Nie lubił przychodzić do kociarni. Było w tym coś… niewłaściwego. Tak jak w patrzeniu na leżącą na mchu Borsuk, z dwiema futrzastymi kulkami przy boku. Dlatego przebywał tam najkrócej jak mógł. Szczególnie że kocięta z każdym dniem rozumiały coraz więcej, a on… bał się ich. Nie wiedział, jak się przy nich zachowywać, a nie potrafił ignorować ich obecności, tak jak robiła to Borsuk. Dlatego gdy oba kociaki się obudziły i zaczęły go zagadywać, miał ochotę uciec.
- Jak to jest być lidelem? - zapytał żeński potworek.
- Jak nim zostales? Pokonales wilka? - zawtórował mu piskliwy głosik drugiej latorośli.
Zaśmiał się nerwowo, posyłając błagalne spojrzenie Borsuk. Nie patrzyła na niego, zajęta myciem łapy. Robiła to celowo, był więcej niż pewien!
- Poprzedni lider mnie wybrał. Na swojego zastępcę. Pomagałem mu i teraz sam zostałem liderem - miauczał, plątając się. - Ale mój tata walczył z wilkiem! - Słyszał, że historie to coś, co kociaki uwielbiały. Sam lubił ich słuchać. Rozluźnił się trochę. - Prawdziwym. Uratował wtedy cały klan!
Borsuczy Krok posłała mu krzywe spojrzenie, jakby wzmianka o ojcu jej się nie spodobała. Zignorował to.
- Wasz dziadek był bardzo dzielnym kotem. I świetnym wojownikiem. Stoczył wiele walk i miał mnóstwo blizn. Pokonał ponoć samego Lisią Gwiazdę i...
- Ich dziadek jest martwy - przerwała mu zimno Borsuk. - Idź już.
- A-ale - miauknął zaskoczony, kładąc po sobie uszy. Bura bywała wredna, ale to, że tak po prostu go wyrzucała go zabolał, nawet bardzo.
- Martwi są martwi i właśnie tacy powinni być - stwierdziła, wpatrując się w niego przymrużonymi ślepiami. Przez chwilę po prostu się na nią gapił, próbując zrozumieć co się działo, ale nie potrafił. Spuścił łeb, rzucił kociakom ciche “do zobaczenia” i wyszedł.
Wilcze Serce… Przed oczami stanęła mu wykrzywiona mordka Małego Wilka, krzyczącego że ma dość bycia wilczakiem. Zobaczył kłócącego się z nim Kawkę.
Może i Borsuk miała rację…
Ze zwieszonym łbem ruszył w stronę swojego legowiska.
*time skip, niedługo po mianowaniu Jastrzębia na ucznia*
Szedł właśnie do stosu ze zwierzyną, kiedy gdzieś przed nim mignęło znajome bure futro.
- Jastrzębia Łapo? - zawołał, mając nadzieję, że kocurek usłyszy i na niego poczeka. Tak też się stało. Pomarańczowe ślepia spojrzały na niego chłodno i przez chwilę miał wrażenie, że patrzy na swoją siostrę. Potem kocurek się uśmiechnął i minęło. Otrząsnął się.
- Jak sobie radzisz z treningiem? - zapytał ucznia, uśmiechając się przyjaźnie. - Dogadujecie się z Jastrzębim Podmuchem? Twoja mama prosiła mnie, żeby to właśnie ona cię szkoliła - miauknął, właściwie nie wiadomo po co.
<Jastrzębiu? Standardowo przepraszam, że tak długo xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz