BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Virus. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Virus. Pokaż wszystkie posty

04 sierpnia 2018

Od Virusa

Leżałem ze śpiącym Fenixem na posłaniu. Rudy kocur stawał się coraz większy. Gdy w naszym domu pojawił się nowy kocur, wyglądający identycznie, jak ja, nie czuję się bezpiecznie. Ciągle podejrzewałem, że może coś zrobić, skrzywdzić, a nawet zabić kogoś. Wstałem i ostrożnie wyszedłem z miękkiego posłania, aby nie obudzić rudego. Może teraz będę nazywać go rudy?. Pokierowałem się do parapetu. Gdy byłem już wystarczająco blisko, wskoczyłem z trudem na szaro-biały wystający ze ścian kawałek. Wyjrzałem przez niewidoczne pole, zwane oknem. Na zewnątrz, jak i wewnątrz było ciemno. Na niebie lśnił wielki, a wręcz ogromny biały księżyc. Wokół księżyca zauważyć można było gwiazdy. Okno było uchylone, przez co usłyszeć można było odgłosy ptaków, w tym również świerszczy. Zeskoczyłem cicho z parapetu, kierując się do kuchni. Na ladzie leżała płaska miska (talerz) z jakimś mięsem. Wskoczyłem prawie się przywracając. Podszedłem do mięsa. Rozejrzałem się czy nikt nie patrzy, a gdy wiedziałem, że wszyscy śpią, zacząłem jeść. Mięso było duże, a również duży był mój apetyt. Wiem, że może się to skończyć koto-strofom, ale w życiu trzeba spróbować wszystkiego. Gdy skończyłem, przez przypadek, zeskakując z lady, zwaliłem miskę, która po uderzeniu o podłogę z wielkim hukiem, rozwaliła się na milion cząsteczek. Szybko pobiegłem do pokoju, jakby nigdy nic kładąc się na podłodze pod ścianą.
Przysypiałem z myślą co może się wydarzyć następnego dnia, gdy dwunodzy, dowiedzą się o tym co zrobiłem. Muszę obmyślić plan, co zrobić, aby nikt nie dowiedział się o tym co zrobiłem. Jeszcze jedna myśl chodziła mi właśnie po głowie... Kto jest moim ojcem?.

Ktoś? Coś?

16 lipca 2018

Od Virusa

Z Serii "Virus Wraca Do Domu" cz 3 *KONIEC*

Złapałem zdjęcie w pazury. Zeskoczyłem na dół. Jakoś odczepiłem pazury od zdjęcia, ale trochę je rozerwałem. Przyjrzałem się zdjęciu. Był tam kot... Kot, który wygląda... Jak ja! Wskoczyłem znowu na kubeł. Było tam następne, następne... i następne. Po chwili okazało się, że tych zdjęć było tak dużo... za dużo. Zeskoczyłem na chłodne podłoże i ponownie spojrzałem na dziwny przedmiot. To byłem ja... szukali mnie... a ja ot, tak... ot, tak uciekłem... jakby nie Brzoskwiniowa Gałązka i Ciernista Łodyga... Już bym nie żył... Ale... Jak bym nawet nie uciekał... nic by się nie stało... mogłem wtedy nie oblać Verony... a wszystko byłoby dobrze. Wpatrywałem się w zdjęcie, czułem jak z oczu lecą mi łzy. Muszę stać się poważny, nie mogę płakać, jestem już prawie dorosły. Fenix patrzył na zdjęcie.
- Co to za... - przestał mówić, gdy spojrzał na mnie i zobaczył, że z moich oczu płyną łzy – Virus?...
Spojrzałem na niego, po czym znowu na zdjęcie.
- Musimy wracać... - spojrzałem na niego – jak najszybciej.
Zacząłem iść przed siebie po kamiennym podłożu. Zaraz za mną szedł rudy kocur.
Staraliśmy się omijać WSZYSTKICH dwunożnych, ale musiałem poznać tych dobry, moich właścicieli.
Podeszły do nas jakieś kociaki dwunogów. Spojrzałem jednemu prosto w oczy. Widziałem w nich radość. Chcieli nas skrzywdzić, na pewno. Gdy tylko jeden wyciągnął brudne łapsko, syknąłem w jego stronę. Gdy nie zabrał łapy, udrapałem ją i najeżyłem się. Kociak zabrał łapę i trzymał ją, z jego oczu wylewały się łzy, a sam krzyczał. Syknąłem jeszcze raz i poszedłem dalej. Fenix patrząc na całą akcję, poszedł za mną. Wszedłem na jakąś mroczną alejkę. Czułem, że może stać się... coś złego, ale wątpiłem w to. Nie mogę używać już wyobraźni niczym kociak, muszę w końcu dorosnąć.
- Na pewno chcesz iść tędy? – spytał Fenix – a jak coś złego się stanie?
- A co złego może się stać? – spytałem
Kocurek westchnął i ruszył za mną. Po chwili poczułem się obserwowany, grupka kotów szła za nami. Zatrzymałem się i spojrzałem na nich.
- Czego chcecie? – spytałem
Jeden kocur, który pewnie był ich liderem, miał czarne futro i niebieskie oczy, na lewym oku miał ranę. Była tam też biała kotka o złotych oczach, wydawało mi się, że jest partnerką czarnego jak węgiel kota. Był tam też szary kocur i inna czarna kotka o zielonych oczach z jednym białym poderwanym uchem. Spojrzałem w oczy kocura. Był zdecydowanie większy i starszy, a co za tym idzie - silniejszy i bardziej doświadczony. Fenix, co prawda powoli mnie przerastał, jednak dalej miał umysł kocięcia. Nie miał żadnej styczności z prawdziwą walką. Niebieskooki kot powoli zaczął się do nas zbliżać. Zjeżyłem się, by wydawać się większym. Ciemny samiec skoczył na mnie i przygniótł do ziemi.
- Zostaw mnie! - prychnąłem próbując się uwolnić. Ten jedynie z szyderczym uśmiechem na pysku uderzył mnie w policzek. Poczułem smak krwi. Rana nie była głęboka, jednak piekła niemiłosiernie. Gdy próbowałem ugryźć napastnika w łapę, ten drapnął mnie swoimi olbrzymimi pazurami w bark. Czułem, że to może być mój koniec. Przypomniałem sobie wszystkie miłe wspomnienia. Mamę, dom... Veronę, nasze zabawy i to, jak strasznie się zachowałem wobec Tuni, mojej najlepszej matki, mojej jedynej matki. Chciałem jej to wynagrodzić. Nie mogłem zostawić Fenixa. Nie mogłem zginąć. Gdy kocur z obrożą podziurawioną kłami i pazurami zbliżał się do mojej szyi, by zadać cios ostateczny, z całej siły kopnąłem go tylnymi łapami w brzuch, a ten aż odskoczył z sykiem. Widać było, że się nie podda łatwo. Jego kompani byli gotowi na jego znak zamordować nas. Fenix, dotąd siedzący z tyłu, kopnął jakąś gałąź. Wtedy całe stado spojrzało w tamtym kierunku. To była to chwila. Wystrzeliłem jak z procy, czując, jak wiatr smaga moje futro, a z barku płynie ciepła, czerwona ciecz. Słyszałem, jak przywódca coś mówił, nie byłem pewny co, ale najpewniej było to coś w stylu "Kiedy indziej się nimi zajmiemy..." Bo nie słyszałem już syków i kroków. Zatrzymałem się gdzieś, daleko od tamtych kotów, mając nadzieje, że rudy kocur o zielonych ślepiach, podążył za mną. Tak jak powiedziałem, tak też się stało. Jakby nie Fenix, pewnie nie dałbym rady uciec.
- Dzięki... Fenix... – powiedziałem
Kocur patrzył na mnie. W jego oczach można było dostrzec, złość, czułość i troskę.
Złość? Czemu? Najpewniej dlatego, że chodź mnie ostrzegał, ja i tak tam poszedłem i naraziłem się na śmierć. Zacząłem wylizywać czerwoną ciecz z mojego parku.
- Po tym, na pewno zostanie blizna... - powiedział Fenix
- Z tym się zgodzę – na chwile spojrzałem na niego i zacząłem lizać dalej.
Muszę trenować, abym nie musiał uciekać, aby koty, które szarżują na mnie z wyostrzonymi kłami i wyciągniętymi pazurami, same miały wiać ile sił w łapach. Spojrzałem na kocura, który nadal siedział przy mnie.
- Następnym razem cię posłucham – mruknąłem
-Mam nadzieje – rudzielec uśmiechnął się do mnie. Ja również to zrobiłem, ale tylko na chwile. Wstałem. Ruchem ogona zaproponowałem towarzyszowi, abyśmy szli dalej. Kiwnął głową na tak i gdy zacząłem iść przed siebie, on szedł za mną. Miałem nadzieje, że nie natrafimy na inne niebezpieczeństwo. Myślałem o matce. Jak mogę wynagrodzić jej, to co zrobiłem, co na pewno ją bardzo zabolało. Już nigdy jej nie opuszczę, już nigdy nie sprawie jej tak wielkiego bólu. Będę jej pomagał, dbał o nią na starość, bronił ją. Pierwsze co muszę zrobić to... przeprosić ją. Chodziłem tak z Fenixem od kilku księżyców, znam go odkąd był jeszcze bardzo młody. Wtedy przed sobą ujrzałem... Mój dom... w którym już zostanę. Wszedłem na podwórko i wpatrzyłem się w drzwi.

<Tunia? Mumu, wróciłem!>

06 lipca 2018

Od Virusa

Szliśmy już bardzo długo, głodni, spragnieni, nadal nie mogliśmy niczego znaleźć. Pustkowie, pustkowie wypełnione jedynie drzewami, drzewami i śniegiem, który powoli nas niszczył. Nie wiem, czy wtedy powinienem zabierać rudego kocura na wolność. Urodził się jako pieszczoch, ale ja też, to nie ma sensu. Radzę sobie, ale Fenix już nie. Nic w życiu nie ma sensu, życie nie ma sensu. Po prostu dla pieszczochów... rodzimy się, Jemy, śpimy, czasem się bawimy... i umieramy. Było już południe, mój towarzysz był już w ciężkim stanie. Głowę miał opuszczoną, ogon jedzie mu po ziemi. Miałem dość... Miałem dość patrzenia na ból Fenixa... Bolało mnie to... bardzo mnie to bolało. Po pewnym czasie zauważyliśmy coś, coś... dużego... z którego dochodziło wiele odgłosów... tylko z jednym mi się to skojarzyło... to było miasto! W końcu!
- Fenix, w końcu! Znaleźliśmy je! – wykrzyknąłem radośnie.
Kocurek, chociaż na chwilę podniósł głowę i uśmiechnął się.
Zaczęliśmy biec w tamtą stronę, jak najszybciej mogliśmy, ale nie dawaliśmy rady, byliśmy za słabi, za słabi, aby tam biec. Wtedy zobaczyliśmy drogę grzmotu. Biegłem dalej. Gdy byłem blisko, potknąłem się o korzeń drzewa, nie zauważając go. Wylądowałem na drodze grzmotu. Potwór bardzo szybko pędził w moją stronę. Prędko podniosłem się, ale potwór był już przy mnie. Skuliłem się, zamykając oczy. Wtedy usłyszałem wielki i głośny odgłos pisku. Powoli otworzyłem oczy, okazało się, że potwór zatrzymał się centralnie przede mną. Szybko zbiegłem na trawę do Fenixa.
- Mało brakowało – powiedział rudy kocur, patrząc na mnie.
- Zgadzam się – spojrzałem na niego – chodźmy.
Zacząłem iść wzdłuż drogi grzmotu prowadzącej do miasta. Po chwili znajdowaliśmy się już na kamiennej ziemi (chodniku). Zaczęliśmy szukać miejsca, aby się przespać, odpocząć. Razem z moim przyjacielem rozglądałem się. Fenix zauważył coś.
- A może ta uliczka? – wskazał na uliczkę, która zakończona była płotem, a z obu stron były kamienne legowiska dwunożnych.
Dzieliła nas od tego jedynie droga grzmotu. Aby żaden potwór nas nie złapał, zaczęliśmy iść za jakimś dwunożnym. Szybko wskoczyliśmy na uliczkę. Było tam pudło. Idealnie na drzemkę. Pudło było trochę mokre i rozerwane. Wszedłem do niego pierwszym, potem dołączył do mnie rudzielec. Znowu. Rozmyślałem, gdy mój towarzysz już spał. W końcu znaleźliśmy miasto. Musimy jak najszybciej znaleźć pożywienie. Zasnąłem. Obudziłem się drugi, tak, obudził mnie mój kolega. Wyszedłem z pudła i wskoczyłem na pojemnik dwunogów, który był otwarty . Zacząłem w nim grzebać.
- Co ty robisz? – Spytał kocur.
- Szukam nam pożywienia – odpowiedziałem.
Po chwili kocur był przy mnie. Zauważyłem jakieś zdjęcie. Podniosłem je.
CDN

19 czerwca 2018

Od Virusa

Z serii "Virus wraca do domu"
Jak się okazało, ostatnio zauważone przeze mnie i Fenixa tereny… Nie były terenami Klanu Burzy. Chodziliśmy w tamtą i z powrotem, nigdzie nie znaleźliśmy żadnych kotów. Mijały dni i noce, szukaliśmy wszędzie, nigdzie nic nie znaleźliśmy. Ściemniało się, musieliśmy jak najszybciej znaleźć kryjówkę. Było już naprawdę ciemno, nadal niczego nie znaleźliśmy. Głodujemy, nie potrafię jeszcze polować. Śpimy krótko, bardzo krótko, Fenix jest coraz bardziej osłabiony. Westchnąłem idąc przy rudym kocurze. Musimy jak najszybciej się gdzieś schować. Było już naprawdę ciemno. Nagle zauważyłem norę, szybko do niej podbiegliśmy. Sprawdziłem, czy jest opuszczona po woli wchodząc do środka. Niczego ani nikogo w niej nie było. Zawołałem Fenixa który położył się w niej. Fenix był coraz większy, rósł bardzo szybko. Po chwili słyszałem oddech kocura, zasnął. Nie mogłem zasnąć, nie miałem siły na nic, byłem głodny i zmarnowany. Wtedy pomyślałem sobie „To nie miejsce dla Fenixa, muszę go zabrać z powrotem do dwunożnych”. W końcu po długim czasie zasnąłem. 
--- 
Obudziłem się, było nie zwykle ciemno. Okazało się, że wyjście z jaskini było zasypane. 
- Fenix, obudź się – niemal krzyknąłem
- C-co? – powiedział zaspany Wskazałem na wyjście, 
- Zasypane – mruknąłem Podszedłem i zacząłem kopać. Po chwili dołączył się Fenix. Trochę to nam zajęło. Gdy tylko wyszliśmy z jaskini, poszedłem kawałek dalej, patrząc na rudego kocura. 
- Zabieram cię do dwunożnych – mruknąłem Kocur się zdziwił, ja również. Kocura, który jest dla mnie jak brat, zostawię u łysych, dwunożnych istot. Zacząłem iść do przodu. Musieliśmy jak najszybciej znaleźć miasto. Na naszej drodze, zauważyliśmy małego wróbla. Okazało się, że jest on ranny. Zacząłem iść w jego stronę, jest ranny, przecież mi nie ucieknie. Wtedy, w krzakach, przy których chodził ptaszek, zaczęło coś chodzić. Po chwili wyskoczyła z nich kuna, łapiąc w swoje zębiska wróbla. Zabiła go. Zagryzła, a my znowu zostaliśmy bez posiłku. Kuna szybko odbiegła gdzieś w krzaki. Zaciągnąłem uszy za siebie i spojrzałem na Fenixa. Kocur był smutny. Westchnąłem. - Chodź – powiedziałem, idąc przed siebie. Musimy jak najszybciej znaleźć dwunogów, inaczej padniemy na miejscu. Głodni, szliśmy przed siebie, szukając następnego schronienia na noc. Po pewnym czasie znaleźliśmy przewrócone duże pudło. Potraktowaliśmy je za schronienie, weszliśmy do niego i położyliśmy się. Pudło było wilgotne, trochę obrośnięte porostami, ale mi to nie przeszkadzało, rudzielcowi chyba też nie. 
- Dobranoc Virus – powiedział Fenix
- Dobranoc Fenix – mruknąłem zerkając na niego, po czym na gwiazdy. 
--- 
Obudziłem się wczesnym rankiem, obudziłem kocura i ruszyliśmy w dalszą stronę.

