Stworzonko próbowało poderwać się do lotu, ale lekko zmiażdżone skrzydło skutecznie mu to uniemożliwiało. Do tego marnie poruszało czułkami. Przez przeciętnego kociaka widok ten zapewne zostałby uznany za makabryczny, jednak dla Muchy był zaiście… fascynujący. Jeszcze nigdy nie widziała czegokolwiek będącego w takim stanie jak ten notylek, nie rozumiała, że to jego ostatnie wdechy, a przydępnięciem pozbawi go życia. W ogóle nie znała definicji życia. Z ochotą więc przystawiła łapę i stanowczo przycisnęła nią owada do podłoża. Gdy podniosła ją z powrotem, stworzonko leżało już nieruchomo. Kotka przekrzywiła łebek z zainteresowaniem i szturchnęła je kilkakrotnie, jednak nie dało to żadnych efektów.
— Notylek zasnął? Wygląda zupełnie jak Melon gdy on śpi, nie chce się obudzić. Próbowałam i nic. — Chwyciła ofiarę w pysk i przystawiła do twarzy Ryjówki, by ta mogła się dokładnie przyjrzeć.
— Chyba tak, poprzedni też tiak spał. — Kotka twierdząco pokiwała łebkiem. — Będzie obiadek!
Mucha rozszerzyła oczy i odsunęła się kawałek, upuszczając truchło notylka.
— Ty niby chcesz go jeść? Cemu?! Je to się mleko Wielkiej Pani.
— Ale Wielkie Koty zawse jedzą zwierzątka i nówią na to nięso! — Wyciągnęła łapkę, by sięgnąć po stworzonko spoczywające bezwładnie na trawie.
Mucha ofuknęła ją, ponownie zagradzając drogę do niego. Nie podobało jej się to podejście. Rzeczywiście, Wielkie Koty jadały tylko żywe stworzenia, ale one były nudne, powtarzalne i wręcz pachniały jedzeniem, ale takoe notylki? One wyglądały, jakby były stworzone do podziwiania! Ich zapach nie kusił do spożycia i kotka nigdy nie słyszała, żeby ktokolwiek je zjadał.
— I tak nikt nan nie da obiadiu, nusiny sane sobie ladzić. Daj notylka, złowimy poten kolejne.
Koteczka skrzywiła się, ale po dłuższym zastanowieniu dopuściła siostrę do ich ofiary. Ta chwyciła go z uśmiechem pełnym satysfakcji i rozpoczęła nieporadną konsumpcję.
— Smakuje? — Przekrzywiła łebek, przyglądając się z uwagą. Może notylki rzeczywiście nadawały się do jedzenia?
Ryjówka przełknęła ostrożnie i pokiwała ochoczo głową.
— Snakuje!
Mucha zawahała się na chwilę, wodząc nosem w powietrzu. Może wyczuje więcej notylków.
— Właściwie… też bym splóbowała. Posukamy ich więcej? — Obróciła się wokół własnej osi i posłała drugiej kotce błagalne spojrzenie. — Wielkie Koty chyba nie wlócą za sybko, więc i tak nas nie zauważą…
— Dobla!
Uśmiechnęła się na pozytywną odpowiedź siostrzyczki i od razu dźwignęła się na chwiejne łapki. Następnie odeszła kawałek, rozglądając się bacznie dookoła. Znowu musiały się nieźle postarać, żeby wypatrzeć następne takie stworzonko. Ale może uda im się spotkać osobnika o jeszcze innych kolorach? Czy takie istniały? W końcu obydwa, które spotkała do tej pory, miały skrzydełka ozdobione zupełnie inaczej.
Z czasem kotka oddaliła się znacznie od nory, w której mieszkali oraz od samej Ryjówki. Właściwie to jeszcze nigdy nie zapuściła się tak daleko, a na kociaka w jej wieku to był naprawdę spory kawałek drogi. Mimo to ani na chwilę w jej łebku nie zagościła myśl, żeby bardziej uważać i pilnować terenu, na którym się znajduje, aby czasem się nie zgubić. Przecież co złego mogłoby się stać? A najważniejszy był przede wszystkim notylek! Jej łebek latał wte i wewte jak oszalały, w misji wypatrzenia upragnionego stworzonka. Mijała różne krzewy i kwiaty, w pewnym momencie doszła nawet do widocznego z ich domu drzewa. Było nieduże, a jedna z jego gałęzi była na wpół złamana i trzymała się pnia na włosku. Wyglądało to zaiście ciekawie, ale na pewno nie pomogło w poszukiwaniach. Nie było tu żadnych notylków. Cóż, w pewnym momencie na nosie Muchy usiadła nawet jej imienniczka, ale po tych owadach, których widoku rzeczywiście pragnęła, nie było ani śladu. Koteczka usiadła pod drzewem, wzdychając z rezygnacją.
— A, tio tutaj jesteś! — Nagle krzewy za nią zaszeleściły i wyskoczyła z nich Ryjówka, piszcząc. — Nyślałan już, że się zgubiłaś.
— Ja tylko sukam notylków, nie zgubiłabym się! — Obróciła się z wyrzutem w stronę siostry, ogonem trzaskając o ziemię. — Lepiej mi pomóż!
Ponownie się odwróciła, martwo wpatrując w niebo. Ryjówka wcale jej nie pomagała! A przecież Mucha pomogła jej upolować jednego notylka, więc ona teraz też powinna być przy swojej siostrze.
— No to obselwuj, bo tam jeden leci. — Ryjówka pacnęła siostrę w bok i wskazała drobny biały kształt sunący na niebie niedużo ponad nimi.
Druga kotka podniosła się jak oparzona, wydając z siebie radosny pisk. Skoczyła w powietrze, wyciągając przednie łapki, ale nie zdołała złapać notylka. Wręcz przeciwnie, ku jej rozpaczy stworzenie zakołysało się i wzbiło nieco wyżej. Jej siostra skoczyła zaraz po niej, ale również bez skutku. Owad, poruszając się w zatrważającym tempie, szybko odleciał na tyle, żeby o jego schwytaniu mogły tylko pomarzyć.
— Ale to niesplawiedliwe! — Mucha wydęła wargi, parskając ze złością. Przecież chciała jedynie złowić notylka, tak jak zrobiła to Ryjówka! Posłała jej zawiedzione spojrzenie. — Cemu one tak mnie nie lubią?
Druga kotka przekrzywiła łebek i podeszła bliżej, zupełnie jakby nie rozumiała co jej siostra ma na myśli. Mucha wstała i burknęła. Jej marny ogonek świstał jak wściekły. Nie podobał jej się taki obrót zdarzeń, zdecydowanie. Już chciała zacząć nakłaniać siostrę, żeby szukały dalej, wtem jednak przypomniała sobie coś jeszcze. Ups, całkowicie zapomniała o tym istotnym fakcie.
— Ej, Ryjówko… gdzie był dom? Nie widzę go stąd. Bo Wielkie Koty mogą niedługo wrócić i… chyba nie będą zadowolone, że nas nie ma.
<Ryjówko?>