Dawno dawno temu w trawie
Młodziak dumnie kroczył z białym piórem w pysku, które dostał od cioci wraz z dokładnym wyjaśnieniem jego pochodzenia. Niemniej, o ile sam ufał wyborom rodziny, tak musiał spytać jeszcze jednej osoby o zdanie. Tak więc, gdy dostał się pod łapy Płomiennego Ryku, ułożył przed nim pióro.
— Ciocia dala — wyjaśnił na początku — Jako plesent który potem mogę n-nnosić. To od tego pa-afia. Ładne?
Ojciec młodego spojrzał na pióro krytycznym okiem.
— Ładne — potwierdził po chwili namysłu. — Niecodzienne i wyjątkowe. Idealne dla mego syna.
Na pyszczku kocura pojawił się najpierw szeroki uśmiech, który szybko zamienił się w dumny wyraz. Tata powiedział, że jest wyjątkowy! No, może nie całkiem, ale się liczyło.
— I gdzie je mogę pszetszymać asz dolosnę? Bo inne kociaki jak są to mogą mi je sepsuć. A-a czy ktoś s naszych pszodkóf nosił pióla pafie?
— Ja w twoim wieku miałem w żłobku kryjówkę ukrytą za mchem. Jeśli nie pokażesz im innym kociętom, to nie będą o niej wiedzieć. I nie. Nikt jeszcze z naszych nie nosił pawich piór. Ten ptak... pojawił się dopiero za mojego życia. Wcześniej nikt inny o nim nie słyszał.
— Oh — zdawał się zaskoczony. Coś nowego, jak to, a przecież ptak wydawał się wieczny. Nie mógł się doczekać, żeby go zobaczyć, ale niestety kiedy poprosił o to ciocię, ta odmówiła. Był jeszcze za mały żeby opuszczać obóz, chociaż w głębi serca marzył, by zobaczyć jak wielki paw rozkłada swój majestatyczny ogon. Podobno niewielu udało się zobaczyć całe widowisko, a kto miał szczęście mógł zebrać jakieś pomniejsze piórko. Większe od razu zabierane zostały przez kronikarzy.
— Lozumiem — ogłosił z powagą — A nosili coś innego?
— Nie. Jedyne co nosili to swoje piękne, rude futro. To jest nasza duma. Nie trzeba się stroić w brudne pióra, kwiaty czy liście, aby być wielkim i wspaniałym.
Ognik zastanowił się, patrząc znów na pióro.
— Czyli nie mogę tego nosić?
— Tylko jak jest czyste.
— Dobsz-e — uśmiechnął się, zaraz później schylając się po pióro — To idę poplosić mamę, by mi pomogła w s-snalesieniu klyjófki na piólo — po tych słowach odbiegł kawałek, jednak zaraz się nawrócił gwałtownie, nagle sobie coś uświadamiając. Jak się brzydko zachował! Zaraz więc wrócił na miejsce poprzednie, by jeszcze skinąć ojcu głową przed odejściem, by wesołym krokiem poczłapać do Sójki.
Minęło trochę czasu i Płomienny Ryk, widząc, że jego kocięta są już wystarczająco rozumne, wpajać im zaczął wiedzę i historię o wielkim ognistym rodzie, a Ognik, który dotychczas zachowywał się po prostu jak dobrze wychowany panicz, gdyż było to całkiem zabawne, teraz rzeczywiście zaczynał w to wszystko wierzyć. Ba, gdyby nie pozostałość rozsądku, pewnie rozpowiadałby wszem i wobec o tym, jaki to nie jest wspaniały. Na szczęście zauważył, że większość kotów nie patrzy na młode kociaki poważnie. Nie traktuje ich słów jak coś, czym wypadałoby się przejąć, więc mógł mówić co mu się podobało tak długo, jak ktoś przez to nie ucierpiał. A potem tylko zrobi słodkie oczka i powie, że się bawił z rodzeństwem w liderów i po sprawie. Niemniej jednak, musiał oczyścić teraz swój umysł i dokładniej podpytać ojca, by nie zrobić jakiejś gafy.
— Ta-ojcze — Przydreptał więc razu pewnego pod nogi Płomiennego Ryku, z wypielęgnowaną sierścią i niepewnością kryjącą się pod pewną ciekawską iskrą w oku. Nie chciał pytać ani o przodków, ani o dramy rodzinne z nim związane. Uznał, że po prostu je zignoruje, jakby nie istniały. Zamiast tego, dręczyło go nieco inne pytanie — Oprócz naszej rodziny, niektóre koty też są rude, a mają nie-rude rodzeństwo, jak Ruda Lisówka. Co to znaczy, ojcze? Też posiadają krew bogów?
— Nie. To sa mieszańce, synu. Są brudni — odpowiedział mu na to. — Tylko czystorudzi mają w sobie krew bogów, tacy jak ty czy ja. Nie są nam równi.
— Rozumiem — pokiwał głową — A co z kotkami, które mają w sierści rudy, ale nie występuje na całym ciele?
— One też są brudne synu. Powstały przez zmieszanie nierudego lub mieszańca z rudym bogiem, ich krew jest rozwodniona.
— Rozumiem — powtórzył znów, kiwając głową, po chwili z zadumy wchodząc w stan zaciekawienia. Zwrócił swoje ślepia na ojca z uśmiechem na pyszczku — A opowie mi ojciec coś jeszcze? Co powinienem wiedzieć?
— Masz na tych mieszańców i zdrajców uważać, i nie słuchać bzdur na swój temat. Oni ci zazdroszczą wielkości, synu.
Znów kiwnął głową po czym zmarkotniał nieco, przebierając nerwowo łapami w ziemi. Poruszać dręczący go temat, czy zostawić? Zerknął ukradkiem na Płomyka, po chwili biorąc głębszy oddech, by odezwać się pewnym głosem. A przynajmniej próbując, by na pewny zabrzmiał.
— Nawet, jeśli nie jestem pierworodny...?
Starszy spojrzał na niego zaskoczony, co tylko podwoiło niepokój Ognika.
— Co? Skąd o tym wiesz?
— Jakiś czas temu rozmawiałem z taką panią... i ona powiedziała kilka rzeczy — Czyli to jednak prawda? Prawda, prawda, która potwierdzona została przez jego własnego ojca? Przełknął ślinę nerwowo — W tym to, że jestem pomyłką. Ale to nie prawda, prawda?
— Nie jesteś pomyłką. Chciałem ciebie. Starałem się o silnego syna, którym jesteś. Kto ci nagadał takich głupot? — Machnął zirytowany ogonem.
— Ognista Piękność. — Wydusił z siebie słowa, chociaż coraz bardziej był już pewny siebie. Miał rację. Miał rację przez cały czas i jeszcze dostał poparcie ojca. Teraz jakby jakaś bariera się skruszyła — Czy to znaczy, że ta kocica kłamała, ojcze? — Zabrzmiał silniejszym tonem — To dlatego, że jest brudnej krwi i nie mogła pogodzić się z utratą ciebie?
— Tak. Kłamała. Nie słuchaj co gada jest obłąkana. — Skrzywił się na samo wspomnienie kotki. — Najlepiej to trzymaj się od niej z daleka.
— Dobrze ojcze — zaświeciły mu się lekko oczy. Może jeszcze trochę Płomiennego przycisnąć? Nie miał zbyt wiele szans by z nim porozmawiać, a skoro teraz jest skłonny do udzielania odpowiedzi, to może nie udusi go, gdy zapyta? Ścisnął wargi.
— A czy mogę ojca zapytać... ale niech ojciec się nie złości. — Wojownik uniósł brwi.
— Co znowu?
— Co się... znaczy, czy wie ojciec, co się stało z tą moją starszą... siostrą (?) która przeżyła? — Nie chciał pytać o śmierć pozostałej dwójki. Poza tym, Płomienny nie przysiągł, że nie będzie zły.
— Nie i nie chce wiedzieć. Ona zhańbiła nasz ród, nie jest już twoją siostrą, nie szukaj jej, ty i twoje rodzeństwo jesteście ich lepszą wersją. Nie zawiedziecie mnie tak jak oni.
— Oczywiście, ojcze — rozpromienił się od ucha do ucha, dając już wojownikowi spokój, odchodząc w stronę rodzeństwa, żeby podzielić się z nimi swoją nowo nabytą wiedzą. Muszą być lepsi od poprzedniego miotu. Już są! Już są, bo przecież są żywi, a tamci, no, może nie wszyscy, ale martwi. I miał zamiar być najlepszym synem, jakiego Płomienny Ryk kiedykolwiek miał. Co z tego, że nie jest pierworodny? Będzie o wiele lepszy od niego. Będzie ponad wszystkie te prostaczki i da z siebie wszystko, by zdobyć uznanie klanu, a przede wszystkim rodziców. Ojca.
Młodziak dumnie kroczył z białym piórem w pysku, które dostał od cioci wraz z dokładnym wyjaśnieniem jego pochodzenia. Niemniej, o ile sam ufał wyborom rodziny, tak musiał spytać jeszcze jednej osoby o zdanie. Tak więc, gdy dostał się pod łapy Płomiennego Ryku, ułożył przed nim pióro.
— Ciocia dala — wyjaśnił na początku — Jako plesent który potem mogę n-nnosić. To od tego pa-afia. Ładne?
Ojciec młodego spojrzał na pióro krytycznym okiem.
— Ładne — potwierdził po chwili namysłu. — Niecodzienne i wyjątkowe. Idealne dla mego syna.
Na pyszczku kocura pojawił się najpierw szeroki uśmiech, który szybko zamienił się w dumny wyraz. Tata powiedział, że jest wyjątkowy! No, może nie całkiem, ale się liczyło.
— I gdzie je mogę pszetszymać asz dolosnę? Bo inne kociaki jak są to mogą mi je sepsuć. A-a czy ktoś s naszych pszodkóf nosił pióla pafie?
— Ja w twoim wieku miałem w żłobku kryjówkę ukrytą za mchem. Jeśli nie pokażesz im innym kociętom, to nie będą o niej wiedzieć. I nie. Nikt jeszcze z naszych nie nosił pawich piór. Ten ptak... pojawił się dopiero za mojego życia. Wcześniej nikt inny o nim nie słyszał.
— Oh — zdawał się zaskoczony. Coś nowego, jak to, a przecież ptak wydawał się wieczny. Nie mógł się doczekać, żeby go zobaczyć, ale niestety kiedy poprosił o to ciocię, ta odmówiła. Był jeszcze za mały żeby opuszczać obóz, chociaż w głębi serca marzył, by zobaczyć jak wielki paw rozkłada swój majestatyczny ogon. Podobno niewielu udało się zobaczyć całe widowisko, a kto miał szczęście mógł zebrać jakieś pomniejsze piórko. Większe od razu zabierane zostały przez kronikarzy.
— Lozumiem — ogłosił z powagą — A nosili coś innego?
— Nie. Jedyne co nosili to swoje piękne, rude futro. To jest nasza duma. Nie trzeba się stroić w brudne pióra, kwiaty czy liście, aby być wielkim i wspaniałym.
Ognik zastanowił się, patrząc znów na pióro.
— Czyli nie mogę tego nosić?
— Tylko jak jest czyste.
— Dobsz-e — uśmiechnął się, zaraz później schylając się po pióro — To idę poplosić mamę, by mi pomogła w s-snalesieniu klyjófki na piólo — po tych słowach odbiegł kawałek, jednak zaraz się nawrócił gwałtownie, nagle sobie coś uświadamiając. Jak się brzydko zachował! Zaraz więc wrócił na miejsce poprzednie, by jeszcze skinąć ojcu głową przed odejściem, by wesołym krokiem poczłapać do Sójki.
ᔕ◦∙⚜∙◦ᔓ
Minęło trochę czasu i Płomienny Ryk, widząc, że jego kocięta są już wystarczająco rozumne, wpajać im zaczął wiedzę i historię o wielkim ognistym rodzie, a Ognik, który dotychczas zachowywał się po prostu jak dobrze wychowany panicz, gdyż było to całkiem zabawne, teraz rzeczywiście zaczynał w to wszystko wierzyć. Ba, gdyby nie pozostałość rozsądku, pewnie rozpowiadałby wszem i wobec o tym, jaki to nie jest wspaniały. Na szczęście zauważył, że większość kotów nie patrzy na młode kociaki poważnie. Nie traktuje ich słów jak coś, czym wypadałoby się przejąć, więc mógł mówić co mu się podobało tak długo, jak ktoś przez to nie ucierpiał. A potem tylko zrobi słodkie oczka i powie, że się bawił z rodzeństwem w liderów i po sprawie. Niemniej jednak, musiał oczyścić teraz swój umysł i dokładniej podpytać ojca, by nie zrobić jakiejś gafy.
— Ta-ojcze — Przydreptał więc razu pewnego pod nogi Płomiennego Ryku, z wypielęgnowaną sierścią i niepewnością kryjącą się pod pewną ciekawską iskrą w oku. Nie chciał pytać ani o przodków, ani o dramy rodzinne z nim związane. Uznał, że po prostu je zignoruje, jakby nie istniały. Zamiast tego, dręczyło go nieco inne pytanie — Oprócz naszej rodziny, niektóre koty też są rude, a mają nie-rude rodzeństwo, jak Ruda Lisówka. Co to znaczy, ojcze? Też posiadają krew bogów?
— Nie. To sa mieszańce, synu. Są brudni — odpowiedział mu na to. — Tylko czystorudzi mają w sobie krew bogów, tacy jak ty czy ja. Nie są nam równi.
— Rozumiem — pokiwał głową — A co z kotkami, które mają w sierści rudy, ale nie występuje na całym ciele?
— One też są brudne synu. Powstały przez zmieszanie nierudego lub mieszańca z rudym bogiem, ich krew jest rozwodniona.
— Rozumiem — powtórzył znów, kiwając głową, po chwili z zadumy wchodząc w stan zaciekawienia. Zwrócił swoje ślepia na ojca z uśmiechem na pyszczku — A opowie mi ojciec coś jeszcze? Co powinienem wiedzieć?
— Masz na tych mieszańców i zdrajców uważać, i nie słuchać bzdur na swój temat. Oni ci zazdroszczą wielkości, synu.
Znów kiwnął głową po czym zmarkotniał nieco, przebierając nerwowo łapami w ziemi. Poruszać dręczący go temat, czy zostawić? Zerknął ukradkiem na Płomyka, po chwili biorąc głębszy oddech, by odezwać się pewnym głosem. A przynajmniej próbując, by na pewny zabrzmiał.
— Nawet, jeśli nie jestem pierworodny...?
Starszy spojrzał na niego zaskoczony, co tylko podwoiło niepokój Ognika.
— Co? Skąd o tym wiesz?
— Jakiś czas temu rozmawiałem z taką panią... i ona powiedziała kilka rzeczy — Czyli to jednak prawda? Prawda, prawda, która potwierdzona została przez jego własnego ojca? Przełknął ślinę nerwowo — W tym to, że jestem pomyłką. Ale to nie prawda, prawda?
— Nie jesteś pomyłką. Chciałem ciebie. Starałem się o silnego syna, którym jesteś. Kto ci nagadał takich głupot? — Machnął zirytowany ogonem.
— Ognista Piękność. — Wydusił z siebie słowa, chociaż coraz bardziej był już pewny siebie. Miał rację. Miał rację przez cały czas i jeszcze dostał poparcie ojca. Teraz jakby jakaś bariera się skruszyła — Czy to znaczy, że ta kocica kłamała, ojcze? — Zabrzmiał silniejszym tonem — To dlatego, że jest brudnej krwi i nie mogła pogodzić się z utratą ciebie?
— Tak. Kłamała. Nie słuchaj co gada jest obłąkana. — Skrzywił się na samo wspomnienie kotki. — Najlepiej to trzymaj się od niej z daleka.
— Dobrze ojcze — zaświeciły mu się lekko oczy. Może jeszcze trochę Płomiennego przycisnąć? Nie miał zbyt wiele szans by z nim porozmawiać, a skoro teraz jest skłonny do udzielania odpowiedzi, to może nie udusi go, gdy zapyta? Ścisnął wargi.
— A czy mogę ojca zapytać... ale niech ojciec się nie złości. — Wojownik uniósł brwi.
— Co znowu?
— Co się... znaczy, czy wie ojciec, co się stało z tą moją starszą... siostrą (?) która przeżyła? — Nie chciał pytać o śmierć pozostałej dwójki. Poza tym, Płomienny nie przysiągł, że nie będzie zły.
— Nie i nie chce wiedzieć. Ona zhańbiła nasz ród, nie jest już twoją siostrą, nie szukaj jej, ty i twoje rodzeństwo jesteście ich lepszą wersją. Nie zawiedziecie mnie tak jak oni.
— Oczywiście, ojcze — rozpromienił się od ucha do ucha, dając już wojownikowi spokój, odchodząc w stronę rodzeństwa, żeby podzielić się z nimi swoją nowo nabytą wiedzą. Muszą być lepsi od poprzedniego miotu. Już są! Już są, bo przecież są żywi, a tamci, no, może nie wszyscy, ale martwi. I miał zamiar być najlepszym synem, jakiego Płomienny Ryk kiedykolwiek miał. Co z tego, że nie jest pierworodny? Będzie o wiele lepszy od niego. Będzie ponad wszystkie te prostaczki i da z siebie wszystko, by zdobyć uznanie klanu, a przede wszystkim rodziców. Ojca.
<Ojcze?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz