Dyszał ciężko, czując na języku woń krwi. Przesiąknęła nią ziemia, przesiąkło jego futro. Spływała po jego wąsach, skapując z nich regularnie. Kap. Kap.
Spojrzał na leżący przed nim stos ciał. Jego dzieło. Spomiędzy masy mięśni i organów spojrzało na niego błękitne oko Żabki.
Świadomość tego co zrobił uderzyła w niego z siłą stada borsuków.
Nie, to nie możliwe. Schował łeb w zakrwawionych łapach, kiwając się do przodu i do tyłu jak porzucone kocię.
Co on narobił?! Zabił ich. Zabił ich wszystkich.
Nie, nie, nie, nie, nie nie nie nienienieNIE!
To niemożliwe! NIEMOŻLIWE!
Zaśmiał się histerycznie. Nie, to nie jego pazury to zrobiły, nie jego kły, nie on, nie, o nie.
Każda komórka jego ciała krzyczała o jego winie.
Nie wierzył w to, musiało istnieć jakieś inne wyjaśnienie, nie mógł, nie byłby w stanie, przecież…
Czy na pewno? Czy już zapomniał czy naprawdę był?
Nie, nie, nie, nie, nie! Nie był! To nie on! Było coś więcej, miał to na końcu języka, na koniuszku, unosiło się tuż obok jego świadomości, świeciło jasno i błyszczało jak gwiazdy, przejrzyste jak duch, jak duch, jak Wilcze Serce, którego spotkał, widział, wtedy, wtedy w nocy, w nocy…
Śnił. Ta prosta myśl była jak podmuch świeżego powietrza. Przywróciła mu świadomość.
Wysunął pazury. Miał tego dość.
- Pokaż się - warknął.
Odpowiedział mu śmiech. Coś musnęło jego łapę. Spiął mięśnie, gotowy do ataku. Kątem oka widział jej przejrzystą sylwetkę, ale gdy odwracał łeb, znikała.
- Tak, cudownie - wymruczała tuż przy jego uchu.
Zareagował błyskawicznie. Jego pazury ze świstem przecięły powietrze. Odpowiedział mu mroczny śmiech.
- Jak ci się podobają twoje sny? - spytała przesłodzonym tonem. - Przyjemne? Wronia strawa! - wrzasnęła, rzucając się na niego.
Uniknął jej ciosu tylko dzięki szczęściu. Zanim zdążył odzyskać równowagę, zaatakowała ponownie. Skoczyła na niego, wgryzając mu się w kark. Krzyknął, czując przeszywający ból. Wściekłość dodała mu sił. Zrzucił ją z siebie i zaatakował, celując w jej odsłonięty brzuch. Była jednak szybka. Przetoczyła się na bok i zerwała na równe łapy.
Po raz pierwszy miał okazję się jej przyjrzeć. Była drobna i całkiem niska, w jej wielkich ślepiach płonął obłęd, a pysk znaczyła niewielka szrama. W kącikach pyska miała resztki piany, jakby chwilę wcześniej połknęła truciznę.
Uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Zapłacisz za to, co zrobiłeś.
- Ty też - warknął, obnażając kły. Nie czekał, aż mu odpowie. Rzucił się w przód, mierząc w jej kark. W jej ślepiach mignęło zaskoczenie.
Odskoczyła. Złapał ją za grzbiet, wbijając w niego kły. Zwinęła się w miejscu, ignorując jego zęby drące jej niematerialne ciało. Jego pysk wypełnił smak krwi.
Zamachnął się pazurami. Nie puścił nawet, gdy jej szpony rozorały mu bok. Liczyło się tylko jedno. Śmierć.
Zaśmiała się, kaszląc krwią.
- Wygrałam - szepnęła, charcząc. Jej ciało zwiotczało.
To go otrzeźwiło. Puścił ją, kopnął, zrzucając z siebie. Podniósł się, czując ból wypełniający każdą komórkę ciała.
- Wygrałam. - Zaśmiała się, patrząc na niego z obłędem w oczach.
- Nie - miauknął. - Odejdź.
- Jeszcze się spotkamy, Wróblowa Gwiazdo - szepnęła. - Jeszcze się spotkamy…
- ...Wróbelku?
Jasnoniebieskie ślepia spoglądały na niego z troską.
- Lepiej się czujesz?
Uśmiechnął się, widząc zmartwiony pyszczek wojowniczki. Skinął głową.
- Tak, już w porządku. Dużo lepiej niż wcześniej.
Musiał znów się zamyślić. Bezwiednie dotknął jednej ze świeżo zabliźnionych ran. Minęło już trochę czasu… Od tamtej nocy więcej do niego nie przyszła. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz się tak wyspał.
Starał się nie myśleć o tym co czuł, gdy obserwował jak powoli ulatuje z niej życie. O słowach, którymi go pożegnała.
Teraz mogło być tylko lepiej, prawda?
- Dziękuję, Żabko - miauknął, patrząc w wiecznie smutne ślepia wojowniczki. - Że jesteś.
<Żabko? Możesz zrobić time skip jak chcesz>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz