Juniorka, ta podła zdrajczyni!... Jakby sama jeszcze miała czym się chwalić w tej materii! Czyżby naciągała go na te pełne wyznań, zakrawające o emocjonalny ekshibicjonizm rozmowy tylko po to, aby później dzielić się ich pikantnymi szczegółami ze swoimi przyjaciółeczkami? Myślał, że mógł jej ufać, nawet, jeśli zazwyczaj się nie dogadywali — a ona tak perfidnie, wszem i wobec rozpowiadała jego sekrety! I to jeszcze kotce, której obecności wręcz nie trawił!
"Też mi siostra..." — burknął w myślach, marszcząc brwi i układając patyki. Początkowo chciał ją zignorować, ba, może nawet wymienić się jakimiś podstawowymi uprzejmościami — tak, żeby ten podły wszechświat zauważył, że chociaż się stara — ale ta zniewaga wymagała rozlewu krwi.
Poza tym, on wcale nie narzekał na swoje życie towarzysko-uczuciowe — lub też, raczej, jego brak. Sam miał się świetnie, doprawdy. Te idiotyczne przytyki srebrna mogła sobie wsadzić pod ogon... I ona nie wydawała się cieszyć większym powodzeniem, zwłaszcza biorąc pod uwagę krążące po obozie plotki o jej wielu zauroczeniach. On przynajmniej nie pozostawał w stanie wolnym ze względu na nieudolne próby znalezienia swej bratniej duszy, a z wyboru. To zdecydowanie był mniej żałośniejszy z tych dwóch powodów — przynajmniej w jego głowie. Zresztą, nie wiedział nawet, czy rzeczywiście chciałby kiedykolwiek się z kimś związać. To wszystko wydawało się... okropnie skomplikowane, a wiążący się z tym bagaż emocjonalny na pewno nie podziałałby dobrze na jego — i tak już niespokojny — umysł.
Spojrzał więc na nią w odpowiedni sposób — jak na mysi móżdżek, którym była — i westchnął przeciągle. Jego wąsy poruszyły się delikatnie wraz z wpełzającym na jego mordkę, gorzkim grymasem.
— Jeśli już kogoś obgadujesz, to przynajmniej się do tego przy nim nie przyznawaj... — miauknął cicho, kontynuując pracę, starając się skoncentrować na powierzonym mu zadaniu. Był to jednak nie lada wyczyn...
— Phi! Masz minę, jakbyś zjadł coś obrzydliwego. Wiesz, jak śmiesznie wyglądasz? — Zaniosła się chichotem, zupełnie ignorując jego wcześniejszą wypowiedź. Zamrugał kilka razy. Już sam nie wiedział, czy głowa bolała go od niedoboru maku, czy od letalnej dawki głupoty, którą właśnie dostarczał swoim nerwom. — Jak taka żaba... Albo ropucha. Tak, jak ropucha. One mają takie mordy!
Nawet nie wiedział, co miał na to odpowiedzieć. Czy ona go obrażała? Czy starała się jakoś zagaić konwersację? Czy naprawdę jego siostry dostrzegały w tej siwej kupie futra jakiekolwiek pokłady uroku osobistego?
— Ta... — Jedynie pokiwał biało-czarnym łebkiem. Odwrócił wzrok. Jego łapki i pyszczek wciąż pracowały nad wzmacnianiem konstrukcji żłobka, ale jego spojrzenie skupiło się na grupce kotów pod przewodnictwem Mandarynkowego Pióra. Dryfująca Bulwa, Żmijowcowa Wić, Szałwiowe Serce, Kropiatkowa Łapa oraz Niezapominajkowa Łapa dzielnie wtaczali kłodę, która miała posłużyć w przyszłości jako część legowiska starszyzny. Chociaż wydawało się, że była to jałowa robota — Kolcolistne Kwiecie, jego jedyny lokator, krzątał się dookoła nich, widocznie niezadowolony z tak widocznego wykluczenia go z prac. Pewnie jakby mu pozwolili, to sam odbudowałby ten obóz i poszłoby mu to znacznie sprawniej, niż im...
— Ej, Luluś... O jacie, ale to uroczo brzmi. Lulkowe Ziółko też. Szkoda, że tak cię nie nazwali! Może wtedy byłbyś weselszy. — Śnieżna Mordka dała mu lekkiego kuksańca, który, zważając na jego obecny stan, zabolał znacznie bardziej, niż powinien. Syknął cicho, na co srebrna tylko cicho się zaśmiała, zapewne myśląc, że celowo dramatyzował. — Patrz, już prawie skończyliśmy! No, uśmiechnij się chociaż raz! Jeny, niszczysz mi nastrój tą swoją obrażoną miną...
Pokręciła głową i jęknęła cicho, wracając do pracy. Rzeczywiście, uporali się z tym dosyć szybko. Ale nie mógł złapać oddechu. W momencie, gdy już chciał odejść, poczuł ubrudzoną gliną łapkę, pacającą go kilka razy w bok. Odwrócił mordkę, mierząc ją wzrokiem.
— Przy źródełku brakuje kilku kamyczków... A ty chyba lubisz kamienie? W żłobku zawsze je zbierałeś. I potem też widziałam, jak ukradkiem kitrałeś je za każdym razem, gdy znalazłeś jakiś fajny. Więc chodź, poszukajmy ich! — miauknęła, nieco zbyt entuzjastycznie na jego gusta. — No, nie dawaj mi takiej miny... Szybciej!
Nie czekając na jego odpowiedź, popchnęła go do przodu i poszła za nim, nucąc pod nosem jakąś wesołą melodyjkę. Był zbyt zdezorientowany, zirytowany i niewystarczająco przytomny, aby zaoponować. Posłusznie podążył więc wraz z nią, pomagając jej wybrać odpowiednie skałki, grzecznie kiwając głową za każdym razem, gdy coś mówiła, dając choćby złudzenie rzeczywistego słuchania swojej towarzyszki. Ostatecznie nie mógł krytykować jej doboru głazów — były małe, ale nie za małe, poręczne i całkiem ładne, ciemne. Woda wydobywała z nich jeszcze głębszą, czarnawą barwę. Ślicznie wyglądały z resztą kompozycji, a wpasują się jeszcze bardziej, gdy zdąży je już obrosnąć mech. Co prawda nie wypowiedział tych słów na głos, ale jego spojrzenie złagodniało nieco, gdy wraz ze swoją przymusową towarzyszką przyglądali się swojemu dziełu. Nawet na chwilę zapomniał o bólu głowy...
— Aaaa, w końcu się uśmiechnąłeś! Widziałam to, widziałam!
... Po to, aby już uderzenie serca później ten na nowo się przypałętał.
<Śnieżka?>
Event: Wniesienie na wyspę kamieni, mających otaczać źródełko wody i wzmacniać jego ścianki, Wtoczenie na wyspę pnia, mającego stanowić część nowego legowiska starszyzny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz