Nie wiedziała, kim Słoneczna Łapa tak naprawdę był. To znaczy, widywała go w legowisku uczniów, gdy nie był zajęty ciąganiem się pod ziemią po dopieką klanowej przewodniczki, ale nie wiedziała nic na jego temat. Do czasu.
Betonowy świat. W jej myślach zwracała się do miejsca jako po prostu miasto - nie widziała sensu w dłuższej nazwie. Przekręciła główkę.
— Nie wiem wiele — miauknęła krótko. Nie chciała kontynuować rozmowy, jednak kocur wbił nią spojrzenie oczu pełnych wyczekiwania. Odwróciła pysk w drugą stronę, kryjąc oblicze, na które zaczęła wstępować jakaś dziwna emocja. Tęsknota? Za czym tęskniła? — Żyłam w jednym miejscu, a przecież miasto takie ogromne, pełne sekretów. Długie, długie drogi, chlupot wody, która uderza o nie, kiedy niebo płacze. Wysokie, brudne budowle, domy dla... Domy dla wyprostowanych stworów. Zbyt wiele wszystkiego, żeby dobrze zapamiętać.
Kocur zamilkł na moment, widocznie układając sobie wszystko w głowie. Końcówka jego ogona zadrżała.
— Gdzie mieszkałaś? Z rodziną? Jak miałaś wcześniej na imię?
— W jednej z wielu budowli... Opuszczonej. Sama. Nie wiem, gdzie moja... Mama — dobierała słowa powoli, uważnie. Nie miała mamy. Miała ciocię, która zlepiła jej drobne ciałko z gliny, piachu i cząstki swojej duszy. — Imienia poprzednio nie miałam — skłamała.
Słońce wpatrywał się w nią przez moment.
— Przykre — mruknął po chwili. — Aa... Spotkałaś inne koty?
— Parę. Przelotnie... Nie wiem, gdzie teraz są.
Czuła, że chce zadać jej kolejne pytanie. Pokręciła głową i odwróciła się, posyłając kotu zmęczone spojrzenie przez ramię.
— Wybacz. Nie umiem ci powiedzieć więcej.
***
Jej oddech na moment przystanął w łaciatej piersi. Zastrzygła uszami.
— Prędko — skomentowała, spuszczając wzrok. — Dlaczego? Skąd wiesz?
— Zabili — słowa Kukiełki były ciche, chybotliwe. — Na zgromadzeniu... Ciotka przyszła z podarkiem, a głupi śmiertelnicy... wystraszyli się... Zabili ciocię. Długo się bawili ciałem... Jak bestie.W oczach klifiaczki... Nie, nie klifiaczki. Przynależność jej nie określała- W oczach siostry zaiskrzyły łzy.
— Głupcy — wymamrotała. — Głupcy.
Zrobiła parę kroków do przodu i stanęła tuż przed Kukiełką, przewyższając ją o głowę. Usiadła i podniosła spojrzenie.
— Na pewno miała plan — dodała. — Patrzy na nas, ocenia, radzi.
Jej słowa dużo nie zmieniły; warga koteczki zadrżała.
— Zabili — wymamrotała; z jej pyska wyrwał się szloch. — Zabili, zabili!
Zabili. Słowa siostry nie dawały jej spokoju przez parę następnych wschodów słońca. Serce ściskało jej się nieprzyjemnie, gdy szła między źdźbłami suchej trawy; odwracając się na każdy najmniejszy szelest, każdy cień. Mogłaby przysiąc, że ciotka za nią podążała, chcąc czegoś.
Do obozu wracała biegiem. Po treningach z Dryfującym Fluorytem odkryła, że biegi długodystansowe są jedną z lepszych rzeczy, które kocica jej pokazała; szum wiatru w uszach i łapy, które ledwie dotykały ziemi... Była szybka, lekka i mogła uciekać, zostawiając przyziemne sprawy gdzieś z tyłu.
Wydawało jej się, że wie, czemu czuła za sobą cień ciotki (mimo tego, że było to mało... prawdopodobne). Od czasu pojawienia się w klanie Burzy nie zajmowała się swoim zadaniem. Żyła biernie, obojętna wobec innych, nie ingerując w nic. A miało być przecież inaczej.
Zwolniła, pozwalając łapom poruszać się nieco lżej. Zamiast wrócić prosto do obozu rozejrzała się wokół, szukając znajomego, kremowego futra. Słoneczny Aspekt znalazła prędko; kocur czyścił sierść z ziemi, zapewne po kolejnej wycieczce z byłą mentorką.
Podeszła do kocura od tyłu.
— Pamiętam jeszcze jedną rzecz — rzuciła w jego stronę. Kocur podskoczył w miejscu, zaskoczony, zanim spojrzał na nią.
— No cześć, Wielenia Łapo! Przestraszyłaś mnie — zaśmiał się, jednak jego spojrzenie nieco spoważniało. — Co jeszcze-
Nie czekała, aż skończy mówić.
— W mie- W betonowym świecie nie widać gwiazd. Niebo jest ciemne, szare, brudne — mówiła spokojnym głosem, próbując nie dać po sobie poznać, że nieco nagina prawdę. Widywała gwiazdy; rzadko, ale widywała. Jednak ciotka kazała opowiadać, kazała zmylić tych, których spotka na swojej drodze. Musi zacząć się do tych poleceń stosować; kto wie, czy jeśli będzie stać bezczynnie, to uda jej się znaleźć ją po śmierci. Może musi na to zasłużyć. — Wiem, że dla was gwiazdy są ważne; jednak tam nie dosięgają. Miasto żyje własnym prawem, na własną łapę — zniżyła głos do szeptu. — Pomyślałam, że chciałbyś wiedzieć.
Jej słowa dużo nie zmieniły; warga koteczki zadrżała.
— Zabili — wymamrotała; z jej pyska wyrwał się szloch. — Zabili, zabili!
Zabili. Słowa siostry nie dawały jej spokoju przez parę następnych wschodów słońca. Serce ściskało jej się nieprzyjemnie, gdy szła między źdźbłami suchej trawy; odwracając się na każdy najmniejszy szelest, każdy cień. Mogłaby przysiąc, że ciotka za nią podążała, chcąc czegoś.
Do obozu wracała biegiem. Po treningach z Dryfującym Fluorytem odkryła, że biegi długodystansowe są jedną z lepszych rzeczy, które kocica jej pokazała; szum wiatru w uszach i łapy, które ledwie dotykały ziemi... Była szybka, lekka i mogła uciekać, zostawiając przyziemne sprawy gdzieś z tyłu.
Wydawało jej się, że wie, czemu czuła za sobą cień ciotki (mimo tego, że było to mało... prawdopodobne). Od czasu pojawienia się w klanie Burzy nie zajmowała się swoim zadaniem. Żyła biernie, obojętna wobec innych, nie ingerując w nic. A miało być przecież inaczej.
Zwolniła, pozwalając łapom poruszać się nieco lżej. Zamiast wrócić prosto do obozu rozejrzała się wokół, szukając znajomego, kremowego futra. Słoneczny Aspekt znalazła prędko; kocur czyścił sierść z ziemi, zapewne po kolejnej wycieczce z byłą mentorką.
Podeszła do kocura od tyłu.
— Pamiętam jeszcze jedną rzecz — rzuciła w jego stronę. Kocur podskoczył w miejscu, zaskoczony, zanim spojrzał na nią.
— No cześć, Wielenia Łapo! Przestraszyłaś mnie — zaśmiał się, jednak jego spojrzenie nieco spoważniało. — Co jeszcze-
Nie czekała, aż skończy mówić.
— W mie- W betonowym świecie nie widać gwiazd. Niebo jest ciemne, szare, brudne — mówiła spokojnym głosem, próbując nie dać po sobie poznać, że nieco nagina prawdę. Widywała gwiazdy; rzadko, ale widywała. Jednak ciotka kazała opowiadać, kazała zmylić tych, których spotka na swojej drodze. Musi zacząć się do tych poleceń stosować; kto wie, czy jeśli będzie stać bezczynnie, to uda jej się znaleźć ją po śmierci. Może musi na to zasłużyć. — Wiem, że dla was gwiazdy są ważne; jednak tam nie dosięgają. Miasto żyje własnym prawem, na własną łapę — zniżyła głos do szeptu. — Pomyślałam, że chciałbyś wiedzieć.
<Słońce?>
[687 słów + biegi długodystansowe]
[687 słów + biegi długodystansowe]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz