Uwijała się jak mrówka, raz po raz znikając za trzcinami lub przemykając między pracującymi kotami z takim pośpiechem, jakby nagle obozowisko miało się zawalić (czego oczywiście mu nie życzyła, szczególnie po tym, jak został całkowicie splądrowany przez powódź). Naprawdę się starała. Może nie tyle, co być użyteczną, a po prostu na taką wyglądać.
Dziś na środku tego całego chaosu zebrała się całkiem solidna grupa, która wspólnie tworzyła nowe posłania — miękkie i z jakiegoś powodu ładne. Koty kucały przy nich z pochylonymi głowami, z wprawą przeplatając źdźbła tataraku z mchem i cienkimi gałązkami. Wszystko to wyglądało... no cóż, jak posłania.
Latająca Ryba nie była pewna, dlaczego jej własne twory przypominały raczej zdeptaną trawę niż miejsce do spania. Przemykała obok gromady z udawaną nonszalancją, zatrzymując się w pół kroku co jakiś czas, niby przypadkiem, by zerknąć, jak Porywisty Sztorm układa mech w okrąg, a Rysi Bór wzmacnia konstrukcję dłuższym liściem. Poczuła ukłucie zazdrości, która jednak szybko ustąpiło miejsca wstydowi, gdy nagle spotkała się ze spojrzeniem białego kocura.
— Latająca Rybo, pomożesz nam? — spytał dosyć pogodnie jak na tragedię, która spotkała ich ostatnimi czasy.
Serce podeszło jej do gardła. W głowie błyskawicznie przewinęły jej się obrazy ostatniego "posłania". Krzywego, rozpadającego się i wyglądającego jakby ktoś je po prostu przeżuł i wypluł.
— Bardzo chętnie, ale najpierw... — zawahała się, grając na czas — muszę pozbierać materiały na legowiska, więc jak wrócę, dobra?
Nie czekała na odpowiedź. Liczyła na to, że gdy wróci, będzie już za późno. Koty zajmą się czymś innym, a ona dalej będzie mogła snuć się po obozowisku w pozornej użyteczności.
Ruszyła w stronę brzegu. Powietrze było ciężkie od wilgoci, a miękka ziemia wciąż chlupotała pod jej łapami. Przez dłuższą chwilę szukała czegoś odpowiedniego — gałązek, kępek suchego mchu, liści. Zatrzymała się dopiero przy brzegu, czując niepokój na widok tafli wody. Podniosła wzrok i po drugiej stronie wody dostrzegła coś znacznie lepszego od tego, co ją otaczało. Widziała grube, suche gałęzie, idealne do usztywnienia posłania. Rosły tam też gęste zarośla, z których mech wydawał się niemal puszysty.
Przeskoczyła z łapy na łapę. Nie było nawet mowy, żeby miała w planach po to płynąć. Rzeka może i wyglądała spokojnie, ale zbyt dobrze znała jej kaprysy. Poza tym, jak miałaby wrócić z czymś takim w zębach? Przypomniała sobie, jak niezręcznie wyglądało to ostatnim razem, gdy próbowała nieść większą gałąź i prawie nią kogoś znokautowała. Nie, żeby jakoś szczególnie się tym kimś przejmowała.
Z westchnieniem zrezygnowania odwróciła się i zaczęła zbierać to, co było pod łapą. Może nie wyglądało to idealnie, ale jeśli odpowiednio to ułoży... no, może się uda. Wróciła z wszystkim, co zmieściła w pysku, czyli średniej wielkości patyczkami, kępką zielska i jakąś zaskakująco suchą garścią mchu, który znalazła pod zwalonym pniem.
Kiedy wróciła do obozowiska, koty wciąż siedziały w kółku, mozolnie plotąc. Westchnęła. Czas wejść do gniazda os.
Dosiadła się nieśmiało, zerkając na ich wyprostowane plecy i zgrabne ruchy łap. Prócz wspomnianej wcześniej pary, siedziała tu Świteziankowe Jezioro i Śnieżna Mordka.
— O, wróciłaś! — zauważyła srebrzysto czarna kotka. — Pomóc ci trochę? Opracowałam świetną metodą robienia solidnych posłań, mogę ci pokazać jak...
— Nie, nie — rzuciła Latająca Ryba, aż zbyt szybko. — Ja mam... mam wizję. Może będzie wyglądało głupio, ale będzie super wygodne.
Chwyciła kępkę mchu i zaczęła układać go na płaskim podkładzie z patyczków. Były nierówne, wystawały we wszystkie strony, ale próbowała je docisnąć tak, by tworzyły coś na kształt ptasiego gniazda. Na to dodała kolejną warstwę mchu, przygniatając ją źdźbłami trawy. Dogniatała to łapami, co jakiś czas zerkając, czy nikt nie nachyla się zbyt blisko, by oceniać jej „dzieło”.
Kiedy jedna z kępek mchu rozpadła się w łapach, wzruszyła ramionami i szybko przykryła to kolejną warstwą — może i nie było estetycznie, ale funkcjonalne, a przecież o to chodziło. Ostatecznie uformowała coś, co przypominało raczej chaotyczną górkę zebranych przez kocięta śmieci, aniżeli legowisko, ale przynajmniej było miękkie i jeszcze się nie rozpadło.
Przymknęła oczy i przyłożyła do tego pysk. Całkiem miłe w dotyku, więc nie było najgorzej. Nikt nie musiał wiedzieć, że kilkukrotnie wplątała w to swój ogon.
Najważniejsze było to, że działała. Że się starała. I że — choćby nie wiadomo co — wyglądała na zapracowaną.
Wykonane zadania:
– Zebranie budulca na nowe legowiska
– "Plecenie" nowych posłań
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkęW Klanie Klifu
Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?W Klanie Nocy
Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.
W Klanie Wilka
Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).
W Owocowym Lesie
Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Miot w Klanie Klifu!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Znajdki w Klanie Wilka!
(dwa wolne miejsca!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz