Potop w Klanie Nocy
Kolorowe pasma chmur, które mieniły się różnymi kolorami od zachodzącego słońca, zmieniły się w ciemne i ciężkie. Zasłoniły całe niebo, odcinając tym koty od ciepła. Trzcinka wyszła z wody, która wydawała się nagle cofnąć. Coś nie grało, jednak koteczka zignorowała dziwne sygnały. Wiatr stał się mocniejszy i porywisty. Kwiaty, które porastały sumaki, właśnie zostały zdmuchnięte, na jej oczach. Koteczka musiała odwrócić aż łepek, by oczka nie zaczęły jej łzawić od wiatru.
"Brrrrr… Pewnie zaraz się rozpada…"
Pusząc się przez nagłe oziębienie, spojrzała na ojca, przymykając przy tym oczka. Wibrysy fruwały jej we wszystkie strony, a w uszach aż jej gwizdało od wichury.
"Trzeba chyba się powoli zawijać do żłobka…" — pomyślała, patrząc na koty, jednak te, zamiast się chować, wręcz wychodziły z legowisk. — "Czemu wszyscy nagle są na polanie, akurat, kiedy trzeba się chować?"
"Brrrrr… Pewnie zaraz się rozpada…"
Pusząc się przez nagłe oziębienie, spojrzała na ojca, przymykając przy tym oczka. Wibrysy fruwały jej we wszystkie strony, a w uszach aż jej gwizdało od wichury.
"Trzeba chyba się powoli zawijać do żłobka…" — pomyślała, patrząc na koty, jednak te, zamiast się chować, wręcz wychodziły z legowisk. — "Czemu wszyscy nagle są na polanie, akurat, kiedy trzeba się chować?"
Zdezorientowana spojrzała na Świteziankową Łapę, która wyglądała na przejętą czymś.
"O co chodzi?"
Wtedy wszystkich uwagę zwróciło nagły trzask oraz krzyk Krabowych Paluszków. Trzcinka, nie zdążyła nawet zobaczyć, co dokładnie się stało, gdyż Dryfująca Bulwa zdążył jej zasłonić cały widok, swoją masywną łapą. Ta starając się chociaż trochę wychylić, straciła w końcu cierpliwość i z frustracją, próbowała, odepchnął go.
— Co się stało? Tato?! Krabowe Paluszki krzyczy! Co się stało? Chce zobaczyć!
— Mamo?? — zabrzmiał głos, przestraszonej Ćmiej Łapy, której niestety Trzcinka nie mogła zobaczyć, przez czyjąś nadopiekuńczość!
"O co chodzi?"
Wtedy wszystkich uwagę zwróciło nagły trzask oraz krzyk Krabowych Paluszków. Trzcinka, nie zdążyła nawet zobaczyć, co dokładnie się stało, gdyż Dryfująca Bulwa zdążył jej zasłonić cały widok, swoją masywną łapą. Ta starając się chociaż trochę wychylić, straciła w końcu cierpliwość i z frustracją, próbowała, odepchnął go.
— Co się stało? Tato?! Krabowe Paluszki krzyczy! Co się stało? Chce zobaczyć!
— Mamo?? — zabrzmiał głos, przestraszonej Ćmiej Łapy, której niestety Trzcinka nie mogła zobaczyć, przez czyjąś nadopiekuńczość!
— Uch, wronia strawa, co to ma być! — zaklęła jej matka — Ciemko? Jejku, szkrabie, z nieba mi spadłaś...
— Coś ci się stało? Twój krzyk brzmiał poważnie.
— Tak! Ten okropny wiatr walnął gałęzią w mój biedny pysk! Chodź, pomożesz mi wyplątać jej pozostałości. Boję się, że jakaś drzazga wpadła mi do oka!
Trzcinka to słysząc, rozluźniła się. Cieszyła się, że w sumie wojowniczce nic się nie stało, jednak czemu ojciec, aż tak strasznie próbował ją chronić przed czymś, co jest normalne! Udało jej się w końcu odepchnąć jego wielgachną łapę, strzepnęła zła ogonkiem i rzuciła mu zirytowane spojrzenie. Przynajmniej teraz mogła, widzieć co się dzieje w obozie, znaczy na tyle, o ile pozwalał jej chłodny wiatr. Spod przymrożonych powiek, zauważyła ruch w wejściu do żłobka. Wystawała tam głowa leciutko młodszego kociaka. Słyszała, jak koty nazywają go Zmierzchem, jednak ogólnie rzecz biorąc, kocurek zachowywał się jak dziki. Chcąc go lepiej poznać i zagarnąć dla siebie nowego przyjaciela, zanim zrobi to Różyczka, odbiegła szybko od ojca i wyhamowała przed kocurkiem o jeden wąs długości.
— Cześć nowy kolego! — przywitała go.
— Tak! Ten okropny wiatr walnął gałęzią w mój biedny pysk! Chodź, pomożesz mi wyplątać jej pozostałości. Boję się, że jakaś drzazga wpadła mi do oka!
Trzcinka to słysząc, rozluźniła się. Cieszyła się, że w sumie wojowniczce nic się nie stało, jednak czemu ojciec, aż tak strasznie próbował ją chronić przed czymś, co jest normalne! Udało jej się w końcu odepchnąć jego wielgachną łapę, strzepnęła zła ogonkiem i rzuciła mu zirytowane spojrzenie. Przynajmniej teraz mogła, widzieć co się dzieje w obozie, znaczy na tyle, o ile pozwalał jej chłodny wiatr. Spod przymrożonych powiek, zauważyła ruch w wejściu do żłobka. Wystawała tam głowa leciutko młodszego kociaka. Słyszała, jak koty nazywają go Zmierzchem, jednak ogólnie rzecz biorąc, kocurek zachowywał się jak dziki. Chcąc go lepiej poznać i zagarnąć dla siebie nowego przyjaciela, zanim zrobi to Różyczka, odbiegła szybko od ojca i wyhamowała przed kocurkiem o jeden wąs długości.
— Cześć nowy kolego! — przywitała go.
Tamten zrobił zdziwioną i niepewną minę.
— Hej, kim jesteś.
— Jestem Trzcinka! Twoja koleżanka ze żłobka. Mam siostrę Różyczkę, może z nią się zdążyłeś już poznać? — Usiadła grzecznie — Jak chcesz, możemy razem porzucać kamieniami w wodę, w kąciku zabaw. Fajnie toną — zaproponowała.
— Ja jestem Zmierzch i szczerze, nie poznałem jeszcze twojej siostry. Jeśli mogłabyś mi opisać, jak ona wygląda? Wtedy mógłbym ci powiedzieć, czy ją poznałem — odpowiedział jej zdezorientowany ilością zadanym mu pytań – … A co do zabawy, chętnie!
— Hej, kim jesteś.
— Jestem Trzcinka! Twoja koleżanka ze żłobka. Mam siostrę Różyczkę, może z nią się zdążyłeś już poznać? — Usiadła grzecznie — Jak chcesz, możemy razem porzucać kamieniami w wodę, w kąciku zabaw. Fajnie toną — zaproponowała.
— Ja jestem Zmierzch i szczerze, nie poznałem jeszcze twojej siostry. Jeśli mogłabyś mi opisać, jak ona wygląda? Wtedy mógłbym ci powiedzieć, czy ją poznałem — odpowiedział jej zdezorientowany ilością zadanym mu pytań – … A co do zabawy, chętnie!
— No jest bardziej puchata ode mnie — przyznała — Jest trochę moim przeciwieństwem. Jest niebieską szylkretką z niebieskimi oczyma. Skoro się jeszcze z nią nie zapoznałeś to w sumie lepiej dla ciebie. Pewnie byś ciągle słuchał, jak to ona nie byłaby super wojowniczką i najlepszą uczennicą. Natomiast ze mną będziesz mógł świetnie się bawić w kąciku zabaw.
Szczęśliwa z nowej znajomości pobiegła w stronę miejsca dobrze znanemu każdemu z kociaków.
— Oto jest Dryfująca Bulwa, mój tata, właśnie mnie uczył, jak rzucać kamieniami w wodę, by się odbijały od tafli kilka razy — przedstawiła ojca koledze.
— Oto jest Dryfująca Bulwa, mój tata, właśnie mnie uczył, jak rzucać kamieniami w wodę, by się odbijały od tafli kilka razy — przedstawiła ojca koledze.
Dobiegając do kącika zabaw, zauważyła, że woda, jak wcześniej się cofała, tak teraz o płyciznę uleżały coraz to mocniejsze i wzburzone fale, które zabierały ze sobą piasek i muszelki, po to, by uderzyć znów w wyspę ze zdwojoną mocą. Szum, gwizdy przybierały na sile, gdy momentem przełomowym był głośny trzask, który miał zmienić dosłownie wszystko, to co kotka znała dotychczas. Do obozu wpadła wielka fala, zabierając ze sobą koty, łamiąc zapory i legowiska.
— Ogromna fala! — wykrzyczał Zmierzch prawie od razu, kiedy woda przykryła ich wszystkich.
Wszystko działo się bardzo szybko. Sama przez chwilę nie wiedziała, co się dokładnie stało. Czując, że nagle ktoś ją wyławia, wypluła wodę oraz wzięła gwałtowny haust powietrza. Słysząc, kto jest jej wybawicielem, westchnęła przeciągle.
— Oh cześć Trzcinko!
"To Wężynowy Splot, mnie uratowała!" — Nie mogąc uwierzyć w to, co się stało, wisiała tak w pysku świeżo upieczonej wojowniczki.
— Oh, cześć... Dzięki za ocalenie skóry — wychrypiała.
— Ogromna fala! — wykrzyczał Zmierzch prawie od razu, kiedy woda przykryła ich wszystkich.
Wszystko działo się bardzo szybko. Sama przez chwilę nie wiedziała, co się dokładnie stało. Czując, że nagle ktoś ją wyławia, wypluła wodę oraz wzięła gwałtowny haust powietrza. Słysząc, kto jest jej wybawicielem, westchnęła przeciągle.
— Oh cześć Trzcinko!
"To Wężynowy Splot, mnie uratowała!" — Nie mogąc uwierzyć w to, co się stało, wisiała tak w pysku świeżo upieczonej wojowniczki.
— Oh, cześć... Dzięki za ocalenie skóry — wychrypiała.
Bardzo dziwne było to dla kotki, że akurat musiała jej podziękować. Może kocica wcale nie była taka zła, skoro ją uratowała?
"A tam, chrzanić to!"
Teraz się to nie liczyło. Ważne było, gdzie znajdują się jej bliscy.
— Dryfująca Bulwo! Baśniowa Stokrotko! Różyczko! Zmierzchu! — krzyknęła, rozglądając się w popłochu, jaki nagle opętał Klan Nocy.
"A tam, chrzanić to!"
Teraz się to nie liczyło. Ważne było, gdzie znajdują się jej bliscy.
— Dryfująca Bulwo! Baśniowa Stokrotko! Różyczko! Zmierzchu! — krzyknęła, rozglądając się w popłochu, jaki nagle opętał Klan Nocy.
Widząc futro ojca i kolegi, ze żłobka odetchnęła. Wierzyła, że im się uda. Po chwili czuła jak Wężynowy Splot opada niżej, jakby tonęły. Kocica miała o wiele dłuższą sierść, która nabierała wody, jednak Trzcince nic nie zostało oprócz zwisania i nabierania do pyska powietrza, kiedy fale ich przykrywały.
— Wężynowy Splocie, dasz radę! — krzyknęła, by wybawczyni ją usłyszała.
Widząc, że coraz rzadziej zaczęły się zanurzać oraz obie miały dostęp do powietrza, wzrosła jej pewność siebie. Jednakże długo to szczęście nie trwało, kiedy przykrywająca ich nagła fala zdążyła wyrwać Trzcinkę, z pyska wojowniczki. Kotka nie widziała w ciemnej toni nawet swoich łapek, czasami coś ją uderzało, czuła sięgające po nią pazury oraz zęby Wężynowego Splotu.
"Dasz radę! Złap mnie!"
Sama machając łapkami, starała się znaleźć bliżej szylkretki. Tamta pochwyciła ją, wystawiając ją nad tafle spienionej wody. Trzcinka zakasłała, walcząc, by złapać tchu. Widziała ,jak Wężynowy splot stara się samej złapać powietrze, jednak miała o wiele bardziej utrudnione zadanie przez nią. Wojowniczka nadal płynąc, zmierzała ku kolejnej fali.
— Wężynowy Splocie! Fala!
Jednak kocica sprawnie przepłynęła zagrożenie. Widząc, jak zbliżają się do drzewa, Trzcinka starała się przebierać łapkami w wodzie, by ułatwić robotę swojej wybawicielce.
"Jeszcze trochę! Dajesz Wężynowy Splocie!"
Widząc, jak tamta znów została zakryta całkowicie pod wodą, poczuła zimne igiełki wbijające się w jej żołądek.
— Wężynowy Splocie! – jęknęła z bezsilności.
Kocica nie miała tyle sił walczyć z takim potężnym żywiołem. Jakby umiała pływać, to próbowałaby jej pomóc, jednak jej umiejętności na tę chwilę pozwalały jej pływać po spokojnej wodzie oraz się na niej unosić, a nie walczyć z potężnym żywiołem! Przed nimi pojawiły się kolejne fale, które raz po raz zaczynały podtapiać kociaka. Nagle za kark złapał ją znajomy kot. Znała jego futerko!
— Szałwiowe Serce! — wychrypiała z nadzieją, machając łapkami.
— Wężynowy Splocie, dasz radę! — krzyknęła, by wybawczyni ją usłyszała.
Widząc, że coraz rzadziej zaczęły się zanurzać oraz obie miały dostęp do powietrza, wzrosła jej pewność siebie. Jednakże długo to szczęście nie trwało, kiedy przykrywająca ich nagła fala zdążyła wyrwać Trzcinkę, z pyska wojowniczki. Kotka nie widziała w ciemnej toni nawet swoich łapek, czasami coś ją uderzało, czuła sięgające po nią pazury oraz zęby Wężynowego Splotu.
"Dasz radę! Złap mnie!"
Sama machając łapkami, starała się znaleźć bliżej szylkretki. Tamta pochwyciła ją, wystawiając ją nad tafle spienionej wody. Trzcinka zakasłała, walcząc, by złapać tchu. Widziała ,jak Wężynowy splot stara się samej złapać powietrze, jednak miała o wiele bardziej utrudnione zadanie przez nią. Wojowniczka nadal płynąc, zmierzała ku kolejnej fali.
— Wężynowy Splocie! Fala!
Jednak kocica sprawnie przepłynęła zagrożenie. Widząc, jak zbliżają się do drzewa, Trzcinka starała się przebierać łapkami w wodzie, by ułatwić robotę swojej wybawicielce.
"Jeszcze trochę! Dajesz Wężynowy Splocie!"
Widząc, jak tamta znów została zakryta całkowicie pod wodą, poczuła zimne igiełki wbijające się w jej żołądek.
— Wężynowy Splocie! – jęknęła z bezsilności.
Kocica nie miała tyle sił walczyć z takim potężnym żywiołem. Jakby umiała pływać, to próbowałaby jej pomóc, jednak jej umiejętności na tę chwilę pozwalały jej pływać po spokojnej wodzie oraz się na niej unosić, a nie walczyć z potężnym żywiołem! Przed nimi pojawiły się kolejne fale, które raz po raz zaczynały podtapiać kociaka. Nagle za kark złapał ją znajomy kot. Znała jego futerko!
— Szałwiowe Serce! — wychrypiała z nadzieją, machając łapkami.
Chciała się jego złapać, nie miała zamiaru utonąć. Książę położył ją na gałęzi obok jej nowo poznanego kolegi. Trzcinka nie miała siły, by powiedzieć cokolwiek do Zmierzchu, gdy ten próbował z nią rozmawiać. Po prostu przycisnęła się do niego swoim przemoczonym bokiem, przy tym mocno przyczepiając się pazurkami do gałęzi drzewa.
"Co tutaj się działo?!"
Szukała wzrokiem pozostałych, obserwując ich zmagania w wodzie. W środku coś czuła, że nie wszyscy ujdą żywi z tego potopu. Ciągnięte przez wodę przedmioty, wpadły do obozu, przetapiając przy tym niektóre koty. Widząc jak pod silnym uderzeniem kłody, znika w wodzie Wzlatująca Uszatka, wojowniczka zniknęła w odmętach ciemnej wody. Poczuła, jak dreszcz przechodzi przez jej plecy. Jej oraz Wężynowemu Splotu mogło się coś takiego przydarzyć, a wtedy na pewno, by już nie żyły. Trzęsła się cała z emocji.
— Wszystko w porządku? — zapytał jej kolega, któryś raz z rzędu. Tylko dopiero teraz dotarły jego słowa do Trzcinki.
"Co tutaj się działo?!"
Szukała wzrokiem pozostałych, obserwując ich zmagania w wodzie. W środku coś czuła, że nie wszyscy ujdą żywi z tego potopu. Ciągnięte przez wodę przedmioty, wpadły do obozu, przetapiając przy tym niektóre koty. Widząc jak pod silnym uderzeniem kłody, znika w wodzie Wzlatująca Uszatka, wojowniczka zniknęła w odmętach ciemnej wody. Poczuła, jak dreszcz przechodzi przez jej plecy. Jej oraz Wężynowemu Splotu mogło się coś takiego przydarzyć, a wtedy na pewno, by już nie żyły. Trzęsła się cała z emocji.
— Wszystko w porządku? — zapytał jej kolega, któryś raz z rzędu. Tylko dopiero teraz dotarły jego słowa do Trzcinki.
— Chyba nic mi nie jest, po prostu opiłam się za dużo wody... — wychrypiała.
Patrzyła się w odmęty fal. Widziała tam koty, które znała całe życie. Widziała, jak walczyły o każdy wdech. Jednak nie widziała, bardzo znajomej sierści, bardzo irytującej koteczki, którą była jej siostra.
— Nie widzę Różyczki — powiedziała wstrząśnięta, wbijając mocniej pazurki w gałąź drzewa. — Boje się Zmierzchu...
— Nie widzę Różyczki — powiedziała wstrząśnięta, wbijając mocniej pazurki w gałąź drzewa. — Boje się Zmierzchu...
Na drzewo wspiął się Żmijowcowa Łapa i od razu podszedł do nich. Ze względu na to, że ich nikt nie pilnował, pewnie poczuł się w obowiązku, by zatroszczyć się o najmłodszych członków swojego klanu. Siedział tak w milczeniu, wpatrując się w nich i owijając oba kociaki swoim przemoczonym ogonem. Dopiero większe poruszenie wyrwało go z tego marazmu. Zjeżył się, oprócz strachu widać było po nim, że jest zbyt zmęczony, ale nagle coś pisnęło. Odwrócił pysk w stronę Trzcinki, która zmartwiona zauważyła brak siostry. Mruknął, aby zwrócić na siebie uwagę.
— Twoja siostra? Nie ma jej? — zapytał, patrząc to na nią, to na Zmierzch — Nie widzisz jej nigdzie? Może jest na innych gałęziach?
— Twoja siostra? Nie ma jej? — zapytał, patrząc to na nią, to na Zmierzch — Nie widzisz jej nigdzie? Może jest na innych gałęziach?
Jej oczy się rozszerzyły i zaszkliły.
— Nieeee! — powiedziała, płacząc.
— Nieeee! — powiedziała, płacząc.
Czuła się tak bezsilnie i martwiła się o siostrę.
— Żmijowcowa Łapo nie ma jej tu! — zawyła, cała się trzęsąc, czuła jak jej mięśnie bolą ją od mocnego trzymania się gałęzi.
— Żmijowcowa Łapo nie ma jej tu! — zawyła, cała się trzęsąc, czuła jak jej mięśnie bolą ją od mocnego trzymania się gałęzi.
Spomiędzy fal wyłonił się dziwny kształt, dryfował tak przy drzewie, na którym uratowane koty, przesiadywały, wpatrując się w masakrę, która działa się kilka długości lisa pod nimi. Trzcinka, jedynie zauważyła, jak to coś zostaje wyłowione przez wojowników i położone na gałęzi, po drugiej stronie konaru, gdzie pomagała to coś lub kogoś wnieść jej wybawicielka. Było słychać nagłe poruszenie, którego ona nie mogła zrozumieć, jednak Żmijowcowa Łapa, wydawał się bardziej przerażony, a jego ślepia wyrażały współczucie. Mocniej ścisnął ogon wokół ciałka Trzcinki. Wydawał się wahać nad czymś.
— D-dobra, zostaniecie tutaj, pilnujecie siebie nawzajem, a ja pójdę znaleźć Róż... — przerwał, kiedy między kotami rozległ się pisk i wrzask.
Przełknął ślinę. Zamiast się oddalić, zbliżył się do kociaków, a przednią łapą, trochę niepewnie obrócił głowę szylkretki w drugą stronę, delikatnie przyciskając ją do Zmierzchu i do swojej drugiej przedniej nogi.
— NIE! — przedarł się przez ulewę, krzyk Baśniowej Stokrotki.
— D-dobra, zostaniecie tutaj, pilnujecie siebie nawzajem, a ja pójdę znaleźć Róż... — przerwał, kiedy między kotami rozległ się pisk i wrzask.
Przełknął ślinę. Zamiast się oddalić, zbliżył się do kociaków, a przednią łapą, trochę niepewnie obrócił głowę szylkretki w drugą stronę, delikatnie przyciskając ją do Zmierzchu i do swojej drugiej przedniej nogi.
— NIE! — przedarł się przez ulewę, krzyk Baśniowej Stokrotki.
Nie wiedziała, co ma ze sobą robić. Przytuliła się do Żmijowcowej Łapy i Zmierzchu.
— Znaleźli Różyczkę? — zapytała z napięciem.
— Znaleźli Różyczkę? — zapytała z napięciem.
Chciała spojrzeć w drugą stronę, chciała zobaczyć siostrę!
— Nic jej nie jest, Żmijowcowa Łapo? — płakała — Błagam, powiedz coś!
— Nic jej nie jest, Żmijowcowa Łapo? — płakała — Błagam, powiedz coś!
Bała się wychylić. Nie chciała spaść z drzewa, do tej ciemnej wody, która rozszarpywała wszystko na swojej drodze. Ten spojrzał na czekoladowe ślepia Trzcinki, próbował się uśmiechnąć.
— Różyczka... Ś-śpi... — wymamrotał, ale gardło mu się zacisnęło. — Ona... — westchnął głośno i spuścił łeb. Próbował coś jeszcze powiedzieć, ale nie zdołał dokończyć.
Siedział tak, trzęsąc się z zimna. Wydawał się wiercić spojrzeniem w jej ciałko, tylko nie było to poirytowane, bądź obrzydzony wzrok. Kicia widziała w jego oczach współczucie.
— Śpi? — jej warga drżała.
— Różyczka... Ś-śpi... — wymamrotał, ale gardło mu się zacisnęło. — Ona... — westchnął głośno i spuścił łeb. Próbował coś jeszcze powiedzieć, ale nie zdołał dokończyć.
Siedział tak, trzęsąc się z zimna. Wydawał się wiercić spojrzeniem w jej ciałko, tylko nie było to poirytowane, bądź obrzydzony wzrok. Kicia widziała w jego oczach współczucie.
— Śpi? — jej warga drżała.
Ledwo co się trzymała na łapach. Bolało ją całe ciało. Jej ostatnie łzy popłynęły po pysku i spadły w toń wzburzonej wody. Po zachowaniu kocura dobrze wiedziała, że nie chodzi o taki zwykły sen.
"Różyczka nie wyszła z tej powodzi cała..."
Pociągnęła nosem. Nadal się trzęsąc, wtuliła się w sierści ucznia. Chciała zniknąć z tej gałęzi. Chciałaby, to wydarzenie okazało się tylko złym snem. Chciałaby Wężynowy Splot była dla niej niemiła, żeby Żmijowcowa Łapa opowiadał jej historie napełnione szpileczkami grozy i cichych przytyków, żeby Różyczka nadal była obok niej. Chciała z nią konkurować! Chciała jej pokazać, że jest równie dobrą uczennicą co ona. Jednak nie było im to dane. Nie było JEJ to dane.
— Jestem okropna — powiedziała to w końcu. — Ostatnie zdanie, jakie powiedziałam o Różyczce to, że jest irytująca…
Pociągnęła nosem. Nadal się trzęsąc, wtuliła się w sierści ucznia. Chciała zniknąć z tej gałęzi. Chciałaby, to wydarzenie okazało się tylko złym snem. Chciałaby Wężynowy Splot była dla niej niemiła, żeby Żmijowcowa Łapa opowiadał jej historie napełnione szpileczkami grozy i cichych przytyków, żeby Różyczka nadal była obok niej. Chciała z nią konkurować! Chciała jej pokazać, że jest równie dobrą uczennicą co ona. Jednak nie było im to dane. Nie było JEJ to dane.
— Jestem okropna — powiedziała to w końcu. — Ostatnie zdanie, jakie powiedziałam o Różyczce to, że jest irytująca…
Czując się winna tej sytuacji. Patrzyła się smutnie w toń wody, zza futra ucznia.
— Chcę, żeby już ten koszmar się skończył... To jest o wiele straszniejsze niż twoje historie…
Uczeń w końcu odwrócił głowę, a jego uszy drgnęły. Wydawał się nagle rozluźnić i zaczął przekrzykiwać wiatr oraz straszny szum fal:
— Lulku! Lulku! Chodź tutaj! — zawołał głośno, chociaż jego głos był zmęczony i piskliwy.
Trzcinka położyła po sobie uszy, gdyż było zbyt głośno. Płacz Baśniowej Stokrotki, wołania niektórych wojowników oraz wiatr z przemieszczającą się szybko wodą, mieszały się razem, tworząc jeden wielki hałas. Koteczka słysząc wszystko na raz, wraz z szumem własnej krwi w uszach, nie mogła się na niczym skupić, nawet na własnych myślach. Nawet koteczka nie zauważyła, że podszedł do nich Lulkowa Łapa, kulejąc i siadając obok Żmijowcowej Łapy. Wtulił się w futro brata, obejmując go ogonem.
— Żyjesz... Żyjesz… — wtedy ona zwróciła na niego uwagę. Wyglądał na równie wstrząśniętego i mokry co inni.
— Jakoś, jakimś cudem... Tak... — wymruczał, dalej ściskając kociaki ogonem. Położył łeb na barku Lulkowej Łapy. Chwile milczał. Przyciągnął ją tylko bliżej do siebie, ignorując Zmierzch, który nie potrzebowała takiego emocjonalnego wsparcia co szylkretka.
— Zostałem opiekunką — odezwał się nagle, lekko zagłuszony przez kryzę Lulka. — Może powinienem być piastunką... Ale kociaki przeze mnie płaczą.
Pomimo sytuacji, w jakiej się znaleźli, zaśmiał się. Zupełnie szczerze. Rozbawił go absurdalny komentarz Żmijowca.
— Opiekunką? – powtórzył, cicho kaszląc przy okazji. Pacnął brata lekko łapą — Nie rozśmieszaj mnie... Też przez ciebie płakałem, jak byłem kociakiem.
Biało czarny kocur wywrócił oczyma. Otulił swój ogon także wokół Trzcinki, chcąc jakoś ogrzać jej małe, wychłodzone ciałko.
— Jak się czujesz, Trzcinko? — wychrypiał cicho.
— Okropnie — odpowiedziała szczerze.
Będąc wtulona w przemokniętą sierść Żmijowcowej Łapy, lekko odwróciła łepek, aby zobaczyć pyszczek Lulkowej Łapy. Uczeń zielarki, również postanowił dodać jej otuchy, jednak zapomniał, że ona wcale też nie była tak malutka i głupiutka. Bardzo dobrze wiedziała, co się przed chwilą stało.
— Mogłam skończyć jak Różyczka. Dzięki Wężynowemu Splotu oraz Szałwiowemu Sercu, w ogóle żyje... Jednak teraz nie będę miała z kim rywalizować... z miotu zostałam sama...
Spuściła wzrok na łapki. Ten koszmar wyrwał część jej. Coś, co do niej już nigdy nie wróci. Żmijowcowa Łapa odstawił dumę na bok. To nie był czas na gwiazdorzenie, na zadzieranie nosa, na nakładanie głupiej maski.
— Wiesz Trzcinko, ja też żyje tylko dlatego, że Szałwiowe Serce mnie wyciągnął — przyznał, unikając jednak wzroku Lulka – A-ale... Słuchaj — zwrócił się bezpośrednio do niej – Może i nie masz siostry; to bardzo smutne... Ale... Zawsze możesz konkurować z Szałwiowym Sercem, prawda? On jest teraz wielkim bohaterem; uratował wiele kotów. Możesz próbować być taka jak on? Dasz radę? Ja myślę, że tak. Masz to wypisane na mordce. Sama mi powiedziałaś, że jesteś wybranką Przodków. – Wymusił uśmiech. Kiedy mała myślała o jego słowach, odwrócił się do Lulka:
— D-dobrze jej powiedziałem? — zapytał niepewnie, ale nagle zobaczył potężną, znajomą postać w oddali, również na gałęzi. — Lulku, patrz! To mama!
Ta pociągnęła nosem. Słowa otuchy Żmijowcowej Łapy działały, jednak nie na tyle by kicia zapomniała o stracie siostry. Pokiwała mu główką i nie przestawała się tulić.
— Tak, dobrze — odwrócił się w kierunku, w którym patrzył brat.
Wężyna stała tam, w całej swojej okazałości! Co prawda zupełnie przemoczona, co optycznie znacznie pomniejszało jej rozmiar, ale żyła! Lulek pisnął ze szczęścia, jednak gdy próbował do niej krzyknąć, jedynie zaniósł się kaszlem. Oddzielił się od grupy, kuśtykając w kierunku matki.
— Trzcinko... Pójdziemy poszukać twojej mamy? Chciałabyś? — po dłuższej chwili spytał się jej Żmijowcowa Łapa.
Pokiwała głową. Było jej naprawdę źle, mogła znaleźć się blisko swojej rodziny. Może wtedy jej smutki, by wyparowały?
— Weźmiesz jeszcze Zmierzch? On nie ma tutaj rodziny. Nie chcę, by też został sam.
Odpowiedziała i zerknęła na kocurka.
— Zmierzchu, pójdziesz z nami. Nie zostawię cię tutaj samego.
Przez chwilę zapomniała o tragedii i wyciągnęła łapkę w jego stronę. Żmijowcowa Łapa westchnął. Kiwnął Zmierzchowi głową, aby ten też ostrożnie podążał za nim. Chwilę się zawahał, kocur wpatrywał się w wodę, gdzie Wężynowy Splot po raz kolejny jest w wodzie; była faktycznie nieustraszona i ratowała pozostałych Klanowiczów.
— Wszystko w porządku, radzicie sobie? Nie jest zbyt ślisko? — zapytał dla pewności.
Wzięła się do kupy. Spięła się i była gotowa do działania. Później sobie będzie mogła w spokoju opłakiwać śmierć siostry. Dała swoją końcówkę ogona, by Zmierzch mógł ją złapać pyskiem i ruszyła ostrożnie za Żmijowcową Łapą.
— Dajemy sobie radę! — odpowiedziała, czując coraz większy strach.
Musiała patrzeć pod nogi, by widzieć, gdzie idzie, ale przez to, widziała toń. Można by było powiedzieć, że mówiła do Trzcinki. Chciała ją zjeść, pożreć! I to z takiej wysokości! Jej żołądek wypełnił się zimnymi kamieniami. Przerażenie, jednak nie wzięło nad nią górę.
— Chodźmy, byle szybko! Jest ślisko, ale to się nie zmieni! Chodźmy, proszę!
Odetchnął z ulgą. Słuchając zapewnień Trzcinki, spojrzał się nią, ujrzawszy parę kociaków idących gęsiego za nim, jego mina skwaśniała. Nastąpił na śliską algę tylną łapą i stracił całkowicie równowagę. Próbował się utrzymać, ale wiatr zadął potwornie. Udało mu się zaczepić pazury o mokrą powierzchnię, jednak cały tył zwisał.
— Po-pomocy! H-hej! — nagle wrzasnął. Serce podeszło mu pod samo gardło, a przerażone ślepia wlepił w parę podrostków, którymi miał się zająć.
Koteczka rozwarła z zaskoczenia pyszczek.
— Pomocy! Żmijowocowa Łapa się poślizgnął!
Podbiegła do niego i starała się coś zrobić. Łapkami złapała część jego futra i starała się wciągnąć na gałąź, jednak była na to za mała.
— Pomocy! — wychrypiał, w tej samej chwili, z drugiej gałęzi Lulkowa Łapa — Rosiczkowa Łapa... Rosiczkowa Łapa... Odpływa... Pomocy! Ratunku!
Już prawie udało się Żmijowcowej Łapie wygiąć tak grzbiet, że dotknął tylnymi pazurami gałęzie, ale nagle... Usłyszał słowa Lulkowej Łapy... Stracił na moment połączenie ze światem rzeczywistym. Pazury zjechały ze śliskiej powierzchni i z głośnym pluskiem wpadł w toń.
— Nieeee! — wrzasnęła Trzcinka, patrząc się, jak jej opiekun spada do wody.
Krew w żyłach jej wręcz zamarzła, na ten widok.
— Niech ktoś pomoże Żmijowcowej Łapie! Dryfująca Bulwo! Baśniowa Stokrotko! Szałwiowe Serce! Błagam!
Dryfująca Bulwa, słysząc, rozpaczliwe wołanie córki na chwilę oderwał się od Baśniowej Stokrotki, pożegnał się z nią, tak cicho, że Trzcinka nie mogła tego usłyszeć, po czym wskoczył za Żmijowcową Łapą. Patrzyła, jak jej ojciec wbił się w wodę, by ratować ucznia. Czuła ogromną frustrację. Nie mogła nic zrobić, bo była głupim kociakiem. Uczniowi udało mu się wynurzyć łeb niemal momentalnie. Próbować znów wdrapać się na drzewo; był zaraz obok niego. Udałoby mu się, ale... Przez powietrze przeszedł żałosny jęk jego siostry. Rosiczkowa łapa taplała się w oddali. Kocur zaczął płynąć w kierunku topiącej się szylkretki. Złapał mniejszą za kark i z trudem obrócił w stronę sumaku.
— N-nie trzep się — syknął przez zęby.
Trzcinka na ten widok przycisnęła się do Zmierzchu, nie chcąc, by tamten też spadł.
— Chodźmy bliżej konaru drzewa. Tam gałąź jest najgrubsza. Nie spadniemy — obiecała mu.
Biorąc się do działania, przeszła ostrożnie z kocurem do wyznaczonego miejsca. Czując się trochę bezpieczniej, patrzyła się, jak koty zmagają się z żywiołem. Wiatr smagał jej przemoczone futro, a łapy drętwiały od ciągłego wciskania pazurów w korę. Widząc, gdzieś między kotami na drzewie znajome futerko, krzyknęła:
— Mamo! Chodź tutaj! Mamo!
Krzyknęła, patrząc ciągle, jak jej ojciec walczył nieudolnie między falami. Nie chciała go stracić na własnych oczach, ale nie była nawet uczennicą. Nie umiała pływać. Dlatego siedziała ze Zmierzchem na gałęzi.
— Trzcinko, spokojnie, widzisz? Dopłynął do nich — uspokoiła ją matka, która na jej zawołanie zwinnie przeskoczyła gałęzie, by znaleźć się obok własnej córki. Usiadła i owinęła ją ogonem, cały czas patrząc na burego wojownika.
Spojrzała na matkę i pokiwała głową. Wzięła łapką Zmierzch, żeby się też przyłączył do ciepła również przemoczonej Baśniowej Stokrotki.
— Trzcinko! Nic ci nie jest?? — zapytała zaniepokojona Ćmia Łapa, która patrzyła się z gałęzi wyżej.
Na nagły głos Ćmiej Łapy, podniosła wzrok na przyjaciółkę, ciesząc się, że tamta żyje.
— Ćmia Łapo! — zawołała z ulgą — Jestem bezpieczna! A ty?
Odpowiedziała jej zgodnie z prawdą. Nie mogła powiedzieć, że nic jej nie jest. Nie mogła powiedzieć, że czuje się dobrze. Czuła się okropnie, jednak żyła.
— Dobrze… — szylkretowa uczennica spojrzała w wodę. Nagle dostrzegła coś, co ją zmroziło. Sylwetkę kota. — Sterletowa Łuska nadal jest w wodzie!! — krzyknęła przerażona.
Trzcinka również spojrzała w stronę ratujących się kotów. Widziała, jak Rosiczkowa Łapa tonie, a jej tata ratuje Żmijowcową Łapę. Słyszała wrzaski jego rodzeństwa. To wszystko... było... takie straszne. Czując gulę w swoim gardle, po prostu patrzyła się na tragedię. Wszyscy byli poszkodowani przez dzisiejszy sztorm... a ona, głupi kociak, mogła jedynie patrzeć.
Żmijowcowa Łapa został odciągnięty od swojej siostry i wepchnięty na jedną z gałęzi przez jej ojca. Został w takiej pozycji, w jakiej go ułożono. Widać, że walka o jego siostrę wyssała z niego całą energię. Był faktycznie zaangażowany, faktycznie chciał uratować Rosiczkę, ale... Ona się poddała. Poddała się na jego oczach. Chciała podbiec do niego i go pocieszyć. Tak jak on ją pocieszył, jednak nie mogła. Nie chciała wpaść do spienionej wody, która pochłonęła tyle istnień.
"Biedny Żmijowcowa Łapa!" – pomyślała, wpatrując się w niego.
Siedziała przy Baśniowej Stokrotce i Zmierzchu.
— Mamo? Ile będzie to jeszcze trwało? Klan Gwiazdy nad nami czuwa? — spytała po dłuższej ciszy.
Na pysku Baśniowej Stokrotki pojawiło się zmieszanie.
— Tak, Trzcinko. Klan Gwiazdy nad nami czuwa, ale może zbyt się na kogoś wściekł i my obrywamy — powiedziała.
— Dlaczego my? Zginęło tyle niewinnych kotów... Patrzyła się skupiona na walczącego z falami Sterletową Łuskę.
— Sama nie wiem, ale tak zadecydował Klan Gwiazdy — wydukała. Polizała córkę po główce.
Koteczka jedynie westchnęła. Nie rozumiała jak zmarłe koty, które kochali za życia, teraz mszczą się z jakiś dziwnych powodów na całym Klanie Nocy, zabierając przy tym wiele niewinnych istnień. Wątpiłaby Rosiczkowa Łapa bądź Różyczka były czegoś naprawdę winne. Chciałaby powiedzieć, że pragnie do domu, jednak oni w nim byli. Byli na najbardziej bezpiecznym miejscu na terenie Klanu Nocy, czyli w jego sercu, w obozie, jednak nieważne jak dużo kotów chroniło obozu. Nikt śmiertelny, nie miał szansy walczyć z żywiołem. Jej żłobek o ile nie został zmieciony przez fale wody, to znajdował się pod ciemną falującą taflą wody, która zabierała najróżniejsze przedmioty. Widziała jak kłody i kamienie poharatały część wojowników, którzy starali się ratować niewinne istnienia, jak na przykład Wężynowy Splot. Też nie będą mieć co jeść o ile woda opadnie. Pewnie z ich obozu nic się nie zostało. Sam szlam, brak ziół, brak jedzenia oraz miejsca na wypoczynek.
— Co teraz zrobimy? — zapytała sama siebie, nie zdając sobie sprawy, że powiedziała to na głos.
Jednak matka milczała, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w spienione fale. Trzcinka jedynie przytuliła się do niej, starając się znaleźć wzrokiem punkt, w który wpatrywała się Baśniowa Stokrotka. Przeraźliwy wiatr, z deszczem nadal zakłócały spokój, podsycając w ten sposób agresywne fale, które coraz mocniej napierały w drzewo. Koteczce wydawało się, że sumak pochyla się od napierającej od dołu wody.
— Odpocznijmy, Mandarynkowe Pióro. Wybierz wojowników, którzy będą mieli stać na straży, a rano... Rano zastanowimy się nad tym, co robić dalej — rozbrzmiał głos Spienionej Gwiazdy.
Słysząc przywódczynię, położyła się, zachęcając do tego Zmierzch. Liczyła na to, że jej kolega również odpocznie. Położyła swój ogon na jego barku i zwinęła się w kulkę, mając nadzieje, że uda jej się, chociaż na chwilę przymknąć oko. Była wyczerpana, zmarznięta oraz smutna. Kto w sumie nie był? Tak tu musieli zostać do rana. Poczuła jeszcze zapach Dryfującej Bulwy, pewnie kocur, dołączył do nich na gałęzi. Ciepło wytworzone przez rodzinę oraz kolegę, uśpiły koteczkę. Jej futerko stawało się suchutkie, a szum, utulał ją do snu. Słyszała jeszcze, jak gdzieś tam na drzewie, rozbrzmiewa głos Mandarynkowego Pióra, jednak już nie przywiązywała to tego większej uwagi. Zapadła w sen. Widziała przed sobą uśmiechniętą Różyczkę! Bawiły się razem w kąciku zabaw, jak to było przed całą tragedią.
"Różyczko!"
— Chcę, żeby już ten koszmar się skończył... To jest o wiele straszniejsze niż twoje historie…
Uczeń w końcu odwrócił głowę, a jego uszy drgnęły. Wydawał się nagle rozluźnić i zaczął przekrzykiwać wiatr oraz straszny szum fal:
— Lulku! Lulku! Chodź tutaj! — zawołał głośno, chociaż jego głos był zmęczony i piskliwy.
Trzcinka położyła po sobie uszy, gdyż było zbyt głośno. Płacz Baśniowej Stokrotki, wołania niektórych wojowników oraz wiatr z przemieszczającą się szybko wodą, mieszały się razem, tworząc jeden wielki hałas. Koteczka słysząc wszystko na raz, wraz z szumem własnej krwi w uszach, nie mogła się na niczym skupić, nawet na własnych myślach. Nawet koteczka nie zauważyła, że podszedł do nich Lulkowa Łapa, kulejąc i siadając obok Żmijowcowej Łapy. Wtulił się w futro brata, obejmując go ogonem.
— Żyjesz... Żyjesz… — wtedy ona zwróciła na niego uwagę. Wyglądał na równie wstrząśniętego i mokry co inni.
— Jakoś, jakimś cudem... Tak... — wymruczał, dalej ściskając kociaki ogonem. Położył łeb na barku Lulkowej Łapy. Chwile milczał. Przyciągnął ją tylko bliżej do siebie, ignorując Zmierzch, który nie potrzebowała takiego emocjonalnego wsparcia co szylkretka.
— Zostałem opiekunką — odezwał się nagle, lekko zagłuszony przez kryzę Lulka. — Może powinienem być piastunką... Ale kociaki przeze mnie płaczą.
Pomimo sytuacji, w jakiej się znaleźli, zaśmiał się. Zupełnie szczerze. Rozbawił go absurdalny komentarz Żmijowca.
— Opiekunką? – powtórzył, cicho kaszląc przy okazji. Pacnął brata lekko łapą — Nie rozśmieszaj mnie... Też przez ciebie płakałem, jak byłem kociakiem.
Biało czarny kocur wywrócił oczyma. Otulił swój ogon także wokół Trzcinki, chcąc jakoś ogrzać jej małe, wychłodzone ciałko.
— Jak się czujesz, Trzcinko? — wychrypiał cicho.
— Okropnie — odpowiedziała szczerze.
Będąc wtulona w przemokniętą sierść Żmijowcowej Łapy, lekko odwróciła łepek, aby zobaczyć pyszczek Lulkowej Łapy. Uczeń zielarki, również postanowił dodać jej otuchy, jednak zapomniał, że ona wcale też nie była tak malutka i głupiutka. Bardzo dobrze wiedziała, co się przed chwilą stało.
— Mogłam skończyć jak Różyczka. Dzięki Wężynowemu Splotu oraz Szałwiowemu Sercu, w ogóle żyje... Jednak teraz nie będę miała z kim rywalizować... z miotu zostałam sama...
Spuściła wzrok na łapki. Ten koszmar wyrwał część jej. Coś, co do niej już nigdy nie wróci. Żmijowcowa Łapa odstawił dumę na bok. To nie był czas na gwiazdorzenie, na zadzieranie nosa, na nakładanie głupiej maski.
— Wiesz Trzcinko, ja też żyje tylko dlatego, że Szałwiowe Serce mnie wyciągnął — przyznał, unikając jednak wzroku Lulka – A-ale... Słuchaj — zwrócił się bezpośrednio do niej – Może i nie masz siostry; to bardzo smutne... Ale... Zawsze możesz konkurować z Szałwiowym Sercem, prawda? On jest teraz wielkim bohaterem; uratował wiele kotów. Możesz próbować być taka jak on? Dasz radę? Ja myślę, że tak. Masz to wypisane na mordce. Sama mi powiedziałaś, że jesteś wybranką Przodków. – Wymusił uśmiech. Kiedy mała myślała o jego słowach, odwrócił się do Lulka:
— D-dobrze jej powiedziałem? — zapytał niepewnie, ale nagle zobaczył potężną, znajomą postać w oddali, również na gałęzi. — Lulku, patrz! To mama!
Ta pociągnęła nosem. Słowa otuchy Żmijowcowej Łapy działały, jednak nie na tyle by kicia zapomniała o stracie siostry. Pokiwała mu główką i nie przestawała się tulić.
— Tak, dobrze — odwrócił się w kierunku, w którym patrzył brat.
Wężyna stała tam, w całej swojej okazałości! Co prawda zupełnie przemoczona, co optycznie znacznie pomniejszało jej rozmiar, ale żyła! Lulek pisnął ze szczęścia, jednak gdy próbował do niej krzyknąć, jedynie zaniósł się kaszlem. Oddzielił się od grupy, kuśtykając w kierunku matki.
— Trzcinko... Pójdziemy poszukać twojej mamy? Chciałabyś? — po dłuższej chwili spytał się jej Żmijowcowa Łapa.
Pokiwała głową. Było jej naprawdę źle, mogła znaleźć się blisko swojej rodziny. Może wtedy jej smutki, by wyparowały?
— Weźmiesz jeszcze Zmierzch? On nie ma tutaj rodziny. Nie chcę, by też został sam.
Odpowiedziała i zerknęła na kocurka.
— Zmierzchu, pójdziesz z nami. Nie zostawię cię tutaj samego.
Przez chwilę zapomniała o tragedii i wyciągnęła łapkę w jego stronę. Żmijowcowa Łapa westchnął. Kiwnął Zmierzchowi głową, aby ten też ostrożnie podążał za nim. Chwilę się zawahał, kocur wpatrywał się w wodę, gdzie Wężynowy Splot po raz kolejny jest w wodzie; była faktycznie nieustraszona i ratowała pozostałych Klanowiczów.
— Wszystko w porządku, radzicie sobie? Nie jest zbyt ślisko? — zapytał dla pewności.
Wzięła się do kupy. Spięła się i była gotowa do działania. Później sobie będzie mogła w spokoju opłakiwać śmierć siostry. Dała swoją końcówkę ogona, by Zmierzch mógł ją złapać pyskiem i ruszyła ostrożnie za Żmijowcową Łapą.
— Dajemy sobie radę! — odpowiedziała, czując coraz większy strach.
Musiała patrzeć pod nogi, by widzieć, gdzie idzie, ale przez to, widziała toń. Można by było powiedzieć, że mówiła do Trzcinki. Chciała ją zjeść, pożreć! I to z takiej wysokości! Jej żołądek wypełnił się zimnymi kamieniami. Przerażenie, jednak nie wzięło nad nią górę.
— Chodźmy, byle szybko! Jest ślisko, ale to się nie zmieni! Chodźmy, proszę!
Odetchnął z ulgą. Słuchając zapewnień Trzcinki, spojrzał się nią, ujrzawszy parę kociaków idących gęsiego za nim, jego mina skwaśniała. Nastąpił na śliską algę tylną łapą i stracił całkowicie równowagę. Próbował się utrzymać, ale wiatr zadął potwornie. Udało mu się zaczepić pazury o mokrą powierzchnię, jednak cały tył zwisał.
— Po-pomocy! H-hej! — nagle wrzasnął. Serce podeszło mu pod samo gardło, a przerażone ślepia wlepił w parę podrostków, którymi miał się zająć.
Koteczka rozwarła z zaskoczenia pyszczek.
— Pomocy! Żmijowocowa Łapa się poślizgnął!
Podbiegła do niego i starała się coś zrobić. Łapkami złapała część jego futra i starała się wciągnąć na gałąź, jednak była na to za mała.
— Pomocy! — wychrypiał, w tej samej chwili, z drugiej gałęzi Lulkowa Łapa — Rosiczkowa Łapa... Rosiczkowa Łapa... Odpływa... Pomocy! Ratunku!
Już prawie udało się Żmijowcowej Łapie wygiąć tak grzbiet, że dotknął tylnymi pazurami gałęzie, ale nagle... Usłyszał słowa Lulkowej Łapy... Stracił na moment połączenie ze światem rzeczywistym. Pazury zjechały ze śliskiej powierzchni i z głośnym pluskiem wpadł w toń.
— Nieeee! — wrzasnęła Trzcinka, patrząc się, jak jej opiekun spada do wody.
Krew w żyłach jej wręcz zamarzła, na ten widok.
— Niech ktoś pomoże Żmijowcowej Łapie! Dryfująca Bulwo! Baśniowa Stokrotko! Szałwiowe Serce! Błagam!
Dryfująca Bulwa, słysząc, rozpaczliwe wołanie córki na chwilę oderwał się od Baśniowej Stokrotki, pożegnał się z nią, tak cicho, że Trzcinka nie mogła tego usłyszeć, po czym wskoczył za Żmijowcową Łapą. Patrzyła, jak jej ojciec wbił się w wodę, by ratować ucznia. Czuła ogromną frustrację. Nie mogła nic zrobić, bo była głupim kociakiem. Uczniowi udało mu się wynurzyć łeb niemal momentalnie. Próbować znów wdrapać się na drzewo; był zaraz obok niego. Udałoby mu się, ale... Przez powietrze przeszedł żałosny jęk jego siostry. Rosiczkowa łapa taplała się w oddali. Kocur zaczął płynąć w kierunku topiącej się szylkretki. Złapał mniejszą za kark i z trudem obrócił w stronę sumaku.
— N-nie trzep się — syknął przez zęby.
Trzcinka na ten widok przycisnęła się do Zmierzchu, nie chcąc, by tamten też spadł.
— Chodźmy bliżej konaru drzewa. Tam gałąź jest najgrubsza. Nie spadniemy — obiecała mu.
Biorąc się do działania, przeszła ostrożnie z kocurem do wyznaczonego miejsca. Czując się trochę bezpieczniej, patrzyła się, jak koty zmagają się z żywiołem. Wiatr smagał jej przemoczone futro, a łapy drętwiały od ciągłego wciskania pazurów w korę. Widząc, gdzieś między kotami na drzewie znajome futerko, krzyknęła:
— Mamo! Chodź tutaj! Mamo!
Krzyknęła, patrząc ciągle, jak jej ojciec walczył nieudolnie między falami. Nie chciała go stracić na własnych oczach, ale nie była nawet uczennicą. Nie umiała pływać. Dlatego siedziała ze Zmierzchem na gałęzi.
— Trzcinko, spokojnie, widzisz? Dopłynął do nich — uspokoiła ją matka, która na jej zawołanie zwinnie przeskoczyła gałęzie, by znaleźć się obok własnej córki. Usiadła i owinęła ją ogonem, cały czas patrząc na burego wojownika.
Spojrzała na matkę i pokiwała głową. Wzięła łapką Zmierzch, żeby się też przyłączył do ciepła również przemoczonej Baśniowej Stokrotki.
— Trzcinko! Nic ci nie jest?? — zapytała zaniepokojona Ćmia Łapa, która patrzyła się z gałęzi wyżej.
Na nagły głos Ćmiej Łapy, podniosła wzrok na przyjaciółkę, ciesząc się, że tamta żyje.
— Ćmia Łapo! — zawołała z ulgą — Jestem bezpieczna! A ty?
Odpowiedziała jej zgodnie z prawdą. Nie mogła powiedzieć, że nic jej nie jest. Nie mogła powiedzieć, że czuje się dobrze. Czuła się okropnie, jednak żyła.
— Dobrze… — szylkretowa uczennica spojrzała w wodę. Nagle dostrzegła coś, co ją zmroziło. Sylwetkę kota. — Sterletowa Łuska nadal jest w wodzie!! — krzyknęła przerażona.
Trzcinka również spojrzała w stronę ratujących się kotów. Widziała, jak Rosiczkowa Łapa tonie, a jej tata ratuje Żmijowcową Łapę. Słyszała wrzaski jego rodzeństwa. To wszystko... było... takie straszne. Czując gulę w swoim gardle, po prostu patrzyła się na tragedię. Wszyscy byli poszkodowani przez dzisiejszy sztorm... a ona, głupi kociak, mogła jedynie patrzeć.
Żmijowcowa Łapa został odciągnięty od swojej siostry i wepchnięty na jedną z gałęzi przez jej ojca. Został w takiej pozycji, w jakiej go ułożono. Widać, że walka o jego siostrę wyssała z niego całą energię. Był faktycznie zaangażowany, faktycznie chciał uratować Rosiczkę, ale... Ona się poddała. Poddała się na jego oczach. Chciała podbiec do niego i go pocieszyć. Tak jak on ją pocieszył, jednak nie mogła. Nie chciała wpaść do spienionej wody, która pochłonęła tyle istnień.
"Biedny Żmijowcowa Łapa!" – pomyślała, wpatrując się w niego.
Siedziała przy Baśniowej Stokrotce i Zmierzchu.
— Mamo? Ile będzie to jeszcze trwało? Klan Gwiazdy nad nami czuwa? — spytała po dłuższej ciszy.
Na pysku Baśniowej Stokrotki pojawiło się zmieszanie.
— Tak, Trzcinko. Klan Gwiazdy nad nami czuwa, ale może zbyt się na kogoś wściekł i my obrywamy — powiedziała.
— Dlaczego my? Zginęło tyle niewinnych kotów... Patrzyła się skupiona na walczącego z falami Sterletową Łuskę.
— Sama nie wiem, ale tak zadecydował Klan Gwiazdy — wydukała. Polizała córkę po główce.
Koteczka jedynie westchnęła. Nie rozumiała jak zmarłe koty, które kochali za życia, teraz mszczą się z jakiś dziwnych powodów na całym Klanie Nocy, zabierając przy tym wiele niewinnych istnień. Wątpiłaby Rosiczkowa Łapa bądź Różyczka były czegoś naprawdę winne. Chciałaby powiedzieć, że pragnie do domu, jednak oni w nim byli. Byli na najbardziej bezpiecznym miejscu na terenie Klanu Nocy, czyli w jego sercu, w obozie, jednak nieważne jak dużo kotów chroniło obozu. Nikt śmiertelny, nie miał szansy walczyć z żywiołem. Jej żłobek o ile nie został zmieciony przez fale wody, to znajdował się pod ciemną falującą taflą wody, która zabierała najróżniejsze przedmioty. Widziała jak kłody i kamienie poharatały część wojowników, którzy starali się ratować niewinne istnienia, jak na przykład Wężynowy Splot. Też nie będą mieć co jeść o ile woda opadnie. Pewnie z ich obozu nic się nie zostało. Sam szlam, brak ziół, brak jedzenia oraz miejsca na wypoczynek.
— Co teraz zrobimy? — zapytała sama siebie, nie zdając sobie sprawy, że powiedziała to na głos.
Jednak matka milczała, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w spienione fale. Trzcinka jedynie przytuliła się do niej, starając się znaleźć wzrokiem punkt, w który wpatrywała się Baśniowa Stokrotka. Przeraźliwy wiatr, z deszczem nadal zakłócały spokój, podsycając w ten sposób agresywne fale, które coraz mocniej napierały w drzewo. Koteczce wydawało się, że sumak pochyla się od napierającej od dołu wody.
— Odpocznijmy, Mandarynkowe Pióro. Wybierz wojowników, którzy będą mieli stać na straży, a rano... Rano zastanowimy się nad tym, co robić dalej — rozbrzmiał głos Spienionej Gwiazdy.
Słysząc przywódczynię, położyła się, zachęcając do tego Zmierzch. Liczyła na to, że jej kolega również odpocznie. Położyła swój ogon na jego barku i zwinęła się w kulkę, mając nadzieje, że uda jej się, chociaż na chwilę przymknąć oko. Była wyczerpana, zmarznięta oraz smutna. Kto w sumie nie był? Tak tu musieli zostać do rana. Poczuła jeszcze zapach Dryfującej Bulwy, pewnie kocur, dołączył do nich na gałęzi. Ciepło wytworzone przez rodzinę oraz kolegę, uśpiły koteczkę. Jej futerko stawało się suchutkie, a szum, utulał ją do snu. Słyszała jeszcze, jak gdzieś tam na drzewie, rozbrzmiewa głos Mandarynkowego Pióra, jednak już nie przywiązywała to tego większej uwagi. Zapadła w sen. Widziała przed sobą uśmiechniętą Różyczkę! Bawiły się razem w kąciku zabaw, jak to było przed całą tragedią.
"Różyczko!"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz