Płomienna Łapa zaczęła być bardzo ponura, po wszystkim, co zaszło. Chociaż nigdy nie była takim kłębkiem szczęścia jak Świergotek, tak jednak coraz rzadziej próbowała nawiązać jakiekolwiek relacje. Gdy tu trafiła, była przerażona, nie ufała nikomu, oprócz trójki braci, z którymi spędzała cały czas, później jednak inne koty zaczęły przychodzić i ciekawska strona Płomykówki wygrała, więc nawet z nimi zaczęła rozmawiać. Och, jeszcze kilka tygodni temu, jaka była podekscytowana, że będzie mogła zostać wojownikiem! Że będzie mogła strzec swojej nowej rodziny, dbać o bezpieczeństwo braci! Teraz jednak… Chciała tylko zapaść się pod ziemię. Wiedziała, że można być też medykiem, ale w ich klanie nie było takiej możliwości. Od Astrowej Łapy, z którą rozmawiała jeszcze przed mianowaniem, dowiedziała się, że można pobierać naukę w obu tych dziedzinach… I to coraz bardziej kusiło rudą kotkę. Potajemnie przyglądała się medykom, tym jak ratują życia kotom. Tego właśnie chciała, ratować innym życie, nie je zabierać… Nawet jeśli ktoś by ich atakował, nie chciała, by jakikolwiek inny kot przeżywał to samo, co ona przeżyła po stracie Trójki. Na razie jednak była tylko przyszłą wojowniczką. Dlatego, gdy usłyszała, jak ktoś wchodzi, podniosła głowę i zeskoczyła, witając się z mentorką. Zielone Wzgórze była bardzo wyrozumiała, dawała Płomykówce tyle czasu, ile potrzebowała, jednak nie mogla całkowicie rezygnować z treningów, nawet jeśli uczennica bardzo szybko się uczyła.
— Już niedługo będziesz mogła zostać wojowniczką — powiedziała, a to sprawiło, że kotka się najeżyła. Już niedługo będzie zmuszona do walki z innymi kotami… Do krzywdzenia ich i ich rodzin… — Chyba że wolisz jeszcze potrenować… — dodała mentorka, widząc strach Płomiennej Łapy.
— Tak… Nie czuję się jeszcze gotowa… — burknęła, chociaż tylko w połowie była to prawda.
Potrafiła naprawdę wiele rzeczy, już teraz często polowała na zwierzaki, czy wraz z braćmi, gdy ich mentorzy ich wypuszczali, robili zawody, kto szybciej się wespnie na drzewo. I nawet jeśli kotka nie zawsze wygrywała, a jej dużo mniejsza postura nie pomogła, tak jednak przestała się tym przejmować. Zaczęła zauważać plusy, była cichsza, łatwiej się chowała, tym samym łatwiej mogła na coś z zaskoczenia zapolować. Ale nie chciała jeszcze być pełnoprawnym wojownikiem, bo wiedziała, że wtedy… Czasem będzie musiała robić rzeczy wbrew sobie samej…
— No dobrze. Chodźmy więc. — Zielone Wzgórze ruszyła do wyjścia, a Płomienna Łapa tuż za nią.
Razem ruszyli do tuneli. Tego Płomykówka najbardziej nie lubiła. Było strasznie ciemno i wilgotno. Musiała polegać na innych zmysłach… Świergotek akurat zachwalał tunele, ba! Czasem chciał się w nich bawić w chowanego, ale na szczęście, mentorzy im nie pozwalali. Płomykówka wsunęła się do dziury tuż za swoją mentorką i od razu zaczęła nasłuchiwać kroków kotki. Ruszyli dalej bez słowa, kroki odbijały się echem od ścian. Zielone Wzgórze stanęło przy rozwidleniu tuneli.
— No dobrze. Zostań tu, ja pójdę przodem. Musisz się stąd wydostać sama — powiedziała, a kotka pokiwała głową. — Idź za moim zapachem, nasłuchuj moich kroków. Jeśli nie wyjdziesz do godziny, wrócę po ciebie, więc się nie martw. Ale jeśli się zgubisz, musisz mnie nawoływać, żebym cię znalazła…
— W porządku. Dam radę — zapewniła uczennica.
— Dobrze, zamknij oczy.
— I tak nic nie widzę!
— Wiem, ale tak dla pewności. I odlicz do 10.
Kotka nie kłóciła się więcej, zamknęła oczy i w głowie zaczęła odliczać. Słyszała, jak jej mentorka odchodzi, a gdy doliczyła do dziesiątki, otworzyła oczy i ruszyła za szmerem. Nasłuchiwała, skręcała w milion dziwnych zakrętów, uważając na łapy. Jeden zły krok i zgubi trop… Gdy nie wiedziała gdzie iść, używała nosa. Znała zapach mentorki, chociaż mieszał się on z zapachem innych kotów, które niedawno musiały tu ćwiczyć. W pewnym momencie skręciła źle, bo nastała cisza, a zapachy były słabsze. Płomykówka rozejrzała się, chociaż otaczała ją czerń.
— Zielone Wzgórze? — zawołała, a jej głos odbił się echem. Tam! Nie odbił się tak mocno od jednej ściany, była w ślepym zaułku. Delikatnie zawróciła i znów użyła nosa.
Była coraz bliżej wyjścia, czuła to. Zapach morskiej bryzy łaskotał ją w nozdrza, a zapach mentorki stawał się coraz silniejszy. Wreszcie wyszła na światło i zmrużyła przyzwyczajone już do ciemności oczy.
— Już chciałam wracać. — Zielone Wzgórze westchnęło z ulgą. — Wydawało mi się, czy mnie nawoływałaś?
— Zgubiłam się tylko na chwilę — przyznała. — Ale stwierdziłam, że echo nie odbije się tak dobrze, jeśli ściana ma przejście.
— To… Bardzo mądre Płomienna Łapo. — Mentorka polizała kotkę. — Wracajmy.
Wrócili do obozu już normalną drogą, chociaż kotka zauważyła inną uczennicę przed wejściem do obozu, wpatrywała się w fale.
— Mogłabym zostać tutaj? Nie będę się oddalać… — zapytała szeptem.
— Jasne, ale jak wejdziesz, to mi się pokaż.
— Jasne.
Płomykówka pożegnała mentorkę i podeszła do czarno-białej kotki. Usiadła tuż obok i również spojrzała w morze. Widoki tu były naprawdę piękne…
— Ładnie tu — zagadała niepewnie. Chociaż starała się trzymać z dala od innych kotów, tak czuła, że potrzebuję kogoś oprócz jej braci. Może dlatego ta żałosna próba… — Jestem Płomienna Łapa — przedstawiła się.
— Gołębia Łapa… — odpowiedziała cicho kotka.
— Miło poznać. — Płomykówka zamruczała zadowolona. — Co tu robisz?
<Gołębia Łapo?>
[798 słów + nawigacja w tunelach]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz