Wracała spokojnie ze zgromadzenia. Taka duża ilość kotów w jednym miejscu ją zdziwiła, ale i zachwyciła. Od kiedy była samotniczką, wędrowała sama. Teraz… Widziała ich tak dużo, jak nigdy dotąd. Słyszała o tych słynnych zbiorowiskach, gdy wspólnie rozmawiało się sytuacjach klanów. Oczywiście, miały miejsca również różne dramy. Nie mogła zaprzeczyć też, że przestraszyła się trochę tego wszystkiego i spanikowała. A potem przyzwyczaiła się oraz bawiła w najlepsze. Uśmiechnęła się pod nosem. To dopiero było zgromadzenie. Najlepsze były wrzaski medyków, gdy dostawali kamieniami. Następnym razem też pójdzie, ale oberwą większą ilością pocisków. Mogła poćwiczyć przed legowiskiem, będzie rzucać do określonego celu. Nauczy się jeszcze bardziej precyzji oraz przewidywania toru lotu pocisku.
Na razie musiała jednak coś upolować. Coś zjeść. Była zbyt głodna by w spokoju funkcjonować. Cicho przemykała między liśćmi oraz krzewami, omijając drzewa i węsząc w poszukiwaniu zwierzyny. Nie czuła niczego. Oprócz czegoś, co wydawało się znajome. Przeszła dalej, nie interesując się tym. W tym samym momencie usłyszała kroki za nią. Obróciła się energicznie, by stanąć pysk w pysk z szylkretową kotką.
- Ty lisi bobku!. Coś ty sobie myślała? Twoje krzyki przyciągnęły uwagę. I po jakiego grzyba rzuciłaś we mnie kamieniami? - spiorunowała czarno-białą wzrokiem. Nocne Pióro spokojnie usiadła.
- Nic właśnie nie myślałam i to nie ja podeszłam do innego kota! Nikt na nas nie zwrócił uwagi. A przepraszam bardzo, kto mnie zostawił wraz z kociakiem?- wzdrygnęła się na tamto wspomnienie. Nie lubiła okazywać większej słabości, a tamten widział ją jak płakała. I w ogóle WIDZIAŁ ją. Gdyby informacja wyciekła gdziekolwiek, koty z Klanu Wilka wiedziałyby, że włóczy się gdzieś w pobliżu. Bała się. Po prostu się bała.
- Sama sobie mogłaś poradzić mysia strawo. Twój pomysł.
- Idiotko! To nic cię nie usprawiedliwia. Ty...Ty…
- Przestań szczekać. Zachowałaś się jak wronia strawa. Ten kamień rzucony we mnie to był ostatni raz, gdy ośmieliłaś się podnieść na mnie łapę. - syknęła Ryjówka. - Więcej z tobą nigdzie nie idę. Radź sobie sama, lisi bobku.
Szylkretka już szła w sobie znaną stronę, gdy czarna do niej krzyknęła.
- Okej, okej, proszę cię!- błagalnie jęknęła.- Na tym zadupiu nikogo nie ma, jesteś jedynym kotem z którym mogę sobie pogadać.
Pomyślała sobie o zgromadzeniu. Ponosiła winę, ale nie chciała, by tamta sobie gdzieś poszła. Znowu musiałaby być sama, samiuteńka, pośród… Tego czegoś. Jej nowa koleżanka może i była niemiła, lecz jako jedyna miała z nią jakąś relację. Chociaż wrogą, to była. Cieszyła się gdy ona była przy niej choć nieraz dostała po uszach. Blizna na oku nigdy nie zniknie, tak samo jak wstyd, gdy wpadła do krzaka. I tak chciała z nią być. Może się jeszcze zaprzyjaźnią, co nie?
<Ryjówko? sry że takie krótkie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz