Na znajome imię; Duma, rozluźniła nieco swoje mięśnie, ale nie przestawała obmierzać brązowymi, tak ciemnymi, jak dół w środku nocy oczami samotnika-kalekę, świdrując go spojrzeniem, jakby chciała przebić go nim na wylot. Skąd taki niepełnosprawny podrostek mógł znać Dumę i czemu średniemu synowi Entelodona miałoby się opłacać go chronić?
— Tak — powiedziała po chwili namysłu, rozkoszując się dźwiękiem słowa "pani". Kiedyś to ona musiała płaszczyć się przed magnaterią, żeby ocalić swoje życie lub dobytek. Teraz strony się odwróciły. — Masz szczęście, że przypisuje mi dziś dobry humor. Ale czym wynagrodzisz mi to znieważenie, czym przekonasz mnie, żeby cię oszczędzić, hm? Może jesteś w posiadaniu informacji, które by mnie zaciekawiły? Może masz zapasy ziół, mieszanek czy żywności? Z pustymi łapami ciężko jest tutaj przeżyć, mój miły, i powinieneś doskonale o tym wiedzieć — zagruchała, spuściwszy wzrok na jego kikut.
Kocur skulił się pod naporem jej spojrzenia, przełykając głośno ślinę. Wyglądał, jakby poważnie zastanawiał się nad tym, jakiej informacji mógłby użyczyć lewej łapie jednego z miejskich lordów.
— Przy sobie nic nie mam, pani... — wyznał zgodnie z prawdą. — Informacje... Trochę wiem o takiej jednej staruszce, która naraziła się niejednemu samotnikowi w mieście. Zwie się... Bylica. Porywa kocięta i... morduje. Niegdyś chciała przejąć władzę nad całym miastem, nie tym, lecz innym...
Nie była to informacja, której Bastet do końca oczekiwała, ale z pewnością była interesująca. Szukała kogoś, kto mógłby udzielić jej porad dotyczących walki i pomógł wzbogacić jej umiejętności. Nie słyszała nigdzie o tej samotniczce i wprawdzie ją to nie dziwiło - wiedziałaby, gdyby był to ktoś wysoko postawiony. Z opisu kocura jednak wynikało, że kocica musiała być przynajmniej w małym stopniu doświadczona, ale to nie znaczy, że mądra.
Nie znaczy również, że zasługująca na przebywanie w obecności kogoś takiego jak ona.
Szukanie sobie wrogów to jednak nie najlepszy sposób na podbicie świata - pomyślała, gdy tylko usłyszała słowa samotnika odnośnie narażania się.
— Wiesz, gdzie przebywa? — spytała beznamiętnym, chłodnym głosem, nie spuszczając wzroku z kaleki. — Znasz ją osobiście?
— Nie wiem gdzie mieszka, ale mniej więcej orientuje się, z którego kierunku przychodzi w te rejony — wytłumaczył. — Tak... Znam ją... Porwała mnie za kocięctwa, lecz udało mi się od niej uciec... To wariatka. Nie chodzi nigdy sama. Żyje już tak długo, że dawno powinna być martwa. Zwykle towarzyszy jej Krokus, to jej córka, czasem jeszcze Deszcz i Fiołek, jej inne dzieci. Ma jeszcze wnuki. Ale... niezbyt się lubimy, o pani. Pragnie mnie zabić.
Bastet nie zdawała się poruszona jego słowami. Ta cała staruszka, kimkolwiek była, nie wyróżniała się zbytnio na tle całej reszty miejskich samotników - wszyscy mordowali, porywali, a nawet i robili dużo gorsze rzeczy. Mimo to uznała, że pozyskanie od kocura informacji mogłoby ułatwić jej poszukiwanie dobrego i godnego nauczyciela.
— Z którego zatem kierunku przychodzi? — dopytywała, znużona ilością pytań, jakie musiała zadawać. Następnie popatrzyła na kalekę oceniająco. — Też pragnęłabym cię zabić, kaleko, za twój dzisiejszy numer. Nie przepadam za samotnikami z zewnątrz Betonowego Świata, a więc w jednym się zgadzamy.
Wskazał jej kierunek.
— Stamtąd. — na jej resztę odpowiedzi pokiwał łbem. — Wybacz jeszcze raz. Lepiej już pójdę... O ile to nie problem...
W odpowiedzi zmordowała go spojrzeniem.
— Lepiej stąd zmykaj, zanim się rozmyślę, czy szczędzić ci życie.
Poraniony i zabliźniony samotnik nie powiedział nic więcej, a obrócił się i odszedł, klnąc pod nosem. Kotka uśmiechnęła się za nim chłodno - to życie było piękne. Niegdyś sama była taka jak on. Korzyła się przed silniejszymi samotnikami, przed członkami gangów, nie chcąc przypłacić życiem za jedno słowo za dużo. Teraz nie musiała się o to dłużej martwić.
* * *
Nie wracała myślami do tamtych czasów ani do tamtego kota, a jego osoba była jedną z wielu, których istnienie zamazało się w jej pamięci. Mijała w swoim życiu wiele kotów, wiele samotników i pieszczochów i wprawdzie wszyscy zlewali się w jedną wspólną całość. Czasem jednak, gdy zaczynała subtelnie wwiercać się we własny umysł, starając się wygrzebać z niego dawne wspomnienia, przypominała sobie o tych kotach, o pojedynczych rozmowach. O chwilach, gdy spotkała kogoś i już nigdy więcej go nie zobaczyła. Ciekawiła się, czy wciąż żyli i jeśli tak, to jakie wiedli życie.
Ale to były rzadkie rozmyślania, na które pozwalała sobie w wyjątkowych chwilach. Miała wystarczająco własnych problemów na głowie, by myśleć o innych. Musiała skupić się na przeżyciu, na dalszej ucieczce przed tonami polujących na nią samotników.