— Coś się stało? — spytała, patrząc kotce w oczy. — …powiedziałam coś nie tak?
— Hm? Nie, nie… Wybacz, muszę już iść — mruknęła prędko księżniczka. Wyminęła Mżawkę paroma zgrabnymi krokami i zniknęła w legowisku wojowników, pozostawiając jej jedynie gdybanie. Pokłócili się może?
*timeskip; krótko po ciąży Baśniowej Stokrotki*
Szła parę kroków przed Kijankowymi Moczarami, uważnie rozglądając się po nieznanych terenach.
— Mamo- Poczekaj, masz chwilę? — miauknął kocur. — Chciałbym porozmawiać.
Rzuciła kątem oka spojrzenie na syna.
— Jasne — mruknęła, zwalniając nieco. — O czym? Coś się stało?
— Nie, nie, u mnie wszystko w porządku, nic się nie stało… Bardziej interesuje mnie twój stan — zaczął, dorównując jej kroku. Nerwowo przełknęła ślinę. — Od porwania Nimfiego Zwierciadła jesteś nieobecna, trzymasz głowę nisko, przygasłaś, wyglądasz na chudszą… Martwi nas to.
Zamrugała, wzięta nieco z zaskoczenia. Jej wąsy zadrżały.
— Ja- nie musicie się o mnie martwić — miauknęła po chwili ciszy. — Po prostu... Nie chce mnie to zostawić w spokoju, wiesz? Najpierw Syrenka, później Nimfa... Ale nie ma o co się martwić. Na pewno wszystko wróci do normy, gdy Świteziankowa Łapa skończy trening i znajdę chwilę dla siebie.
— Czuję się, jakbyś nie mówiła mi całej prawdy. Jeśli wolisz milczeć, to w porządku, ale mam nadzieję, że wiesz, że ani ja — przerwał, biorąc głęboki oddech — ani Ikra nie jesteśmy już małymi kociakami, które nie są w stanie zmierzyć się z rzeczywistością. Moglibyśmy Ci pomóc, a przynajmniej spróbować…
— Wiem — westchnęła, widząc zaszklone oczy syna. Ze ściśniętym gardłem musnęła jego bok ogonem. — Nie chciałabym ukrywać niczego przed wami, ale... Sama nie wiem, jak to ubrać w słowa. Nie wiem, co mogłabym ci powiedzieć. Muszę sobie to wszystko… Poukładać w głowie.
Podniosła nieco głowę, spoglądając na pyszczek Kijanki.
— Jeśli- Kiedy będę tego potrzebować, to przyjdę do was — miauknęła. — Naprawdę. Tylko obiecaj mi, że ty zrobisz to samo, gdyby coś się działo.
Obserwowała, jak mina syna zmieniła się na coś o wiele pozytywniejszego.
— Nie przejmuj się, rozumiem, że są rzeczy, o których trudniej Ci mówić — zamruczał. — Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia… O, spójrz, drogi się rozchodzą! Idziemy nadal prosto, czy zbaczamy z trasy?
Uśmiechnęła się lekko, ucieszona ze zmiany tematu i rozejrzała dookoła.
— Możesz ty wybrać — uznała po chwili. — Nie śpieszy nam się.
Kijanka pokiwał głową, zastanawiając się chwilę, po czym ruszył dalej.
— Racja. Skoro już rozmawiamy, może ty masz do mnie jakieś pytania?
Strzepnęła uchem, odbiegając myślami do ostatnich wydarzeń.
— Hmm... A, właśnie. Od jakiegoś czasu mnie coś ciekawi. Nie chciałabym... Się w nic wtrącać, ale widziałam cię ostatnio na zgromadzeniu z pewną wilczaczką, jeśli mnie pamięć nie myli. Znalazłeś sobie... Znajomych, lub kogoś więcej?
— Słucham? — Poczuła na sobie zaskoczonego spojrzenie kocura. — Co masz na myśli mówiąc “kogoś więcej”, mamo? Faktycznie, rozmawiałem przez chwilę z pewną kotka z klanu Wilka, ale nie uznałbym tego za żadną sensację. Większość kotów na zgromadzeniach to robi.
Jego ton głosu był spokojny, może nieco podejrzliwy - trudno jej było cokolwiek z niego wyczytać. Westchnęła i odwróciła wzrok.
— Dobrze, skoro tak mówisz — wzruszyła ramionami, jednak na jej pyszczek wkradł się lekki uśmiech. — Chociaż ja bym powiedziała, że ta chwila powtórzyła się już kilka zgromadzeń z rzędu... Ale no cóż. A u twojego brata, jak tam? Nie miałam okazji z nim porozmawiać ostatnio; muszę go złapać jak wrócimy.
— Myślę, że ktoś, kto regularnie nosi na sobie zapach klanu Klifu nie powinien mi wypominać tego, z kim rozmawiam.
Otworzyła pyszczek z oburzeniem, chcąc wtrącić, że nie nie angażowałaby się w związki z medyczką, ale Kijanka kontynuował, nie pozwalając jej dojść do słowa.
— Co do Lśniącej Ikry… Raczej dobrze. Podejrzewamy wspólnie, że niedługo dostanie któreś z kociąt Baśniowej Stokrotki lub Biedronkowego Pola pod swoje skrzydła- Och, kolejne rozwidlenie ścieżek. Ja poprowadzę, w porządku?
— Jasne — miauknęła w końcu. — A ty, chciałbyś zająć się kolejnym uczniem? Wzlatująca Uszatka ma już własnego, dobrze ją wytrenowałeś.
Wąsy Kijanki zadrżały.
— Oczywiście, nie mogło być inaczej! Ja sam nie obraziłbym się za nowego ucznia, ale wiesz ile innych, młodych wojowników, czeka na swoją kolej, by być czyimś mentorem. Ach, pamiętam, jak ekscytowała mnie myśl wyszkolenia Wzlatującej Łapy…
Przytaknęła z lekkim uśmiechem na pysku.
— Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej — zamruczała. — Dla mnie dostanie Świteziankowej Łapy pod opiekę było bardziej zaskoczeniem, niż ekscytacją — przyznała, a końcówka jej ogona zadrżała. — Nie wiele zmieniła się od momentu, kiedy wyprowadziliście ją z tamtej jaskini. Martwię się o nią.
Spojrzała do góry, na twarz Kijanki. Odchrząknęła i spróbowała swojego szczęścia ponownie.
— Aa... Przyjaźnisz się może z tamtą kotką? Naprawdę, nie chcę być natrętna, ale wolałabym znać prawdę od ciebie, niż słuchać plotek.
Gdy tylko zauważyła, jak brwi i nos kocura się marszczą, wiedziała, że popsuła miłą atmosferę.
— Nie wiem, jakie plotki do ciebie docierają, że tak dociekasz prawdy, ale “tamta kotka” jest jedynie moją znajomą. Czasami zdarza się nam rozmawiać podczas zgromadzeń, ale na tym nasza znajomość się kończy.
Położyła po sobie uszy na ostrzejszy ton głosu kocura.
— Naprawdę, mamo, na Klan Gwiazdy, są pewne granice dobrego smaku — kontynuował Kijanka — a sugestie, które mi teraz podsuwasz, są nadzwyczaj nie na miejscu.
Wzdrygnęła się, spuszczając wzrok.
— Przepraszam — wymamrotała. — Już nie będę kontynuować tematu.
Przez chwilę czuła na sobie uważne spojrzenie wojownika, zanim ten westchnął głęboko i nieco przyspieszył.
— Dobrze — mruknął po chwili ciszy. — Słyszysz ten dźwięk? Gdzieś w pobliżu musi płynąć strumień, sprawdzimy to?
Pokiwała głową, równierz biorąc głęboki oddech.
— Dobry pomysł — miauknęła cicho, a jej wąsy zadrżały. — Prowadź.
Po chwili przemieszczania się przez zarośnięte krzewami ścieżki, wyszli na wolną przestrzeń. Ich oczom ukazał się niewielki strumyk, a nad nim - wysoka, ułożona z kamienia budowla.
— Mamo, patrz tam! — Zawołał Kijanka, od razu ruszając do przodu. — Ten kamienny łuk! Wygląda trochę jak konstrukcja dwunożnych, którą widać czasem w oddali na terenach klanu Burzy, prawda? Brakuje tylko hałasu i zapachu Drogi Grzmotu… Przynajmniej tak mi się wydaje. Nigdy nie widziałem jej z bliska… Ale ta też biegnie nas woda i ma podobny kształt. Chodź, przyjrzymy się jej!
— Uważaj tylko! — miauknęła, zanim podążyła za synem.
— Nie martw się! Woda jest płytka, a łuk zdaje się być wytrzymały. Myślę, że to może być jedno z bezpieczniejszych miejsc na tych terenach… Widać, że czas odcisnął tu swoje piętno.
Przydreptała bliżej, podnosząc wzrok na omszone odłamki skał.
— Rzeczywiście, wygląda na... Opuszczoną przez dwunożnych. Ładnie tu. Dobra robota.
— Nie czuję niczego poza płazami, zwietrzałym smrodem włóczęgów, i… I nie wiem. Nie umiem nazwać tego zapachu- Może to jakaś pyląca roślina? Nieważne, wracajmy już. Spienionej Gwieździe pewnie spodoba się ta informacja.
— Masz rację — uznała, brodząc przednimi łapami w wodzie. Rzuciła ostatnie spojrzenie na kamienną konstrukcję. — Wracajmy.
Zawrócili, obierając ta sama drogę, co wcześniej. Między nimi zapadła przyjemna cisza, którą nieco bała się przerwać; jednak na język nie cisnęło jej się już żadne pytanie odnoście kocicy z klanu Wilka, więc nic już gorzej pójść nie mogło.
— Chyba… Chyba muszę się z tobą zgodzić — miauknęła w końcu, a Kijanka uniósł brew. — Ostatnimi czasy miałam się gorzej. Zaniedbałam tyle znajomości, nie tylko z wami… Klanie Gwiazdy, nie wiem, od czego zacząć.
Wojownik schylił się i tracił jej bark pyszczkiem.
— Spokojnie, nie wszystko naraz. Cieszę się, że to widzisz — wymruczał. — Ważne, żebyś czuła się na siłach. My zawsze tutaj będziemy.
Jej wąsy zadrżały.
— Ja- Dziękuję — odparła nieco drżącym głosem. — Może… Może zagadam dzisiaj do Mandarynkowego Pióra, zaproszę ja na spacer czy coś… Ostatnio rozmawiałyśmy parę chwil po wojnie.
***
Kijanka posłał jej ostatni, pokrzepiająco uśmiech, zanim odszedł w swoją stronę i pozostawił Mżawkę i jej plany same.
Prędko zlokalizowała zastępczynię wzrokiem; prawie cały czas przesiadywała w obozie, gawędząc ze starszymi czy młodszymi kotkami. Przylizala futro na piersi i podeszła do księżniczki.
— Witaj Mandarynko — przywitała się, pochylając lekko głowę z przyzwyczajenia. — Zdałam sobie sprawę, że dawno nie rozmawiałyśmy; byłabyś chętną na krótki spacer? Opowiesz mi, co się teraz wokół ciebie dzieje.
<Mandarynko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz