BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Znajdki w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Znajdki w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Zmiana pory roku już 14 września, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mżący Przelot x Mandarynkowe Pióro. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mżący Przelot x Mandarynkowe Pióro. Pokaż wszystkie posty

24 lipca 2025

Od Mandarynkowego Pióra CD. Mżącego Przelotu

— Oczywiście! — uśmiechnęła się. Mżawka była jednym z nielicznych kotów, z którymi mogłaby gadać niemal bez przerwy. No oczywiście była w tym gronie też Wężyna… Potem dwie kotki wyszły z obozu. Przypomniały jej się dawne czasy. Jeszcze zanim została matką. Kiedy to było? Trzydzieści księżyców temu?
— O czym chciałaś porozmawiać?

***

Po powodzi, siedzimy w lesie

Leżała zwinięta w kłębek na swoim prowizorycznym posłaniu. Nie była przyzwyczajona do spania pomiędzy taką ilością drzew. Na wyspie mieli tylko sumak. A teraz obozu na wyspie już nie było. Wielu nocniaków też nie. Choć większość jej bliskich przeżyła, to niestety i tak kogoś straciła. Bursztynowy Brzask. Jej mąż, najlepszy przyjaciel… kot, którego kochała. Może nie tak jak Skowronkowy Odłamek, może trochę w inny sposób. Ale go kochała. Teraz go już nie było. Nie dostanie od niego więcej kwiatów, nie usłyszy więcej tego nerwowego śmiechu. Była smutna, że w ciągu ostatniego księżyca tak mało z nim rozmawiała. Nagle ktoś podszedł do niej. Zabliźniona, niebieska kotka z dużą ilością bieli i bez ucha. Mżący Przelot. Patrzyła na nią swoimi brązowymi oczami ze współczuciem.
— Przykro mi z powodu Bursztynowego Brzasku — wymruczała. Mandarynka tylko zwinęła się ciaśniej w kłębek i nie odezwała się. Wolała teraz być sama, ale jednocześnie nie chciała, żeby kotka ją opuściła. Nie miała siły na nic. Dobrze, że dostała od ciotki dzień wolny.

<Mżawko? Depresjuję>

21 lipca 2025

Od Mżącego Przelotu CD. Mandarynkowego Pióra

Zmarszczyła lekko brwi na niechętną odpowiedź Mandarynki.
— Coś się stało? — spytała, patrząc kotce w oczy. — …powiedziałam coś nie tak?
— Hm? Nie, nie… Wybacz, muszę już iść — mruknęła prędko księżniczka. Wyminęła Mżawkę paroma zgrabnymi krokami i zniknęła w legowisku wojowników, pozostawiając jej jedynie gdybanie. Pokłócili się może?

*timeskip; krótko po ciąży Baśniowej Stokrotki*

Szła parę kroków przed Kijankowymi Moczarami, uważnie rozglądając się po nieznanych terenach.
— Mamo- Poczekaj, masz chwilę? — miauknął kocur. — Chciałbym porozmawiać.
Rzuciła kątem oka spojrzenie na syna.
— Jasne — mruknęła, zwalniając nieco. — O czym? Coś się stało?
— Nie, nie, u mnie wszystko w porządku, nic się nie stało… Bardziej interesuje mnie twój stan — zaczął, dorównując jej kroku. Nerwowo przełknęła ślinę. — Od porwania Nimfiego Zwierciadła jesteś nieobecna, trzymasz głowę nisko, przygasłaś, wyglądasz na chudszą… Martwi nas to.
Zamrugała, wzięta nieco z zaskoczenia. Jej wąsy zadrżały.
— Ja- nie musicie się o mnie martwić — miauknęła po chwili ciszy. — Po prostu... Nie chce mnie to zostawić w spokoju, wiesz? Najpierw Syrenka, później Nimfa... Ale nie ma o co się martwić. Na pewno wszystko wróci do normy, gdy Świteziankowa Łapa skończy trening i znajdę chwilę dla siebie.
— Czuję się, jakbyś nie mówiła mi całej prawdy. Jeśli wolisz milczeć, to w porządku, ale mam nadzieję, że wiesz, że ani ja — przerwał, biorąc głęboki oddech — ani Ikra nie jesteśmy już małymi kociakami, które nie są w stanie zmierzyć się z rzeczywistością. Moglibyśmy Ci pomóc, a przynajmniej spróbować…
— Wiem — westchnęła, widząc zaszklone oczy syna. Ze ściśniętym gardłem musnęła jego bok ogonem. — Nie chciałabym ukrywać niczego przed wami, ale... Sama nie wiem, jak to ubrać w słowa. Nie wiem, co mogłabym ci powiedzieć. Muszę sobie to wszystko… Poukładać w głowie.
Podniosła nieco głowę, spoglądając na pyszczek Kijanki.
— Jeśli- Kiedy będę tego potrzebować, to przyjdę do was — miauknęła. — Naprawdę. Tylko obiecaj mi, że ty zrobisz to samo, gdyby coś się działo.
Obserwowała, jak mina syna zmieniła się na coś o wiele pozytywniejszego.
— Nie przejmuj się, rozumiem, że są rzeczy, o których trudniej Ci mówić — zamruczał. — Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia… O, spójrz, drogi się rozchodzą! Idziemy nadal prosto, czy zbaczamy z trasy?
Uśmiechnęła się lekko, ucieszona ze zmiany tematu i rozejrzała dookoła.
— Możesz ty wybrać — uznała po chwili. — Nie śpieszy nam się.
Kijanka pokiwał głową, zastanawiając się chwilę, po czym ruszył dalej.
— Racja. Skoro już rozmawiamy, może ty masz do mnie jakieś pytania?
Strzepnęła uchem, odbiegając myślami do ostatnich wydarzeń.
— Hmm... A, właśnie. Od jakiegoś czasu mnie coś ciekawi. Nie chciałabym... Się w nic wtrącać, ale widziałam cię ostatnio na zgromadzeniu z pewną wilczaczką, jeśli mnie pamięć nie myli. Znalazłeś sobie... Znajomych, lub kogoś więcej?
— Słucham? — Poczuła na sobie zaskoczonego spojrzenie kocura. — Co masz na myśli mówiąc “kogoś więcej”, mamo? Faktycznie, rozmawiałem przez chwilę z pewną kotka z klanu Wilka, ale nie uznałbym tego za żadną sensację. Większość kotów na zgromadzeniach to robi.
Jego ton głosu był spokojny, może nieco podejrzliwy - trudno jej było cokolwiek z niego wyczytać. Westchnęła i odwróciła wzrok.
— Dobrze, skoro tak mówisz — wzruszyła ramionami, jednak na jej pyszczek wkradł się lekki uśmiech. — Chociaż ja bym powiedziała, że ta chwila powtórzyła się już kilka zgromadzeń z rzędu... Ale no cóż. A u twojego brata, jak tam? Nie miałam okazji z nim porozmawiać ostatnio; muszę go złapać jak wrócimy.
— Myślę, że ktoś, kto regularnie nosi na sobie zapach klanu Klifu nie powinien mi wypominać tego, z kim rozmawiam.
Otworzyła pyszczek z oburzeniem, chcąc wtrącić, że nie nie angażowałaby się w związki z medyczką, ale Kijanka kontynuował, nie pozwalając jej dojść do słowa.
— Co do Lśniącej Ikry… Raczej dobrze. Podejrzewamy wspólnie, że niedługo dostanie któreś z kociąt Baśniowej Stokrotki lub Biedronkowego Pola pod swoje skrzydła- Och, kolejne rozwidlenie ścieżek. Ja poprowadzę, w porządku?
— Jasne — miauknęła w końcu. — A ty, chciałbyś zająć się kolejnym uczniem? Wzlatująca Uszatka ma już własnego, dobrze ją wytrenowałeś.
Wąsy Kijanki zadrżały.
— Oczywiście, nie mogło być inaczej! Ja sam nie obraziłbym się za nowego ucznia, ale wiesz ile innych, młodych wojowników, czeka na swoją kolej, by być czyimś mentorem. Ach, pamiętam, jak ekscytowała mnie myśl wyszkolenia Wzlatującej Łapy…
Przytaknęła z lekkim uśmiechem na pysku.
— Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej — zamruczała. — Dla mnie dostanie Świteziankowej Łapy pod opiekę było bardziej zaskoczeniem, niż ekscytacją — przyznała, a końcówka jej ogona zadrżała. — Nie wiele zmieniła się od momentu, kiedy wyprowadziliście ją z tamtej jaskini. Martwię się o nią.
Spojrzała do góry, na twarz Kijanki. Odchrząknęła i spróbowała swojego szczęścia ponownie.
— Aa... Przyjaźnisz się może z tamtą kotką? Naprawdę, nie chcę być natrętna, ale wolałabym znać prawdę od ciebie, niż słuchać plotek.
Gdy tylko zauważyła, jak brwi i nos kocura się marszczą, wiedziała, że popsuła miłą atmosferę.
— Nie wiem, jakie plotki do ciebie docierają, że tak dociekasz prawdy, ale “tamta kotka” jest jedynie moją znajomą. Czasami zdarza się nam rozmawiać podczas zgromadzeń, ale na tym nasza znajomość się kończy.
Położyła po sobie uszy na ostrzejszy ton głosu kocura.
— Naprawdę, mamo, na Klan Gwiazdy, są pewne granice dobrego smaku — kontynuował Kijanka — a sugestie, które mi teraz podsuwasz, są nadzwyczaj nie na miejscu.
Wzdrygnęła się, spuszczając wzrok.
— Przepraszam — wymamrotała. — Już nie będę kontynuować tematu.
Przez chwilę czuła na sobie uważne spojrzenie wojownika, zanim ten westchnął głęboko i nieco przyspieszył.
— Dobrze — mruknął po chwili ciszy. — Słyszysz ten dźwięk? Gdzieś w pobliżu musi płynąć strumień, sprawdzimy to?
Pokiwała głową, równierz biorąc głęboki oddech.
— Dobry pomysł — miauknęła cicho, a jej wąsy zadrżały. — Prowadź.
Po chwili przemieszczania się przez zarośnięte krzewami ścieżki, wyszli na wolną przestrzeń. Ich oczom ukazał się niewielki strumyk, a nad nim - wysoka, ułożona z kamienia budowla.
— Mamo, patrz tam! — Zawołał Kijanka, od razu ruszając do przodu. — Ten kamienny łuk! Wygląda trochę jak konstrukcja dwunożnych, którą widać czasem w oddali na terenach klanu Burzy, prawda? Brakuje tylko hałasu i zapachu Drogi Grzmotu… Przynajmniej tak mi się wydaje. Nigdy nie widziałem jej z bliska… Ale ta też biegnie nas woda i ma podobny kształt. Chodź, przyjrzymy się jej!
— Uważaj tylko! — miauknęła, zanim podążyła za synem.
— Nie martw się! Woda jest płytka, a łuk zdaje się być wytrzymały. Myślę, że to może być jedno z bezpieczniejszych miejsc na tych terenach… Widać, że czas odcisnął tu swoje piętno.
Przydreptała bliżej, podnosząc wzrok na omszone odłamki skał.
— Rzeczywiście, wygląda na... Opuszczoną przez dwunożnych. Ładnie tu. Dobra robota.
— Nie czuję niczego poza płazami, zwietrzałym smrodem włóczęgów, i… I nie wiem. Nie umiem nazwać tego zapachu- Może to jakaś pyląca roślina? Nieważne, wracajmy już. Spienionej Gwieździe pewnie spodoba się ta informacja.
— Masz rację — uznała, brodząc przednimi łapami w wodzie. Rzuciła ostatnie spojrzenie na kamienną konstrukcję. — Wracajmy.
Zawrócili, obierając ta sama drogę, co wcześniej. Między nimi zapadła przyjemna cisza, którą nieco bała się przerwać; jednak na język nie cisnęło jej się już żadne pytanie odnoście kocicy z klanu Wilka, więc nic już gorzej pójść nie mogło.
— Chyba… Chyba muszę się z tobą zgodzić — miauknęła w końcu, a Kijanka uniósł brew. — Ostatnimi czasy miałam się gorzej. Zaniedbałam tyle znajomości, nie tylko z wami… Klanie Gwiazdy, nie wiem, od czego zacząć.
Wojownik schylił się i tracił jej bark pyszczkiem.
— Spokojnie, nie wszystko naraz. Cieszę się, że to widzisz — wymruczał. — Ważne, żebyś czuła się na siłach. My zawsze tutaj będziemy.
Jej wąsy zadrżały.
— Ja- Dziękuję — odparła nieco drżącym głosem. — Może… Może zagadam dzisiaj do Mandarynkowego Pióra, zaproszę ja na spacer czy coś… Ostatnio rozmawiałyśmy parę chwil po wojnie.

***

Kijanka posłał jej ostatni, pokrzepiająco uśmiech, zanim odszedł w swoją stronę i pozostawił Mżawkę i jej plany same.
Prędko zlokalizowała zastępczynię wzrokiem; prawie cały czas przesiadywała w obozie, gawędząc ze starszymi czy młodszymi kotkami. Przylizala futro na piersi i podeszła do księżniczki.
— Witaj Mandarynko — przywitała się, pochylając lekko głowę z przyzwyczajenia. — Zdałam sobie sprawę, że dawno nie rozmawiałyśmy; byłabyś chętną na krótki spacer? Opowiesz mi, co się teraz wokół ciebie dzieje.

<Mandarynko?>

18 listopada 2024

Od Mandarynkowego Pióra CD. Mżącego Przelotu

Spojrzała z lekkim zakłopotaniem na Bursztynka, po czym zaśmiała się.
- Nie, nie przynosi mi już robaków... A co do naszej relacji... - zawinęła sobie pasemko na ogonie na pazur i zakręciła w loczek - Nic nie jest jeszcze pewne~
***
Od jakiegoś czasu więcej spotykała się z Bursztynowym Brzaskiem. Oczywiście, plotkarze nadal opowiadali różne farmazony. Chociażby o wojowniku zabierającym ją na randki w świetle księżyca, nad jezioro, wtykającym jej kwiaty w futro i opowiadającym jej wiersze o jej wspaniałości. No temu było akurat bardzo daleko do prawdy. W rzeczywistości byli tylko niezręczną parą znajomych. Mandarynka użyła go, żeby zapomnieć o Skowronku. I zadziałało. Nie myślała już o nim. Była zbyt zajęta gadaniem z przyjaciółkami, obowiązkami wojowniczki i spacerami z kremowym. Bo brat Zmierzchającej Zatoki najwyraźniej naprawdę się w niej zakochał. A ona nie zamierzała go rzucić. Teraz byli bardzo rozpoznawalni w obozie. Ta cała relacja była na pokaz. Po to żeby nikt za bardzo nie kwestionował niczego, gdy wreszcie będzie miała kociaki (o czym z resztą Tuptająca Gąska nie przestała jej przypominać). Ciągle była pospieszana. Już prawie trzydziestka, a Klan Nocy nadal potrzebował dziedziców. I to była jej rola by mu dziedziców zapewnić. Żyć nie umierać, nie? Tak jakby. Popularność, aprobata, adorator Bursztynek... Lecz wizja posiadania kociąt ją obrzydzała. Do tego męczyły ją koszmary z udziałem Pierzastego Wdzięku i zastępczyni. "Widzę, że jesteś trudną sztuką Mandarynko~ Najwyraźniej ród królewski upadnie przez ciebie" krztusiła się tymi komentarzami. Za każdym razem, gdy takie coś słyszała, serce zaczynało ją boleć i nie mogła złapać oddechu. Panicznie starała się zaczerpnąć powietrza. Czuła się jakby kaszlała krwią. Zupełnie jakby to były jej ostatnie oddechy. Lecz przy życiu trzymali ją jej przyjaciele. I babcia. Osoby, przy których robiło jej się przyjemnie ciepło. Jej lepszą rodzinę. Bez porażek, bez obwiniania, bez wad. 
Wracała właśnie do obozu. Za uchem miała pomarańczowe pióro jakiegoś ptaka pasujące do jej oczu. W futrze zostało jej trochę suchych płatków kwiatów. Wracała z "randki" z Bursztynem. Specyficzny to był kot. Podarował jej piórko i obsypał płatkami kwiatów, które jeszcze zostały w Porze Opadających Liści, po czym tak sobie spacerowali i gadali. Ale teraz wchodziła do obozu. Kilka młodych kotek, z którymi się trzymała lub co jakiś czas plotkowała, popatrzyły na nią. Niektóre zaczęły coś do siebie szeptać, inne na odległość próbowały jej powiedzieć, że pięknie wygląda. Nagle podeszła do niej Mżący Przelot.
- Witaj Mandarynko! Byliście na randce? Jak słodko! Pięknie wyglądasz! Romantyk z tego twojego kocura!
-Mhm...tak...jest świetnie
<Mżawka?>

15 listopada 2024

Od Mżącej Łapy (Mżącego Przelotu) CD. Mandarynkowego Pióra

Wbiła spojrzenie brązowych ślipi w Mandarynkę. Była zaskoczona jej pytaniem; ba, to nawet mało powiedziane. Czemu księżniczka szukała miłosnych porad?
— Wiesz... Serce ci szybciej bije na ich widok, na przykład — miauknęła po chwili namysłu — Albo, po prostu czujesz, że lubisz kogoś bardziej od reszty. Chcesz spędzać z nimi więcej czasu, więcej rozmawiać, coś w ten deseń?
Srebrna nadal wpatrywała się w niezauważalny dla niej punkt w obozie. Czasem Mżawka powątpiewała, czy ta w ogóle jej słucha. Ale zdążyła się przyzwyczaić, że to ona zazwyczaj odwala całą robotę gadając jak najęta, a starsza tylko słucha. Albo i nie słucha, nie miała pojęcia. 
— A co, znalazłaś sobie kogoś? — zapytała jeszcze, szczerze zaciekawiona. Kogo Mandarynka mogła by wybrać za najbliższego jej sercu? W klanie Nocy nie było wielu kandydatów, którzy mogli by kotce przypasować. Nie znała jej preferencji, ale podejrzewała, że jako królewna lubowałaby się w smolistych kolorach futerka, może z odrobiną bieli czy sreberka. Albo nawet szarości... Nagle jej oddech zatrzymał się na moment. Co, jeżeli ona także była w zasięgu jej uczuć? Będąc kompletnie szczera, nigdy nawet nie myślała o takiej ewentualności. Byłoby to coś, o czym nawet nie śmiała nigdy marzyć. Wizja bycia lubą członka królewskiej elity... Przerastała by ją.
— Co, że ja? — wyrwana z zamyślenia Mandarynka w końcu zwróciła na nią spojrzenie — Nie, pytałam tak tylko z ciekawości.
Jej wąsy drgnęły nieznacznie. Czyli albo nie chciała nic jej zdradzić, albo naprawdę nie miała żadnego sekretnego kochanka. Czyli to prawdopodobnie wykluczało jej przypuszczenia... Nie była zawiedziona, ale myśl o wkradnięciu się w serca królewskiej rodziny nadal było myślą miłą.
— Muszę ci przyznać, nie jestem najlepszą osobą do opowiadania tobie o miłosnych sprawach — zachichotała.
Srebrna rzuciła jej zaskoczone spojrzenie.
— Jak to? — mruknęła — Zważając na twoje dzieci, myślę, że jesteś do tego idealna. No, chyba że- Oh, nie mów mi, że tego nie chciałaś... Naprawdę, przykro mi-
— Nie, nie — szybko weszła księżniczce w zdanie — Nie, to nie było tak. 
— To jak do tego doszło? — podniosła jedną brew — Uwiódł i zostawił? Nie można żadnemu z nich ufać, naprawdę...
Spuściła lekko głowę, krzywiąc na wspomnienie burej mordki Wagonika. Poznanie długonogiego rówieśnika nie było czymś, co wyszło jej całkowicie na dobre.
— Powiedzmy — westchnęła — Oboje nie chcieliśmy się już później widzieć. Nie wiem, gdzie teraz jest, nie zdążył poznać swoich kociąt. Może i wyszło nam to na lepsze.

***

Szła za Syrenim Lamentem, stawiając leniwe kroki pośród porannej mgły. Kierowane do niej słowa Ikrowej Łapy wlatywały do puchatej główki, ale nie zostawały tam na długo. Nie miała pojęcia, na temat czego synek tak mieli językiem. Była bardziej skupiona na wyobrażonych, czarnych łapkach dreptających tuż obok. Sylwetka jej siostry podążała tuż obok, trzymając się blisko i ocierając swój zwęglony boczek o drugi, dymno-szary. Na pyszczku widniał uśmieszek, a pomarańczowe oczy wchłaniały widoki dookoła. Węgielek - czyli Pyzia, ale Mżawka nienawidziła wypowiadać tego imienia - rozglądała się po nieznanym jej otoczeniu. 
— Ikrowa Łapo, nie marudź już — westchnęła starsza z wojowniczek, a jej uczeń prychnął.
— Wcale nie marudzę! Przedstawiam fakty!
Wyrwana ze skupienia spojrzała na dwójkę; nie miała pojęcia, o czym mówią. Gdy z powrotem odwróciła głowę, zgrabna postać siostrzyczki zdążyła oddalić się i zniknąć pomiędzy drzewami. Zaalarmowana postawiła uszy, zatrzymując się na moment. 
— Mżawko? Co tak stoisz? — zawołała Syrenka, a niebieski uczeń u jej boku strzepnął ogonem.
— Ja... Myślałam, że coś zauważyłam — bąknęła — Tylko mi się przywidziało.
Wojowniczka skinęła głową.
— W takim razi chodźmy dalej — zasygnalizowała łapą zmianę kierunku — Może zapolujemy? Ikro, poćwiczyłbyś łowienie ryb. Przydało by się nakarmić kociaki, prawda?
Jej syn poniósł gowę do góry, otwierając pyszczek i zaczynając przytakiwać pointce.
Nie słuchała już dalszej wymiany zdań między uczniem a mentorką. Rzuciła ostatnie nerwowe spojrzenie w kierunku, w którym oddaliła się Węgielek. Wiedziała, że rzekome wsparcie siostry nie było czymś prawdziwym; jej oczom brakowało żywej iskry, a promienie słońca z łatwością przechodziły przez jej sylwetkę, nie tworząc cienia na trawiastym podłożu. Ale brakowało jej tego towarzystwa, w końcu nawet najlepsi przyjaciele nie zastąpią jej żadnej z ukochanych sióstr, prawda? Niektóre noce nadal były wypełnione snami o zabawach za kociaka czy zwiedzaniu ówczesnego, wspólnego domu. 
Wytrącona z zamyślenia została przez inny patrol. W grupie kotów udało się jej wyłapać Mandarynkowe Pióro, oraz... Bursztynowy Brzask. Od jakiegoś czasu miała zamiar zapytać się koleżance o jej relację z kremowym wojownikiem. Słyszała wszelkiego rodzaju plotki, a sama nie była świadkiem żadnych zalotów do księżniczki. Uznała, że to idealny moment. W końcu oboje są tutaj, jeżeli się pomyli, to co najwyżej zawstydzi Bursztyna. A tym się akurat za bardzo nie martwiła - nie miała żadnej relacji z wojownikiem. Nie była zbyt wielką fanką potencjalnego partnera księżniczki. Czemu każdy z jej znajomych miał jakiś dziwnych wybranków serca? Jak nie Stokrotka, to Mandarynka. Nie miała pojęcia, co kotki widzą w klanowych kocurach. Jak Dryfującą Bulwę jeszcze tolerowała, bo był bratem Syreniego Lamentu, tak fenomenu Bursztynowego Brzasku nie widziała. Żaden z nich nie był ani pociągająco wyglądający, ani dzielny. Z takimi kotami w klanie prędzej zwiąże się z jakąś śliczniutką kotką niż z którymkolwiek z nich.
— Mandarynko! — przywitała się z uśmiechem, podchodząc do srebrnej, gdy reszta jej patrolu także podeszła do grupy — Jak się masz? 
Księżniczka coś odmruknęła, ale dymna skupiła się bardziej na kocurze u jej boku. Posłała mu ciekawskie spojrzenie kątem oka.
— Chciałam ci się o coś zapytać — zaczęła, przestępując z łapy na łapę — Czy ty i ten Bursztynek tutaj... Jesteście parą? Jeżeli tak, to gratulacje! Mam nadzieję, że już nie przynosi tobie robaków — wypluła z siebie wodospad słów, prychając lekko na końcu.

<Mandarynko?>
npc: Syreni Lament, Ikrowa Łapa

25 października 2024

Od Mandarynkowego Pióra CD. Mżawki

Właśnie wychodziła z legowiska medyków. Od incydentu na patrolu minęło dość sporo czasu. Choć wysypiała się teraz lepiej, uszczerbek na jej zdrowiu psychicznym nie naprawił się. Może nawet trochę pogorszył. No i tak czy siak musiała co jakiś czas przychodzić do uzdrowicieli, na wszelki wypadek.
- Do zobaczenia, Różana Woni, Zimorodkowa Łapo i Spieniony Nurcie! - Krzyknęła. Spieniony Nurt miała problemy z zainfekowaną raną po użądleniu pszczoły, więc musiała przyjść do medyków. Czasem sobie myślała, co koty z jej rodziny o niej sądzą. Nie mówiąc o innych. Lubiła Różaną Woń, była świetną kuzynką i miłą kotką. Rozumiała ją w przeciwieństwie do Algi i Zimorodek. Spieniony Nurt za to za bardzo nie znała. Uznawała ją jednak za dość miłą kotkę, godną rodu królewskiego. Jednak czy one odwzajemniały tą sympatię? Nie miała zielonego pojęcia. Kiedy tak myślała zobaczyła, że Mżawka, a w sumie teraz Mżąca Łapa zapraszała ją do rozmowy. Podeszła do niej.
- Tak trochę gorąco… - Powiedziała zamyślona. Teraz jedyne, co zaprzątało jej myśli to rozkaz Tuptającej Gąski. I tym kogo ma wybrać.
***
Wracając z patrolu chciała się położyć i zdrzemnąć, by odpocząć od wszystkich tych myśli, chociaż wiedziała, że tak się nie stanie. Jednak, gdy tylko usłyszała darcie się Krzyczącej Makreli o tym, jak mu niewygodnie na muszelkach oraz argumentację do jakiegoś innego wojownika, że przecież nie może wyrzucić swojej kolekcji ze zniesmaczeniem postanowiła poszukać innego zajęcia. Padło na rozmowę z Mżącą Łapą, która właśnie uśmiechała się do niej życzliwie z drugiego końca obozu. Podeszła więc do niej. Ta zaczęła o czymś nawijać. Nie wiedziała, czy potrzebowała odpowiedzi, ale chyba nie. Może już przyzwyczaiła się do tego, że Mandarynka rzadko odpowiadała? Ona oczywiście nie słuchała. Rozmyślała o wszystkich wyborach, jakich może dokonać. I o tym, że nie ma zielonego pojęcia, co teraz ma zrobić. Przeciągnęła wzrokiem po obozie. Spostrzegła Bratkowe Futro, myjącą swoją sierść.
“Ona na pewno by wiedziała co zrobić, przynajmniej tak jej się wydaje” prychnęła w myślach
“Ona przynajmniej nie hańbi swojego rodu” usłyszała od Pierzastego Wdzięku aż trochę się skuliła z bólu.
Wtedy zauważyła że Mżawka się na nią patrzy.
- Wszystko dobrze?
- Tak…chyba…nie wiem… - Mówiła z coraz mniejszym przekonaniem.
- Jak chcesz, możesz mi powiedzieć!
Westchnęła.
- Mżawko… Skąd wiesz, czy ktoś ci się podoba?…ekhem... no wiesz…
<Mżawko?>
Wyleczeni: Spieniony Nurt

Event npc: Różana Woń, Spieniony Nurt, Krzycząca Makrela, Bratkowe Futro


17 października 2024

Od Mżawki (Mżącej Łapy) CD. Mandarynkowego Pióra

Zastygła na to pytanie. Jej zdziwione oczy zwróciły się ku leżącej postaci Mandarynki, która właśnie skończyła jeść. Skąd pojawiły się u niej takie rozważania?
— Oczywiście że Cię lubię! – miauknęła, a jej wąsy zadrżały – Dlaczego nie miałbym? Jesteś świetną koleżanką, uwielbiam spędzać czas w twoim towarzystwie!
Srebrna nie wyglądała na przekonaną; zniżając uszy i spoglądając na nią z wątpliwością. Mżawka westchnęła cicho, wyczekując jej odpowiedzi.

— Naprawdę? – w jej głosie było słychać zmieszanie – Nie zadajesz się ze mną dlatego, że jestem księżniczką?
Wstrzymała oddech. Może i lubowała się w otoczeniu władczej rodziny Klanu Nocy, ale to wcale nie znaczyło, że jej nastawienie wobec wojowniczki było czymś fałszywym. Darzyła kotkę przyjacielskim uczuciem, jednocześnie będąc z siebie dumną, że zapoznała się z elitą. Targały nią mieszane uczucia; z jednej strony chciała po prostu być oparciem dla Mandarynkowego Pióra, kimś, z kim da się poplotkować i podzielić posiłek. Jednak z drugiej, mogła się szczycić koleżeństwem księżniczki i wspiąć się dalej po drabinie klanowych pozycji.
— Jestem całkowicie szczera! – przybliżyła lekko łapkę do Mandarynkowego Pióra – Lubię cię za twój charakter i sposób bycia, a nie za rodzinę czy rangę. Jesteś dla mnie ważna jako przyjaciółka, nie jako księżniczka.

***

— Dobrze, myślę, że wracamy – oznajmiła Nimfie Zwierciadło, gdy uczennica odwróciła się do niej z rybą w pysku – Dobra robota.
Z dumą uniosła pyszczek ku górze, mocno trzymając złapaną przed chwilą płotkę. Podążyła za mentorką do obozu, ciesząc się na wizję odpoczynku. Letnia pogoda ją wycienczała, a jej futro było przepocone i okurzone. Trzymając się obok orientalki przekroczyła wejście, pochylając się, aby nie zachaczyć o pałkę wodną chylącą się z góry. Z westchnieniem przydreptała do stosu zwierzyny, odkładając zdobycz na jej miejsce. Rozejrzała się, kątem oka wyłapując w tłumie Ikrową Łapę. Żwawo podeszła do syna, witając się. Obok siedział także Siwek, opowiadając zawzięcie o treningu ze swoim tatą.
— I nawet go pokonałem! – miauknął rozemocjonowany – Chyba dał mi fory… Ale tak czy siak powiedział, że bardzo dobrze mi poszło- O, cześć Mżawko!
Uczennica rzuciła mu ciepłe spojrzenie, a syna polizała czule po czole. Usiadła tuż obok, wykręcając szyję i przylizując uparty, odstający kłaczek na grzbiecie. Poczuła szturchnięcie, odwracając się z powrotem do młodszych. Ikra najwyraźniej oczekiwał od nie odpowiedzi, wpatrując się w nią zaciekawionymi oczami.
— Powtórzysz? – mruknęła zakłopotana, a drugi uczeń zachichotał.
— Co dzisiaj robiłaś na treningu, mamo?
— Polowałam – odmruknęła – Trochę powalczyłam, ale nie za dużo.
— Ja też walczyłem! – wtrącił się jednooki – A potem dołączyliśmy do patrolu… Było świetnie!
— Tak? – uśmiechnęła się z zadowoleniem – Właśnie, jak idzie Ci łowienie ryb, Siwku? Słyszałam od twojego taty, że ostatnio prawie udało Ci się złapać ogromnego okonia?
Jej syn przekręcił główkę, mrużąc lekko zielone oczy. Zamyślił się na chwilę, po czym tupnął łapą, zaskakując rodzicielkę.
— Wcale tak nie było! – miauknął oburzony – Widziałem to, zdecydowanie nie był blisko złapania jej!
W oku Siwej Łapy zagościło rozczarowanie, a jego pyszczek wygiął się w podkówkę. Mżawka z westchnieniem spojrzała w jasne niebo. Klanie Gwiazdy, pomocy! Czemu dzieci tyle się kłócą?
— Nie miło tak mówić, Ikro – zbesztala niebieskiego, który tylko fuknął zniesmaczony – Szanujemy innych, pamiętasz? Proszę nie wyzywać Siwka.
Otuliła młodszego ucznia ogonem, dodając mu otuchy.
— Jestem pewna, że byłeś naprawdę blisko – zamruczała – Następnym razem napewno Ci się uda!
Cętkowany pokiwał głową, potajemnie wytykając język na jej syna. Ikra pisnął z oburzeniem, od razu jednak zasłaniając mordkę łapą. Odchrząknął i posłał łaciatemu poirytowane spojrzenie, po czym odwrócił się do niego tyłem.
— Nie obrażaj się, proszę – westchnęła – Tylko zwróciłam Ci uwagę, to nic strasznego, prawda?
Spojrzał na nią kątem oka, niechętnie pomrukując na zgodę. Wychyliła się i polizała jego policzek, mrużąc oczy na wątły zapach ziół. Od razu zmartwiona cofnęła się, lustrując orientala wzrokiem.
— Odwiedzałeś dzisiaj medyków?
— Odwiedzał! Razem z Panią Syrenką! – wtrącił się Siwek, uzyskując tym kolejne zniesmaczone spojrzenie ucznia.
— Tak, jak wróciliśmy z treningu to poskarżyła się, że strasznie boli ją głowa – mruknął – To poszłam razem z nią.

***

Wzięła ze stosu drobniejszą piszczkę, rozglądając się dookoła. Większość klanu chowała się w legowiskach i ich cieniach, szukając ochłody w każdym możliwym miejscu. Szybko wróciła na swoje uprzednio zajęte miejsce, pod legowiskiem starszych, gdzie ziemia była jeszcze chłodnawa. Wcisnęła się odrobinę między liście, a pochylającej się nad nią paprocie połaskotały ją w uszy. Do obozu wszedł ostatni przedpołudniowy patrol, składający się z Porannego Ferworu na czele, oraz Kolcolistnego Kwiecia i Algowej Strugi wraz z uczniami. Uśmiechnęła się w stronę Kijanki, jednak nie skupiła na nim całej swojej uwagi. Została ona przejęta przez Mandarynkowe Pióra, która żegnając się z Zimorodkowa Łapą wyszła z lecznicy. Mżawka przywitała się z nią, wskazując wolne miejsce obok. Srebrna z westchnieniem schowała się w cieniu, spoglądając na uczennicę.
— Ta pogoda jest okropna – mruknęła do koleżanki – Jak sobie radzisz, Mandarynko? Takie ciepło nie sprzyja niczemu dobremu…


<Mandi?>
[770 słów]

[przyznano 15%]
npc: Siwa Łapa, Ikrowa Łapa
wyleczona: Syreni Lament

02 października 2024

Od Mandarynkowego Pióra CD. Mżawki

- Tak, chyba już tak...
Siedziała tu już od kilku dni. Różana Woń i Zimorodkowa Łapa ciągle dawały jej jakieś zioła, pytały jak się czuje, a Zimorodek nawet próbowała pogadać z nią o tym jak się czuje. W sumie pewnie niepokoiło ją wszystko to co działo się w nocy. Mandarynka mogła mamrotać coś przez sen albo szamotać się. W koszmarach ciągle widziała to samo. Piórko zabijającą Skowronkową Łapę. Jej jedynego szczerego przyjaciela. Tak, miała też Baśniową Stokrotkę i Zmierzchającą Zatokę, ale skąd wiedziała, że one nie widziały jej jako pierwszej lepszej księżniczki, dzięki której będą bardziej lubiane w klanie? Tak, zdawały się ją lubić, ale nadal nie była pewna. Kotka coraz mniej ufała innym. 
Spojrzała na Mżawkę, która przyglądała jej się, wyczekując na jakąś odpowiedź. Chyba znowu się zamyśliła. Nie chciała pytać o powtórzenie. Zamiast tego spojrzała na Mżawkę. Ona też chciała się ustawić. Widziała jak niebieska trzyma się z czarno-białymi i wariuje na widok jej babci. Czy Mżawka ją lubiła? Wydawała się przyjazna. Tak jak wszyscy. Mandarynka jednak ciągle była tylko uczona o tym jak dobrzy są czarno-biali i że czekoladowi to zdrajcy. Nie miała za bardzo czasu na przyjaźń. Ciągle tylko nauka, trening, kłótnie z rodzeństwem i koszmary. Ona nie umiała być przyjacielska. Po prostu się tego nie nauczyła. Wyrywając się z rozmyślań, zaczęła jeść przyniesioną przez karmicielkę rybę. Kiedy zjadła, zapytała:
- Mżawko...czy ty mnie lubisz?
<Mżawko?>

30 września 2024

Od Mżawki CD. Mandarynkowego Pióra

*przed zemdleniem mandarynki, na ich spacerze*

Słowa o podrywaniu liderki bardzo ja zaskoczyły. Kto by się śmiał coś takiego zrobić? I to jeszcze kot z innego klanu!
— Na Klan Gwiazdy, kto by się ośmielił to zrobić? – mruknęła, spoglądając na wojowniczkę – Cieszę się, że mnie tam nie było, skoro tyle chaosu ktoś narobił…
Mandarynka ledwo zwracała na nią uwagę, skupiając się głównie na polowaniu. Węszyła w powietrzu i rozglądała uważnie. Jednak karmicielce wcale to nie przeszkadzało, więc nadal paplała swoim łaciatym pyszczkiem o wszystkim i niczym.
— I to jeszcze ktoś z Klanu Klifu mówisz? Mam nadzieję, że dostał jakąś karę za to… Ale podziwiam za odwagę w sumie – miauczała, co chwilę spoglądając na towarzyszkę – Ehh… W ogóle, zawsze takie rzeczy się tam dzieją?
Zanim zdążyła uzyskać odpowiedź, to czającą się na myszkę wojowniczka nagle straciła siłę w łapach i przewróciła się. Zaalarmowana Mżawka doskoczyła do niej, delikatnie potrząsając ją łapką.
— Co się stało? – pisnęła zdenerwowana, patrząc na zamknięte pomarańczowe oczy – Mandarynko! Obudź się!
Spanikowała. Rozejrzała się w pośpiechu, szukając pomocy. Przecież musi tu ktoś być! Opuściła uszy, myśląc gorączkowo. Co jeżeli obwinią ja za to? Pomyślą, że skrzywdziłaby księżniczkę… Wygnają by ją jeszcze!
Nagle między krzewami mignęło jej jasno liliowe futro, które rozpoznała jako należące do uczennicy medyka.
— Zimorodkowa Łapo! – krzyknęła, a kotka wychyliła głowę spomiędzy gałązek – Pomocy, proszę! Mandarynkowe Pióro zemdlała!
Spojrzenie Zimorodek objęła panika i momentalnie znalazła się obok, pochylając się nad siostrą.
— Pomóż mi ją zanieść do obozu, proszę – miauknęła szybko medyczka, po czym obie kotki z trudem uciagnęły Mandarynkowe Pióro do obozu.
Tam od razu zrobiło się zamieszanie, każdy pytał, co się stało. Wojowniczka po chwili znalazła się w legowisku medyka, powitana przez znużone “Co znowu?” odwróconej plecami Różanej Woni. Dopiero gdy czarna odwróciła się, od razu przystąpiła do opieki nad Mandarynką wraz ze swoją uczennicą. Mżawka wycofała się na zewnątrz, gdzie została powitana przez samą Sroczą Gwiazdę.
— Co się stało? – zapytała zmieszanym głosem, zaglądając do legowiska – Słyszałam, że Mandarynkowe Pióro zemdlała.
Niebieska podniosła wyżej głowę, spoglądając w niewyrażające żadnej emocji, zielone oczy liderki. Nie mogła w to uwierzyć - sama władczyni do niej mówiła!
— Tak, to prawda – miauknęła, próbując opanować swoje zdenerwowanie – Byłam z nią na spacerze, i nagle się przewróciła. Naszczęście obok przechodziła Zimorodkowa Łapa, i udało się nam ją tu przynieść.
Czarno-biala westchnęła, łapiąc kontakt wzrokowy z Różą.
— To pewnie z przemęczenia – mruknęła, spoglądając z powrotem na Mżawkę – Jest bardzo oddaną wojowniczką. Dziękuję Ci Mżawko za pomoc, ale muszę przeprosić i porozmawiać z Różaną Wonią.
Nawet gdy liderka odeszła, karmicielka nadal stała w miejscu. Została pochwalona przez jej idolkę!

*wschód słońca później*

Siedziała wraz z Nimfą i Syrenim Lamentem niedaleko żłobka, co jakiś czas spoglądając uważnie na bawiących się tam Bagietkę i Siwka. Piastunka gdzieś wyszła, więc sama podczas rozmów z koleżankami musiała mieć na nich oko.
— Właśnie Syrenko – miauknęła niebieska, podnosząc pyszczek znad jedzonej przed nią ryby – Miałam ci się zapytać, jak tam idzie trening z Ikrą? Nie sprawia żadnych kłopotów? Zawsze był bardzo rozważny, ale no…
Pointka strzepnęła uszami, zamyślając się na chwilę.
— Nie no, dobrze nam idzie – odparła w końcu – Nie dużo zdążyliśmy zrobic przez to parę wschodów słońca, ale… Dogadujemy się.
Mżawka ucieszyła się na tą wiadomość. Jej synowie dostali świetnych mentorów! Najbardziej była pod wrażeniem wyboru liderki co do Kijankowej Łapy. Nie mogła uwierzyć, że jego mentorką był ktoś z rodziny królewskiej, a mianowicie Algowa Struga! Zastanawiała się, kto będzie ją uczył. Miała nadzieję, że nie będzie to ktoś, kogo nie lubi… Może rzeczywiście by się czegoś nauczyła. Nie to co u matki i ojca. Może trafiłby jej się ktoś ładny i przystojny, jakaś śliczna koteczka…
— To świetnie! – wyrwała się z zamyślenia – Jakbyś miała z nim jakieś problemy, to mów śmiało. Z chęcią z nim pogadam.
— Cześć mamo – mruknął przechodzący obok Kijankowa Łapa, wyglądając dość mizernie.
— Wszystko dobrze? – zapytała, liżąc syna po czole – Na Klan Gwiazdy, masz straszną gorączkę! Już, lecimy z tym do medyków.
Trąciła syna nosem w dobrym kierunku i poszła za nim. Może i było to dość śmieszne, że aż tak sterczała nad dobrem jej dzieci, mimo, iż nie byli już kociakami. Ale chciała, żeby czuli się kochani i mieli do kogo przyjść o pomoc, nie to co ona. Może trochę irytowały ją ich ciągłe, drobne problemy, typu nie złapana zwierzyna czy mokra sierść, to nakazywała sobie ich wysłuchiwać i służyć pomocą, nawet, jakby miało ją to boleć.
Gdy przekroczyła próg legowiska, od razu uderzył ją mocny zapach ziół.
— Witaj – mruknęła do Różanej Woni, krzątającej się wokół różnych roślin – Kijanka ma straszną gorączkę.
Medyczka mruknęła ze zrozumieniem i już po chwili pod jego łapy zostały podsunięte odpowiednie medykamenty. Mżawka w tym czasie podeszła do posłania, na którym leżała Mandarynkowe Pióro. Usiadła obok, przyglądając się zamkniętym oczom wojowniczki. “Biedna”, pomyślała, przesuwając ogonem po jej boku.
Nagle srebrna przeciągnęła się, strasząc karmicielkę. Powoli otworzyła jedno oko, a później drugie.
— Mżawko… Co się stało? – zapytała kotka ze zdezorientowaniem w oczach.
— Zemdlałaś… Wczoraj…
— Mhm…
Niebieska po chwili ocknęła się z zaskoczenia. Od razu powiadomiła siedzącą w legowisku medyczkę i podała rówieśniczce mech z wodą.
— Masz, musisz być spragniona – zmartwiona podsunęła jej kulkę tuż pod pyszczek – Różana Woń się tobą zajmie, ja już muszę iść.

*teraz*

— Przyniosłam Ci coś do zjedzenia – miauknęła uprzejmie, stawiając przed Mandarynką rybę – Mam nadzieję, że Ci zasmakuje.
Wojowniczka podniosła się z posłania, przyglądając się przyniesionej zdobyczy. Była uziemiona w legowisku medyka, aby na spokojnie doszła do siebie.
— Dziękuję.
— Lepiej się czujesz? – zapytała, siadając obok – Przestraszyłaś mnie wtedy.


<Mandarynko?>

wyleczony: Kijankowa Łapa

29 września 2024

Od Mandarynkowego Pióra CD. Mżawki

- A..tak…zgromadzenie - mruknęła, starając sobie przypomnieć to wszystko, jednak było to jak przez mgłę. Ostatnie zgromadzenie… To po którym Alga dostała burę? Nie…to było dwanaście księżyców temu…
- Coś tam jakiś klifiak podrywał Sroczą Gwiazdę… Ktoś chyba mdlał?
Nie słuchała potem Mżawki. Mówiła coś chyba…a może i nie? Musiała skupić się na polowaniu. Dobrze jej szło. Już prawie miała tą mysz…
***
Ktoś na nią skoczył. Spanikowana wyślizgnęła się spod napastnika i zobaczyła Pierzasty Wdzięk. Nie tylko ją. Była otoczona. Wirująca Lotka, Płotkowa Łapa, Zimorodkowa Łapa, Algowa Struga, Srocza Gwiazda, Sumowa Płetwa, Baśniowa Stokrotka, Zmierzchająca Zatoka. “Mogłaś to zrobić lepiej”, “Nie poznaję cię”, “Sprawię, że każdy o tobie zapomni, tak jak zapomnieli o mnie”, “Zachowujesz się jak dziecko”, “Nawet ja zrobiłabym to lepiej”, “Zmarnowałaś swoją szansę”, “Twoje siostry mają rację”, “Nie lubię cię”, “Wolałabym nawet kociaka na mentorkę”. 
Słyszała to wszystko. Słowa waliły jej się na głowę. Niewystarczająca, dziecinna, okropna, nieuzdolniona, zakała rodu, żmija, czekoladowa w czarno-białej skórze. Zawód. Spadała w dół. Słyszała to wszystko. Wszędzie było ciemno. Przełykała słone łzy. Bała się. Nagle złapała się czegoś. Wisiała nad klifem. Wiatr zagłuszał to wszystko i rozwiewał jej futro. Zaczęła się wspinać, walczyć o życie. Nagle zamarła. Piórko. Klucz wszystkich zmartwień. Kot, którego sama stworzyła, lecz był na tyle zakorzeniony w jej głowie, że nie potrafiła go wyciągnąć. Przypomniało jej się jak jako kociaki biegały w snach po obozie Klanu Nocy. Jednak te czasy minęły. Zielonooka stała tu na klifie. Mandarynka uśmiechnęła się i próbowała się podciągnąć. Jednak wyższa popchnęła ją do tyłu. Co? Rozległ się demoniczny śmiech.
- Widzę, że nadal się nie nauczyłaś Mandarynko~
- Piórko, pomóż mi, proszę!
- Pomóc? - Piórko prychnęła - Ja zamierzam cię zastąpić. Próbowałam cię naprawić, lecz nie dało się. Jesteś bezużyteczna. 
Odrzuciła jej łapę. Księżniczka wisiała teraz tylko na jednej kończynie.
- Pozbędę się ciebie, wstąpię w twoje ciało i odbiorę ci każdego! A ty będziesz tu tkwić, tak jak ja. I patrzeć jak zabijam Skowronkową Łapę...
- Nie! - Mandarynka chciała się zamachnąć na drugą, ale oderwała jedyną łapę na jakiej wisiała. Runęła w dół.
***
Kuliła się mając zamknięte oczy. Powoli je otworzyła. Żyła! Była w legowisku medyka. Był chyba ranek? Przed jej posłaniem stała Mżawka.
- Mżawko…co sie stało?
- Zemdlałaś…wczoraj...
Była nieprzytomna cały dzień? Byłaby przerażona…ale nie wiedziała po co. Przecież ta rzeczywistość była lepsza od tej którą widziała we śnie.
-Mhm…
<Mżawko?>

22 września 2024

Od Mżawki CD. Mandarynkowego Pióra

— Mamo!!! Patrz!!! – po żłobku rozległy się piski Kijanki.
Poirytowana zwróciła spojrzenie na syna, obserwując jego poczynania. Czarno-biały kocurek balansował kulkę z mchu na czubku jego głowy, a reszta kociaków obserwowała go z zachwytem wymalowanych na pyszczkach.
— Jestem pewny, że umiem lepiej! – miauknął Ikra, lecz zanim zdążył odebrać bratu zabawkę, ktoś nowy wszedł do żłobka.
— Przyniosłam zwierzynę – mruknęła Mandarynkowe Pióro, kładąc karasia na ziemi. Ryba wyglądała jak świeżo wyjęta z wody, błyskając swoimi łuskami.
Mżawka posłała młodej wojowniczkę uśmiech, a maluchy od razu zbiegły się wokół jedzenia.
— Dziękuję Ci bardzo – powiedziała, chcąc jeszcze coś dodać, lecz przerwał jej Ikra, niosący w pysku kawałek ryby.
— To dla ciebie mamo – upuścić przed nią posiłek – Bo oni zaraz wszystko zjedzą!
Podziękowała synowi, i szybko wpałaszowała jej kawałek karasia.
— Chciałam Ci się jeszcze zapytać – zwróciła swój wzrok z powrotem na wizytorkę – Jak Ci mija dzień, Mandarynkowe Pióro?
Srebrna zastrzygła uszami, oglądając się przez ramię.
— W miarę dobrze – odparła – Ale muszę wracać do swoich obowiązków.

***

— Pani Mżawko? – pisnął Siwek, tuptając w jej stronę – Czemu ta pani jest taka smutna?
Niebieska spojrzała z uwagą na kociaka, który stanął przed jej pyszczkiem. Kocurek wskazywał ogonem na leżącą w kącie szylkretową kotkę, znaną karmicielce pod imieniem Kazarkowej Śpiewki - a teraz po prostu Kazarki.
— Mówiłam Ci Siwku, mów do mnie po prostu “Mżawko” – westchnęła – Pani Kazarka jest smutna, bo złamała kodeks wojownika, wiesz? – zaczęła cicho, nie chcąc zbudzić kotki z jej płytkiego snu – I będzie musiała nas z tego powodu opuścić.
— Ale przecież dopiero wróciła? – zapytał zdezorientowany kociak.
— Tak, bo wcześniej uciekła od nas! I teraz musi ponieść za to karę, bo żyła z dwunożnymi – oznajmiła – Ale, z dobrej strony, będziesz miał niedługo nowych kolegów!
— Jeeej! Będę mógł się z nimi bawić? – na pyszczku kociaka pojawił się szeroki uśmiech – I kim są Ci “dwunożni”?

*jeszcze przed porodem Kazarki*

— Tylko zachowujcie się ładnie! – krzyknęła jeszcze na wyjściu do dzieci – Ja niedługo wrócę!
Rzuciła jeszcze ostatni wdzięczny uśmiech w stronę Wodnikowego Wzgórza, po czym opuściła żłobek. Starszy wojownik przyszedł się pobawić z synem, i powiedział jej, aby gdzieś się przeszła w tym czasie, a on rzuci okiem na Ikrę i Kijankę. W końcu w kociarni była też Kotewkowy Powiew, tak więc nie miała się o co martwić. W obozie było raczej spokojnie, widziała tylko Bursztynową Łapę wraz z mentorem. Jednak po chwili z legowiska wojowników wyłoniła się Mandarynkowe Pióro, kierując się w stronę wyjścia z obozowiska. Mżawka po chwili namysłu dogoniła ją, stając obok.
— Witaj! – miauknęła, uśmiechając się lekko – Mogłabym wyjść z tobą? Muszę rozprostować łapy, a trochę boję się iść sama…
Srebrna zmierzyła młodszą wzrokiem, namyślając się.
— No dobrze – mruknęła, powoli idąc do przodu – Ale chciałabym zapolować, mam nadzieję, że nie będziesz przeszkadzać?
Karmicielka mrugnęła z lekkim zaskoczeniem, ale ruszyła za księżniczką.
— Oczywiście! Nie będę Ci przeszkadzać - odparła szybko – Ale mam jeszcze jedną prośbę… Mogłabyś mi opowiedzieć w skrócie, co się działo wczoraj na zgromadzeniu?


<Mandarynko?>

21 września 2024

Od Mandarynkowego Pióra CD. Mżawki

Pogodziła się już z tym. Działo się to praktycznie codziennie. Zasypiała, przeżywała koszmar i budziła się nocą w obozie. Równie dobrze mogłaby pójść na polowanie. "Przynajmniej na coś się przydaj klanowi" usłyszała Pierzasty Wdzięk. Siedziała tak skulona. Normalnie uciekłaby za legowisko wojowników i zaczęła płakać, gdyby nie to, że nie mogła. Łzy przestały lecieć z jej oczu. Już nie czuła okropnej rozpaczy. Tylko przybijającą pustkę i bezradność.
- Hej! - usłyszała. Szybko odwróciła głowę w stronę dźwięku. Czy to możliwe, że Zmierzchowa Zatoka lub Baśniowa Stokrotka zobaczyły ją w tym stanie? Nie. Jednak to tylko ta nowa z kociakami.
- Nie możesz spać?
- Eh... Nie jestem zmęczona - skłamała - Chyba pójdę na polowanie...
***
Teraz po mianowaniu Stokrotki jedynym uczniem został Bursztynowa Łapa, więc nie mógł wszystkiego robić sam. Miała zanieść zwierzynę do żłobka. Nie wiedziała czy babcia wiedziała o jej problemach i próbowała jej znaleźć jakieś zajęcie w obozie, czy po prostu na nią padło. "Musisz bardziej przykładać się do wszystkiego. Dlatego dają ci tak łatwe zadania". To był cios prosto w serce. Jednak nie dała tego po sobie poznać. Wzięła jakiegoś karasia i poszła do żłobka. Weszła tam i od razu wyczuła zapach mleka. Miała wrażenie, jakby przez chwilę zobaczyła tam Wirującą Lotkę.
- Przyniosłam zwierzynę.
<Mżawka?>

20 września 2024

Od Mżawki Do Mandarynkowego Pióra

Ostatni raz polizała czarne futerko syna, cicho odsuwając się i spoglądając na zwiniętą w jeden kłębek grupkę trzech kociaków. W końcu wszyscy zasnęli. Mżawka naprawdę była już wykończona, ale jej oczy bolały, gdy próbowała się położyć i odpocząć. Nie sypiała bardzo dużo, głównie ze względu na bardzo aktywne maluchy, które towarzyszyły jej na każdym kroku. Naprawdę, miała już dość wrzeszczenia i głośnych zabaw, polegających na łapaniu jej ogona czy rzucaniu kulką mchu - ale takie było jej zadanie jako mamy. Bardzo chciała się wyrwać ze żłobka na jakiś dłuższy spacer, ale nie zawsze mogła sobie na to pozwolić. Bardzo się cieszyła z jej nowego domu w klanie, więc nie mogła nadużywać pozostawionej jej wolności.
Lekko stawiając łapy, wyszła na zewnątrz, biorąc głęboki oddech. Powietrze było zimne, przyjemnie orzeźwiające. Usiadła tuż obok wejścia, pusząc futro, aby nie dopuścić do siebie przenikającego chłodu. Drobne śnieżynki nadal spadały z nieba, co po chwili sprawiło, że jej grzbiet został oprószony lodowatą bielą. Pamiętała jak zza mgły, że kiedyś z siostrami łapały takie na języki. Biegały przed ich ówczesnym legowiskiem i śmiały się, gubiąc w liczeniu, która zebrała ich jak najwięcej. Może pobawiłaby się w ten sposób ze swoimi kociakami. I zabrali by jeszcze Siwka, aby się nie nudził. Kazimiera nigdy nie chciała się z nią bawić i wręcz krytykowała poczynania jej i reszty, woląc chować się w cieple opuszczonego domu dwunogów. Nie chciała, aby ani Ikra, ani Kijanka czuli się tak, jak ona, gdy była młodsza. Jej instynkt kierował ją w stronę ignorowania ich głośnego stylu bycia, ale nakazała sobie, że będzie ich traktować lepiej. Może i ze sztuczną czułością, ale lepiej. Nie zwracanie uwagi na ich docinki wobec siebie nawzajem przychodziło jej naturalnie, ale działała wręcz przeciwnie, gdyż chciała, aby byli dobrze wychowani.
Brązowe oczy Mżawki obserwowały spadający z ciemnego nieba puch, który ze świetlistą poświatą odbijał się na nocnym tle. Drobinki śniegu przypominały jej fragmenty brzozowej kory i szaro-biały popiół. Kiedyś, podczas swojej podróży, jeszcze przed spotkaniem Miszteli, napotkała się na grupkę młodych dwunogów, którzy ku jej zmieszanym i przerażeniu, siedzieli wokół sterty gałęzi, tlących się ogniem. Przez całą noc przyglądała się im, a gdy poszli i sprawili, że gorące płomienie zniknęły, postanowiła przyjrzeć się z bliska. Rozgrzane gałęzie rozprzestrzeniały przyjemne ciepło, a ziemia była usiana jasnym pyłem, który przylepił się do łap i pachniał spalenizną. Przez parę kolejnych wschodów słońca czuła na swoim futrze ten charakterystyczny zapach, do tego stopnia, że nawet się jej on spodobał.
Rozejrzała się po obozie. Jej wzrok przykuła zwinięta postać, siedząca niedaleko legowiska wojowników. Rozpoznała w czarno-białej figurze Mandarynkowe Pióro, która po chwili złapała z nią kontakt wzrokowy. Trochę onieśmieliła się, chowając łapki za ogonem.
- Hej - odezwała się nieśmiało, a wojowniczka odwróciła głowę w jej stronę - Nie możesz spać? 

<Mandarynko?>