Bezwładne ciało Maślak.
Z całej zbieraniny rannych kotów, Kajzerka była w stanie patrzeć w tylko jeden nieruchomy punkt. A swoim oczom nie wierzyła. To musiała być przecież jakaś pomyłka. Te zwłoki należały do Mirabelki, prawda? Może Ambrowiec? Może Muchy???
Przecież nie do jej małego cudu...
Łkanie wielu kotów przebijało się przez obozowy, szczególnie nasilony w tym momencie gwar. Lament Kajzerki wybrzmiewał jednak najgłośniej ze wszystkich. Krzyczała. Szlochała. Płakała. Wtulała się w zakrwawione ciało swojej córki, raz po raz trącając ją nosem w nadziei, że jest w niej jeszcze dogasająca iskierka życia. To musiał być przecież tylko taki żart. Głupi kawał ze strony losu. Już się nabrała, mieli ją, mógł się skończyć. Maślak mogła zamrugać oczkami i podnieść się z tej chłodnej, zmokłej ziemi.
— Wstań, proszę — mruczała przez łzy, jakby samą siebie próbowała przekonać, że wojowniczka jeszcze żyła. Że może wszystko było tylko omamem, złym snem. — Masz takie brudne futerko... Jak ty się chcesz wszystkim pokazać, co? — mamrotała cicho, dla innych kotów prawie niezrozumiale. — No już, proszę... Nie możesz tu zostać... Nie możesz... Nie możesz mi tego zrobić...
Poczuła, jak coś dotyka jej grzbietu. Gwałtownie odwróciła łeb w tę stronę, jak gdyby właśnie została ugryziona. Był to jednak tylko Orzeszek. Kiedy zrozumiała, że to on, jedynie smętnie powlekła wzrokiem z powrotem w kierunku córki, by po chwili opaść i z powrotem zacząć głośno szlochać.
— Maślanko... — miauknęła czule prosto do jej ucha. Nie poruszyło się. Nie strzepnęło. Nic. — Ty wiesz przecież, jak bardzo cię kocham — dodała zniekształconym przez płacz głosem przed tym, jak zamienił się w rozlazłe jęki. Położyła łeb na burym futrze. Mówiła coś o miłości, o tym, że bez niej sobie nie poradzi, że jest zbyt młoda, że nie zasłużyła, by skończyć w taki sposób... Sama już nie wiedziała, co wychodzi z jej ust. Bełkotała, nie mogąc zamilknąć.
Ciało pod nią zdawało się chłodnieć z każdą mijającą chwilą. Przez jej bezpieczny, ciepły zapach i odrażający odór jej zabójcy przebijało się coś jeszcze. Śmierć. Leżała z trupem, który nieustannie przypominał o tym, że już nie żył. Zaschnięta krew z sierści przechodziła na jej rude futro. Jej bok ani razu się nie poruszył. Już jej tu nie było, bez względu na to, jak bardzo jej matka nie chciała tego zaakceptować.
— Kajzerko... — wymruczał cicho i niepewnie Orzeszek. Nie zwróciła na niego uwagi. Nie teraz. Wciąż wtulała się w sierść zmarłej córki, głośno łkając. Zwracała ku sobie spojrzenia, albo może bardziej je odwracała, gdy koty nie chciały patrzeć na jej ból. — Jest mi tak przykro...
Powiedział coś więcej, lecz go nie słuchała. Miała wrażenie, że świat wokół niej wyparował. Była tylko ona i jej córka w wielkiej, pustej przestrzeni.
Kocur cicho przysiadł obok niej. Nie poruszyła się. Nie odrzuciła go. Było jej już wszystko jedno.
***
Wymyła ją dokładnie. Po raz pierwszy od wielu księżyców myła jej futro tak, jak gdy była kociakiem i nie potrafiła jeszcze zrobić tego sama. Jej maleńka Maślak... Kiedy ona tak wyrosła? Kiedy stała się wojowniczką, którą wysyła się na tak poważne wyprawy? Przecież w jej oczach wciąż była oseskiem ssącym z jej brzucha mleko. Nie powinna tam pójść. Powinna była ją powstrzymać.
Już nie pachniała śmiercią. Świergot natarła ją ziołami, szczególnie lawendą, która zakrywała przykre wonie. Zwinięto ją w kłębuszek, a nie rzucono na ziemię jak zwierzynę po patrolu. Wyglądała tak spokojnie, jakby spała. Kajzerka mogła przysiąc, że zobaczyła nawet na jej pyszczku delikatny uśmiech. Nie przestawała płakać. Nie mogła powstrzymać łez, które cisnęły jej się na powieki nawet wtedy, gdy mocno je ściskała. Bolała ją już pierś – mówili, że to od nieustającego łkania, lecz ona wiedziała lepiej. To jej serce trzaskało się na kawałki i przebijało ją od środka, jak kawałki połamanej kości.
Z utęsknieniem patrzyła, jak ciało Maślak (i innych zmarłych w bitwie z sępem kotów) znika pod warstwą świeżej ziemi. Chciała z nią ostatni raz porozmawiać, pożegnać się, chociaż kilkoma słowami. Zobaczyć błysk w jej oczach. Przynajmniej jeszcze raz wtulić nos w futro i poczuć jej zapach, jak jeszcze kilka chwil temu. Jakaś jej cząstka nadal nie rozumiała, że jej córka odeszła na zawsze. Wciąż liczyła na to, że się podniesie i przywita, a jutro zjedzą posiłek we wspólnym gronie. Wplecie jeszcze czerwone kwiatki w jej futro i powie, jak ślicznie wygląda...
Oparła się o Orzeszka i zamknęła oczy. Ten polizał ją po piersi, próbując jakoś ją pocieszyć, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. Choć nie odpowiadała, była wdzięczna, że tu był.
Po śmierci Maślak nie miała tu w klanie nikogo innego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz