Trzcinka leżała na swoim posłaniu. Była noc, a koty spały w prowizorycznych posłaniach, które niekoniecznie dzieliły się na legowiska. Nie był to ich obóz, tylko jakiś las. Słyszała pohukiwania sowy oraz szum liści — nie wody. Brakowało jej jeszcze czegoś, a raczej kogoś. Spojrzała na puste miejsce obok siebie, gdzie położyła piórko dzięcioła. Zamiast niego powinna leżeć tam Różyczka. “Eh… a miało być tak fajnie, jak zostanę uczniem…”
Sześć księżyców, właśnie tyle osiągnęła. Widziała mianowanie większości rodziny Wężyny oraz pozostałych uczniów. Teraz przyjdzie pora na nią, no i pora dla Różyczki, tylko że siostra nie dostanie tego zaszczytu. Swój wzrok zawiesiła na Srebrnej Skórze. Gwiazdy pięknie błyszczały, ozdabiały całe niebo — znaczy na tyle, ile można było dojrzeć przez drzewa. Pewnie tam odeszli wszyscy, którzy nie przetrwali powodzi.
– Gwiazdko, gwiazdko daj mi znak… Że Różyczka śmiga tam… Macha do mnie, bawi się… Gwiazdko, gwiazdko zaiskrz się… – zaśpiewała pod nosem swoją wymyśloną piosenkę. Brzmiała niczym kołysanka.
“Może mi odpowiedzą.”
Nagle przez niebo przebiegło kilka migotliwych wstążek. Byli to spadający gwiezdni! Trzcinka gwałtownie wciągnęła powietrze. Odpowiedzieli jej!
– Różyczka! – wyszeptała wniebowzięta na reakcję nocnego nieba.
Zauważyła, że kilka kotów się poruszyło niespokojnie. Pewnie nie jedyna, miała problemy z zaśnięciem w nowym miejscu.
– Trzcinko, co się stało? – Przebudziła się na nagłą reakcję córki Baśniowa Stokrotka.
Mama była bardzo zaspana. Polizała ją po pyszczku, starając się uspokoić kociaka. Trzcinka starała odepchnąć się od kocicy.
– Mamo, nie jestem już kociakiem! – fuknęła – Mam sześć księżyców.
– Zawsze będziesz moim kociakiem – odpowiedziała tamta spokojnie, nadal wylizując koteczkę. – Jutro pewnie Spieniona Gwiazda mianuje cię na uczennicę. Musisz być wyspana!
– Ugh! No dobra! – Przekręciła się na bok. – Jak myślisz, kogo dostanę na mentora?
– Nie wiem Trzcinko. Spieniona Gwiazda pewnie da ci kogoś dobrego, kogoś, kto ujarzmi twój żywioł.
– Kogoś z rodu?
– Emm… Może… – mruknęła niepewnie i ścisnęła Trzcinkę kitą by przestała w końcu mówić. – Śpij, bo nie wstaniesz!
Koteczka nie miała jak odpowiedzieć, gdyż jej pyszczek zasłaniał ogon kremowej. Przewróciła oczyma, po czym je zamknęła. Starała się zasnąć, jednak było to trudne.
“Głupia powódź.”
***
Nazajutrz
Było wcześnie, bardzo wcześnie. Nigdy sama z własnej woli, nie obudziłaby się o tej porze. Czując język na swoim pyszczku, odburknęła coś cicho, próbując odepchnąć pysk matki.
– Kochanie wstawaj! Musisz się przygotować na mianowanie! Muszę cię umyć, zjemy oraz trzeba wyjść na polanę przed wszystkimi…
Trzcinka nie słuchała dalej Baśniowej Stokrotki. Nie chciała wstawać. Tak długo nie mogła zasnąć, że teraz kiedy było jej tak dobrze, nie mogła po prostu tego przerwać.
– Zaraz mamoooo...
– Zaraz to jest taka wielka zaraza. Nie wywołuj jej, bo Różana Woń się na ciebie zezłości! – Polizała ją kilka razy po pysku. – Wstawaj.
– Już. Wstaje.
Podniosła się ociężale. Zaczęło świtać, chociaż las blokował większość światła. Wydawało się, być mokro — pewnie od rosy. Otrzepała się niezdarnie, starając się przyzwyczaić swoje oczy do dnia. Koty zaczęły również wstawać, a zaraz do matki przyłączył się Dryfująca Bulwa. Przyniósł im jedzenie i ewidentnie musiał się wygadać o tym, jak szybko dojrzewa. “Byłaś taką małą kuleczką i to tak niedawno”, “Jak szybko zleciało te sześć księżyców”, “Wydoroślałaś bardzo, nie jesteś ciekawa, kogo dostaniesz za mentora?” Koteczka nie chciała już tego dłużej słuchać. Zjadła szybko myszkę, po czym po polanie rozległ się głos Spienionej Gwiazdy:
– Niech wszystkie koty, które umieją samodzielnie polować i pływać, zbiorą się!
Kocica dumnie siedziała na jednych z gałęzi drzewa, tak aby koty dobrze ją widziały oraz słyszały. Trzcinka podeszła razem z całym klanem pod drzewo, na którym siedziała liderka. Kiedy wszyscy się zebrali, tamta kontynuowała.
– Zebraliśmy się dzisiaj, aby nadać imię nowej uczennicy. Trzcinko, podejdź bliżej.
Młoda wyszła na środek, nie zważając na wzrok innych kotów. Uniosła wysoko ogon i patrzyła się uważnie w przywódczyni, która mimo tego, że była zadowolona z mianowania nowego kota na ucznia, wydawała się bardzo zmęczona.
– Trzcinko, ukończyłaś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś została uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Trzcinową Łapą. Twoim mentorem będzie Mandarynkowe Pióro. Mam nadzieję, że Mandarynkowe Pióro przekaże ci całą swoją wiedzę. – Po czym przeniosła swój wzrok na jedną ze swoich zastępczyń. – Mandarynkowe Pióro, doskonale się spisałaś przy nauce Zmierzchającej Zatoki, jak i Błękitnej Lagunie, jesteś gotowa do szkolenia Trzcinowej Łapy jako swojego kolejnego ucznia. Mam nadzieję, że przekażesz jej całą swoją wiedzę.
Szylkretowa kotka spojrzała się na podchodzącą do niej czarną srebrną pręgowaną klasycznie kocicę z niewielką ilością bieli. Jej ładnie zadbane półdługie futerko, elegancko falowało i błyszczało za dnia, jak wyraziste pomarańczowe oczy. Kocica emanowała dostojnością i powagą, jak przystało na zastępczyni. Trzcince leciutko opadła szczęka. Szczerze nie spodziewała się takiego zaszczytu, by zostać uczennicą zastępczyni! Zetknęła się z nią nosem, trwały tak przez krótką chwilę, kocica czekała na coś. Czy Trzcinka miała coś powiedzieć? Szczerze sama nie miała bladego pojęcia co. Wiedziała, że da radę, nie musiała o tym przekonywać słowami kocicę, pokaże to na treningach. Mentorka ją nie upomniała, więc niczego źle nie zrobiła, a jeśli nawet Mandarynkowe Pióro była zdziwiona, to doskonale zdołała to przed nią ukryć.
– Trzcinowa Łapo! Trzcinowa Łapo! – rozległy się wiwaty Klanu Nocy, z czego najgłośniej wybrzmiewał głos jej ojca.
Trzcinowa Łapa zaśmiała się pod noskiem. Kochała ojca za to. Przeniosła wzrok po tłumie. Lulkowe Ziele wydawał się zadowolony, tak samo co Borówkowa Słodycz, bądź jej starsze rodzeństwo. Pysk Wężynowego Splotu i Żmijowcowej Wici wydawały się dość negatywne, chociaż znając kocura, jeszcze z nim umiałaby się dogadać, gorzej z jego siostrą. Natomiast Baśniowa Stokrotka, miała najbardziej zagadkową minę, jaką kotka widziała przez swoje całe życie, a przecież praktycznie przez cały ten czas miała stały kontakt z matką.
“Czyżby się nie cieszyła moim szczęściem?”
Zdziwiła się. Kiedy skończyły się wszystkie gratulacje, od członków jej klanu i koty zaczęły się rozchodzić do swoich codziennych obowiązków, mogła teraz dopytać się swojej mentorki, co mają w planach i przejść do działania. Ugh, jak ona nie lubiła takich formalności! Wszystko mogło trwać znacznie krócej!
– To, co dzisiaj będziemy robić, Mandarynkowe Pióro? – zapytała pogodnie kocicę.
<Mandarynkowe Pióro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz