BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Znajdki w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Znajdki w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Zmiana pory roku już 14 września, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

22 lipca 2025

Od Brukselkowej Zadry CD. Wilczej Łapy

Kiedyś

Patrzyła za odchodzącym Wilczą Łapą, marszcząc lekko brwi. Jego słowa odbijały się echem w jej głowie, jakby nie pasowały do obrazu, który przez całe życie miała w głowie. Wilczek… tak naprawdę był z Klanu Klifu? Nie, to przecież niemożliwe! Mówił przecież, że jest samotnikiem – wyglądał na takiego, pasował do bycia bezklanowcem. A teraz okazało się, że był z innego klanu? Brukselka westchnęła. Była ciekawa, dlaczego czekoladowy po prostu nie powiedział jej prawdy. Dlaczego skłamał? Może po prostu nie chciał tam wracać? Ale to nie miało sensu! Mówił, że tęskni… ale dlaczego? Gdyby faktycznie tęsknił, już dawno by tam wrócił. Czy w Klanie Klifu działo się coś niedobrego? Co, jeśli tęskni tylko za swoją siostrą, a nie… rodzicami? Może to w nich był problem? Jeśli tak – czy powinni zabrać od klifiaków także i Astrową Łapę?
Nie bała się o to, że pewnego dnia Wilcza Łapa mógłby tak po prostu zniknąć z obozu. Bardziej obawiała się tego, że Liściasta Gwiazda przyjdzie tu z żądaniem o odzyskanie swojego dawnego członka. Nikła Gwiazda na pewno tak łatwo go nie odda, a ona sama także zamierzała o niego walczyć. W końcu był jej uczniem, a nawet już wcześniej miała z nim relacje. Była dla niego prawie jak przybrana matka! Opiekowała się nim, zaglądała do niego bardzo często, gdy jeszcze musiał siedzieć w żłobku. Nie chciałaby, aby ich relacja ot tak przepadła. Zdążyła związać się już tym młodziakiem, byłoby jej szkoda, gdyby musieli się rozstać. Pogrążona w myślach, siedziała nieruchomo. Była wpatrzona w jeden punkt w oddali, oddychając powoli. Nie drgnęła, nawet kiedy zaraz obok siebie usłyszała trzask łamanej gałązki. Nie spodziewała się tego, że przysiądzie się do niej akurat jej ojciec – Pokrzywowy Wąs. Kocur z początku milczał, jakby liczył na to, że w końcu liliowa rozpocznie rozmowę. Dopiero potem postanowił się odezwać:
— Hej, Brukselko — powiedział cicho, jakby bojąc się, że córka nie będzie chciała z nim rozmawiać. Wojowniczka spojrzała na niego kątem oka. Dawno nie rozmawiali, ale to nie tak, że jakoś go unikała. Nadzwyczajnie nie było na to czasu. — Czemu siedzisz taka zamyślona? — Uniósł brew i spojrzał na nią, nie ukrywając ciekawości. Brukselka wzruszyła delikatnie ramionami, wzdychając ciężko.
— Wiesz, jacy są uczniowie. To nic wielkiego, po prostu mnie czymś… zaskoczył — mruknęła. Pokrzywowy Wąs nie dopytywał, ale jego wibrysy lekko zadrżały, jakby mimo wszystko był zaintrygowany. Po krótkiej chwili ciszy postanowił się odezwać, nakładając na swoje lico delikatny uśmiech:
— Twoja mama ostatnio narzeka na to, że bolą ją kości! To już chyba najwyższy czas, by przenieść się do legowiska starszyzny, co? — wyszeptał z figlarnym tonem. Wojowniczka parsknęła, po części wdzięczna, że kocur zmienił temat. — Starzeje się szybciej niż ja! Podobno ma jakieś problemy z ruchem, nie wiem. Na razie to nic wielkiego, a przynajmniej tak mnie zapewnia — dodał. Pręgowana wydała się zmartwiona tymi informacjami, ale w końcu zbyła to śmiechem.
— Och, naprawdę? Ciekawe, kiedy Nikła Gwiazda zdecyduje się zmienić jej rangę… może wtedy, gdy zacznie pouczać kocięta? — zaczęła się zastanawiać. — A ty? Jak się trzymasz jako wojownik? Jeszcze dajesz radę, czy już zbierasz się do starszyzny razem z nią? — zapytała, przechylając głowę. Pokrzywowy Wąs prychnął pod nosem, a potem zbył to śmiechem.
— Ja? Ja, potężny wojownik w kwiecie wieku? — mruknął, jakby nie mógł uwierzyć, że Brukselka zwróciła tamte słowa akurat do niego. — Cóż, twoja matka jest po prostu nieco starsza ode mnie. Ja będę w stanie służyć Klanowi Wilka jeszcze przez następne dwadzieścia księżyców, a może i dłużej! — zapewnił ją, dumnie zadzierając brodę i poprawiając błękitne futro, które w świetle słońca mieniło się niczym tafla spokojnego jeziora. Liliowa przewróciła oczami, lekko chichocząc pod nosem. — No co, nie wierzysz mi? — zapytał, unosząc jedną brew. — Jeśli tak, to ja chętnie rozwieję twoje wszelkie wątpliwości! Co powiesz na mały konkurs? Taki… malutki teścik na zwinność i wytrzymałość, który pokaże, kto jest prawdziwym wojownikiem!
Kotka gwałtownie podniosła się z miejsca, a na jej pyszczku pojawił się drwiący uśmiech.
— Ach, przestań — odpowiedziała, przeciągając się leniwie. — Nie trzeba. Jestem zbyt zajęta na takie zabawy. Poza tym jesteś świeeetnym wojownikiem! — mruknęła, zaczynając odchodzić, z lekkim błyskiem w oku. Pokrzywowy Wąs szybko podniósł się z miejsca i energicznie ruszył za nią.
— Nie daj się prosić! — zawołał z uśmiechem, który rozświetlił jego pyszczek. — Tak dawno razem nie rozmawialiśmy, naprawdę nie chcesz się przejść ze staruszkiem? Chyba masz mi sporo do opowiedzenia! — nalegał. Brukselkowa Zadra zawahała się przez chwilę, po czym odwróciła się, a jej spojrzenie nabrało nieco bardziej zainteresowanego wyrazu.
— Och? Naprawdę? A niby o czym chciałbyś wiedzieć? — spytała z lekkim zaintrygowaniem. Wojownik zatrzymał się obok niej i spojrzał w dal, na teren rysujący się za wyjściem z obozu.
— O wszystkim i o niczym — zaczął z tajemniczym uśmiechem. — O tym, co się dzieje w Klanie Wilka, o starych wojownikach i tych, którzy dopiero zaczynają swoją drogę. O tym, co było i co jeszcze może nadejść — dokończył, niemal teatralnie, mrużąc oczy. Liliowa uśmiechnęła się szerzej.
— No dobrze, Pokrzywowy Wąsie. Chodźmy. Może rzeczywiście mam ci coś do powiedzenia.

***

Tak samo, jak na poprzednim zgromadzeniu, Brukselkowa Zadra trzymała się blisko Wilczej Łapy, uważnie rozglądając się po tłumie kotów z innych klanów. A może to Wilcza Łapa trzymał się blisko niej? Trudno było powiedzieć – kocurek nie odstępował jej nawet na krok, a jego spięta postawa mówiła sama za siebie. Brukselka pochyliła się lekko ku niemu, szepcząc mu do ucha tak cicho, że żaden przedstawiciel Klanu Wilka nie mógł ich podsłuchać:
— Hej, gdybyś chciał zagadać do kogoś z Klanu Klifu, to nie mam nic przeciwko. Możemy razem poszukać. — Na jej pyszczku pojawił się subtelny, aczkolwiek nieco zmartwiony uśmiech. — Oby tylko nie zażądali cię z powrotem do klanu… — zachichotała cicho, zerkając na jego pyszczek. Czekoladowy spojrzał na mentorkę z lekkim zdziwieniem, unosząc delikatnie brew.
— A jest tu Aster…? Teraz już pewnie Astrowa Łapa. — Jego głos również był na tyle cichy, aby nikt inny oprócz liliowej nie był w stanie go usłyszeć. Oczy kocura zaiskrzyły z nadziei. Jeśli naprawdę tu była, to już nie mógł się doczekać chwili, w której ją zobaczy i wymieni z nią kilka zdań. Wojowniczkę nawet to nie dziwiło, w końcu już tak dawno z nią nie rozmawiał. To musiało być straszne – tak brutalnie zostać odczepionym od wszystkiego, co dotychczas się znało.
— A jak wygląda? — zapytała, wyciągając szyję do góry, by lepiej widzieć przez tłum. Jej oczy były zmrużone, aby jak najlepiej wyostrzyć obraz. — Na pewno będzie gdzieś wśród innych klifiaków… ale jakoś ich nie widzę — przyznała, marszcząc czoło. Pewnie wilczaki przyszły nieco wcześniej, a może po prostu przeoczyła każdego członka Klanu Klifu. Co, jeśli coś złego się z nimi stało? A może jednak tu byli, tylko nie wybrali nikogo znajomego? Byłoby szkoda szukać na marne. Wilcza Łapa rozejrzał się uważnie po kotach dookoła. Jego głowa poruszała się gorączkowo, a wzrok biegał od kota do kota.
— Taka… mniejsza, kilkukolorowa i ma w futrze niebieskie kwiatki — mruknął, nie skupiając się dokładnie na podaniu szczegółowego opisu. Był zbyt podekscytowany, nadzieja na spotkanie siostry wciąż rosła w jego klatce piersiowej. Nawet jego ogon uniósł się wysoko i stanął dęba z tych wszystkich emocji! Brukselka westchnęła, bezskutecznie przeczesując spojrzeniem tłum.
— Chyba jej tu nie ma albo po prostu za dobrze się chowa. Może następnym razem nam się uda? Jeśli chcesz, możemy częściej podczas treningów odwiedzać granicę z Klanem Klifu — zaproponowała, spoglądając na swojego ucznia z łagodnością w oczach. Wilcza Łapa, mimo rozczarowania, przyjął jej słowa z godnością. Skinął głową, wciąż zdeterminowany do odnalezienia Astrowej Łapy i mruknął:
— No… dobrze! Możemy częściej się wybierać, ale ja w tym czasie i tak będę szukać jej wzrokiem, może uda mi się ją jednak znaleźć?
— Tylko uważaj, aby przypadkiem na nikogo nie wpaść! — ostrzegła go z figlarnym błyskiem w oku. Jej ton wydawał się lekki i żartobliwy, ale gdzieś w jego cieniu czaiła się troska. — No… a tak poza tym, czy od ostatniego zgromadzenia znalazłeś już sobie jakichś znajomych w klanie lub poza? Może… masz już nawet kogoś na oku? — zachichotała, trącając Wilczą Łapę delikatnie swoimi paluchami. — Jeśli chcesz, mogę zapoznać cię z Horyzontem, Snem i Gwiazdnicą — oznajmiła. Uczeń momentalnie spuścił głowę, uśmiechając się nieśmiało.
— Będę uważać, na nikogo nie trafię… haha — uspokoił mentorkę, a po chwili dodał: — Um… nie, raczej nie. Nie mam nikogo na oku. Ale poznałem ostatnio Szczawiową Łapę oraz Pustułkową Łapę. Są fajni. — Uniósł łapę i szturchnął mentorkę z powrotem, chichocząc cicho pod nosem. Mimo że otaczały ich obce koty, towarzystwo Brukselki zdawało się dawać mu otuchy. Kotka skinęła głową, w sercu ciesząc się, że jej znajdka jakoś dogaduje się z pobratymcami.
— To zawsze coś! Dobrze, że rozmawiasz z rówieśnikami. Tylko pamiętaj, że jakby cię jakiś zaczepiał, to masz mi to powiedzieć! — powiedziała zadziornie, zadzierając brodę. — A wtedy zrobię z nim porządek! — W jej oczach pojawił się zapał. Była gotowa zrobić wszystko, aby tylko Wilcza Łapa czuł się w Klanie Wilka jak w domu, choć z takim imieniem ciężko byłoby pomylić go z członkiem innej przynależności! Kocur był stworzony do przemykania między drzewami i krzewami, jakie zapewniało im wilczackie terytorium.
— Ej! Umiem sobie poradzić sam! Chyba… — oburzył się, teatralnie fukając i odwracając głowę. Jednak już po chwili nie wytrzymał i zaczął się śmiać. Pręgowana przewróciła oczami, ale wciąż w jej spojrzeniu migotała czułość.
— No dobra! Powiedzmy, że ci wierzę… — zachichotała, lecz nagle… coś zimnego, twardego i bolesnego uderzyło ją prosto w bark. Odskoczyła, jeżąc futro i krzywiąc pyszczek.
— No ja mam nadzieję! Jestem duży i silny! — ogłosił, unosząc dumnie głowę. W tej samej chwili lodowata kulka uderzyła i w niego, na co pisnął i z zaskoczenia aż podskoczył. — Co to!? — warknął w stronę mentorki, kompletnie zdezorientowany. Jego ogon nerwowo przecinał powietrze niczym bicz. Liliowa spojrzała w górę, a wtedy dostrzegła, że z nieba spadają zmarznięte, twarde kropelki. W życiu nie słyszała o czymś takim! Klan Gwiazdy musiał bawić się ich kosztem!
— Nie wiem, ale strasznie boli! — burknęła, mrużąc oczy i kładąc po sobie uszy. — Lepiej, żeby ci przywódcy się pospieszyli!
— A może Pora Nagich Drzew idzie? To chyba zamrożony deszcz! — jęknął. W Porę Nagich Drzew było okropnie zimno, aż za zimno dla takiego ciepłolubnego ucznia! Wojowniczka zadrżała, otrzepując futro.
— Może… — westchnęła zniecierpliwiona. — Nie rozumiem, dlaczego przywódcy pozwalają na to, aby na zgromadzeniu rozgrywała się taka tragedia! Ciekawe, ile kotów już poległo? — rozejrzała się wokół. Aż ciężko było ich wszystkich zliczyć! — Może… lepiej by było, gdybyśmy samodzielnie wrócili do obozu? Szkoda czekać na to, aż ci głupcy ogarną, że trzeba się zbierać! Uczeń parsknął pod nosem, otrzepując się z drobinek lodu, które zdążyły przykleić się do jego futra.
— Tch… no tak, bo to przecież normalne siedzieć, jak kamień i dawać się obrzucać lodem z nieba — wymamrotał niezadowolony, zadzierając głowę w kierunku skały, na której przywódcy wciąż siedzieli tak, jakby kompletnie nic się nie działo. — Chyba się tam zawiesili. Może trzeba ich trochę kopnąć, aby wreszcie się ruszyli? — zażartował, na co Brukselka zaśmiała się cicho, ale zaraz znów zadygotała, gdy dreszcz przeszył jej ciało. Czekoladowy nieświadomie zbliżył się do niej bokiem w ucieczce przed zabójczymi kamykami. — Ale… jeszcze nie wracamy, dobrze? — mruknął po chwili, jakby sam siebie próbował przekonać do tego pomysłu. — Co, jeśli Aster jednak tu jest? Może po prostu jesteśmy ślepi jak kret albo nieco się spóźniła? Nie odejdę, póki nie mam pewności. — W jego głosie wciąż tliła się nadzieja. To słodkie, biorąc pod uwagę, że szylkretka najpewniej grzała się teraz w legowisku uczniów gdzieś w obozie.
— Ty nie odpuścisz! — zażartowała niby z wyrzutem, a jednak figlarnie. — Podziwiam, że jesteś taki zdeterminowany, ale w tym momencie wolałabym się skupić na przetrwaniu, a później na poszukiwaniach!

***

Brukselkowa Zadra obudziła się gwałtownie w środku nocy. Jej futro stanęło dęba, a łapy zaczęły lekko pod nią drżeć. Serce waliło jak oszalałe, a kotka czuła, jak naprzemiennie zalewa ją fala zimna i gorąca. Otworzyła szeroko oczy, przez moment nie potrafiąc skupić wzroku na niczym konkretnym. Sen, który ją wybudził, zniknął gdzieś w odmętach jej pamięci. Był jak cień, który przemknął gdzieś w jej świadomości, zostawiając po sobie jedynie paraliżujący strach. Po dłuższej chwili wojowniczka bez zastanowienia odwróciła się ku najważniejszemu kotu w jej życiu – jej matce, Kwitnącemu Kalafiorowi. Biała, stara kotka spała spokojnie, a jej bok rytmicznie unosił się i upadał. A może… tylko jej się wydawało? Wstrzymała oddech. Jej umysł, wciąż zamglony koszmarem, podsunął jej najgorsze możliwe myśli. “Czy… czy ona żyje, czy…?” Jej serce ścisnęło się nagle jak pazury wokół niewielkiej, bezbronnej ofiary.
— Mamo? Mamo…? — wyszeptała z niepokojem, zbliżając się ostrożnie i obejmując ją łapami. Lekko nią potrząsnęła, delikatnie, aby jej nie skrzywdzić, ale stanowczo, aby ją wybudzić. Dopiero po chwili Kalafior otworzyła jedno ślepie, widocznie zdezorientowana. Gdy zobaczyła pysk swojej córki, pełen strachu i przerażenia, od razu się podniosła. Kosztowało ją to sporo wysiłku, a jej łapy na moment ugięły się pod jej ciężarem. Zadrżała z bólu, ale nie chciała, by Brukselka to zauważyła. Młodsza kotka natychmiast się cofnęła, wyraźnie zawstydzona. — Przepraszam! Myślałam, że… że już cię tracę… — wyszeptała, spuszczając wzrok. Słowa ugrzęzły jej w gardle, nie dokończyła zdania. Starsza położyła łapę na jej ramieniu.
— Cichutko, Brukselko… spokojnie. Nic się nie dzieje, to był tylko sen. Oddycham, widzisz? Oddycham — powiedziała łagodnie, choć w jej głosie kryła się nuta zmęczenia. — Rozumiem, że się martwisz, ale twoje zmartwienie zaczyna mnie martwić. — Liliowa opadła z cichym westchnieniem na posłanie, kuląc się na nim jak przemarznięte kocię. Chciała, by to wszystko było tylko złym snem, ale to nie sen był jedynym źródłem jej strachu. Prawdziwy lęk rodził się z codziennego widoku słabnącej matki. Kalafior wciąż siedziała, a jej oczy błyszczały w mroku. — Dziecko… musisz przestać żyć tylko moim zdrowiem. Ostatnio wychodzisz z legowiska tylko wtedy, gdy idziesz z uczniem, przynosisz mi jedzenie albo błagasz swojego brata o mak. Wiem, że chcesz pomóc, ale to… to jest po prostu za dużo. Nie chcę cię ograniczać, ale ty sama trzymasz się mnie jak rzep ogona.
Wojowniczka syknęła przez zęby, nie patrząc matce w oczy. Czuła się dziwnie zdradzona jej słowami, choć wiedziała, że kotka chciała dobrze.
— Nie chcę o tym rozmawiać teraz — mruknęła. — Jest noc, jutro możemy…
— Nie. Teraz — przerwała jej Kalafior, nie unosząc głosu. — Nie dajesz sobie prawa do życia. Zostawiłaś Wrotyczową Szramę samą z kociętami, przecież to twoja przyjaciółka, mam rację? Pamiętam, jak obie przysięgałyście, że zapewnicie tym maluchom spokojne dzieciństwo. Gdzie jesteś, gdy oni cię potrzebują? Brukselko, tak się po prostu nie robi — wyjaśniła smutno. Jej słowa uderzyły pręgowaną prosto w serce. Poczuła, jak wzbiera w niej gniew – nie na matkę, a na bezradność, która zawładnęła jej dniami.
— Och, przestań mnie pouczać! — zawyła, podrywając się z miejsca. — Dobrze wiem, co robię! — Jej głos się załamał, a złość prędko przerodziła się w lęk, który rozlał się po ciele kotki. — Ja po prostu… się boję, mamo… Boję się, że pewnego dnia się obudzę… a ciebie już nie będzie. Starsi nie powinni tak szybko… się starzeć. Spójrz na Nikłą Gwiazdę! On na pewno jest starszy, a wciąż żyje tak, jakby czas go nie dotyczył! — wytknęła. Kalafior uśmiechnęła się smętnie, powoli kręcąc głową.
— Każdy z nas znosi starość inaczej, Brukselko. Czas nie wszystkich traktuje jednakowo i choć nasz przywódca trzyma się dumnie, jego czas również kiedyś nadejdzie. Twój też, ale zanim to się stanie… musisz nauczyć się, że tego nie zmienisz. — Wojowniczka milczała długo. Jej mięśnie były napięte, jakby była gotowa do walki z losem, który już od dawna zapisany był w gwiazdach. W końcu wydukała:
— Ja… — zaczęła, mrużąc zmęczone oczy. — Ja nie chcę tak myśleć… — wyszeptała w końcu, a głos zadrżał jej bardziej, niż tego chciała.
— A ja nie chcę być powodem, przez który zapomnisz, że masz własne życie. Pozwól mi odejść wtedy, gdy przyjdzie na mnie czas, ale do tego momentu musisz żyć! Żyć, zanim będzie już za późno… Jeśli teraz przestaniesz to robić, to za te kilka księżyców będziesz żałować — ostrzegła ją. Brukselkowa Zadra wtuliła pysk w ramię matki i kotki milczały tak przez długi czas, nasłuchując jedynie świszczącego wiatru. Księżyc wisiał wysoko nad ich głowami, jednak i on w pewnym momencie zaczął znikać z nieba.
Po chwili, która ciągnęła się wieczność, Kalafior w końcu się odsunęła. Jej ruchy były ociężałe, jakby każde podniesienie łapy kosztowało ją wiele wysiłku. Oddychała ciężko i z trudem, jakby właśnie wróciła z biegu przez cały las. Słońce zaczęło powoli wlewać się do środka legowiska starszyzny, przebijając się przez gęste liście i ciepłym światłem otulając białą sylwetkę starej kotki.
— Dobranoc, Brukselko. Lepiej się zdrzemnij, dzisiaj znowu masz trening z Wilczą Łapą — mruknęła cicho, układając się na swoim posłaniu. Jej głos był zmęczony, lecz ciepły. Błękitne oczy przymknęły się niemal od razu, jakby wyczekiwały tylko na ten moment. Pręgowana jednak nie odpowiedziała. Patrzyła jeszcze przez chwilę na zgarbione, zmęczone ciało swojej matki, które z każdą chwilą słabło przez nieznaną chorobę. Futro Kwitnącego Kalafiora było przyklapnięte i nieco potargane, widać było, że biała kocica większość swojego czasu spędza, leżąc. Wojowniczka czuła pieczenie w oczach i choć zmęczenie próbowało przejąć nad nią kontrolę, ona nie chciała jeszcze zasypiać. Wiedziała, że pierwszy poranny patrol wyruszy już niedługo. Postanowiła przeczekać ten czas, siedząc w ciszy i czuwając nad swoją matką. Może dlatego, że bała się zasnąć, a może dlatego, że nie chciała przegapić żadnej chwili, gdy jej matka wciąż oddychała obok. Na szczęście nie musiała czekać długo. Obóz ospale i spokojnie zaczął budzić się do życia, a razem z nim budziła się także leśna fauna. Najpierw poruszyły się ptaki na wyższych gałęziach, a potem dookoła rozległy się kocie głosy. Gdy pierwsze sylwetki zaczęły zmierzać do wyjścia z obozu, Brukselka podniosła się, jakby na jakiś sygnał. Obejrzała się jeszcze raz za siebie, zawieszając wzrok na boku drzemiącej kotki. Patrzyła na nią przez dłuższą chwilę, aż w końcu odwróciła się i bezdźwięcznie opuściła legowisko.
Ruszyła w stronę miejsca, w którym spali uczniowie. W środku panował półmrok i cisza, przerywana jedynie miękkimi oddechami młodziaków.
— Wilcza Łapo! — zawołała półszeptem, starając się nie zbudzić pozostałych. Podeszła bliżej i delikatnie trąciła czekoladowego kocurka łapą, aż w końcu ten poruszył się ospale i otworzył jedno oko. Brukselka od razu wyprostowała się i przyjęła swój dumny wyraz pyszczka. — Wstawaj! Raz, raz! Spotkamy się przy wyjściu z obozu. Nawet mi nie każ na ciebie czekać! — mruknęła z lekkim uśmiechem, malującym się na jej licu. — Wiem, że jest bardzo wcześnie, ale ostatnie treningi odbywały się z opóźnieniem… z pewnych przyczyn — dodała. Jej ton był łagodny, ale nie pozostawiał miejsca na wątpliwości. Zanim młody zdążył odpowiedzieć, odwróciła się i ruszyła ku wyjściu, rzucając jeszcze przez ramię:
— Dzisiaj nauczę cię wspinaczki na drzewa! — zawołała.

<Wilcza Łapo?>

[3016 słów]

[przyznano 30%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz