BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Znajdki w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Znajdki w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Zmiana pory roku już 14 września, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Krewetka x Gąbczasta Łapa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Krewetka x Gąbczasta Łapa. Pokaż wszystkie posty

17 lipca 2025

Od Krewetki (Krewetkowej Łapy) CD. Gąbczastej Łapy

Niedawno odbyła się ceremonia Krewetki… a właściwie już Krewetkowej Łapy. Dymna uczennica medyka, Gąbczasta Łapa, obserwowała ją z oddali.
— Hej, Krewetko, Krewetkunio! — zawołała po chwili, unosząc ogon w przyjaznym geście i podchodząc do niej sprężystym krokiem. Jej pysk rozciągnął się w uśmiechu, choć w oczach można było dostrzec ten sam figlarny błysk, który wtedy tak zirytował kotkę. Krewetkowa Łapa zmarszczyła lekko brwi i zadarła głowę, widocznie niepewna, jak powinna zareagować. — Dawno nie rozmawiałyśmy, prawda? — ciągnęła Gąbka z pozorną lekkością w głosie. — Nasze ostatnie spotkanie było… zaskakujące! Nieprawdaż?
— Hejka! O, ja cię znam! To ty kiedyś mnie tak bardzo obrażałaś i nie byłaś dla mnie w ogóle miła! — Krewetka wyprostowała się, patrząc na kotkę. Pomyślała, że w sumie może by się przydało zapoznać na nowo z Gąbką w lepszy sposób, ponieważ nie była zbyt zadowolona ze swojego zachowania po ostatnim spotkaniu. — Chciałabym cię przeprosić za swoje ostatnie zachowanie. Dopiero teraz zrozumiałam, że to nie było fajne i jest mi bardzo przykro.
Przyszła medyczka rozszerzyła ślepia, najwidoczniej kompletnie nie spodziewając się takich słów od młodej szylkretki.
— Na Klan Gwiazdy! Trzymajcie mnie, bo ja chyba doświadczam halucynacji! — zawołała, cofając się o krok do tyłu. Potem jednak zaniosła się śmiechem, a w jej oczach pojawił się figlarny błysk. — Żartuję! Oczywiście, że chętnie się z tobą pogodzę! Naprawdę cieszy mnie fakt, że młode pokolenia potrafią przepraszać. Doceniam — mruknęła, mrużąc ślepia. — Wiesz, chyba nie usłyszałam… albo po prostu tego nie zapamiętałam. Powiesz mi, kto jest twoim mentorem?
Kotka bardzo się ucieszyła, że Gąbka naprawdę jej wybaczyła i teraz na pewno postara się być miłą i dobrą koleżanką.
— Jasne! Moją mentorką jest Biedronkowe Pole! — mruknęła. Bardzo cieszyło ją to, że akurat jej przybrana mama została jej mentorką. Była zadowolona również z tego, że miała bardzo dobre relacje ze swoją przybraną matką i że tak się nią opiekowała. — A może chcesz coś razem porobić? Na przykład wejść do wody i trochę się popluskać? — zaproponowała. Bardzo chciała, aby Gąbka poszła się z nią pobawić i aż skakała z ekscytacji na tę myśl. Uczennica medyka była jednak zdziwiona taką postawą młódki.
— No… dobrze! Tylko musisz uważać, dopiero co zaczęłaś trening! Nie chciałabym, abyś zaczęła się topić na moich oczach, bo wtedy musiałabym cię ratować. — Pokręciła głową, wzdychając ciężko. — Ale skoro nalegasz, możemy iść. Idziesz pierwsza? — Gąbka przechyliła łebek.
— Tak! Naprawdę się cieszę, ale ja nie idę, tylko biegnę! Spokojnie, naprawdę nie musisz się o mnie martwić, nic sobie nie zrobię, będzie świetnie! — Krewetka była strasznie podekscytowana i bardzo ucieszona faktem, że dymna chciała z nią pójść nad wodę! — A masz może jakieś pomysły, w co będziemy grać w wodzie? — Miała nadzieję, że uczennica ma jakąś świetną grę na myśli, ponieważ ona sama nie miała zbytnio pomysłu na coś, co nada się na dwa koty. Obie kotki wyruszyły z obozu, a w międzyczasie Gąbka zastanawiała się nad zabawą. W końcu zaproponowała:
— A może nie będziemy wchodzić do wody? Jest już Pora Opadających Liści, robi się coraz zimniej… żebyś się tylko nie rozchorowała! Możemy poszukać na brzegu muszelek lub jakichś skorupiaków, co ty na to? — Choć Pora Zielonych Liści skończyła się stosunkowo niedawno, można było odczuć jej skutki. Na klanowych terenach zapanował większy spokój, ale klimat zaczął się nieco schładzać.
— Według mnie jakoś sobie poradzimy, w końcu nie ma Pory Nagich Drzew! A poza tym, nasze futra na pewno nas ogrzeją. I jasne! Według mnie plan z szukaniem muszelek jest super, uwielbiam muszelki, ponieważ każda jest w innym kolorze i innym rozmiarze, a jak się uzbiera jakieś piękne muszelki, można je poustawiać w swoim legowisku! — miauknęła, bardzo zadowolona z tego, że będą zbierać muszelki. Gąbka, na wzmiankę o kolekcjonowaniu, podniosła uszy.
— Nareszcie ktoś, kto mnie rozumie! Także kocham zbierać różne rzeczy. Kamyczki, piórka… co tylko wpadnie w moje lepkie łapki! — zachichotała, przyspieszając kroku. — Może chcesz się ścigać? Ale nie ma szans, że pozwolę ci wygrać! — zawołała, a w jej oczach pojawiła się iskra determinacji. — Kto ostatni nad brzegiem, ten zgniłe jajo!
Szylkretka zmarszczyła brwi.
— No dobrze, może jesteś szybsza, ale to ja na pewno uzbieram więcej muszelek od ciebie! To co, zaczynamy? Gotowi, do startu, start! — Uczennica szybko wystartowała, ale dymna była szybsza. Z całych sił próbowała ją dogonić, ale na marne. W końcu dotarły na plażę, śmiejąc się głośno.
— Och, dotarłaś pierwsza, ale trudno! Jakoś bardzo daleko od ciebie nie byłam. Teraz zbieramy muszelki, więc ten, kto uzbiera najwięcej najpiękniejszych muszelek wygrywa! — Krewetka szybko weszła do morza, by znaleźć jak najpiękniejsze muszelki. Miała nadzieję, że tym razem to ona wygra!
Czarna postanowiła nie pozostawać dłużna i zaczęła grzebać w piachu nad brzegiem.
— Krewetkowa Łapo, tylko uważaj, żeby nie wejść za głęboko! Im dalej idziesz, tym większe są szanse na to, że nagle stracisz stały grunt pod łapami! — krzyknęła, nie zaprzestając grzebać nosem w piasku. — Nie wątpię, że dobrze pływasz, w końcu my, nocniaki, mamy to we krwi! Ale… wiesz, zawsze może zdarzyć się jakiś nieprzyjemny wypadek. — Wzruszyła ramionami.
— Naprawdę, zaufaj mi, wiem, co robię i na pewno się nie utopię! A poza tym, jak ci idzie w zbieraniu muszelek, bo mi naprawdę dobrze i już mam pełno dużych i pięknych sztuk! — zawołała. Dalej zbierała muszelki, ale też bardzo na siebie uważała, by nic jej się nie stało. — A tak w ogóle to bardzo bym ci chciała podziękować za to, że się tak o mnie troszczysz, ale dobra już koniec, pokazuj mi swoje muszelki! — Uczennica szybko podbiegła do Gąbki z nadzieją, że tym razem to jej uda się wygrać. Dymna opuściła na piach wszystko, co trzymała w swoim pyszczku i zaczęła liczyć, wskazując na każdą muszelkę pazurem.
— Jeden, dwa, trzy… — mamrotała pod nosem, jej pysk wyrażał skupienie. — Jedenaście muszelek! A wszystkie takie pięknie i niepowtarzalne… — przechwalała się swoimi zdobyczami. — No, a ty? Ile masz? — zapytała, wlepiając wzrok w szylkretową uczennicę.
— No dobrze, już liczę… raz, dwa, trzy… Ojejku, ja też mam jedenaście przepięknych muszelek, więc mamy remis! — Krewetka nie była tym zbytnio zadowolona, bo chciała wygrać, ale przynajmniej udało jej się dorównać starszej koleżance.
— Dobra, to może już wrócimy do obozowiska, bo robi się zimno! To co, znów się ścigamy?

<Gąbczasta Łapo?>

[1081 słów]

[przyznano 22%]

13 lipca 2025

Od Gąbczastej Łapy CD. Krewetki (Krewetkowej Łapy)

Kiedyś

— Naprawdę jesteś niemiła! Ja myślałam, że lubisz się bawić z innymi kotami, ale się myliłam… — zapłakana Krewetka wyrzuciła z siebie słowa z taką rozpaczą, jakby świat właśnie się kończył. Jej drobne łapki uderzyły w ziemię ze złości, a jej futerko całe się najeżyło. Zanim Gąbczasta Łapa zdążyła jakkolwiek zareagować, kociak odwrócił się na pięcie i pobiegł w stronę swojej matki. Uczennica patrzyła za nią z naburmuszoną miną, marszcząc nos i wyciągając język w geście dziecinnej frustracji. Przez moment jeszcze obserwowała oddalającego się kociaka, zanim zauważyła, jak z półmroku wyłania się pysk jednej z karmicielek. Nie wyglądała na ani trochę rozbawioną, a jej spojrzenie było zimne, jak lód. Dymna cofnęła się o krok, a potem kolejny, aż w końcu wycofała się ze żłobka. Jeszcze trochę, a tamta kotka zabiłaby ją samym swoim wzrokiem!

***

Był wczesny ranek, a powietrze zdawało się jeszcze rześkie, pełne wilgoci, a przede wszystkim przesiąknięte delikatnym zapachem ziół. Gąbczasta Łapa siedziała leniwie przed wejściem do lecznicy, z łapami wsuniętymi pod siebie i przymkniętymi powiekami. Pozwalała, by delikatne promienie słoneczne muskały jej grzbiet, ciesząc się tym rzadkim momentem spokoju. Cisza była niemal święta – przerywana tylko melodyjnym ćwierkaniem ptaków i szmerem porannych rozmów w obozie. Uśmiechnęła się lekko do siebie. Przez większość Pory Zielonych Liści nikt poważnie nie chorował. Nie było skaleczeń, biegunek, natrętnych kleszczy, ani wrzasku przerażonych matek, które przychodziły ze swoimi kociętami do medyka, gdy te miały tylko niewielkie zadrapanie.
Ach… tak, życie było idealne, ale niestety ta sielanka nie mogła trwać wiecznie.
— Gąbko, to ty, prawda? — rozległ się nagle znajomy, nieco zachrypnięty głos. Dymna kotka otworzyła niechętnie ślepia, jakby każda sekunda odpoczynku była zbyt cenna, by go przerywać. Spojrzała w stronę, z której dochodził do niej głos i natychmiast poznała nadchodzącą sylwetkę. Starszy, pręgowany wojownik, Kolcolistne Kwiecie. Poruszał się wolno, a jego oczy były półprzymknięte i zaczerwienione. — Tak strasznie bolą mnie oczy! Szczypią, czasem łzawią… — wyjaśnił, krzywiąc się i unosząc łapę, którą niemal teatralnie przycisnął do pyska. Uczennica westchnęła cicho, nie kryjąc niechęci. Podniosła się z miejsca, strzepując z futra trochę ziarenek piachu.
— Wchodź do środka, nie będziesz tu stał, bidulku — rzuciła z nutą troski w głosie, choć jej ton był również odrobinę prześmiewczy. Odwróciła się szybko i zniknęła w cieniu lecznicy, gdzie panował półmrok, a także chłód. W powietrzu unosił się zapach kurzu, a także świeżych i nieświeżych ziół. Gdzieś w rogu leżała skulona Różana Woń, ledwo dostrzegalna w słabym świetle. Spała głęboko, oddychając spokojnie – zapewne zmęczona po całym dniu zbierania roślin. Gąbczasta Łapa podeszła do składziku, sięgając po zioła, a w głowie już szykowała diagnozę. — Raczej na pewno masz infekcję. Nie wiem, co robiłeś, że ją dostałeś, ale wiem, co ci na nią podać. — Uśmiechnęła się lekko, rzucając kocurowi figlarne spojrzenie, a zaraz potem zanurkowała w pęki ziół. Wyciągnęła z nich glistnik jaskółcze ziele. Pamiętała przestrogę mentorki o jego nadmiarze, ale… no, wyglądało na to, że nie przesadziła z jego ilością. Chyba.
Przeżuwając przygotowaną porcję, spojrzała na wojownika.
— Zamknij oczy — poleciła, a zanim zdążył się poruszyć, sama uniosła łapę i delikatnie przymknęła mu powieki. — Schyl się — dodała, po czym nałożyła papkę na jego oczy i zabezpieczyła okład pajęczyną, tak, jak uczyła ją Różana Woń. — Może lepiej zostań przez jakiś czas w lecznicy, co? — mruknęła, unosząc brew. — Zanim okład zacznie działać. W końcu nie chcemy, abyś powpadał na jakieś biedne koty w obozie!
Kolcolistne Kwiecie burknął coś pod nosem, ale nie protestował. Dzielnie dał się zaprowadzić na jedno z posłań i ułożył się ostrożnie, próbując nie zrzucić swojego świeżego opatrunku z twarzy. Gdy Gąbka już odchodziła, rozległ się jego głos:
— Och, a tak w ogóle rozmawiałem wczoraj z Siwą Czaplą… taki z niego pocieszny chłopak! A jaki on sympatyczny… ale niestety narzekał mi na popękane poduszki. Czy był tu już? — Uczennica spojrzała na niego przez ramię, a jej uszy drgnęły lekko.
— Nie. Nie widziałam go tu, a wczoraj cały dzień przesiedziałam w lecznicy! — odparła z wyraźnym zdziwieniem. — Mogę do niego zagadać, jeśli to uczyni cię spokojniejszym — dodała z lekkim westchnieniem. Gdy kocur skinął głową, natychmiast, niemal podskakując, wybiegła z legowiska.
Nawet nie musiała długo szukać! Siwa Czapla wylegiwał się beztrosko przed legowiskiem wojowników, rozciągając się przeciągle w promieniach słońca. Wyglądał tak spokojnie, jakby cały świat był tylko miękkim kłębkiem mchu, a problemy zdrowotne istniały jedynie w bajkach opowiadanych młodym kociętom. Ugh. Dlaczego sam nie przyszedł? Gąbczasta Łapa przyspieszyła, stawiając łapy z nieco większą siłą, niż było trzeba. Zbliżyła się do niego energicznie, a jej ogon szarpnął powietrze.
— Jak tam twoje poduszki?
Siwa Czapla aż podskoczył, zaskoczony nagłym, chłodnym tonem uczennicy. Jego uszy poruszyły się nerwowo, a on sam zaskoczony obrócił głowę, jakby próbując przypomnieć sobie, co zrobił źle.
— Przecież wiem, że wczoraj na nie narzekałeś! — uparła się Gąbczasta Łapa, nadymając policzki. Jej ton był mieszanką rozdrażnienia, zniecierpliwienia i tej typowej, medycznej stanowczości, która najwyraźniej wykiełkowała w niej przez Różaną Woń. Siwa Czapla opuścił głowę, a jego uszy przywarły do głowy.
— To prawda…! Ale nie musisz być zła tylko na mnie! — zaczął. — Bursztynowy Brzask cały czas skarży się na bóle stawów! Próbowaliśmy zabrać go do medyka, ale on jest uparty! Zawsze chodzi taki… szorstki, chłodny. Ja się go boję! — zawył, teatralnie odchylając się do tyłu. Uczennica zmarszczyła brwi i spojrzała na niego z góry (na tyle, o ile pozwalał jej wzrost).
— Zawołaj go tu! Nie ma wyboru, idzie z nami — rozkazała, prostując się na swoich niezbyt długich łapkach. A tak miała nadzieję, że Klan Nocy nagle magicznie przestał chorować! Ale nie, wszyscy najwyraźniej postanowili skryć swoje dolegliwości przed światłem dziennym!
Siwa Czapla z wyraźnym brakiem entuzjazmu zanurkował do legowiska. Słychać było tylko kilka cichych protestów, zanim wyciągnął stamtąd nieco zdezorientowanego kremowego kocura.
— Bolą cię stawy, mam rację? Na Klan Gwiazdy! Jeśli nie nauczycie się przychodzić do medyków, to pozdychacie jak muchy! Co za tragedia! Czy ja wyglądam, jakbym gryzła?
— Trochę — odparł Siwa Czapla bez większego namysłu. Dymna uczennica tylko zmierzyła go lodowatym spojrzeniem i mruknęła:
— Sio, do legowiska! Różana Woń powinna już nie spać, ona się wami zajmie. Nie mam już na was siły… — burknęła. Siwa Czapla i Bursztynowy Brzask spojrzeli się po sobie, a potem posłusznie zaczęli człapać w stronę lecznicy – i gdy już wreszcie Gąbka myślała, że czeka ją wolne, nagle zjawiła się ona. Srebrna uczennica. Śnieżna Łapa. Dymna aż drgnęła. Niemożliwe… czy to… kolejny chory?
— Gąbczasta Łapo! Chyba się przegrzałam! Zasnęłam wczoraj na słońcu, a taki skwar był! Kręci mi się w głowie, chyba mam gorączkę… — westchnęła smutno, patrząc na uczennicę wielkimi oczami. Gąbka westchnęła i szybko wzięła do pyszczka mech, który wplątał się w jej futro.
— Chodź. Musisz pić dużo wody, ponadto zrobię ci chłodny okład, dobrze? — oznajmiła, na co Śnieżna Łapa kiwnęła głową. Obie skierowały się do wyjścia z obozu, by dotrzeć nad brzeg rzeki.

***

Niedawno odbyła się ceremonia Krewetki… a właściwie już Krewetkowej Łapy. Dymna uczennica medyka, Gąbczasta Łapa, obserwowała ją z oddali, przypominając sobie tamtą krzyczącą smarkulę, która niegdyś wpadła w histerię tylko dlatego, że nie mogła wygrać w berka. Od ich ostatniego starcia nie zamieniły ze sobą ani słowa – i szczerze mówiąc, Gąbka nie czuła potrzeby tego zmieniać. A jednak, gdy dostrzegła szylkretkę stojącą samotnie na środku obozu, z nieco zdezorientowanym spojrzeniem, jakby jeszcze nie wiedziała, co zrobić ze swoim nowym statusem uczennicy… coś podpowiedziało jej, aby do niej zagadać.
— Hej, Krewetko, Krewetkunio! — zawołała, unosząc ogon w przyjaznym geście i podchodząc do niej sprężystym krokiem. Jej pysk rozciągnął się w uśmiechu, choć w oczach można było dostrzec ten sam figlarny błysk, który wtedy tak ją zirytował. Krewetkowa Łapa zmarszczyła lekko brwi i zadarła głowę, widocznie niepewna, jak powinna zareagować. — Dawno nie rozmawiałyśmy, prawda? — ciągnęła Gąbka z pozorną lekkością w głosie. — Nasze ostatnie spotkanie było… zaskakujące! Nieprawdaż?

<Krewetkowa Łapo?>

Wyleczeni: Bursztynowy Brzask, Siwa Czapla, Śnieżna Łapa, Kolcolistne Kwiecie

08 czerwca 2025

Od Krewetki do Gąbczastej Łapy

Krewetka leżała w żłobku, obserwując wyjście na obozową polanę. Nagle pojawił się w nim cień, a zaraz potem niewielka sylwetka jakiegoś kota, którego Krewetka widziała już kilka razy. To była Gąbczasta Łapa, uczennica medyka, która niekiedy przychodziła doglądać kociąt w żłobku.
— Witajcie, żłobkowicze! — krzyknęła, robiąc kilka kroków do przodu. Gąbka zatrzymała się przed Krewetką, a potem spuściła głowę. — Maluchu! Nie za duszno wam tu? Moje zmysły chyba nie działają prawidłowo, gdy wszędzie czuć tylko mleko… — mruknęła. — Ale to nie główny powód mojej wizyty. Przyszłam zapytać, czy wszystko z wami dobrze.
Krewetka odpowiedziała:
— Tak, wszystko z nami dobrze i super się bawimy — odpowiedziała. Po tych słowach kotka chciała odwrócić się i pójść, ale wpadła na lepszy pomysł. — Może mogłabym wyryć twoją podobiznę w ziemi? — spytała. Gąbka zdziwiła się na tę propozycję, ale uśmiechnęła.
— Jasne!
Krewetka wysunęła swe pazury i spoglądając co jakiś czas na Gąbkę, zaczęła skrobać nimi po ziemi. Kotka po jakimś czasie skończyła robić portret Gąbki i spytała:
— Czy podoba ci się twój portret?
Uczennica medyka schyliła głowę, przyglądając się pokreślonej podłodze. Jakoś nie widziała w tym siebie samej.
— Eee… nie powiedziałabym. Przecież to kilka zwykłych kresek! Gdzie to ma mnie przypominać? Czy ja ci wyglądam na kota o beżowym futrze? — spytała, przekręcając głowę. Krewetka nie była tym ucieszona, ponieważ bardzo starała się nad tym rysunkiem.
— Naprawdę!? Według mnie jesteś do tego podobna, a skąd ja ci wezmę czarny kolor?! — Kotka się zdnerwowała i chciała odejść, ale Gąbka jej nagle powiedziała:
— Czemu sobie idziesz? Powiedziałam coś nie tak? — Uczennica zrobiła kilka kroków w stronę Krewetki. — Ja tylko mówię prawdę! Czy to coś złego?
Szylkretka się naburmuszyła.
— Nie, ale naprawdę się starałam! Wszyscy mi gadali, że mam talent, ale ty tego nie umiesz docenić lub mi po prostu zazdrościsz! — krzyknęła, a potem wybiegła ze żłobka. Gąbczasta Łapa zdziwiła się i pobiegła za uciekinierką.
— Hej! Wracaj! — zawołała, biegnąc w stronę Krewetki. — Może i masz talent, ale… gdzieś w sobie ukryty. Musisz ciężko pracować, żeby go ujawnić! — stwierdziła. — Praktyka czyni mistrza, nie?
Krewetka potem zrozumiała, że musi się poduczyć i powiedziała Gąbce:
— Dobra, może masz rację, popracuję trochę nad tym i będę popularna! Wszyscy w klanie będą mnie znali! — wyznała. — A teraz może trochę się pobawimy, na przykład w berka? — spytała kotka. Uczennica medyka skinęła głową, a potem delikatnie popchnęła Krewetkę nosem w stronę żłobka.
— Pobawimy, pobawimy. Tylko musisz wrócić do swojej mamy — miauknęła i obie kotki wróciły do kociarni. — Jesteś pewna, że chcesz bawić się w berka? Mam ogromną przewagę, biorąc pod uwagę, że jestem starsza, a wszystkie kończyny mam sprawne! Nie wolisz, no nie wiem, porzucać kulką mchu, czy coś?
— Nie! ja naprawdę jestem dobra i szybka, i wygram z tobą, ponieważ mam nowsze i mocniejsze kończyny od ciebie, haha! — zaśmiała się, upadając na przednie łapy.
— To tak nie działa! To, że jesteś młodsza, nie znaczy, że sprawniejsza! Ja umiem więcej, jestem bardziej rozwinięta niż ty! — stwierdziła, marszcząc brwi. Krewetka naprawdę się zdenerwowała, odbiegła od Gąbki i powiedziała:
— Naprawdę jesteś niemiła! Ja myślałam, że lubisz się bawić z innymi kotami, ale się myliłam… — wyrzuciła, a potem cała zapłakana pobiegła do swojej mamy.

<Gąbczasta Łapo?>