- Ej, a ty dokąd?- syknęła w jej stronę. Co ona sobie myślała, nie będzie tutaj siedzieć bez informacji o tej kotce. Była ona zaiste ciekawa, taka agresywna strasznie. Obie gapiły się na siebie tym samym, podejrzanym spojrzeniem. Arogancko unosiły pysk. Podobała jej się ta… Właśnie, jak miała na imię? Musiała ją zapytać.
- Do dupy lisa.- odparła nieznajoma przewracając oczami. Phi. Głupek.
- Nie wiem jak tam, ale chciałam się ciebie o coś spytać. Weź. Co ci szkodzi.- wyzywająca podniosła łebek czekając aż brązowo-biała odwróci się w jej stronę. Ta jednak zrobiła to szybciej niż się spodziewała. Napięcie stanęła tuż przed nią.
- Czego?- warknęła. Trochę skuliła się, ale nie chciała by wyszła na cykora. Wyprostowała się powoli.
- Jak masz na imię. To mnie obchodzi. I tak pewnie nigdy się już nie spotkamy.
- Nie będę mówiła go byle jakim kłakom.
- Capi ci z pyska. No weź, powiedz.
- Odezwała się gównojadka. - odezwała się tamta zniecierpliwiona, po czym dodała. - Dla twojej informacji nazywam się Ryjówka.
- Fajnie. Ja Nocne Pióro.- Zauważyła, jak tamta sztywnieje na chwilę. Uśmiechnęła się zamiatając podłoże ogonem. Zatkało kakao. Czemu zdziwiło to ją. Chciała poczuć się doroślej, więc z Nocnej Łapy zmieniła się po prostu. Była dorosła. Żyła sama, szczęśliwie. No to ostatnie może nie. Ale tutaj nikt nie interesował się jej pochodzeniem, nawet ona sama. Co ją obchodziło to, kim byli jej rodzice. Nie miała ich, przepadli w wodę. Zniknęli. Nie kochali jej? Zostawili przecież samą. Nawet jeżeli nie chcieli mieć kociąt… To czemu nie miała szansy na normalne życie? Pełne przygód wraz z mamą i tatą? Brakowało jej jakichkolwiek relacji. Pewnie kotka nie rozumiała zbyt jej zapału do poznania siebie nawzajem.
- To jest imię KLANOWE?- Ryjówka zdziwiona rozwarła oczy. Coś było na rzeczy.
- Tak jakby. NALEŻAŁAM do klanu. Nie urodziłam się w nim, ale i tak mnie wygnano za brak postępów. Imię wojowniczki sama sobie nadałam.- zawiesiła głos z powodu napływu wspomnień. Nie, nie interesowało jej tak tamto życie. Spytała się jeszcze.
- Ty… Też jesteś z klanu?- burknęła, choć nie powinna. Sprawy prywatne nieraz irytowały innych. Nie lubiła jak ktoś ją wypytywał o rzeczy, które nie powinien.
- Nie. Od zawsze byłam samotniczką. I nią zostanę. Nie powinnaś się wronia strawo tym interesować. Pracujesz sobie na bliznę czy co?
- Nie masz psychy.
- Może mam droga Nocne Pióro. Za chwilę oszpecę ci ten obrzydliwy pysk.
- A spróbuj…
Od tamtej chwili wiedziała, że te słowa były czymś, co jak najbardziej powinna łamsić w sobie. Czasem odzywała się nieproszona bądź w złym momencie. Ten był najgorszym. Zachowała się głupio i nieodpowiedzialnie. Dokładnie. Bo nieznajoma (bądź teraz już znajoma) zdecydowanie podniosła łapę do ciosu. Widziała błysk złości w brązowych tęczówkach. Nie wahała się. Oto silną wolą kotka. Coś co rzadko można było widzieć… Ale w tych czasach wszystko było inne. Nawet koty płci pięknej. Nie były uzależnione od kocurów. Oni to się czasem rządzili. Stały się bardziej indywidualne.
Szylkretka jednym ciosem pazura poharatała jej oko. Prawe. Całe szczęście zamknęła je na czas, by przejechało przez powiekę a nie bezpośrednio gałkę oczną. Wtedy byłoby słabo, bardzo słabo… Czuła cieknącą krew. Ciepła, lepka maź spadała kroplami na podłoże. Warknęła ostrzegawczo. Piekło boleśnie. Nigdy nie czuła się tak źle, nawet gdy oberwała od Borsuczego Kroku. Do tej pory było widać ślady. Lecz to co zadała Ryjówka, wiedziała, że nie wyleczy nawet pielęgnacją. Mrugnęła kilka razy, by pozbyć się z rzęs czerwonych kropelek. Drobinek tego, co powoli sączyło się. Każda taka malutka część wszystkiego, co miało w końcu spaść, powodowała ból. Nieznośny ból.
- Po coś ty to zrobiła!- warknęła ostrzegawczo zaczynając natarczywie myć to co zostało na jej twarzy.
- Prosiłaś się. Oto masz. Jak chcesz w komplecie może iść też drugie.- z winą niewiniątka i drwiną w głosie syknęła kotka.
- Nie, dzięki, to wystarczy. Ja już idę.- po czym skierowała kroki w swoją stronę. Tylko z tyłu usłyszała ciche mruknięcie.
- No w końcu.
***
Od tamtego czasu minęło mnóstwo czasu. Myślała i myślała nad tą kotką. Mimo tamtej sytuacji, skąd miała już lekko zarośniętą bliznę, czuła, że mogłyby się poznać. Mimo wszystkiego. Co interesowały ją zdarzenia, życie to życie, zaskakujące. Ale miała plan. Na świetną zabawę. Uśmiechała się na samą myśl o tym. Tak. Będzie ciekawie. Bardzo ciekawie. Zabawią się, może podenerwują innych. Coś idealnego. Nie do końca, ale tak. Pamiętała gdzie spotkała kotkę. Wiedziała w jakich rejonach. Zapamiętała zapach. Czy myślała, że tak szybko się jej pozbędzie? Do tego… Tamta pod koniec spotkania nie jeżyła się. Z jej oczu nie tryskały wrogie iskry. Może jeszcze się zaprzyjaźnią. W końcu ktoś do poznania! Bzik czy nie bzik, wyruszyła kilka dni przed TYM. Idealnie by móc zawiadomić ją jak najszybciej o pomyśle oraz nie za wcześnie, by nie czekać wieków. Czas gonił, do dzieła!
Sprawnie poruszała się po bagnistych, mokrych terenach. Wrażliwość na błocko pod łapami już dawno nabrała, wystarczyło myśleć, że to woda. I tak potem można było przysiąść na bardziej stabilnym terenie by je umyć. Och te czasy. Wędrowanie po miękkiej ściółce leśnej. Ah. Nie powinna tego pamiętać a jednak. To coś. Trzymało się jej jak rzep. Nieznośnie i niepotrzebnie. Po co tam wciąż były, trzymały ją w napięciu. Bo co chwilę przypominał jej się Świt, przybrane rodzeństwo, Borsuczy Krok… Tak. Nawet ona. Miała w sobie coś, co wzywało ją do pamiętania o dawnym życiu. Ale… Ono nie było odpowiednie dla niej. Przecież… Była pewnie tylko pieszczochem? W dobrym przypadku samotniczką. Wróciła do życia, które miała mieć od początku, lecz czuła, że to nie dla niej. Czemu? To jej prawdziwa rzeczywistość.
Szczęściem było, że trafiła wprost na kotkę. Właśnie pewnie upolowała zdobycz, bo nie skradała się. Ona była z jej tyłu, a do tego wiatr wiał w stronę Nocy. Szczęście. Fart. Jakkolwiek nazwać, wykorzystała to. Delikatnie wysunęła się z krzaków. Zaszeleściły gałązki, kilka listków spadło na ziemię. Tamta ani drgnie. Nie słyszała? Może to przez szum wiatru. Nie ważne. Szła wciąż dalej, aż była bezpośrednio obok niej.
- Hej!- zawołała. Tamta gwałtownie jeżąc futro obróciła się, po czym zgładziła je, zdając sprawę, że nie ma zagrożenia. Aha, tak. Słabe ogniwo.- Dawno się nie widziałyśmy.
- Spadaj.
- Mam pomysł. Może byśmy się wyrwali na zgromadzenie? Wiesz, klanów. Popsocimy, pośmiejemy się. Porzucamy kamieniami. Ale z tyłu. Zgadzasz się… Czy nie chcesz? Weź…
<Ryjówko? hehe>