Srebrna kotka przeciągnęła się lekko, a po otwarciu oczu zauważyła, że dopiero wschodziło słońce. A może nawet nie? Uczennicy zdawało się, że gdzieś tam widziała jakieś bardzo skromne promyki, tak jakby słoneczko było dosłownie momentem przed rozbudzeniem się i zaczęciem swojego życia na niebie. W kilku słowach — było po prostu wcześnie, a klan w większości spał. To nie przeszkadzało jednak Rudzikowej Łapie, by móc psocić od samego świtu. Rozejrzała się po legowisku, spoglądając bokiem oka na swoje rodzeństwo. Jej pyszczek od razu przyozdobił głupi uśmieszek, tak jakby jej mała główka powoli zaczęła knuć jakiś niecny plan. Podeszła do rudej kupy futra, po czym ugryzła go w ucho.
— Wstawaj... — szepnęła mu prosto do ucha, oczekując jakiegoś rezultatu. — Chodźmy poza obóz...... — miauknęła cichutko, wbijając mu lekko pazurki w bark.
— Co...? Co ty bredzisz — parsknął, kocurek, odganiając siostrę machnięciem łapą, tak jakby była co najmniej tą jedną wiecznie bzyczącą nad ranem muchą.
— Nic nie...co robię? Co to niby za słowo. Możesz używać kociego zamiast jakiegoś dziwnego, głupiego języka — miauknęła i pacnęła go kilka razy w ucho.
— Zostaw mnie — Machnął łapą bardziej agresywnie, po raz kolejny odganiając srebrną kotkę. — Nie moja wina, że masz papkę zamiast mózgu i normalnych słów nie rozumiesz — parsknął, kładąc głowę z powrotem na mchu — Nie masz się czym martwić? Jak chociażby, nie wiem, treningiem?
— Nie — odparła krótko, ugniatając bok brata łapkami. — Sam masz papkę! — fuknęła, wbijając pazurki między jego futro. — A czym mam się martwić? Trening idzie mi dosyć dobrze? Bynajmniej tak twierdzi Słodka Dziewanna! — miauknęła kotka oburzona.
— Słodka Dziewanna ma tak samo pszczoły w głowie, jak ty — fuknął, dając sobie na chwilę spokój z nerwowym odganianiem komara krwiopijcy. — Dziwię się, że w ogóle dała radę zostać wojowniczką — skomentował, na co Rudzikowa Łapa wykrzywiła pyszczek w niezadowoleniu.
— Tak? A ty masz pchły! — miauknęła oburzona, machając nerwowo ogonkiem na boki. — Nie o niej mówimy!! Chooooodź juuuuż!!!
— Będziesz mieć przez to kłopoty — parsknął. — Jak cię przyłapią, to nawet nie licz, że ci pomogę. Powiem, że chodzisz przez sen i cię pilnowałem.
— Ale ja lubię kłopoty — odmiauknęła z wyszczerzem na pyszczku. — A kłopoty lubią mnie — dodała po chwili, śmiejąc się cicho. — No widzisz, jaki z ciebie wspaniały braciszek? — uśmiechnęła się głupio, po czym cichutko zaczęła kierować się w stronę wyjścia z obozu.
Spojrzała na kocura czy aby na pewno idzie za nią.
— Przynosisz wstyd naszemu ojcu — burknął, podbiegając do Rudzik, by ją dogonić. — I kolejne powody tej rudej wywłoce, żeby uważać, że jej miot był lepszy — parsknął karcąco.
Szła już poza obozem z głupim uśmiechem na pyszczku, a słowa jej brata tylko na moment wlatywały gdzieś do jej niezbyt skomplikowanego móżdżku.
— To jego problem, nie mój — stwierdziła po chwili, marszcząc pyszczek. — To znaczy? O kim mówisz? Jaki miot? — zapytała, zwracając pysk w jego stronę.
"Czy ja o czymś zapomniałam?" zamyśliła się kotka.
— To jest nasz wspólny problem, Rudzik. — warknął z naciskiem, najwyraźniej zaczynając powoli tracić już i tak poszarpaną cierpliwość. — Miot wszystkich gwiezdnych, wspaniałych zesłańców gwiazd — sarknął.
— Nikt ci nie każe ze mną iść...a no tak — zaczęła, ale szybko również skończyła i na te kilka odbić serca zamknęła dziób na kłódkę. — A co w tym takiego złego? To chyba ty masz do nich jakiś problem. Zrobili ci coś? — zapytała, idąc koło brata.
— Żartujesz sobie teraz? Samo ich istnienie jest skazą na honorze ojca! — wybuchł zdenerwowany. — Są plamą w historii całej naszej rodziny, nieudacznicy tak samo, jak wujek, który zrzekł się władzy! Parszywe, zdradzieckie... Niczym się nie różnili od króliczych bobków, a ta stara wywłoka śmie mnie do nich porównywać! Do nich! Do tych mar-... — przerwał, by spojrzeć na Rudzik niechętnym wzrokiem. — Czy ty w ogóle wiesz, o kim ja mówię? — zapytał, patrząc na nią zirytowany.
— Ach! A więc to masz na myśli! Ja myślę, że to ciekawe. W sensie rozumiem fajniej by było żeby były rude...ale białe też są śmieszne — stwierdziła, niemal zbywając jego wybuch na dalszy plan. — Nieudacznicy? Jeszcze tego nie wiesz. Są zbyt mali. Z któregoś na pewno coś tam wyrośnie... Chyba. I według mnie troszkę przesadzasz. Mają prawo żyć, nawet gdyby byli zdrajcami — dodała, a słysząc jego następną wypowiedź, przez moment przytknęła łapkę do ust w zastanowieniu. — Eeemmm... Nie jestem pewna?? — mruknęła cicho.
Na pysku kocura pojawiło się zirytowane znużenie, które jedynie się potęgowało. Westchnął przeciągle, przeciągając łapą po pysku ostentacyjnie.
— Zapomniałem, że mówię do... — przerwał, lustrując kotkę. — Ciebie. — Machnął łapą, wzdychając ciężko. — Nigdy nie słyszała o ironii... I właśnie O TYM mówię. Na przodków, to właśnie dlatego na mnie spoczywa cały obowiązek rodowy. — miauknął kocur, obserwując siostrę. Obserwowała jak emocje na pysku jej brata się zmieniają, tak samo, jak z jej pyszczka powoli zszedł uśmiech. Uśmiech schodził, dając miejsce czemuś nowemu. Złości? Pokory? A może obu? Zmarszczyła nosek, odsuwając się kawałek i jeżąc się lekko i żałośnie.
— A co jest ze mną nie tak? — warknęła, ale po chwili się otrząsnęła, przez fakt jak dziwnie w tej chwili zaczął brzmieć jej głos. — O czym ty na Klan Gwiazdy mówisz, co? Jaki obowiązek rodowy? Przecież to...głupie. Co ma jedno do drugiego? Co ma sierść kota do tego, jaki on jest? — miauczała zdenerwowana, choć już nie tak najeżona, jak wcześniej.
— Wiele! Całe nasze drzewo, cała nasza historia, a ojciec starał się nam wpoić to, jak bardzo jest to ważne. Czy ty go w ogóle słuchałaś? Nie widzisz co mamy w klanie? Lichego przywódcę, który nie potrafi dłużej zadbać o klan ze staruszką na zastępstwie, która też zdaje się żyć w swoim własnym świecie. Gdyby chociaż wybrał jakiegoś zastępcę albo zrezygnował z roli, ale nieee, skończymy jako pośmiewisko. Ściągnie nas na dół razem ze sobą. Piaskowa Gwiazda nigdy by na to nie pozwoliła. — wypluł z siebie, nie odpowiadając na pierwsze prychnięcia siostry.
— Co mamy w klanie? Co jest niby nie tak? I czego ty oczekujesz? Oczekujesz tego, aby Klan Burzy był jak Klan Wilka? To tak nie działa! Królicza Gwiazda nie jest okropnym przywódcą, a nawet gdyby to nie ojciec go wybiera! Najwidoczniej skoro nigdy nie wybrali jego to znaczy że to z NIM musi być coś nie tak! — fuknęła, machając ogonkiem na boki, ze złości. Po chwili jednak nadeszła chwila pokory. Podkuliła ogon i znowu się odsunęła. — Przepraszam. Nie powinnam tak mówić. Wiem, że to powinno mieć ogromne znaczenie. Tylko ja nie wiem, dlaczego miałabym kogoś nienawidzić ze względu na coś...takiego. Nie lepiej przyjaźnić się z każdym? — mruknęła, kładąc uszy po sobie. Przez moment w oczach Ognika dostrzec można było coś jakby obcego i o mało co nie walnął Rudzik z liścia. Stał w miejscu, słuchając wszystkich nonsensów, jakie prawiła. Szybko się jednak otrząsnął, zaczesując pazurami futro na głowie.
— Kto mówi, że mamy być jak te kundle? Mamy być czymś lepszym, mamy być szanowani wśród klanów, a nie pokazywać słabość. Jak tak dalej pójdzie, napadną nas przy pierwszej okazji i zniewolą — wyjaśnił zimnym tonem, o wiele spokojniejszym niż wcześniej. — I nikt nie mówi o nienawiści, tylko o dojrzeniu prawdy. — dodał. Tak jakby jego wykład miał jakkolwiek wpłynąć na nieskomplikowaną egzystencję rudej kotki. W końcu jak wpłynąć na kotkę, dla której rzeczy takie jak władza czy dobrobyt nie mają ogromnego znaczenia? Jak wpłynąć na kotkę o innym światopoglądzie, mówiącym, że trzeba mieć każdego za przyjaciela? Ruda koteczka obserwowała kocura z pewną dozą ostrożności, tak jakby bała się, że kocur pogrąży ją chwilę po tej rozmowie, mówiąc o tym wszystkim ojcu.
<Braciszku? Nie rozumiem, po co ta nienawiść…>
[1203 słowa]
[przyznano 24%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz