Pacnęła łapą w noc kocura, mrucząc cicho. Była lekko rozbawiona jego podejściem do tej całej szopki z zatępowaniem a także tego, w jaki sposób kocur pokazywał, że zwyczajnie mu jej brakuje. Co prawda wiedziała, że Wieczornik prędzej cmoknie klifiaka niż przyzna się, że brakuje mu towarzystwa kupy futra usianej w rozetki, jednak Zboże widziała to po nim. Przebywali ze sobą od tak dawna, że znali się praktycznie niczym łyse konie. Ten wszarz był dla niej oparciem w trudnych momentach. Poza tym, co tu dużo mówić? Jako pierwszy zgłosił się, żeby spuścić Żytu wpierdol, jak tylko kotki ze sobą zerwały.
— Nie, wiesz, jaja se robię. A zaraz pojawi się Lisia Gwiazda i zacznie się cmokać z Iglastą Gwiazdą — parsknęła śmiechem, chrumkając przy tym zabawnie, łapą wskazała pagórek, na którym miałyby siedzieć rzeczone kocury i wykonywać tę jakże pasjonującą czynność.
Rudzielec obruszył się, nadymając policzki.
— Nie rób takiej miny, bo kociej mordy dostaniesz — zastępczyni zeskoczyła na ziemię, łapą uderzając przyjaciela w pysk — Ej, stary, siwiejesz
— No i?
— No i dużo, cieciu cholerny. Chodź, chłopa ci znajdziemy kochaniutki, całe życie samiuteńki to pewnie ci brakuje miłości — bengalka poruszyła wąsami, zaś końcówka jej ogona podrygiwała rytmicznie wraz z uderzeniem przednich łap o grunt. Syn Deszczowej Gwiazdy przewrócił się na brzuch, posyłając przyjaciółce zdziwione spojrzenie. Listek, którym się bawił opadł teraz na jego łeb, zakrywając mu lewe oko.
— Przecież mam ciebie. Na cholerę mi chłop?
— Ja ci buzi nie dam, bo rzygnę.
Mówiąc to, wytknęła mu język rozbawiona. To była chyba jedna z nielicznych chwil od naprawdę długiego czasu, kiedy to mogła nareszcie poczuć się niczym małe kocię, które nie ma multum obowiązków. Przez chwilę więc milczała, nie bardzo wiedząc, co takiego ma powiedzieć temu skretyniałemu baranowi.
— Stary, znajdź mi babę — stęknęła żałośnie, opierając swój łeb o jego bark. Chciała trochę miłości a nie. Może i była silną, samowystarczalną babą ale buziakiem by nie pogardziła. Wojowniczka nadęła policzki, grzebiąc łapą w ziemi, przez co na terenie obozu nocniaków powstawał kolejny dołek, o który można było wyrżnąć zęby przy potknięciu.
Wieczornikowe Wzgórze zdawał się jednak ostro zbity z tropu tym pytaniem, bowiem zrobił ślepia, niczym ryba wyjęta chwilę temu z wody. Kocica zamruczała w rozbawieniu, kiwając się na boki.
< Wieczo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz