BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nocne Pióro. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nocne Pióro. Pokaż wszystkie posty

19 marca 2022

Od Nocnego Pióra Cd Bylicy

Kotka była dziwna. Nie ufała jej. Kto by się tak zachowywał? Jakiś psychopata. Przychodzić pokojowo, choć tu liczy się przeżyć. Nikt nie puściłby jej żywo. Naruszyła czyjś teren. Ale ta Bylica mówiła o kamieniach. Dla innych byłoby to dziwne, ale dla niej ciekawe. Bardzo. Mało kto widział ich potęgę.

- Jestem Nocne Pióro- warknęła cicho.- Przyszłaś tu tylko po to by popatrzyć sobie na ołtarzyki? Serio?
Szara nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się. Czarno-biała automatyczne zrobiła to samo. Dogadają się. 


***

jeszcze zima lol

Kolejny dzień. Znowu czuła się coraz gorzej. Ten przeklęty kaszel nie pozwalał spać, ledwo co można było wytrzymać już. Była już w słabym stanie, a jedynym wsparciem była ta samotniczka, która się do niej przyczepiła. Mogła sobie iść a jednak nie. Była tutaj, układała kamienie oraz… pomagała. Nikt nigdy nie dawał jej takiego wsparcia. Kotka zjawiała się o najdziwniejszych porach, w losowych momentach. Teraz się pewnie bała przychodzić, bo to już był zaawansowany stopień choroby. Jedną łapą była już po drugiej stronie.
Nie żeby miała coś przeciwko. Chciałaby się zjednać z przodkami, ale... W takim momencie to średnio. Była odpowiedzialna za wszystkie ołtarzyki postawione na bagnach w najróżniejszych miejscach. Musiała je sprawdzać , teraz była przybita do legowiska. Przywarła tam i nie mogła nic robić przez ogarniający ją kaszel. Bylica obiecała jej pomóc. Znaleźć zioła jakieś. Potrzebowali osób do opieki nad kamieniami. Inaczej byłoby źle. A jednak odchodziła. Powoli. Nigdzie się jej nie spieszyło. 
- Mam kocimiętkę!- zawołała szara, wyskakując z pobliskich krzaków jagód (uschnięty, inaczej byłby z niego pożytek). Gdyby miała siły, to pewnie zaczęłaby dziękować bo kochała ten specyfik od czasu naćpania się nim. Teraz nie był dla zabawy, tylko by się wyleczyć. Ale czy to się uda? Nie. Ona już ciągnęła do przodków. Już była tam z nimi. Nie odpowiedziała kotce. Za mocne ogarniały ją duszności. Kaszel był ciągły. Bylica dała zioła jeszcze bliżej. Więc oczywiste było. Musiała je zjeść. Jeszcze tylko gdyby je tknęła… Wykasłała trochę krwi przed siebie i już jej nie było. 
Każdy kto by teraz widział zwłoki, bo tyle z niej zostało, powiedziałby że to przez chorobę. Tak, to był jeden z czynników. Ale gdyby zażyła listki… może by jeszcze stąpała po ziemi. Była głupia i tyle, nie zareagowała od razu. Teraz już jej dusza  zniknęła i w ostatniej chwili tylko usłyszała krzyk kotki. Myślała że jest taka mądra? Nadzieja przepadła. A teraz ołtarzyki miały tylko jedną strażniczkę. Dość głupio skończyła. Mogła przeżyć, ale nie. 
Kocimiętka dalej leżała na ściółce.

dobranoc czy coś

01 stycznia 2022

Od Nocnego Pióra Cd Drżącej Ścieżki

 Nikt nie mógł przekroczyć choćby łapą jej terytorium. Wbiła to sobie do głowy dawno temu. Chciała być bezpieczna. Bez ryzyka, że ktoś będzie chciał ją zabić w nocy. Wolała być sama? Ale hola, hola, nie była sama! Wokół już było sporo ołtarzy. Klan Gwiazd musiał nad nią czuwać. Każdą wolną chwilę spędzała, na czczeniu jego mądrości. ONI byli święci. Bardzo. Bo w końcu, bez nich to wszystko by nie rosło! Ten cały świat, nie byłby taki piękny! Nie taki wspaniały! Nie taki urodzajny! No dobra, tutaj nie było aż tak wspaniale, bo mało co dało się złapać. Była wygłodzona… Ale szczęśliwa! Życie było tak samo miłe jakby miała urodzaj! Cieszyła się swoim życiem duchowym i ono dawało natchnienie do dalszego egzystowania.
A co te koty mogły wiedzieć o świętości tego miejsca? O tym, jakie było wspaniałe? Jakie tu miał wpływy Klan Gwiazdy? Dobra, za dużo przemyśleń było głupich. Po prostu najważniejsza dla niej była wiara, bo i tak nie miała nikogo przy sobie. Samotność była głupia. Głupia bo ogłupiała. Dokładnie. Idealna definicja samotności. Bycie samym, ogłupiające bycie samym. Bez żadnej duszy obok. Jedynie ten Klan Gwiazdy. Był, co nie? Nie mógł nie istnieć. Chyba?
Wiedziała, że czekają na odpowiedź. Wiedziała, że stoją zdziwieni nad czym duma. No i co, ona się nimi nie przejmowała. Byli zwykłymi pasożytami na tych pięknych terenach. Nikt nie docenia tego miejsca. A jednak! Były takie piękne… Wspaniałe…
- Najwyraźniej nic nie wie o takim życiu…- wymamrotała cicho. Po co by ich atakować? Przodkom się to nie spodoba.
- Popatrz na siebie! - zaśmiał się ten rudzielec.- Miernota… Jakim cudem jeszcze nie zdechłaś? Żywisz się na ropuchach?
Zasyczała cicho. Jak mógł sobie pozwolić na takie słowa! Nie była słaba. Od zawsze była silna. I w duchu i w ciele. Nie przeszła treningu, ale co nieco umiała. Miała jakieś szanse. Nikłe, ale istniały. 
- Posłuchaj, możecie sobie tu jeszcze pochodzić do końca dnia, ale potem żebym was nie widziała!- wycharczała wściekła, zaczynając się irytować tym ignoranckim zachowaniem kocurów.- Klan Gwiazdy mi świadkiem, jeśli poczuję jutro świeży zapach na jakimkolwiek skrawku mojego terenu, choćbym miała sama umrzeć, zabiję tego kto się waży dalej tu przebywać! A jeśli zobaczycie stosy kamieni… To nie ręczę za siebie, jak zobaczę je zniszczone… Zrozumiano?- zmrużyła wściekle oczy, młócąc ogonem ziemię. Już i tak była dla nich łaskawa!

<Drżący?>

11 listopada 2021

Od Nocnego Pióra Cd Drżącej Ścieżki

 Nie chciała słuchać, jak ten głupek krzyczał coś, że była złodziejką. Przecież nie była, po prostu chciała przeżyć. To było irytujące, mieli tego pod dostatkiem a i tak pretensje o jedną, głupią piszczkę, były ciągnące się w nieskończoność. Mógł sobie taką złapać dość prosto, w końcu byli do tego szkoleni. Już pomijając, że miała okazję się tego nauczyć, to on był na pewno wojownikiem, przeszedł te wszystkie głupie testy i potrafił. Ona dalej się uczyła, uczyła na swoich błędach. Potrzebowała jeszcze czasu, by wejść w wprawę. Do tego bagna były nieciekawym miejscem do polowania. Było tam wszystkiego mało, a ona naprawdę chciała żyć. Gdyby zdechła z głodu, to byłoby bez sensu. 
W końcu gdy myślała, że go zgubiła, zauważyła ten debilny ogon. Później całego jego. Syknęła, zdradzając swoją pozycję. Od razu poczuła na sobie wzrok kremowego. 
Tutaj już nie miał władzy jakiejkolwiek, bo kilka chwil temu właśnie opuścił zakątki Klanu Burzy. Czuła się pewnie, zbyt pewnie. To było w końcu jej miejsce. Kopnęła piszczkę w krzak a sama podeszła bliżej. 
- Jesteś na moim terenie- zauważyła.- Myślałam, że te naiwne klanowe koty nie przekraczają bez powodu granic, a twoja zniknęła już jakiś czas temu. Czy mógłbyś łaskawie sobie pójść?- przechyliła głowę, uśmiechając się z przekąsem.
Przynajmniej miała jakąś przewagę.
Choć małą, to z tym skrawkiem ziemi czuła się jak w domu, którego nigdy nie miała. 

***

Samotność jest najgorszą rzeczą, jaka może się przytrafić. Gdy dzieje się coś złego, nie możesz się z nikim podzielić wieściami, nie możesz porozmawiać o problemach. Ona nie miała zbytnio problemów, ale jednak było jej żal, że nie miała nikogo przy sobie. Ryjówka sobie poszła. Nie interesował jej żywot Nocy, to czy w ogóle żyje. Poszła sobie, a ona jej tak wierzyła. Ale w co wierzyła? Że w końcu poznała kogoś, kto chciał z nią rozmawiać? Czy w to, że Ryjówką ją zaakceptuje. Mogła powiedzieć jedno słowo, po prostu “do widzenia”. Albo jeszcze szybciej, “pa”. Ale po co, najlepiej uciec i zostawić wszystkich. W tamtym momencie gdy zdała sobie sprawę o podróży szylkretki, ten fragment serca został wyrwany. Szczerze, kotka była jej jedyną znajomą. Reszta, to były krótkie epizody, krótkie spotkania bez sensu, wrogie nastawianie się przeciwko siebie i tak dalej. Kiedy przy niej była, czuła się pewniej, a teraz?
Teraz znowu była sama, tak jak na początku.
Kiedy była mała, to przynajmniej był Świtająca Maska. On dawał jakieś wsparcie, ale później… Zniknął. Był inny. Nigdy więcej już się nie spotkali. 
Zaszurała lekko łapą o podłoże. Życie było takie głupie, rodziłeś się w grupie zwanej rodzina a umierałeś sam. U niej nie dość, że koniec zapowiadał się samotny, to już teraz mogła przyznać- gdyby od początku była sama, byłoby prościej. Albo gdyby od zawsze była w grupie i teraz też mogła. Tak bardzo próbowała wyrzucić z siebie te myśli, bo na codzień chciała się skupić na polowaniu i tych sprawach. Stojąc tak bez powodu tylko marnowała czas, więc przynajmniej szła do przodu. Zazwyczaj nic się nie działo. Niczego nie potrafiła znaleźć, na dzień jadła jakąś chuderlawą mysz, czasem nawet bez czegokolwiek musiała sobie poradzić. Narzekała? Nie. Przyzwyczajenie i tyle. 
Zawsze gdy słyszała szelest, myślała, że to właśnie zwierzę. Jakaś zagubiona nornica, ryjówka szukająca schronienia. Czy miała jeszcze coś dzisiaj w ustach? Z tego co sobie przypominała, to raczej nie. Rano wypiła tylko trochę wody z kałuży, chcąc zaspokoić pragnienie po wędrówce. Jakiś czas temu, szukając czegokolwiek, zaszła odrobinę dalej niż chciała. I nie znalazła jedzenia, tylko kocimiętkę. No to starając się nie przewrócić, trzymając w pysku zielsko i nie chcąc go zjeść, przewróciła się o wystający korzeń, bo zbyt się skupiła na mimowolnej chęci zjedzenia tej sporej kępki. Na początek olała ból w przedniej łapie, aż to stało się uciążliwe. Szukała jakichś innych roślin, które mogły pomóc, lecz trafiła tylko na jakąś obłąkaną samotniczkę, która opatrzyła jej łapę. Ale oprócz bólu, wyniosła tą kocimiętkę. Trzymała w dość schowanym miejscu i cieszyła się jej posiadaniem. Starała się nie naciągać małych zapasów, lecz to było trudne. Nie chciała również przedawkować, jednak to już i tak nie miało znaczenia. 
Te szelesty były naprawdę irytujące. Dalej je słyszała, aż w końcu po prostu obróciła się lekko oceniając jak daleko zaszła. Nie wychwytywała bagien, więc musiała być w miejscu gdzie jakakolwiek zwierzyna istnieje. Naturalną siłą rzeczy, zaczęła się skradać do zdobyczy, chcąc zyskać cokolwiek do przegryzienia. Ku jej zdumieniu, zamiast jakiejś myszy, zauważyła kremowego Burzaka, a trochę dalej skrawek rudego futra a potem wyłonił się jakiś rudy palant. Pierwszego kojarzyła, bo pamiętała jak to chciał jej odebrać jedzenie, ale tego drugiego w życiu na oczy nie widziała. Była bardzo zdziwiona ich obecnością w takim miejscu. Powinni być u siebie a nie zabierać czyjąś własność. 
- Kogo ja tu widzę?- przechyliła łeb z lekką drwiną.- Myślałam, że te wszystkie śmierdzące, klanowe koty siedzą sobie bezpieczni w obozach zajadając zwierzyną. Bez cienia wolności. Co wy tu robicie?- zapytała jednak tupiąc łapą wściekła. Jeśli ktoś był w takim miejscu, to oznaczało kłopoty. Mniej żarcia, niebezpieczeństwo, co dalej mówić? Mogli zawsze postanowić ją zaatakować. Była na tyle słaba z walki, że wystarczyłoby przyjść niespodziewanie w nocy. A chciała spać w spokoju, bez strachu o jutro.

<Drżący? nie próbuj zabierać kocimiętki>

Wyleczeni: Nocne Pióro

26 września 2021

Od Nocnego Pióra Cd Kawki

 Irytujące. Irytujące, jak irytujące mogą być koty. Po prostu sobie przyszedł i chciał zabrać kamień? JEJ KAMIEŃ? JESZCZE GO ROZWALIŁ! Zaczęła cicho warczeć, ale już i tak to nie miało znaczenia. Zepsuł go. Ten niezwykły okaz natury. Nie wiedziała od kiedy tu stał, czy to był ten sprzed kilku księżyców czy wschodów słońca. Był taki wspaniały. A teraz gdy się rozpołowił… A zresztą, ZEPSUŁ TO...
- Głupku! On jest już zepsuty! Możesz sobie wziąć ten badziew!- krzyknęła wkurzona, zamiatając ogonem powierzchnię. Załamana już spuściła wzrok trochę zmieszana, widząc bardzo zdziwiony wzrok tego durnia. Zresztą, co się będzie nim przejmować. Był niemiły, gnida jedna. Kamienie były świętością.
Przystąpiła dalej do roboty. Toczyła otoczaki w coraz to dziwniejsze kupki, wprawiając w zaniepokojenie gościa. Kładła jakieś liście czy inne głupoty na ich szczytach. Każda gromadka wyglądała tak- okrąg złożony z 7 kupek, każda kupka na dole miała 9 kamieni, wyżej 4 a na samym szczycie ten jeden, wspaniały, jak najlepszy. Wybierała go po bardzo szczegółowej selekcji, wybierając te, które mają złe gabaryty bądź kolor.
Właśnie nad takim rozmyślała, gdy usłyszała kroki. Cóż. Dobrze, że sobie poszedł.

***


Miała już tego trochę. Kręgi znaczyły okolicę i nawet jeżeli ktoś ich nie widział, to one istniały. Musiała robić patrole by sprawdzać, czy ktoś jej nie zepsuł czegoś. Teraz jako ofiarę dawała nawet kości zwierząt. Nastała wiosna, a wraz z nią kocimiętka.
Ona też się przydała.
Oczywiście było tego mało, musiała daleko wyruszyć by ją znaleźć, ale po niej czuła się idealnie.
Teraz, gdy zaczęła odprawiać dziwne rytuały, pomagało. Czuła się bliżej Klanu Gwiazd. Niedawno działo się coś dziwnego, warto było dowiedzieć się u zmarlaków o co chodziło. Nigdy tego nie próbowała. Może się uda.
Trochę jęczała trochę składała ofiar. W jednym kręgu, drugim, trzecim, czwartym, siódmym, piętnastym, dwudziestym drugim… 
Aż w końcu poczuła zapach, a potem pokazał się delikwent. 
Pan bez uszu. Patrzący jeszcze bardziej zdziwiony niż ostatnio. Położyła jakieś kostki na kamieniu i spojrzała na niego. Uśmiechnęła się z kpiną.
Jaki głupi. 
O niczym nie wie.
Poprzesuwała kilka kamieni, aż w końcu krytycznie oceniła stanowisko na użyteczne. Strzepnęła listek kocimiętki z futra.
Było wszystko gotowe.
- Co ty robisz?- zapytał się czarny, a ona ostentacyjnie obróciła się w jego stronę.
- Hę? Ty się jeszcze pytasz! Serio nie wiesz głąbie?- mruknęła, po czym zaczęła coś mamrotać pod nosem.

<Kawka? Bierzesz udział w rytuale?>

14 sierpnia 2021

Od Nocnego Pióra Cd Drżącej Ścieżki

 Dawno temu
Zaciekawiona zmrużyła oczy. To były tylko jej uronienia, czy ten kot na serio gadał sam ze sobą? Tragedia… A ją uznawano czasem za skończoną debilkę i wariatkę. Jej zamiłowania do kamieni były dość normalne, bo chciała jedynie złożyć ofiarę Klanowi Gwiazd. Tylko z ich pomocą mogła przeżyć. Zerknęła jeszcze raz na kremowego, który dalej wpatrywał się w nią uważnie. Już miała coś odwarknąć, ale ten zajął się rybami. Zmarszczyła nos z obrzydzeniem. Fuj! Ryby śmierdziały, były obślizgłe. Podobnie jak żaby zresztą, lecz płazy ceniła sobie wyżej. Łatwiej było je złapać i przez pewien czas się nimi żywiła. 
-Do kitu- westchnął osobnik, gdy srebrzyste stworzenie czmychnęło mu z pod łap. Nie miała zamiaru go dalej irytować, więc tylko mruknęła coś pod nosem i wsunęła łapę w wodę. Zrobiło jej się trochę zimniej, ale całkiem przyjemnie. Powoli dała drugą łapę, a po chwili weszła cała. Zamruczała z ulgą. 
- Co ty robisz? - zapytał się zdziwiony kocur. Prychnęła zirytowana. 
- To co widzisz! Próbuję pływać. 
- Wszystkie ryby spłoszysz! - wkurzony warknął. Wzruszyła ramionami pospiesznie. 
- Już, tylko… - zawiesiła głos, bo zobaczyła coś na dnie. Bez namysłu zanurkowała i chwyciła szybko jakiś kamyk. Woda dostała jej się do ust, przez co szybko zaczęła młócić łapami w wodzie. Wydostała się po chwili na ląd i zaczęła kasłać jak tylko wypuściła otoczaka. Prychała oraz parskała, próbując się pozbyć wody. Otrząsnęła się energicznie. 
- Czy ty chciałaś się potopić? - już rzeczywiście poddenerwowany i po części zdziwiony członek Klanu Burzy zerknął niepewnie na szary kamyczek.- Po co to wzięłaś? Po kiego grzyba! Na Klan Gwiazdy! Jesteś jakąś wariatką! 
Ta, wariatka. Niech się cmoknie w dupę. 
-Nie wzywaj mi tu Klanu Gwiazdy, bo ty pierwszy staniesz się ich ofiarą. Z "tego-czegoś" da się zrobić dużo rzeczy, a Gwiezdni może na mnie spojrzą, na swą uniżoną sługę, a ty nie chcesz trafić tam po śmierci? - zapytała wściekle młócąc ogonem. - Wypchaj się. Już sobie idę, ale ani mi się waż wchodzić na mój teren za rzeką. Mokradła są moje. Idź do swojej nory. 

***

Obecne czasy
Mruknęła zirytowana, patrząc jak mysz ucieka. Spłaszczyła uszy, wgłębiając pazury w mokrą glebę. Niedawno przeszła burza, a ona cieszyła się z tego. Uwielbiała deszcz. Zasilał glebę i chociaż w efekcie musiała bredzić by dostać się do legowiska, a ono było całe mokre, to przyzwyczaiła się do takiego stanu rzeczy. Pogodziła się z tym. Zabłocone łapy wołały o to by je umyć, ale ona musiała coś upolować. Była głodna, a jej umiejętności były tragiczne. Ostatnio po prostu nie miała szczęścia, nie mogła nazwać tego głodowaniem. Jeszcze bardziej wychudła niż normalnie, ale było spoko. Musiała się tak przekonywać. 
   Szybko przemknęła dalej, a widząc nagle granicę Klanu Burzy, zdziwiła się takim stanem rzeczy. Nie zdała sobie sprawy z tego, że tak daleko zaszła. Wrzosowiska rozciągały się jakby w nieskończoność. 
"Oni to mają fajnie. Żyją razem i nawzajem się wspierają. Większość z nich raczej zna swoich rodziców"
Syknęła, próbując uciszyć myśli. Miała od nich lepiej. Była wolna! Mogła robić co chce. Nie zazdrościła im. Albo może trochę?... 
    Przeskoczyła po kamieniach na drugą stronę. Wciągnęła mokre powietrze, a wraz z nim zapach nornicy. Energicznie obróciła głowę w jego źródło. Przy kępie janowca, widziała stworzenie. Przycupnęła niepewnie do podłoża. Tutaj nie mogła zaatakować z ukrycia. Po prostu skoczyła dość niezgrabnie i ugryzła ją. Zwiotczałe ciałko opadło lekko na podłoże. 
-Klanie Gwiazdy… - zaczęła. - Dziękuję za to stworzenie. Dzięki niemu, pewnie nie umrę. Dziękuję wam za wspaniałą pogodę. Jestem szczęśliwa z takiego stanu rzeczy. Że tutaj nie ma patrolu. Nie ma żadnego kota. Mogę być sama z tym czymś. Będę mogła w spokoju spożyć posiłek. Proszę, daj mi jeszcze istnieć. Chcę poznać całe bogactwo istniejącego świata. Tylko… Dajcie mi kiedyś znak, że jesteście. Że naprawdę wam na mnie zależy, chociaż jestem zwykłym, durnym wygnańcem! Pokażcie mi rodziców. Chcę ich poznać. Koniec- skończyła. Odetchnęła z ulgą, ale błogi spokój miała tylko na chwilę. Usłyszała szelest. Obróciła się spłoszona. Kto śmiał! 
- Kto tam? - miauknęła. Kremowe futro mignęło za krzewem, aż w końcu kot wyłonił się całkowicie. Pamiętała go. 
- Ty… - mruknęła wkurzona, ale skapnęła się, że jest na jego terenie. Chwyciła szybko nornicę i położyła ją za sobą. 
- Moje! Nie zabierzesz mi mojego jedzenia!- warknęła zirytowana wystawiając pazury. - Możemy się bić, jeżeli chcesz. Nie oddam dobrowolnie! 

<Drżący? >

08 lipca 2021

Od Nocnego Pióra Cd Burzowej Nocy

 - Kim jesteś? Czemu jesteś prawie albo na terenach klanu burzy?! Wybiegaj stąd już! - usłyszała słowa, które tak bardzo ją raniły. Nie lubiła się słuchać. Tym bardziej, że kochała wkurzać innych swoim nieposłuszeństwem. Zdawało jej się też, że ta kotka nie pamiętała ich spotkania. Miała ochotę wykrzyczeć "Nie pamiętasz mnie?", ale coś ją powstrzymywało. Chciała iść na całość, ale nie w ten sposób. Wystarczyło spróbować wbić do głowy kim jest, by potem tak sobie nie zgubiła wspomnień z nią. Nie lubiła gdy ktoś o niej zapominał. Wolała być zauważalna, jakkolwiek miałoby to wyglądać. Była pokręcona, wiedziała to, w końcu samotność zmienia kota. Kiedyś wolała pozostać w cieniu a teraz się rwała do akcji. Irytowanie nie szło jej tak słabo. Lubiła robić na przekór. Kiedyś oszczędzało się to do odmawiania treningów, patroli, polowań. Była nieugięta, nie raz dostała w pysk. Wolność, to było coś czego pragnęła! Czuła się wtedy jak ptak. Mogła robić co jej się żywnie podoba, bez żadnych problemów czy pretensji ze strony przeciwnej. Gdyby ktoś jej powiedział, że zadziera nosa, to byłaby to prawda. Lubiła zaznaczyć swoją wartość w tym świecie. Po prostu tak to było. Miała swój honor, swoje “ja”. 
Wyszła z krzaczka, choć wcześniej i tak było ją trochę widać. Napuszyła swoje ostatnio przerzedzone czarno-białe futro. Liznęła się kilka razy po łapie, by jeszcze bardziej zirytować kotkę. Musiała pozostać nieugięta. Nie mogła dać sobie nic po sobie znać, chyba, że wścibstwo. Mistrz nad mistrzami, kłaniać się przed Nocnym Piórem! Królowa natrętnego wkurzania. 
- Co ty? Nie jestem u ciebie na terenach. Widzisz, stoję na znaczniku! To jeszcze nic nie znaczy. Nie będę nigdzie biegać. Od tego jesteście wy, ja jestem wolna. Mogę robić co chcę, gdy wy musicie się kogoś słuchać. Żałosne- stwierdziła machając ogonem. Usłyszała gardłowe warczenie. 
- To ty jesteś żałosna! Spójrz na siebie niedorajdo!- syknęła niebieska piorunując ją wzrokiem. Obejrzała się na siebie. Nie było tak źle. Niby widać było trochę żebra, bo ostatnio mało jadła, ale była w świetnym stanie. 
- Czekaj, jak ostatnio mnie nazwałaś? Tak, już pamiętam. Nic nie powiedziałaś. Zbyt się bałaś czy co? Teraz ci chętnie odpowiem na twoje pytania. Dalej, proszę! Masz wolną rękę. Albo zostawiasz mnie w spokoju albo pytasz. Pójdę sobie prędzej czy później. Albo złapie coś do jedzenia. Twój wybór! Możesz mi kazać co mam zrobić, ale nie pójdę na zawołanie sobie z tąd. Co to to nie. 
- Uciekaj stąd! Nie potrzebny mi twój życiorys!- już zwyczajnie już zmęczona tym burzaczka, wyszczerzyła kły. Podniosła jedną brew. Coś dziś nie panuje nad nerwami. Pewnie niczego nie zjadła, tak jak ona! Biedaczka, głód to najgorsza zmora, ale nie mogła jej tego popuścić. 
- Co tak ostro! Myślałam że się lepiej poznamy. Poczekaj, to sobie przypomnę pytania które mi dałaś. Otóż, o gwiezdnych wiem od byłych współklanowiczów. Nigdy mnie nie lubili za bycie znajdą, ale tyle się dowiedziałam o szlachetnym Klanie Gwiazdy. Jesteś mi teraz coś winna czy nie? Nie, chyba nie, prawda? Zresztą, taka łajza jak ty nigdy nie będzie mu niczego winna. Jedynie ty mi, bo... Ty się wtryniłaś do nie swoich spraw, ja zachowywałam pewną bezpieczną odległość w relacji. Tym razem ja wychodzę z dziwnym zachowaniem. Widzisz jakie podobne jesteśmy? No powiedz, twoją matką też jest czy tam była bo ze swoją to nie wiem, pizda która nigdy nie dała o sobie znać? Coraz więcej ich chyba jest. Zresztą, co ja mogę wiedzieć! Nie żyję tak jak ty, pośród innych, ze stałym dostępem do plotek. Fajnie masz. 

<Burzowa Nocy? hihi>

27 maja 2021

Od Nocnego Pióra Cd Ryjówki

 - Zaczekaj!- krzyknęła powoli wstając na łapy. Pamiętała co się stało wtedy podczas zgromadzenia. Teraz, dwa dni po tym, wciąż odczuwała skutki. Nie był to sam specyfik, również niewyspanie oraz głód. Podczas jako-takiego polowania, po prostu padła. Na ziemię, wprost zachwycając się swoją nowo nabytą wiedzą, że jednak koty mają więcej mięśni niż myślała. Ból odczuwała do tej pory, nawet ten, kiedy zepchnęli ją do dołu. A w ustach czuła tą wodę oraz wstyd. Miała ochotę uciec od wszystkiego, zamknąć się sama w czterech ścianach, bez nikogo, bez dalszego skrępowania. To nie było takie proste. Musiała dojść do domu, tam spróbować znaleźć coś jadalnego. Cokolwiek, byle zdatnego do jedzenia. Nie musiało być dobre. Chciała po prostu przestać czuć tych skrętów brzucha. Mogła dokładać dalej do szali, ale już dawno przeciążyła złość i rozpacz. Wszelkie pozytywy pozostawiła za sobą, ostatnim z nich było przyjście Ryjówki. Podziwiała kotkę, była szczęśliwa, że przy niej była choć dała się skompromitować. Kiedyś było jej trudno zdobyć się na bycie towarzyskim, a tu co? Wręcz uwielbiała spędzać z nią czas. Nie wiedziała tylko, czy tortie się to podobało. Raczej nie, z tego co widziała, ale… Dlaczego tu by stała? Dlaczego… By się nią… Opiekowała? Bo jak inaczej nazwać to jakże dziwne zachowanie? 
- Chodź no! J-ja wytłumaczę!- miauknęła (albo jęknęła) rozpaczliwie, próbując pozbierać się do kupy. Chwiała się na cienkich nogach, ledwo co wstała to już znowu leżała. Jeszcze raz ponowiła starania i tym razem już była przy sfrustrowanej szylkretce. 
- Co niby wytłumaczysz? Naćpałaś się kocimiętki debilu, co jest tłumaczyć?- już całkowicie zirytowana Ryjówka, prychnęła jej prosto w pysk. Skuliła się delikatnie.
- Przepraszam… Byłam bezmyślna, a-ale… Wybacz mi no!- głośniej dodała. Patrzyła prosto w ślepia towarzyszki. W jej brązowych oczach zabłysły iskierki. U koleżanki, która też posiadała patrzałki koloru kory, nie było widać niczego. Zawsze trudno jej było określić wyraz pyska samotniczki. Teraz starała się najwyraźniej opanować. Mogła z dumą przyznać, Ryjówka miała stalowe nerwy. Pewnie odpowie jej spokojniej niż wcześniej. W końcu, te jakże piękne słowa były prawdą. 
- Idę. Po prostu idę- już zdecydowanie ciszej powiedziała kotka, po czym ostentacyjnie się obróciła. Skierowała łapy w stronę przeciwną niż ona powinna obrać.
- Pa! Mam nadzieję, że…- pożegnała się Nocne Pióro, lecz przerwała. Czekoladowa tortie biegła dalej i dalej. Nawet się nie obróciła.
- Jeszcze się kiedyś spotkamy…- wyszeptała ze skruchą czarno-biała płaszcząc uszy. Westchnęła ciężko. Co ona sobie myślała? Kontakty z innymi najwyraźniej jej się nie udawały. Powoli powłócząc łapami, ruszyła ku miejscu, gdzie miała nadzieję, że był jej dom. Ale to wciąż nie był jej prawdziwy. Tylko przystanek. W drodze do końca.

***

przed wycieczką Ryjówki do ol

    Uśmiechnęła się delikatnie, z triumfem dzierżąc w pysku mysz. Chyba ze wszystkich sezonów, najbardziej lubiła Porę Opadających Liści. Było wciąż trochę zwierzyny, a pogoda zniewalająca. Kiedy korony drzew przybierały ciepłe odcienie, świat nagle stawał się taki magiczny. Nigdy o tym nie myślała, ale teraz podczas polowania, zdała sobie sprawę jak jest pięknie. Niesamowicie. A ta magia przyciągnęła jeszcze Ryjówkę! Poczuła jej zapach niedaleko krzaka dwa lisie ogony dalej. Obecnie szła za jej zapachem, obserwując otoczenie ze zmysłami w gotowości. Miała nadzieję, że nie zrobi coś źle. Dawno jej nie widziała, ten lekki “spór” wciąż nie został zakończony. Szczęście najwyraźniej sprzyjało na każdym kroku, bo tuż za krzakiem zauważyła tortie, dzierżącą swoją zdobycz, gołębia. Odetchnęła z ulgą. Nie umarła! Nie zniknęła! Tylko była tutaj!
- Hej… Co u ciebie? Dawno nie widziałam cię w tych stronach- zaczęła cichutko, podchodząc zestresowana do kotki.

<Ryjówko? Sry że tak późno >.<>

15 maja 2021

Od Nocnego Pióra Cd Drżącej Ścieżki

     Ostatnio było bardzo gorąco. Wprost nie do wytrzymania. Jak tylko wychodziła ze swojej jakże przytulnej norki na otwartą przestrzeń, zalewała się potem. Dlatego raczej spała w dzień, a w nocy koślawo próbowała skakać na zwierzynę. Przynajmniej coś udawało się znaleźć. Nie cierpiała na zbytni głód, oczywiście dalej była w niezbyt dobrym stanie, brudna od zaschniętej ziemi, chuda. Czasem zdawała sobie sprawę, że lepiej zadbane były te piórka, wiecznie spoczywające za jej uchem. Czuła się przy nich bezpiecznie. Jak za dawnych czasów. Choć sama wizja powrócenia do tamtego miejsca byłaby straszna, to tam ktoś o nią dbał. Zawsze miała przy sobie Świtającą Maskę. Wspierał ją, choć zauważyła wtedy, jak się zmienił. Jak odchodziła… Nie był sobą. Pamiętała go inaczej, niż wtedy, kiedy z krzykiem niedowierzania na pysku, wpatrywał się w lidera. Wesołego, miłego, wiecznie chętnego do rozmowy. Zgasł. Po prostu zgasł. Może zdał sobie wtedy sprawę, że za niedługo może będzie musiała ich opuścić? Czasem… Wydawało jej się, jakby był przy niej. Wszystko znikało wraz z nadejściem świtu, kiedy znowu była sama. Przestraszona odległego świata, żałosna. Jak zwyczajny lisi bobek. Wronia strawa. To co się działo w innych klanach, nie było już jej sprawą. Ona i tak była ciekawa, jak się żyje wspólnie z innymi. Wiedziała jednak, że jest jej najwyraźniej przeznaczona samotność. Kiedyś marzyła o tym co będzie w przyszłości. Czy znajdzie partnera, będzie miała kociaki. Teraz liczyła na kawałek pożywienia, zdobycz, która po prostu będzie zbyt zaspała, by uciec. Często sobie powtarzała “takie życie”. Cóż. “Takie życie”.
    Postanowiła wybrać się nad rzekę. Pewnie odrobinę już wyschniętą. Może akurat nikogo tam nie będzie. Wskoczy do wody i znów będzie cała mokra, tak jak to była codziennie żyjąc na mokradłach. Tam wszystko prawie wyschło, a chlapanie się w błocie nie było przyjemne. A może nawet znajdzie się jakieś zwierzątko, które zechce się napoić? Ona też chętnie by wypiła coś, czego nie musi się obawiać. Takie picie z kałuży, zważając na brudne otoczenie, nie było zbyt zdrowe. Szła tam więc szczęśliwa. Napawana dobrą energią. Dawno się tak nie czuła. Nawet słońce przestało jej przeszkadzać, choć wciąż paliło niemiłosiernie. Zdawało się, jakby mała chmurka trochę zablokowała promienie słońca. Dreptała powoli. Nie miała gdzie się spieszyć. W końcu, gdyby była w klanie, musiałaby jak najszybciej złapać coś dla innych, bo o wyjściu dla zabawy nie było mowy. Będąc samotniczką, była WOLNA. Oznaczało to, że mogła robić co jej się podoba. Oczywiście za pewną cenę. Nikt jej do niczego nie zmuszał, przez co musiała zastosować samodyscyplinę, z jej lenistwem było jeszcze gorzej. Podniosła na chwilę wzrok. Spokój. Nikogo. Szła więc dalej. I dalej… I dalej… Aż była przy rzece. Nie sama. Obok stał też kremowy kot. Z zaciekawieniem wbiła w niego wzrok. Majtał łapami przy wodzie. Chyba próbował naśladować rybojadów. Wyglądało to dosyć śmiesznie. Podeszła bliżej. Teraz już ją usłyszał. Obrócił się gwałtownie. W jego oczach najpierw widziała oszołomienie, obecnie stał najeżony przed nią. Ona też przybrała pozycję bojową. 
- Ktoś ty? - zapytał. Podniosła powoli brew. Każdy zawsze zadawał to jedno pytanie. Jakby nie znali innych słów. Usiadła powoli. Nie miała powodów, by odpowiadać. 
- No mów! - powtórzył. Przewróciła oczami. 
- Nikt. A gdybym chciała ci odpowiadać, to już bym to zrobiła za pierwszym razem, nieprawdaż? 
- Co tu robisz? - drążył temat dalej. 
- Idź gonić króliki! - warknęła ostro. Miała już go dość!

<Drżąca Ścieżko?>

12 kwietnia 2021

Od Nocnego Pióra

 taki eksperymencik hihi

    Gdybym mogła się wypowiedzieć, ale nie mogę, to powiedziałabym tylko jedno- życie samotnika jest do bani. Bo jakby jesteś inny od innych (jak to dziwacznie brzmi) no i z kim porozmawiasz o problemach? Tutaj każdy żyje w odosobnieniu, unika się się siebie jak ognia. Ja raczej uważam, że mogłabym siebie nazwać raczej tym durnym błotem, które jest od jakiegoś czasu całym moim otoczeniem. A dlaczego? Bo jego jest zbyt dużo, jest niepotrzebny oraz wkurzający. Tak jak ja. Do tego taki niby muł jest zdradliwy. Same podobieństwa. Nigdy przecież nie potrafię określić jak się akurat będę zachowywać w danej sytuacji. Lecę jak chcę, w zależności co mnie spotkało. Jeżeli jest się złym na kogoś, to oczywiście odpowiadasz wrogo, kiedy w dobrym nastroju mile. Logika? Ona mnie i tak nie trzymała. Zachowuję się jak debil w każdej sytuacji. Ostatnia wprost przebiła dotychczasowe rekordy. Ale dzisiaj sięgam po więcej. Poznamy sobie lepiej koty z klanów! Ta, znowu wymyśliłam coś głupiego. Choć co jest złego w zwykłym poobserwowaniu patroli? Wszystko. Rozrywka rozrywką, lecz to? E tam. Tragedia. Nawet się nie wstydzę tak mówić. Po prostu, sama sądzę, że coś jest z tym nie tak. Nie potrafię się pogodzić, że w ogóle moje pomysły są tak porąbane. Cóż. Muszę to w końcu zrobić.
Po dość konfliktowym poranku, jak zawsze nastąpiła pora, kiedy słońce jest wyżej niż zazwyczaj. Wydaje się takie odległe. Niewyobrażalnie niedostępne. Czemu wszystko co ostatnio mówię, wydaje mi się być takie bezsensu? Na serio. Wracając, ja naprawdę mam ostatnio dość głodówki. Może bym się nauczyła polować wtedy. Wtedy. Byłoby mi łatwiej. Samo jedzenie resztek, które ktokolwiek lub cokolwiek mogło zostawić, albo zwykłe trupy które zmarły z bliżej nieznanych powodów, było po prostu męczące. Jak już coś zjadłam, to zwracałam to w krzaki, a zostawał ból w brzuchu. Niezbyt fajnie. Czasem się zdarzało coś świeżego… Ale rzadko. Mega rzadko. Sama muszę chyba siłą zdawać sobie sprawę, że takie lekceważące zachowanie jest niebezpieczne dla zdrowia oraz życia. Westchnęłam cicho. Wszystko tak się komplikowało, że nie wiem. Teraz to dopiero problem.
  Wyruszyłam cicho z miejsca zwanego “domem”, chociaż tu pasowałoby raczej określenie “nieprzyjemna buda, więzienie moich trosk oraz obowiązków”. Idealnie. Więc wyszłam z “nieprzyjemnej budy, więzienia moich trosk oraz obowiązków” i od razu wiedziałam w jakiej kolejności ruszę. Rozrysowałam nawet to na piasku wewnątrz legowsika! Na zewnątrz było tylko błoto. Plan wyglądał tak. Najpierw Klan Nocy. Następnie Klan Klifu. Potem Klan Wilka… A jako wisienkę na torcie zostawiam sobie Klan Burzy. Chyba najbardziej nim pomiatam. Są w końcu tacy deczko dziwni. Latają po tych łąkach czy tam wrzosowiskach, polując na zające. Ha. Komedia. Wypadało jednak i im złożyć wizytę. Dlatego szybciej, napawana pewną ekscytacją pobiegłam, wpadając po brzuch w błoto. Przynajmniej udawało mi się być szybka. Niemalże pływając, dotarłam do granicy. Tam jednak czekała mnie niespodzianka… Dość spora!
- Kim jesteś? - rozległ się głos z cienia. Odwróciła się, by stanąć tuż przy cynamonowym kocurze. 
- Nikim - odparłam szybko, z zaniepokojeniem grzebiąc łapą w podłożu. Odsunęłam się też w tył od tego niezwykle dziwnego osobnika. - Jesteś z… Klanu? - dodałam. Nie byłam do końca pewna, ale raczej nie. Koty z klanów były dość tłuste w porównaniu z takimi jak ona. Wyglądała jak szkielet kota w końcu.
- Nie. Ty pewnie też. A teraz uciekaj.
Jaki miły. 
- Kto mi karze? - fuknęłam zirytowana. Nikt nie będzie mi niczego rozkazywał!
- Ja lisi bobku. Mój teren.
- Twój? - roześmiałam się ignorując to, że ON był ode mnie o wiele starszy. Ale w końcu stali obok granicy… To trochę śmiesznie zabrzmiało. Ta, jego tereny. Król.
- Tak. Uciekaj. 
- Spoko loko, tylko się rozglądam - odparłam. - Do widzenia. Panie władco.
To spotkanie było dość krępujące. Właśnie robiłam dobrą minę do złej gry. Jak zawsze. Musiałam zawsze udawać, że wszystko jest okej. Niby czasem jednak było, lecz teraz nie. Bała się. A i tak kierowała wyzwiska, próbując robić to lepiej niż ten kocur. Był lepszy. Tak mnie pocisnął… Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Musiałam jednak w końcu coś zrobić. Gdybym się nie odzywała, skończyłoby się jeszcze gorzej. Dlatego szłam dalej. Aż nie usłyszałam głosów jakichś kotów. Szybko ustawiłam się pod wiatr. Nawet jeżeli robiłam coś niemądrego, to musiałam zachować bezpieczeństwo. Ogarnięcie sytuacji było dość ważne, nawet jeżeli stanowiło dla mnie problem. Moje uszy pochłaniały te dźwięki, będzące strzępkami rozmów. Ciekawe o czym to tak gadali? Podczas patrolu? O wszystkim pewnie. Jednak i tak podeszłam bliżej. Nie rozpoznawałam żadnego z członków Klanu Nocy. Skąd bym nawet miała ich znać? 
- Żabka rośnie jak na drożdżach! Jestem z niej taki dumny… - odezwał się kremowo-biały kocur. Podobnego wyglądu kotka uśmiechnęła się do niego szeroko ze szczęścia.
- Patrzcie, mysz! - nagle rozległ się głos niebieskiej. 
- Ja to złapię - cicho powiedział czarny, zniżając się trochę. Szedł coraz dalej, a po chwili był krótki pisk. Zabijanego gryzonia. 
- Dobra robota - skomentowała ta, co się wcześniej tak ucieszyła na wieść o jakimś kociaku. Kocur jednak nie odpowiedział. Sama wlepiałam ślepia w zwierzątko, które trzymał w pysku. Prawdziwa mysz! Jak ona dawno takiej nie widziała… Prawie bym wyskoczyła, by ją porwać. Chciała to zrobić. Nadarzyła się okazja, gdy zostawił piszczkę wśród korzeni jakiegoś drzewa. Koty obróciły się, mając za chwilę iść dalej. Oznaczały granicę. Najciszej jak potrafiłam zaczęłam się skradać. Nie przewidziałam jednak tej gałązki, która przerwała bezgłośne ruchy.
- Ej! - krzyknęła niebieska, widząc mnie, przyczajoną tuż przy martwym ciałku. Krzyki chyba nie miały końca, a ja ruszyłam do biegu. Ku Klanowi Klifu. Słyszałam jak byli za mną. A łapy bolały mnie tak mocno, po prostu nie byłam przyzwyczajona do twardego podłoża. A wciąż trzymałam zwierzynę. Prawdziwą!
- Masz to oddać! To zwykły samotnik! Wracaj! - warczeli w pogoni za nieproszonym gościem. Uśmiechnęłam się lekko. Tak trochu śmiesznie. 
- Nie! Teraz to jest moje! - odparłam, jeszcze szybciej goniąc w stronę następnych oznaczeń. Tutaj bardziej pachniało lasem, a nie stęchłą wodą i rybami. A poza tym, od kiedy umiałam tak szybko biegać? Rzeczywiście inaczej tu było. Koty zatrzymały się. Widocznie nie ich miejsce.
- Och! - jęknął cicho kremowo-biały. Przewróciła oczami.
- Złapiecie sobie następną! - Ze śmiechem strzepnęłam ogonem i zaczęłam zajadać. W końcu normalny posiłek.
- Chodźmy już, to w końcu patrol a nie polowanie - miauknął ktoś, po czym znikli. Spokój nastał, mogłam raczyć się ciepłym pożywieniem. Jakby, w tym momencie moja radość nie ma końca. Mam ochotę skakać aż do nieba ze szczęścia. Ale nie wypada, co nie? Zagrzebując resztki, zdałam sobie sprawę, jak ciekawe było to zdarzenie. Chyba czas na następne! Dlatego truchtem poszłam dalej. Dalej… I dalej! Tutaj z kolei było inaczej. Lepiej. Taki las, pachniało dość zwyczajnie. Co dziwne, już szybko zdałam sobie sprawę, że gdzieś niedaleko są następne koty. Brązowo-biały w cętki z chyba uczniem, przepraszam, uczennicą! Liliową szylkretką calico. Jakiś dymny. No i następna kotka. Szylkretka, ale niebieska. 
- Co czujesz Rysia Łapo? - spytał czekoladowy. Niby sprawiał wrażenie radosnego, lecz oczy miał smutne. Takie puste. 
- Nornica. Hm… Jakiś ptak…
- Drozd - dorzuciła vanka. Adeptka uśmiechnęła się z wdzięcznością. 
- No i coś, czego nie znam…
- Ciekawe… - powiedział mentor kotki. Wciąż wykrzywiając pysk, kącikami ust do góry. Co oni mają z ciągłym bananem na mordzie?!
- Co to?
- Samotnik - miauknął delikatnie dymny, skurczając się trochę. Strach? No przecie chyba nie.
- Upsik… - miauknęłam cichutko, na co wszystkie koty podniosły głowy oraz zastrzygły uszami. Znowu jak na biegu maratońskim, ruszyłam do przodu, teraz jakoś bardziej z ociąganiem. W końcu, następny przystanek, to mój dawny klan. Ciekawe, czy kogoś rozpozna… Bynajmniej, oni dalej za mną lecieli. Dopiero wtedy, kiedy Zajęczy Omyk (jak to się okazało po dość szybkiej wymianie zdań podczas sprintu) po prostu powiedziała, że nie ma co, bo za mną to się już kurzy. Odeszli, a ja podeszłam do następnej granicy. Ile ja już ich przeszłam? Teraz trzecia. A słońce było coraz niżej. Tutaj czas spędziłam trochę inaczej. Cicho pogwizdując, szłam spokojnie po tych terenach. Jakoś… Smutno mi było. Straciłam to co najważniejsze. Poczucie własnej wartości. Teraz byłam w końcu śmieciem. Takim bezużytecznym, śmierdzącym, niepotrzebnym. Aż mnie serce zabolało. Niestety, była to prawda. Do tego śmierdziała bagnami. Fuj. Choć już tak długo była na powierzchni suchej, wciąż futro miała z błota, teraz zaschniętego. Piórka przynajmniej były, tak samo jak wyschnięte kwiatki. Będę mogła przynajmniej zebrać nowe. Zaczęła się Pora Zielonych Liści, muszę zacząć składać ofiary Klanu Gwiazd. Ale nie mam z czego! Beznadzieja… 
- Przecież to była tragedia! - rozemocjonowany głos zdradził obecność następnej grupy kotów. Tym razem chyba na polowaniu. Jakoś nie wyglądali na takich, co chcą iść z jednego punktu do drugiego, by tylko pokazać, że tu jest ich miejsce. Wąchali wszystko po drodze, patrzyli we wszystkie zakamarki. No, szukali zwierzyny.
- Niestety… - ze smutkiem powiedział kocur. Taki kremowy. A kotka obok, to była srebrna ruda. Tuż za nimi jakiś bury oraz szylkretka. Czekoladowa.
- Nikt nie może uwierzyć w to co się stało z Bystrą Wodą… - szepnęła ta ostatnia schylając lekko głowę. Ciekawe co z nimi.
- Najbardziej cierpi Sarni Ogon. To ją przerasta, w końcu… To jest jej brat - znów stwierdził kremowy.
- Prawda - powiedział tylko bury. Całe szczęście, że JEST. A nie był. Czyli ten kot żyje. Przysunęłam się bliżej. Chciałabym bliżej uczestniczyć w konserwacji.  Ale cóż. I tak nie wiedziałam o co chodzi. Ktoś lub coś ucierpiało. Wbrew własnej woli, wychynęłam się z krzaków. Po co? Przecież powtarzałam, że nie wiem po co coś robię czasem!
- Hm? - zdziwiony bury wlepił we mnie spojrzenie. Inne koty jak na zawołanie nastroszyły się.
- Czego tutaj szukasz?! - zapytał się kremowy.
- Niczego - odparłam.- Mogę sobie już iść. Albo zostanę na dłużej.
- Masz stąd iść! - miauknęła niezbyt pewnie srebrna. 
- Yhym! - dodał bury. 
- Dobra, już spadam, miłego dnia - burknęłam, gdy oddaliłam się od tych kotów. Świetnie. Mogli przynajmniej mnie wygonić od razu, a nie dać do zrozumienia jak jestem niechciana. Sama jak palec. Zostawiona własnemu losu. No i dalej znowu szłam. Nie przystanęłam na chwilę by popatrzeć na zachód słońca. Upokorzona wbijałam wzrok w podłoże. Przestałam gwizdać. Zgasło światełko nadziei. Że może jednak komuś na mnie zależy. No najwyraźniej nie. Przynajmniej nikt nie przypomniał mi żenującej sytuacji, gdy naćpałam się kocimiętki. Przeżycia jeszcze większe. Próba podtopienia, zrzucenie do dołu, dziwne zachowanie medyków. Coś bezsensu, głupiego, ale zarazem satysfakcjonującego. Lepsze było jednak strzelanie kamieniami. Tam musiałam wypracować ruchy, to nie było tak proste jak połknięcie liścia. Czy tam płotki. To pierwsze bardziej pasowało.
Teraz siedziałam wlepiając spojrzenie w nadchodzące koty. Byłam w krzakach. Nikt mnie nie zobaczy. Ale to co zauważyłam, było dość ciekawe. Bo tak wychudzonych klanowiczów nie widziałam. Najwyraźniej głodowali. Pewnie przez tą chorobę co mówił Jeżowa Ścieżka. Przecież króliki chorowały, a oni na nie polowali! Teraz niestety też tak było. Choć chyba pewnie zabronił Mokra Gwiazda ich jeść…
- Wracaj Bycza Szarżo! - krzyknęła za czarno-białym jakaś kotka, która biegła w stronę najwyraźniej brata. Za nimi był rudy kocur oraz bura kotka. Łypali wzrokiem na odgrywającą się scenę, gdzie wygłodniały kot biegł za ledwo oddychającym królikiem. Wyglądał… Dziwnie. Na jego miejscu by dalej nie polowała. Tak sądziła także kotka, która skoczyła na kocura próbując go zatrzymać. Stoczyli się na trawie jak kociaki bawiące się w żłobku. W końcu zatrzymali się, a reszta do nich dołączyła. 
- Kozi Skoku! Przez ciebie on uciekł…
- Mokra Gwiazda zabronił polowań na króliki - miauknęła bura. Rudy pokiwał głową.
- Prawda, przecież przenoszą tą dziwną chorobę a ten na pewno był zarażony! Debilu, opanuj się.
- Ale zwierzyna jest potrzebna! - warknął Bycza Szarża ze złością.
- Zabronione to zabronione - stwierdziła Kozi Skok, najwyraźniej szczęśliwa, że nic nie stanie się jej bratu.
- Weź daj spokój! - fuknął znowu kocur, nieprzyjaźnie machając ogonem.
- Zawsze coś innego się znajdzie, kto jak kto, ja tam idę - mruknęła znowu bura, odchodząc w inną stronę.
- No - dorzucił rudy tak samo idąc za kotką.
- Ej! - krzyknął czarno-biały. Kotka tylko położyła ogon na barku kocura. 
- Złapiemy jakiegoś ptaka albo mysz, chodź!
W tej samej chwili poszli dalej, poza zasięg mojego wzroku. Więc ruszyłam szybko do domu. Zbliżała się noc. Powinna już być na miejscu, ale zachciało się dłuższych wędrówek. A czego się nauczyłam? Niczego. Tylko tego, że życie idzie własnym rytmem. Mnie wyklucza ze społeczności. Żyję w niedoinformowaniu. Może tak jest… Lepiej?

81 pkt

30 marca 2021

Od Nocnego Pióra

  Obudziła się późnym rankiem, cała obolała oraz zmęczona. Spodziewała się wokół siebie…  Błota. Czyli tego co zazwyczaj zauważała po wstaniu z legowiska. Dziś było inaczej. Obudziła się obok dołu. Dopiero wtedy sobie wszystko przypomniała. Kocimiętka. Kocimiętka. I jeszcze raz kocimiętka. Dalej była w tej dziurze wykonanej specjalnie dla niej? Nie, przecież w końcu z niej wyszła. Leżała obok, skryta w krzakach, niezdolna do poruszenia się w jakąkolwiek stronę. Była wykończona.
    Pamiętała niewiele, ale niestety podczas ćpania jak już przyszli medycy, miała dość jasną świadomość. Wcześniej… Tylko jakieś tańce, przezwisko Chmurka oraz gejowanie dwóch uczniów medyka. Tyle. Potem nagły przeskok do czegoś, co wyglądało na próbę podtopienia, mylenie z innym kotem i wrzucenie do dołu, za bycie agresywną. Wspaniale- pogratulowała sobie w myśli- Informacje już pewnie krążą po klanach. A ona miała dość wszystkiego. Do tego złość na samą siebie. Ona? Ćpała? Najwyraźniej. Z Bursztynem, no już najwyraźniej znajomym, oraz Deszczem. Było… Ciekawie. Skończyło się źle, lecz wciąż była szczęśliwa. Dlaczego? Bo wtedy nie czuła smutku. Nie było tego poczucia samotności, tylko chęć zjedzenia jeszcze kilku listków. Spodobało jej się to. Po prostu. Może powinna więcej tego brać? Ale nie wiedziała gdzie rośnie. Jak dokładnie wygląda. Ani… Smaku. Bo kiedy tylko zażyła, zanużyła się w krainie tęczy. 
   Jedno było pewne. Nie zje ani odrobiny w najbliższym czasie. Nawet podczas następnego zgromadzenia. Tak! Chciała na nie i tak iść. Pomimo całej tej sytuacji… Na nich działy się niezłe dramy. A kamyki nie mogły zaczekać. W żadnym przypadku. Jednak kocimiętka jeszcze kiedyś zawita w jej życiu. W konieczności lub nawet bez większego powodu… 
   Powoli wstała z miejsca, szybko kierując się w stronę pierwszych lepszych krzaków. Starała się znaleźć trasę, którą mogła wrócić do domu. Rozglądała się na boki. Nic sobie nie przypominała. Przecież nie mogła zapomnieć drogi do legowiska! Naprawdę? To było… Zbyt niedorzeczne! Ale jednak. Westchnęła cicho. Coś z nią nie tak czy nie ma orientacji w terenie a zapachy wywiało? Sama nie wiedziała jak odpowiedzieć. Powoli skierowała się w stronę mokradeł. Może znajdzie ścieżkę do domu… Albo i nie. 

***


    Udało jej się odnaleźć legowisko. Jaka była szczęśliwa! Niby wróciła dopiero wieczorem, gdy słońce zaczynało znikać, ale była zadowolona. Nie przewróciła się po drodze, szła całkiem trzeźwa. Nawet nie myślała o kocimiętce! No, tylko teraz. Prychnęła. Sama dała sobie radę, może umie sama żyć? W spokoju. Lepiej i tak by było, gdyby ci medycy zajęli się samymi sobą. Teraz z całej sytuacji pewnie wyniknęła jakaś drama. Aż współczuła Bursztynowej Łapie i Deszczowej Łapie. Ona miała spokój, ich mentorzy pewnie już przygotowali dla nich sprzątanie u starszyzny lub w żłobku. Niestety, zdała sobie sprawę, jak dużo czasu minęło od wygnania. Nie kojarzyła rudego, a chyba z tego co pamiętała, żył w Klanie Wilka. Może urodził się potem… Ale ciążył w niej smutek. Bo nie wiedziała co się dzieje w społeczności. Była odcięta od innych, mieszkała sama, bez nikogo. Ale no cóż. To chyba była jej wina. Położyła się na mokrym od deszczu posłaniu, by z powrotem marzyć o wydarzeniach minionego wieczoru.


26 marca 2021

Od Nocnego Pióra

 Pędziła. Pędziła po mokrej trawie, raz po raz prawie wywalając się plackiem na podłożu. Po prostu nie wierzyła w to co się stało. Rana wciąż piekła ale… To nie było wszystko. Wygnano ją. Bez ceregieli, bez możliwości przeprosin czy jak tam inaczej mówić. Ale nawet nie miała na to ochoty. W żadnym przypadku nie będzie klękać przed głupkami. Oszołomienie zniknęło. Była rozpacz oraz złość. Czemu ją tu zaniesiono? By tak się to skończyło? Czemu nie mogła mieć normalnej rodziny? Poznać rodziców? Czuć… Że ją kochają? Wtedy nie przeżywała by tego. W spokoju wspólnie polować, spożywać posiłki. Przeżywać przygody. Jednak nie, musiała być w tym głupim klanie, a teraz była zdana na siebie. Tylko siebie. Nikomu innemu nie mogła ufać. TYLKO sobie. Przypominało jej o tym całe otoczenie. Pohukiwanie sowy. Skrzek wrony. Ból. Zapach rosy. No i te kwiatki. Obok nich pióra. To… Przedstawiało ją. Ona nigdy nie zapomni. NIGDY nie przestanie mieć wywalone na życie. Tak, teraz już zaczęła mieć. Wróciła do punktu wyjścia. Stała się z powrotem głupim samotnikiem. Nie chciała dłużej się tym przejmować. Co nią, będzie włóczęgą! Da sobie radę? A może… Przeciwnie? Wszystko zawali? Umrze od głodu? Szybko pokręciła głową. To było niemożliwe…


***


Obudziła się zlana potem. Była w swoim legowisku. Deszcz chlupotał, a sama zdała sobie sprawę, że jest ranek. Cieszyła się. Że to nieprawda. Nie musiała tego znowu przeżywać. Tyle błędów popełniła… Mogła prosić o wybaczenie. Ale to się stało, czasu się nie da cofnąć. A teraz po prostu żarła wronią karmę, bo zwierzyny prawie nie było z powodu Pory Nagich Drzew. Za każdym razem gdy zniżała się do takiego upokorzenia, wiedziała że popełniła błąd. Wielki. Miała przynajmniej własne, wolne życie… Lecz mało ją to pocieszało. Zawsze było co jeżeli, co jeżeli. Potrząsnęła głową. To było zbyt wiele.

Wyszła przed legowisko, automatycznie zanużając się po brzuch w błocie. Spojrzała do góry. Jak zwykle. Niby chyba będzie padać, czuła to, jednak i tak nawaliło wczoraj tak… Niezbyt sprzyjające warunki. A jeszcze ten śnieg. Fu. Jeszcze raz podniosła łebek wyżej. Całe szczęście zauważyła. Chmury nie mogły sprawić, by nie było widoczne to co chciała by było. Już znikający księżyc. A co najważniejsze, chyba dzisiaj przypadała pełnia. Uśmiechnęła się na myśl. Ciekawe jaki kot oberwie. Musiała niestety zadbać o większą ochronę. Ustawi się gdzieś blisko drzewa, najwyżej na nie ucieknie. Przynajmniej miała odskocznię od normalnej, codziennej rutyny.


20 marca 2021

Od Nocnego Pióra

    Polowała. Tak. W taką głupią pogodę polowała. Po jakiego grzyba chciała! Ale jak burczy ci w brzuchu, skręcasz się z głodu, to chyba musisz? Tak serio, nikt jej nie zmuszał, nikt niczego jej nie kazał. To była jej wola. Och, trudno powiedzieć wola. Każdy kot potrzebował jedzenia, a jeżeli nie jesz już cały dzień a zaczyna się następny, to logiczne, że potrzebujesz żarcia. Obiecała sobie nigdy nie jeść żab, zrobiła to choć nawet napotkała jedną po drodze. Nie chciała z powrotem mieć problemów a do tego jaką chorobę może przywlec taka zmora! Podróżowała jeszcze od późna w nocy, teraz rankiem niebo było szare. Całe szczęście znalazła się w bardziej stabilnym, jeśli można tak sądzić miejscu. O dziwo, nie zapadała się po brzuch w wodzie, więc no… Jest dobrze. Przyzwyczajenia były niestety zbyt… Potężne, by nawet teraz robić wszystko normalnie. Szła na wyprostowanych łapach, tak jak kiedyś pomagało by nie ubrudzić się aż tak, to jedynie sobie utrudniała wędrówkę. Do tego bała się. Dawno nie widziała żadnego osobnika, a tu… Ktoś na pewno się znajdzie. Tereny były przyjazne, nie to co miejsce gdzie żyła, miała większe ryzyko, że ktoś jednak tu mieszka. Tak serio, gdzieś tu była Ryjówka. Ale spotkać się z nią ot tak nie mogła, nawet nie była pewna czy chce. Blizna była do tej pory widoczna. 
A skąd mogła sądzić czy da sobie radę? Strach obleciał ją ze wszystkich stron. Przecież musiała dać sobie radę. Niby przerażała ją myśl o tym, że mogłaby spotkać kogoś z Klanu Nocy, ale można uciec. Zostawić zdobycz i uciec. Albo nawet wziąć w ją w końcu. A tam pewnie dobrze się polowało. Niestety, jednak musiała zostać tutaj… Po co miałaby ryzykować. Jeżeli by wdała się w bójkę z doświadczonymi wojownikami, spotkałby nią nie lada kłopot. A nawet z tej walki nie jest od razu powiedziane, że wyjdzie żywa. Wolałaby umrzeć bardziej spokojnie. Nie tak… Dziwacznie. Bo śmierć z rąk śmierdzących klanowych kotów nie jest ciekawa. W ogóle nie jest ciekawa. Lepiej by było nie wiem, jakby się utopiła? Idealnie wprost. Nawiązanie do obecnego życia. 
Nie spostrzegła się, jak przekroczyła granicę. Jakby nie wyczuła tego. Nie chciało jej się. Dopiero to zauważyła, gdy otoczyła ją gromadka wojowników. Warczeli na nią cicho. Skuliła się widząc złość w ich oczach. Naprawdę była taka głupia? NAPRAWDĘ? Przecież najmniejszy kociak by się spostrzegł, gdzie się znajduje. Na niebezpiecznym terenie, brak wstępu dla nieproszonych. Obróciła głowę, by zobaczyć z kim ma do czynienia. Pierwsza kotka, która wybiegła bliżej do samotniczki, miała czekoladowe plamy z cętkami. Następna też najwyraźniej kotka, posiadała szylkretowe futro w bure i rude łaty. A jedyny kocur w tym patrolu, wyglądał bardziej przyjaźnie. Nie jeżył się aż tak bardzo, ale i tak miał obowiązek bronienia swojego klanu przed włóczęgami. Obok niego uczennica. Dziko pręgowana o niespotykanym odcieniu. Czemu tak jakby… Ją kojarzyła? Lecz także ona sprawiała niemiłe dość wrażenie. Futro miała postawione na sztorc, a oczy świdrowały ją spojrzeniem gorzej niż jak to robiła reszta małej grupy. No cóż, była W KROPCE.
- Co robisz na terytorium Klanu Nocy?- spytała czekoladowa machając wściekła ogonem.
- Ja przez przypadek… Zagapiłam się i weszłam… - mruknęła otwierając szeroko oczy.
- Na pewno?! - tamta znowu warknęła, lecz przerwała jej towarzyszka.
- Trochę mniej nerwowo - zauważyła, ale i tak samotniczce wydawało się to dziwne. - Szpiegujesz dla Klanu Klifu?- zaniepokojona kotka jakby chciała się upewnić.
- Nie! Czemu miałabym to robić… - warknęła zirytowana. Dlaczego ją o to podejrzewano? Aż tak głupio to wszystko brzmiało? Mogła przecież przez przypadek tu trafić.
- To dobrze. A teraz opuścisz te tereny? - bury wojownik nie wydawał się mieć ochoty by ją jakkolwiek zaatakować. Szybko skinęła głową i popędziła w drogę powrotną, w duchu przeklinając samą siebie za tą głupią sytuację. Przecież nie była takim debilem by… A może była? Zresztą, nie interesowało to jej. Biegła najszybciej jak mogła, łapami przebierała zmarzniętą ziemię. Zimno otaczało ją ze wszystkich stron. Wydawało się, jakby było gorzej niż wcześniej. Teraz jeszcze zaczął padać deszcz ze śniegiem… Och, miała tego dość! Czemu nigdy jej się nic nie udawało? Przynajmniej była daleko od… NICH. Była taka głupia… Po prostu. Jak inaczej wytłumaczyć wparowanie na chama, gdzie jak się okazało AKURAT był patrol? No cudnie. A jej futro zaczęło coraz bardziej moknąć i trudniej było jej chodzić. Wytrzepała się z tego. Teraz tylko powłóczyła łapami. Przedarła się przez krzaki wprost na młodego kocura przed nią. Jak tylko go zobaczyła, zaczęła wycofywać się do tyłu. Nie mogła atakować, to jego teren. Miała pecha.

<Iglasta Łapo?>

12 pkt

18 marca 2021

Od Nocnego Pióra Cd Mamrota

- I nażywam szie Mamrot – dodał, przybierając przyjazny wyraz pyska. – Miło mi panią pożnać.
Spojrzała na niego nie uśmiechając się. Wciąż nie była pewna czy dobrze zrobiła. Może lepiej było go tam zostawić? Tak na pastwę losu. Wróciłby spokojnie do swojego legowiska. Tutaj… No nie było wielkich luksusów ale musiała mieć na niego oko. No i podać pomocną łapę, przynajmniej na ten wieczór. Potem niech robi co chce, jej to nie obchodziło. Potrząsnęła nieznacznie głową.
- Rozumiem. Ciebie też miło poznać drogi Mamrocie - powiedziała, podnosząc brwi. Deszcz chlupotał dalej o podłoże. Gdy tak patrzyła na młodego samotnika, pomyślała sobie, że mogłaby pomóc. Ale nie. Była już dostatecznie zmęczona. To jedno wciąż w niej zostało, po co robić coś, co nie jest dla niej korzystne? Dlatego wyrwała trochę mchu ze swojego legowiska i umościła dwa. Kocurek wziął się z powrotem za robienie sobie posłania. Każdy kłębek wyciskał z wody, która zdawała się być wszędzie.
Czy postąpiła dobrze? Nie wiedziała. A czy dobrym pomysłem było zabieranie go tutaj? Chyba nie. Przynajmniej zdążyli trochę przed burzą. Ostatnio strasznie wiele lało. Kałuże były wszędzie. Dlatego po chwili zawołała już kremowego, że tyle pewnie wystarczy i pomogła wymościć odpowiednio suchy mech na podtopionym podłożu. Widziała niepewność, gdy tamten wykonywał każdy ruch. Widziała jaki niezdecydowany był. Trochę także… Zachowujący dystans. Starał się, by sprawiać wrażenie miłego. Był miły, lecz niezbyt przekonany do jej dobrych intencji. Może nie obraził jej, ale… Coś po prostu ją ukłuło od środka. W klanie nigdy nikt nie był do siebie nastawiony, jak jeden samotnik do drugiego. Nie było gwarancji, że ta rozmowa to tylko pogaduszki. Podczas jakiejkolwiek wymiany zdań z nieznajomym włóczęgom lub nawet znajomym, każde słowo które wypowiesz, może być odwrócone przeciwko tobie. W klanie raczej… Nie nastawiano się do siebie agresywnie. Mówiono z szacunkiem, życzliwością. Oczywiście nie każdy do każdego. Ale… I tak było inaczej. Mimo nawet własnych obaw, miała kamienną twarz. Niczego nie wyrażała. Po prostu, była.
- Dobra, może być. - Po chwili strzepnęła ogonem. Mamrot pokiwał głową.
- Najwyrażniej.
Oboje przysiadli pod osłoną. Byli trochę przemoczeni (kremowy bardziej), lecz przynajmniej mieli teraz spokój. Niby marne miejsce na spanie, całe z błota, ale nie było co narzekać. Jak bagna to bagna. Kiedyś sobie tak myślała, że może na czas Pory Nagich Drzew bądź końca Pory Opadających Liści, po prostu zmieniać położenie. Jak kiedyś mieszkała bliżej Klanu Nocy, to tak serio wszędzie nie było aż tak wielkiej ilość mułu. Nawet jeżeli miała małą odległość do granicy, to raczej było wygodniej… Plusy tego miejsca, to bezpieczeństwo przed lisami, które w tamtych przypadkach mogły się zbliżyć blisko legowiska oraz tak serio więcej zwierzyny. Żaby lubiły bagna, a na nie aż tak często nie polowano. A poza tym, zawsze udawało się znaleźć padlinę zdatną do jedzenia. Oczywiście nie raz, nie dwa musiała kilka dni wyżywiać się zaledwie garstką pożywienia, lecz to zawsze coś. A minusami było… No otoczenie, niezbyt miłe, wręcz niemożliwe do osiedlenia. Po prostu… Nie lubiła tego miejsca. Musiała jednak myśleć logicznie, brać pod uwagę wszystko. Sama o siebie dbała, jeśli popełni złą decyzję, po prostu zawiedzie. Przynajmniej nie miała na głowie całej grupy kotów. Gdyby podróżowała z kimś, albo on by dbał o nią albo ona o niego. Biorąc to pod uwagę, wszakże wolała samotność. A nie istotę plątającą się pod łapami. Wiedziała, że w jej życiu będzie musiała podjąć mnóstwo wyborów. Dzisiaj już nie musiała.
Chwyciła kawałki jedzenia z rana. Przełykała powoli, ciesząc się posiadaniem czegoś zdatnego do spożycia. Kocurek wziął się za jedzenie swojej myszy. Niby była na jej terenie… Darowała mu. Po prostu. Gdyby była w złym nastroju, posiekałaby mu uszy. Uch. Każda zdobycz miała wielką wagę. Gdy tylko skończyła jeść, wyszła na chwilę, by wyrzucić resztki. Jak tylko wróciła, zastała młodziaka skulonego. Na początku nie wiedziała, czy może coś się stało, czy może nie, ale jego równomierny oddech zdradzał, że jest już w objęciach snu. Ona sama też położyła się ignorując następne krople spadające na ziemię. W oddali usłyszała grzmot. Zamknęła mocno ślepia, chcąc odczuć pewność. Pewność, bo ma co jeść, co pić i żyje w ogólnym spokoju. Może nie miała rodziny. Lecz to teraz była sprawa niskiej wagi. Wciąż jednak czuła wewnętrzne poczucie braku kogoś bliskiego.

***

Ta żaba jej zaszkodziła. Przekonała się o tym, jak już czwarty raz poszła w krzaki. Teraz to był szósty. Brzuch bolał ją tak strasznie jak nigdy dotąd. W tym momencie, wolałaby czuć głód niż to coś. Mamrot jeszcze chrapał, cicho, ale jednak. Ona sama postanowiła spróbować złapać coś innego niż płaz. Może znajdzie się mysz? Choć tak serio w taką pluchę nie była pewna. Prędzej zwierzyna zapadłaby się w błoto niż trzymała na powierzchni.
Była już trochę od gniazdka. Tutaj spotkała Mamrota, może znajdowała się tu zwierzyna? Może nie? Tylko przypuszczenia, żadnej pewności. Miała tego dość. Czemu wszystko nie było tak proste jakby chciała! Dlaczego tutaj walczyło się o głupią nornicę! Nie chciała być dłużej samotnikiem. Ale nie wiedziała innego wyjścia. Była wygnańcem, nic nie mogła poradzić. Nikogo tu nie było. Tylko cisza, rozbrzmiewająca wśród nielicznych drzew oraz krzewów. Usłyszała trzask łamanej gałązki. Po tym następny. Na początku myślała, że to jakieś zwierzę, więc podkradła się powoli, nisko przy ziemi. Starała się utrzymać konkretną pozę ogona, by nie latał w nie wiadomo jakie strony, ale zahaczył o coś. Usłyszała świst, gdy to coś obróciło się gwałtownie w jej stronę. Nie miała co zwlekać, skoczyła wprost na zdziwionego włóczęgę. Przycisnęła kota do ziemi, jednak tamten tylko kopnął ją w brzuch, a ona wylądowała trochę dalej. Futro miała całe z błota, wstała szybko i otrząsnęła się z brudu.
- Jesteś na moim terenie!- warknęła w pysk.- Zostawiłam nawet oznaczenia zapachowe by żaden głupek się tu nie przywałęsał.
- Ten smród? O, to czułem bo całym nim zalatujesz. - Kocur widząc, że czarno-biała i tak nie ma dobrych intencji, nie chciał już się wysilać na miłe słowa.
- Uważaj co mówisz!
Po tym tamten tylko odszedł. Bez wyjaśnień, od tak. Została tylko mgła. Prychnęła lekceważąco, po czym zawróciła. Szła powoli, zaskoczona tą sytuacją. Czemu tamten idiota postanowił się pokazywać akurat tu!
- Wszyżdko dobrze? - usłyszała gdzieś przed sobą głos. Młody poszedł za nią! Przecież chyba spał. Zresztą, mógł się obudzić… Po prostu pójść jej śladem...
- No a jak widzisz drogi Mamrocie! - syknęła zirytowana. - No niezbyt!

<Mamrocie?>

7 pkt

09 marca 2021

Od Nocnego Pióra Cd Ryjówki

Wracała spokojnie ze zgromadzenia. Taka duża ilość kotów w jednym miejscu ją zdziwiła, ale i zachwyciła. Od kiedy była samotniczką, wędrowała sama. Teraz… Widziała ich tak dużo, jak nigdy dotąd. Słyszała o tych słynnych zbiorowiskach, gdy wspólnie rozmawiało się sytuacjach klanów. Oczywiście, miały miejsca również różne dramy. Nie mogła zaprzeczyć też, że przestraszyła się trochę tego wszystkiego i spanikowała. A potem przyzwyczaiła się oraz bawiła w najlepsze. Uśmiechnęła się pod nosem. To dopiero było zgromadzenie. Najlepsze były wrzaski medyków, gdy dostawali kamieniami. Następnym razem też pójdzie, ale oberwą większą ilością pocisków. Mogła poćwiczyć przed legowiskiem, będzie rzucać do określonego celu. Nauczy się jeszcze bardziej precyzji oraz przewidywania toru lotu pocisku. 
Na razie musiała jednak coś upolować. Coś zjeść. Była zbyt głodna by w spokoju funkcjonować. Cicho przemykała między liśćmi oraz krzewami, omijając drzewa i węsząc w poszukiwaniu zwierzyny. Nie czuła niczego. Oprócz czegoś, co wydawało się znajome. Przeszła dalej, nie interesując się tym. W tym samym momencie usłyszała kroki za nią. Obróciła się energicznie, by stanąć pysk w pysk z szylkretową kotką.
- Ty lisi bobku!.  Coś ty sobie myślała? Twoje krzyki przyciągnęły uwagę. I po jakiego grzyba rzuciłaś we mnie kamieniami? - spiorunowała czarno-białą wzrokiem. Nocne Pióro spokojnie usiadła.
- Nic właśnie nie myślałam i to nie ja podeszłam do innego kota! Nikt na nas nie zwrócił uwagi. A przepraszam bardzo, kto mnie zostawił wraz z kociakiem?- wzdrygnęła się na tamto wspomnienie. Nie lubiła okazywać większej słabości, a tamten widział ją jak płakała. I w ogóle WIDZIAŁ ją. Gdyby informacja wyciekła gdziekolwiek, koty z Klanu Wilka wiedziałyby, że włóczy się gdzieś w pobliżu. Bała się. Po prostu się bała.
- Sama sobie mogłaś poradzić mysia strawo. Twój pomysł.
- Idiotko! To nic cię nie usprawiedliwia. Ty...Ty…
- Przestań szczekać. Zachowałaś się jak wronia strawa. Ten kamień rzucony we mnie to był ostatni raz, gdy ośmieliłaś się podnieść na mnie łapę. - syknęła Ryjówka. - Więcej z tobą nigdzie nie idę. Radź sobie sama, lisi bobku.
Szylkretka już szła w sobie znaną stronę, gdy czarna do niej krzyknęła.
- Okej, okej, proszę cię!- błagalnie jęknęła.- Na tym zadupiu nikogo nie ma, jesteś jedynym kotem z którym mogę sobie pogadać.
Pomyślała sobie o zgromadzeniu. Ponosiła winę, ale nie chciała, by tamta sobie gdzieś poszła. Znowu musiałaby być sama, samiuteńka, pośród… Tego czegoś. Jej nowa koleżanka może i była niemiła, lecz jako jedyna miała z nią jakąś relację. Chociaż wrogą, to była. Cieszyła się gdy ona była przy niej choć nieraz dostała po uszach. Blizna na oku nigdy nie zniknie, tak samo jak wstyd, gdy wpadła do krzaka. I tak chciała z nią być. Może się jeszcze zaprzyjaźnią, co nie?

<Ryjówko? sry że takie krótkie>

01 marca 2021

Nocnego Pióra Cd Mamrota

 - ... Ne wiedżałem, że to czyesz terytoryum.
    Pierwsze co rzuciło jej w się oczy, to zdeformowana szczęka. Najwidoczniej dlatego tak dziwnie mówił. Nie potrafił wymówić niektórych liter. Nie sprawiał też wrażenia agresywnie nastawionego. Dlatego powoli przestała się jeżyć. Ale co on sobie myślał? Nie czuł, że ktoś tu poluje? Najwidoczniej nie. To było dość normalne. Zapachy w nowym miejscu zawsze przytłaczały. Były denerwujące, niezwykle nękające. Zresztą zapachy lasu nie raz potrafią zaskoczyć, nie dwa. Są one nieprzewidywalne, bo z każdej strony nalatują one. Gdy się nie znasz na ich odróżnianiu to masz problem. A kremowy nie wyglądał na prawdziwego włóczęgę. Ważne było też to, że najwidoczniej był młody. Sama już teraz nie wiedziała co czynić. Puścić go wolno? Czy pozwolić na to, by natknął się na kogoś z klanu i tylko odniósł rany? Nie mogła tego zrobić. Jeżeli nie nawet inne koty, to umrze z głodu. Może potrafiłaby porzucić go tutaj, ale… Szarpały ją wyrzuty sumienia. On był naprawdę mały… Dlatego postanowiła.
- Idziesz za mną, okej? - upewniła się, że zrozumiał. Tamten tylko kiwnął głową w oszołomieniu, po czym potruchtał za nią. Widać było drżenie na puchatym, długim futrze kocurka. Kolorów piachu. Ostatnio nie widziała go nigdzie, wszystko było zalane, więc z jakichkolwiek suchych resztek gleby, zostawała papka. Zmieniało się we wszędzie oblegające błoto. Irytowało to każdego. Legowiska stawały się pływającymi posłaniami.
     Oczywiście po jakimś czasie dotarli w jej strony. Nie było to daleko. Ale doszły ją myśli dotyczące kotka. A… Co jeżeli miał rodziców? Mógł ich tu zaprowadzić. Lecz polowałby dlatego sam? Nie, spotkała tylko tego jednego osobnika. Była spokojna. 
- Możesz sobie wziąć trochę mchu z tamtego drzewa. Chyba, że chcesz by skała wyciągnęła z ciebie ciepło. Bo zamoczeniu zawsze jest się zimnym. No a jeżeli nie masz ochoty na resztki żaby to przepraszam bardzo nie mam więcej. Każdy tu głoduje, o ile umie polować. - wytłumaczyła mu szybko. Wysunęła pazury, by szybkimi ruchami przesunąć lekko swoje posłanie. Jak na złość zaczęło padać. Nikt z nich nie wyziębi chyba. 
   Po chwili zobaczyła, że kocurek wpatruje się w nią że zdziwieniem. Gapił się jak w wół w malowane wrota. Strach? Pewnie, w pierwszej chwili chciała go rozerwać. Teraz oferowała mu schronienie. Była dziwna, to niezaprzeczalne. Potrafiła zachowywać się jak tępy kołek. Głupio, bezrozumnie. 
- Co? - warknęła ogarniając się. - Zaczyna się ulewa, przecież nic ci nie zrobię. Obawiasz się MNIE? 

<Mamrot?>

27 lutego 2021

Od Nocnego Pióra Cd Ryjówki

- Ej, a ty dokąd?- syknęła w jej stronę. Co ona sobie myślała, nie będzie tutaj siedzieć bez informacji o tej kotce. Była ona zaiste ciekawa, taka agresywna strasznie. Obie gapiły się na siebie tym samym, podejrzanym spojrzeniem. Arogancko unosiły pysk. Podobała jej się ta… Właśnie, jak miała na imię? Musiała ją zapytać. 
- Do dupy lisa.- odparła nieznajoma przewracając oczami. Phi. Głupek.
- Nie wiem jak tam, ale chciałam się ciebie o coś spytać. Weź. Co ci szkodzi.- wyzywająca podniosła łebek czekając aż brązowo-biała odwróci się w jej stronę. Ta jednak zrobiła to szybciej niż się spodziewała. Napięcie stanęła tuż przed nią.
- Czego?- warknęła. Trochę skuliła się, ale nie chciała by wyszła na cykora. Wyprostowała się powoli.
- Jak masz na imię. To mnie obchodzi. I tak pewnie nigdy się już nie spotkamy.
- Nie będę mówiła go byle jakim kłakom.
- Capi ci z pyska. No weź, powiedz.
- Odezwała się gównojadka. - odezwała się tamta zniecierpliwiona, po czym dodała. - Dla twojej informacji nazywam się Ryjówka.
- Fajnie. Ja Nocne Pióro.- Zauważyła, jak tamta sztywnieje na chwilę. Uśmiechnęła się zamiatając podłoże ogonem. Zatkało kakao. Czemu zdziwiło to ją. Chciała poczuć się doroślej, więc z Nocnej Łapy zmieniła się po prostu. Była dorosła. Żyła sama, szczęśliwie. No to ostatnie może nie. Ale tutaj nikt nie interesował się jej pochodzeniem, nawet ona sama. Co ją obchodziło to, kim byli jej rodzice. Nie miała ich, przepadli w wodę. Zniknęli. Nie kochali jej? Zostawili przecież samą. Nawet jeżeli nie chcieli mieć kociąt… To czemu nie miała szansy na normalne życie? Pełne przygód wraz z mamą i tatą? Brakowało jej jakichkolwiek relacji. Pewnie kotka nie rozumiała zbyt jej zapału do poznania siebie nawzajem.
- To jest imię KLANOWE?- Ryjówka zdziwiona rozwarła oczy. Coś było na rzeczy. 
- Tak jakby. NALEŻAŁAM do klanu. Nie urodziłam się w nim, ale i tak mnie wygnano za brak postępów. Imię wojowniczki sama sobie nadałam.- zawiesiła głos z powodu napływu wspomnień. Nie, nie interesowało jej tak tamto życie. Spytała się jeszcze.
- Ty… Też jesteś z klanu?- burknęła, choć nie powinna. Sprawy prywatne nieraz irytowały innych. Nie lubiła jak ktoś ją wypytywał o rzeczy, które nie powinien.
- Nie. Od zawsze byłam samotniczką. I nią zostanę. Nie powinnaś się wronia strawo tym interesować. Pracujesz sobie na bliznę czy co?
- Nie masz psychy.
- Może mam droga Nocne Pióro. Za chwilę oszpecę ci ten obrzydliwy pysk.
- A spróbuj…
Od tamtej chwili wiedziała, że te słowa były czymś, co jak najbardziej powinna łamsić w sobie. Czasem odzywała się nieproszona bądź w złym momencie. Ten był najgorszym. Zachowała się głupio i nieodpowiedzialnie. Dokładnie. Bo nieznajoma (bądź teraz już znajoma) zdecydowanie podniosła łapę do ciosu. Widziała błysk złości w brązowych tęczówkach. Nie wahała się. Oto silną wolą kotka. Coś co rzadko można było widzieć… Ale w tych czasach wszystko było inne. Nawet koty płci pięknej. Nie były uzależnione od kocurów. Oni to się czasem rządzili. Stały się bardziej indywidualne. 
Szylkretka jednym ciosem pazura poharatała jej oko. Prawe. Całe szczęście zamknęła je na czas, by przejechało przez powiekę a nie bezpośrednio gałkę oczną. Wtedy byłoby słabo, bardzo słabo… Czuła cieknącą krew. Ciepła, lepka maź spadała kroplami na podłoże. Warknęła ostrzegawczo. Piekło boleśnie. Nigdy nie czuła się tak źle, nawet gdy oberwała od Borsuczego Kroku. Do tej pory było widać ślady. Lecz to co zadała Ryjówka, wiedziała, że nie wyleczy nawet pielęgnacją. Mrugnęła kilka razy, by pozbyć się z rzęs czerwonych kropelek. Drobinek tego, co powoli sączyło się. Każda taka malutka część wszystkiego, co miało w końcu spaść, powodowała ból. Nieznośny ból.
- Po coś ty to zrobiła!- warknęła ostrzegawczo zaczynając natarczywie myć to co zostało na jej twarzy.
- Prosiłaś się. Oto masz. Jak chcesz w komplecie może iść też drugie.- z winą niewiniątka i drwiną w głosie syknęła kotka.
- Nie, dzięki, to wystarczy. Ja już idę.- po czym skierowała kroki w swoją stronę. Tylko z tyłu usłyszała ciche mruknięcie.
- No w końcu.

***

Od tamtego czasu minęło mnóstwo czasu. Myślała i myślała nad tą kotką. Mimo tamtej sytuacji, skąd miała już lekko zarośniętą bliznę, czuła, że mogłyby się poznać. Mimo wszystkiego. Co interesowały ją zdarzenia, życie to życie, zaskakujące. Ale miała plan. Na świetną zabawę. Uśmiechała się na samą myśl o tym. Tak. Będzie ciekawie. Bardzo ciekawie. Zabawią się, może podenerwują innych. Coś idealnego. Nie do końca, ale tak. Pamiętała gdzie spotkała kotkę. Wiedziała w jakich rejonach. Zapamiętała zapach. Czy myślała, że tak szybko się jej pozbędzie? Do tego… Tamta pod koniec spotkania nie jeżyła się. Z jej oczu nie tryskały wrogie iskry. Może jeszcze się zaprzyjaźnią. W końcu ktoś do poznania! Bzik czy nie bzik, wyruszyła kilka dni przed TYM. Idealnie by móc zawiadomić ją jak najszybciej o pomyśle oraz nie za wcześnie, by nie czekać wieków. Czas gonił, do dzieła!
Sprawnie poruszała się po bagnistych, mokrych terenach. Wrażliwość na błocko pod łapami już dawno nabrała, wystarczyło myśleć, że to woda. I tak potem można było przysiąść na bardziej stabilnym terenie by je umyć. Och te czasy. Wędrowanie po miękkiej ściółce leśnej. Ah. Nie powinna tego pamiętać a jednak. To coś. Trzymało się jej jak rzep. Nieznośnie i niepotrzebnie. Po co tam wciąż były, trzymały ją w napięciu. Bo co chwilę przypominał jej się Świt, przybrane rodzeństwo, Borsuczy Krok… Tak. Nawet ona. Miała w sobie coś, co wzywało ją do pamiętania o dawnym życiu. Ale… Ono nie było odpowiednie dla niej. Przecież… Była pewnie tylko pieszczochem? W dobrym przypadku samotniczką. Wróciła do życia, które miała mieć od początku, lecz czuła, że to nie dla niej. Czemu? To jej prawdziwa rzeczywistość.
Szczęściem było, że trafiła wprost na kotkę. Właśnie pewnie upolowała zdobycz, bo nie skradała się. Ona była z jej tyłu, a do tego wiatr wiał w stronę Nocy. Szczęście. Fart. Jakkolwiek nazwać, wykorzystała to. Delikatnie wysunęła się z krzaków. Zaszeleściły gałązki, kilka listków spadło na ziemię. Tamta ani drgnie. Nie słyszała? Może to przez szum wiatru. Nie ważne. Szła wciąż dalej, aż była bezpośrednio obok niej.
- Hej!- zawołała. Tamta gwałtownie jeżąc futro obróciła się, po czym zgładziła je, zdając sprawę, że nie ma zagrożenia. Aha, tak. Słabe ogniwo.- Dawno się nie widziałyśmy.
- Spadaj. 
- Mam pomysł. Może byśmy się wyrwali na zgromadzenie? Wiesz, klanów. Popsocimy, pośmiejemy się. Porzucamy kamieniami. Ale z tyłu. Zgadzasz się… Czy nie chcesz? Weź…

<Ryjówko? hehe>