Życie… Och, gdyby mogło być normalne! U niej było na odwrót. Wszystko plątało się jak pajęczyny, nie dało się odplątać a przerwać także, bo zrujnowało by się cały postęp. Łapy nosiły ją gdzieś indziej niż obóz, czuła chęć poznania zakamarków Owocowego Lasu, lecz wciąż musiała uważać, by nic jej się nie stało. Potrzebowała pomocy, nie nadchodziła ona znikąd. A irytacja w niej osiągała wymyślnych rekordów. Pięła się w rankingu. Nie potrafiła usiedzieć w miejscu, nie rzucić innym zniecierpliwionego zdarzenia. Coś ją korciło by po prostu na wszystkich się wkurzać. Jej problemy w życiu przelewały się na innych, jej nastrój przechodził na obcujących z nią. Po prostu nie potrafiła szczeknąć czegoś niepotrzebnie. Starała się jak mogła być bardziej miła, ale nie zawsze wychodziło. Dlaczego czuła się tak niezręcznie w towarzystwie innych kotów? Może to skutki… Załamania? Nie, ona nigdy nie była aż tak smutna. Niemożliwe by to doprowadziło do takiego stanu. Wzruszyła ramionami. Żyje się.
Od jakiegoś czasu, skoro była wojowniczką, czuła się o wiele doroślej. Bardzo… Poważnie. Nie sprawiało jej to problemów, wiele rzeczy było takie samo co kiedyś. Patrole, polowania, to wszystko co kiedyś. Doszło tylko to, że było trudniej, o wiele trudniej. Teraz nie liczyło się to, czy posprzątasz u starszyzny czy nie. Treningów nie było, po prostu wymaga się od ciebie więcej, byś mógł pokazać swoją pozycję i rolę w grupie. Może jesteś wojownikiem, ale czy lider się nie pomylił? Hmm, poważna sprawa, co nie? Dlatego bała się porażki. A dzisiaj mogła ona nastąpić, mając na uwadze skład patrolu na ranek. Oprócz niej był i Trzmiel i Jabłko. Oboje dorastali sobie do pięt, fajnie było się z nimi sprzeczać. Teraz po prostu z nimi nie rozmawiała. Siedziała cicho. Jak mysz pod miotłą. Oprócz nich była jeszcze Tajfun. Z nią raczej też nie chciała rozmawiać, a poza tym kotka latała tylko w kółko za jakimiś owadami. Mało ich było, bo dopiero co zawitała Pora Nagich Drzew. Wiało mocno, jakby wicher chciał zmieść ją z podłoża. Cóż. Interesowała się tylko chłodem, silniejsze podmuchy nie były aż tak ważne jak mróz szczypiący ją w oczy. Gdyby mogła panować nad pogodą, chciałaby by było w miarę ciepło. A czasem deszcz. Dokładnie.
Jak na zawołanie zaczął padać śnieg. Z irytacją zdała sobie sprawę, że nikt od wyruszenia z obozu nic nie powiedział. Nie ma to jak rozpocząć konserwację. Achh. Wprost cudownie.
- Niezbyt fajny dzień - mruknęła mrużąc oczy, by płatki śniegu nie wlatywały jej do ślepi.
- Moim zdaniem całkiem dobry - odparł liliowy mrucząc. Jęknęła w duchu. Co za głupek. Czym się niby cieszy?
- Moim też. Poziomka rośnie jak na drożdżach. - równie radosny Jabłko świsnął ogonem. Znowu ten odgłos od strony przyjaciela. Pięknie.
- Yhym. - Przytaknęła cicho smętnie rozglądając się na boki. Czuła się strasznie samotna, oni sobie tam trajkotali o nie wiadomo czym, a ona… Miała ochotę stąd iść.
- Ona jest cudna. A ty jesteś jej wspaniałym ojcem! - Trzmiel wyglądał jakby miał wybuchnąć.
- Pewnie tak. Wraz ze Stokrotką chcemy ją jak najlepiej wychować.
- Już to widzę… - mruknęła, lecz przerwał jej wypowiedź brat.
- O co niby ci chodzi?
- O nic glizdo. Zamknij się.
- Czemu się tak do mnie odzywasz.
- Nikt mi nie zabroni.
- Spokojnie… - usłyszeli pisk syna Łasicy, ale oni wciąż kontynuowali sprzeczkę.
- Od urodzenia zachowujesz się względem do mnie jakby cię coś ugryzło.
- To sprawa którą wytłumaczę ci kiedy indziej Mirabelku.
- Och. Daruj sobie.
- Wiesz, śmiesznie jest na ciebie tak warczeć. Umówmy się i przeznaczmy na to więcej czasu.
- Nie przesadzaj…
- Nie zachowuj się jak jakiś mądrala. Naprawdę…
- Przestań! To staje się irytujące.
- Właśnie… Brzoskwinko, możesz przestać? - Trzmiel wtrącił się do rozmowy. Urażona aż się cofnęła. Tamci zaczęli z powrotem gadać. Żenujące. Skrzywiła mordkę, wyrażając swój gniew oraz frustrację i wróciła do obserwowania Tajfun.
- Cicho bądźcie - mruknęła tylko do nich. Skokami przybliżyła się do kotki. Szara skakała od jednego miejsca do drugiego, nie zważając na mocne opady. Cieszyła się z każdej chwili. Ciekawe czy ona by potrafiła. Zresztą, co ją powinno zatrzymywać. Iść do przodu, nie stać w miejscu bo tak. Realizować swoje cele zawzięcie, bez ustanku. Ale jakie miała cele? Może mogłaby jakieś sobie ustalić. Nie miała pomysłu. Uch. Czemu od razu gdy została mianowana, wszystko zdawało się nie mieć sensu? Bo już została wojowniczką. Dzieci niby miała w łonie, lecz odda, w spokoju przeżyje dalszą część życia. Może przeżyje do bycia w starszyźnie. Plany były tylko takie, krótko opisane i dosyć banalne. Sama zachowała się dosyć banalnie. Szła na łatwiznę. Nie chciało jej się tego, tamtego. Super.
- Kocury są głupie - powiedziała do kotki, która przerwała zabawę. - A przy okazji, to jest patrol. - upomniała ją. Co, że tamta była wojowniczką dłużej od niej.
- Dobrze, dobrze. I sama nie wiem co o nich sądzić - miauknęła po czym zaczęła obwąchiwać każde napotkane drzewo.
- Mamy przecież tyle silnych, samodzielnych kotek! Szyszka, no już zmarła Nostalgia… Płeć piękna nie nadaje się tylko do robienia kociaków oraz kulenia się w kącie. Trzeba pokazać, że dajemy sobie radę! - warknęła spoglądając na brata. Nie cierpiała go z całego serca. Czemu musiał istnieć? No czemu?
- Prawda - mruknęła tamta. Brzoskwinka świsnęła ogonem. Najwyraźniej Tajfun miała na nią wylane, nie było co drążyć tej rozmowy. Nikt nie interesował się nią, przyzwyczaiła się do tego. Wokół były koty, ale jednak była sama. Niestety.
Taka sytuacja.
11 pkt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz