Przeszłość
Miodowa Kora siedział z innymi kotami, czekając na znak, gdy ruszą na wojnę, tymczasem Rysi Trop dostała chyba problemów żołądkowych, bo rzygała w krzakach. Podszedł do niej, zrobiło mu się trochę żal, bo ona chciała walczyć.
– Wiesz trochę szkoda, że cię to złapało, gdy jest wojna, ale z drugiej strony obozu trzeba też pilnować. Na wszelki wypadek jakby mieli się zemścić, jak wygramy!
Było trochę niezręcznie, nie chciał w sumie tak walczyć, bo miał jeszcze nienarodzone potomstwo do wychowania, ale wierzył, że Mroczna Puszcza ma go w swojej opiece i wróci cały i zdrowy.
– Tak... Zarzygam ich na śmierć...
Wymruczała cicho. Zasłoniła łapą pysk i znowu wycelowała w krzaki. Jej pysk nabrał nowego odcienia zieleni, po czym znowu zwymiotowała.
– Gdybym tylko mógł coś dla ciebie zrobić.
Szkoda, że ją to trafiło, była dobrą wojowniczką, na pewno by wiele wniosła do pola bitwy, w szeregach jeden dodatkowy doświadczony wojownik zawsze zwiększał szansę na wygraną.
Wojowniczka już bardziej zaciekawiła się słowami kocura. Otrzepała swoje futro i spojrzała na liliowego. Podniosła się i skierowała swój pyszczek do jego ucha.
– Mógłbyś... Przynieść dla mnie małą pamiątkę, taka łapa umierającego Klifiaka byłaby rozkosznym prezentem!
Szepnęła.
Co... ona chciała łapę martwego kota? Trochę nietypowe hobby, ale w sumie może da się załatwić, jakiś mały prezent dla Rysi jak już będzie pod opieką mamy. Zbliżył pysk do jej ucha i szepnął.
- Jak zabije jakiegoś Klifiaka to wyrwę mu łapę i dam ci.
Przecież i tak będzie musiał jakiegoś zabić, w końcu raczej trzeba co nie? Jak nic nie zrobi na tej wojnie, to przecież Nikła Gwiazda będzie go podejrzewać o nielojalność wobec klanu, dlatego wyboru nie miał.
– Świetnie! Tak trzymaj, dobre nastawienie to podstawa.
Powiedziała, uśmiechnęła się jednym kącikiem ust i znowu skierowała pyszczek w stronę śmierdzących, obleganych przez nią krzaków. Położyła uszy i zmarszczyła pyszczek. Ten koszmar nigdy się nie skończy dla niej.
Kocur uśmiechnął się na ten niby komplement, cokolwiek miało to znaczyć. Rysi Trop była nietypowym kotem, ale lubił ją, była opanowana i pracowita, to były ich wspólne cechy, które ich łączyły, była też przyziemnym kotem myślącym rozumem nie sercem i takich trzeba ze świecą szukać. Nagle jednak było wołanie przywódcy, a on musiał się zebrać, pomachał kotce na pożegnanie. Dochodząc do wyjścia z obozu, zagadał go Wilcza Łapa, młody też szedł na wojnę tylko co dalej? Z nim? Z Wilczą Łapą i resztą ochotników? Wiedział tylko tyle że musi walczyć i zabić w imię klanu, by żyć, nie było innego wyjścia, zwłaszcza że miał partnerkę w ciąży, która modliła się o niego, by wrócił do domu.
Po wojnie i dojściu do obozu
Trzymał cynamonowo-szylkretowaną łapę, od jakiegoś Miedzianego Kła, miał ją gdzieś, poznał jej imię dzięki Wilczej Łapie, było to dziwne, że uczeń ją znał, czy miał większy związek z Klanem Klifu?
Zajmie się tym później.
Bezcześcił zwłoki wojowniczki z Klanu Klifu, ale co tam, liczyło się, że wyszli z tego zwycięsko. Zobaczył Rysi Trop, chyba czuła się już lepiej, podszedł do kotki, upuszczając z pyska łapę.
– Wygraliśmy, a to prezent dla ciebie, jak obiecałem.
Wojowniczka delikatnie przechyliła łeb. Podniosła uszy do góry i obwąchała podarunek. Łapa była ubrudzona od krwi, a pazury bezwładnie zwisały w dół. Ryś zmrużyła oczy, bo łapa pachniała samotnikiem. Nie trudno było się jej domyśleć.
– Był tam z wami ktoś jeszcze?
Odburknęła. Skinęła liliowemu, chwytając delikatnie za cynamonowe, pręgowane futerko na łapie.
Było widać, że naprawdę cieszył ją ten prezent, co było dziwne.
– Nie, tylko koty z Klanu Klifu w sumie to pierwszy kot, którego zabiłem... ale chciała skrzywdzić jednego z naszych pobratymców, więc tego nie żałuję.
Nie dość, że ta cała Miedź chciała skrzywdzić Wilczą Łapę, to jeszcze go obrażała, jeszcze poniżała bez żadnego sumienia.
Młody nie zasługiwał na takie traktowanie, dobrze, że wrócił z nimi do domu żywy, że go ocalił od cierpień wojennych.
– Jedynie kto ucierpiał, to Lamentująca Toń a Pustułkowy Szpon stracił oko. Szczerze też chciałem mieć bliznę, ale najwyraźniej tak dobrze walczyłem, że za bardzo nie oberwałem, może następnym razem jeszcze się przydam.
Chciał naprawdę jeszcze się wykazać, ale wojna to nie zabawa, co było widać po rannych kotach, to że wygrali, to nie znaczy, że nie ucierpieli na tym.
– Jak tam spędziłaś czas, jak nas nie było?
– Przesiedziałam w legowisku medyka.
Mruknęła.
– No cóż, miałaś pecha, ale może kiedyś będzie jakaś wojna, na którą znowu pójdziemy, tylko razem.
Miał przynajmniej nadzieję, że może prezent jej się podoba, choć ciekawe co zrobi z tą łapką. Może była kolekcjonerem łapek lub coś w tym stylu?
<Siostro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz