czuł, jak zapach przyjaciela staje się mocniejszy. Wziął głęboki oddech, uspokajając oddech, który z jakiegoś powodu zdawał się szybszy i bardziej płytki niż zazwyczaj. Był tu, żeby pomóc. To, co robił, było dobre i dobrze o tym wiedział. Czemu gdzieś w głębi duszy czuł, że powinien odpuścić?
Jednak zanim zdążył się ujawnić, gdzieś blisko niego rozległ się głos.
- Kimkolwiek jesteś, wyłaź - warknął rudy kocur, jeżąc futro. Point wyczołgał się zza krzaka, a Kurka spojrzał na niego ze zdziwieniem. - Nie powinieneś siedzieć z Orzechowym Zmierzchem? Albo Zbożem? Czy nie potrzebują trzymania za łapę po wizycie u medyka? - parsknął, wyraźnie zirytowany.
- Nie potrzebują mnie. Poza tym nie jestem ich opiekunem - stwierdził drugi kocur, a przyjaciel popatrzył na niego z powątpiewaniem. Jabłko był prawie pewny, że usłyszał cichy sarkastyczny komentarz rzucony przez wojownika. - Mogę się do ciebie przyłączyć? - zapytał nieśmiało, wskazując nosem na leżącą na ziemi martwą mysz. Kurkowa Pieśń parsknął cicho, odwracając głowę.
- Nie rozumiem, czemu wciąż za mną łazisz - burknął, a Jabłkowa Bryza zbliżył się do niego, mrucząc cicho.
- Może po prostu cię lubię? - otarł się o kocura. Tamten parsknął cicho, odwracając głowę.
- Sarenka i Żabka mnie lubiły. Teraz nikogo nie obchodzę, bo one…
- Nie żyją, tak, wiem o tym - dokończył Jabłko, a Kurka wydał z siebie pomruk niezadowolenia. Point zwiesił łeb, wpatrując się w ziemię. Nie chciał dłużej żyć przeszłością. Musiał myśleć o tym, co jest teraz. Nie potrafił być szczęśliwy, cały czas rozpamiętując całe zło, które go spotkało. - Rozumiem, że mi nie wierzysz i wiem, że Sarenka i Żabka były dla ciebie ważne. Ale to, że one odeszły, nie oznacza, że nikt inny cię nie poko… że nikomu innemu na tobie nie zależy. - Nieśmiało spojrzał na rudzielca, oczekując jego reakcji. Widział, jak mięśnie wojownika spinają się, a pysk wykrzywia w złości.
- Nic nie rozumiesz - warknął, wbijając pazury w ziemię. - No ale czemu miałbyś rozumieć?! Przez całe swoje idealne życie szlajasz się z tą swoją idealną Orzeszką. Wiesz co?! Nie wszyscy żyjemy w perfekcyjnym świecie bez problemów. Próbujesz udawać, że wszystko jest w porządku, że nic złego się nie stało, ale tak nie jest. Przejrzyj na oczy! - syknął, wpatrując się w niego z płomienną wściekłością.
Jabłkowej Bryzie wydawało się, że jego serce przestało bić. Czas przyśpieszył, pozostawiając go samego ze zgiełkiem myśli w głowie.
- J-ja… P-przepraszam. - Nawet nie wiedział, kiedy słowa same wypłynęły z jego pyska. - Przepraszam.
Kurkowa Pieśń wyglądał, jakby ponownie miał na niego wybuchnąć. Zamiast tego zwiesił głowę, a jego pysk wykrzywił się w bólu.
- To ja przepraszam. Jestem okropny. Wszystko psuję - wymamrotał, cofając się. Jabłkowa Bryza stał w bezruchu, wpatrując się w ziemię. Chciał tylko pomóc. Chciał tylko poczuć się normalnie. Słyszał oddalający się odgłos kroków przyjaciela. To była jego wina. To przez niego Kurka tak zareagował. Po co się w ogólnie się odzywał?! Poczuł, jak oczy wypełniają mu się łzami.
W tym samym momencie w jego głowie rozległ się cichy głosik.

***


Nie mógł oddychać. Nie, nie, nie, to nie mogło się dziać. Całe jego ciało drżało w niekontrolowanych konwulsjach. Ciepłe łzy spływały mu po policzkach. Nie chciał tego znowu przeżywać. To była jego wina. Powinien ochronić Echo, powinien przy niej być. Gdyby zauważył, że była chora, gdyby nie przeoczył objawów, może byłaby bezpieczna.
- Przepraszam, tak bardzo przepraszam - wydusił z siebie, chwiejąc się na łapach. Nie chciał wchodzić do legowiska medyka. Nie chciał usłyszeć, że jego kochana córeczka była nieuleczalnie chora. Powinien spędzać z nią czas, gdy jeszcze go miał.
Miał wrażenie, że minęła cała wieczność, od kiedy ktoś przybiegł do niego z wiadomością, że Echo leży nieprzytomna w legowisku medyka. Być może tak właśnie było - być może stał tu od księżyców, a wszyscy, których kochał, już dawno odeszli. Nie był już pewien niczego, w co niegdyś wierzył. To wszystko były kłamstwa, durne kłamstwa, kłamstwa, które on opowiadał…
- Jabłuszko?
Point znieruchomiał, słysząc znajomy głos. Bał się odwrócić, bał się spojrzeć w oczy wojownikowi.
- J-ja… Słyszałem, że Zanikające Echo jest poważnie chora - mruknął Kurkowa Pieśń, a Jabłkowa Bryza mógł niemal przysiąc, że ze wstydem wpatruje się w ziemię. - Mam nadzieję, że wyzdrowieje czy coś - stwierdził, przestępując z łapy na łapę. Point z trudem zmusił się do spojrzenia na przyjaciela. Przez chwilę stali w ciszy, przerywanej tylko przez nierówny oddech niebieskookiego. - I… Możemy iść na to głupie polowanie, jeśli ci tak zależy - burknął jakby od niechcenia rudzielec. Liliowy skinął głową delikatnie. - Słuchaj, jeśli twoja córka jest chociaż w połowie tak uparta jak ty, to przeżyje - parsknął cicho, a Jabłkowa Bryza zaśmiał się krótko.
- Dziękuję - wymamrotał. Słowa Kurkowej Pieśni dodały mu otuchy. Ta krótka chwila sprawiła, że jego pierś wypełniła się ciepłem, a serce nadzieją. Niegdyś to uczucie towarzyszyło mu często podczas rozmów z Orzeszką, jednak ostatnio to się zmieniło. Szylkretowa kotka zmieniła się, stała się odległa i bardziej oschła. Jednak być może to nie była tylko i wyłącznie jej wina.
Być może uczucia Jabłkowej Bryzy również się zmieniły.
Point wszedł do legowiska medyka, czując rosnący niepokój. Deszczowy Taniec, opatrywana przez Kacze Pióro, rzuciła mu pytające spojrzenie. Wojownik jednak nie zwrócił uwagi - jedyną osobą, która go interesowała, była leżąca w kącie Zanikające Echo. Ledwo udało mu się zanotować, jak Muchomorzy Jad zapewnia go, że szylkretowa powinna przeżyć, jednak miała spędzić dłuższy czas w legowisku medyków.
- Tak bardzo przepraszam, że mnie z tobą nie było… - wydusił z siebie wreszcie, wtulając pysk w futro córki. - Już nigdy więcej cię nie opuszczę.

< Echo? >


Wyleczeni: Zbożowe Pole, Orzechowy Zmierzch, Deszczowy Taniec, Jagodowy Krok, Kwitnąca Stokrotka, Węgorzy Pysk, Tojadek, Tulipanowa Łapa, Zanikające Echo

11 maja 2021

Od Echa

     Z pewnością po tej przeprowadzce była zaskoczona. Dotąd żyło jej się dość dobrze, w cieple, z ciągłym dostępem do jedzenia. Wraz z czymś u boku. Sama do tej pory nie wiedziała co to niby jest, w końcu nie widziała niczego. Jej jedynym zmysłem, który się przydawał, to dotyk. Starała się obmacywać wszystko wokół, przy okazji kopiąc przez przypadek ściany ją otaczające. Niestety musiała je opuścić, tracąc ochronę i teraz była w niebezpiecznym świecie, przytłaczającym ogromem zapachów, kolorów, dźwięków… No oczywiście były też rzeczy do dotykania. Całe mnóstwo! Wraz z jej rodziną. Przechodząc do rzeczy, trafiła do iście zakręconego świata, gdzie najwyraźniej trzeba było wyrażać głośno swoje zdanie, bo starsze koty mówiły ci co innego. Na przykład, gdy ta niemiła ruda kotka wytłumaczyła jej, dlaczego ta wyglądająca jak Echo kotka, przychodziła tylko czasem. Była to podobno jej mama. To słowo było ciekawe, opisywało kota, który wydał ją na świat. Oczywiście, musiała być płci żeńskiej. W jej przypadku było dziwnie, bo jej matka była kocurem! Siedziała przy nich wraz z innymi kocicami, jednak ich nie karmiła, tylko ta jej niby prawdziwa rodzicielka. Niestety, tak naprawdę ona właśnie była tą, która miała być w żłobku. Jakieś nieporozumienie? Nie, tylko lider tak zadecydował. Orzech musiała budować wały, a Jabłkowa Bryza (jakie cudne imiona oni mają!) opiekował się kociakami. Pokazywało to odmienność ich rodziny. Ciekawe tylko dlaczego jej rodzice dostali tą karę. Nikt jej nie powiedział, bo nie spytała. Wolała być cicho, może usłyszy. Oprócz tych dwóch dużych kotów, miała braci. Rudzika i Rzeczkę. Jak się okazało, to z nimi była od początku. Teraz wspólnie poznawali to dziwne otoczenie. Przynajmniej, tak było w teorii. W praktyce wolała być tam, gdzie była. W najbardziej bezpiecznym miejscu, czyli kociarni. Na zewnątrz było dużo kotów, niektórzy łypali niemiłym spojrzeniem a inni niby miłym, lecz bała się,  że powie coś nie tak. Nie lubiła wysławiać się jak jakiś nieokrzesaniec. Otwarcie gęby nic nie dawało. Największym przeciwnikiem był strach, bo w końcu te gigantyczne koty mogły się obrazić. Ona chciała zyskiwać przyjaciół a nie wrogów. Dlatego jak ktoś przychodził, wyglądał na smutnego lub coś, miała ochotę dać mu prezencik, aby rozweselić go. Było to tak krępujące, że nawet z przedmiotem w pysku, nie odważyła się komukolwiek go podarować. Znalazła takiego kamyczka, nie potrzebny jej był. Chyba jednak spodobał się rodzeństwu, więc zostawiła go w spokoju.
Wciąż była mała. Nie mogła zaprzeczyć. Niezdarnymi łapkami, próbowała dreptać po całym żłobku. Męczące to było, dlatego zazwyczaj leżała wtulona w mech. Wydawało jej się, że wtedy jest gdzie indziej, że jest odcięta od tego świata. Wolała izolować się od innych niż ich irytować. W końcu, nie potrafiła pokazać jaka jest miła. Rozmyślała tak nad tym, znowu przysypiając w legowisku. Czuła ciepło bijące od tej wielkiej, żółtej kuli na niebie. To było słońce. Gdyby wyszła, spaliłoby jej się futerko. W cieniu jej do nie dokuczało. Miała coraz więcej powodów, dla których nie chciała wyjść. No i te KOTY. Mądre, dostojne oraz wielkie. Będzie kiedyś taka? Albo jeszcze lepsze pytanie, czy każdy kot musiał budować wały? Aż sobie przypomniała tato-mamę. Dlaczego ona to robiła? I nimi musiał się zajmować ktoś inny? A co najważniejsze, może by pomogła? Na pewno była zmęczona. Zastrzygła uchem. Miała nadzieję, że dałaby radę robić to coś. Zawsze jak wróci, może Jabłko ją wyczyści. Mama zawsze przychodziła brudna, ona pewnie też taka będzie. Wstała powoli z posłania. Musiała to zrobić. Przyda się. Przyniesie może jeszcze tego białego kwiatka, który rośnie obok wejścia? Takiego z żółtym środkiem.
Truchcikiem ruszyła przez żłobek. Na zewnętrzu był Rudzik z Rzeczką. Zasmuciła się trochę. Czemu oni nie pomogą? Bo… Nie są podobni do mamy? Nie mogą? Na pewno się kiedyś pytali, w końcu każdy chciałby wspomóc członka rodziny. Usiadła przy małej roślince i zerwała go ząbkami. Wyglądał całkiem ładnie. Da go Orzechowi. A jak wróci, zrobi kulkę z ziemi. Przytacha ją tatusiowi. Musiała jednak najpierw znaleźć rodzicielkę. Musiała ją wytropić, tak jak wojownicy podobno tropią zwierzynę. Wąchają rzeczy, podążają za śladem zapachowym. Ale przecież ona nie umiała! Jak znajdzie szylkretkę! Zwiesiła smutno łebek. Co jak pójdzie gdzieś… Nie wróci… A wały wciąż nie będą zbudowane? Co to w ogóle jest?
- G-gdzie idziesz?- usłyszała z tyłu głos. Obróciła się niepewnie do liliowego. Tata ziewnął lekko. Najwyraźniej był po wczorajszym dniu zmęczony i dłużej spał. Poza tym, dlaczego nie wie gdzie idzie? Gdzie idziesz, świetne pytanie, ale no nikt nie pomyślał by przecież… Dać pomocną łapę Orzechowi? 
- P-pomóc mamie z-z wałami…- wyszeptała cicho speszona.

<Jabłkowa Bryzo?>