CDN

12 czerwca 2018

Od Virusa C.D Tuni

*Czas kiedy Fenix był jeszcze kociakiem*
Szybko wskoczyłem na parapet, musiałem jak najszybciej wracać. Okno było zamknięte. Pobiegłem do pokoju pani i pana. Tym razem okno było otwarte. Zabrałem Fenixa i wskoczyłem na parapet.
- V-Virus? - usłyszałem głos matki
Spojrzałem za siebie i odłożyłem Fenixa
- Mamo... Ja muszę wracać... Wracać do mojego klanu... - odpowiedziałem
Mama tylko odwróciła odemnie wzrok i cicho szlochała. Moje oczy się zaszkliły,
- Pa mamo.. - powiedziałem złapałem Fenixa i wyskoczyłem.
******
Rudy kocurek dreptał przy mnie, nagle zauważyłem las.
- Choć Fenix - krzyknąłem i poszliśmy w tamtą stronę.
******
Gdy dotarliśmy na miejsce... To wcale nie był znany mi las... Tylko okropne bagna. Mama dużo opowiadała mi o tym miejscu, dla bezpieczności podniosłem Fenixa i bardzo ostrożnie szliśmy we wzdłuż bagien.
Gdy dotarliśmy na koniec ujrzałem znane mi tereny Klanu Burzy. Szedłem do nich szybkim krokiem. Ale musiałem przejść jedynie drogę grzmotu. Potwory szybko przebiegały przede mną. Gdy na chwilę się uciszyło, przerzuciłem Fenixa na drugą stronę. W ostatniej chwili przebiegłem. Gdy ustałem na zielonej trawie, zacząłem dyszeć. Ogromne monstrum przebiegło za mną. Gdy przestałem, zawołałem Fenixa i szliśmy w stronę obozu. Naprawdę nie mogę się doczekać, kiedy spotkam się z moimi najlepszymi przyjaciółmi i mentorami, czyli Ciernistą Łodygą i Brzoskwiniową Gałązką.

Mistrzu? Mistrzyni? Albo Fenix?

25 maja 2018

Od Virusa

Byłem w domu dwunogów. Wyskoczyłem przez okno. Znowu uciekam bez nikogo. Chciałem zawrócić, moje ciało mi nie pozwalało. Wbiegłem na drogę grzmotu i... Obudziłem się z głośnym sykiem. Leżałem w drapaku. Ponownie wróciłem do dwunogów. Czułem dotyk. Przy mnie spał Fenix. Owinąłem kociaka ogonem. Jest dla mnie jak... jak młodszy brat. Położyłem głowę na łapach i patrzyłem na zewnątrz. Pani weszła i położyła trzy miski z karmą i trzy z wodą. Z kąt pani bierze te miski?. Nie wychodziłem. Przyzwyczaiłem się do normalnego jedzenia. Nie będę niczego jadł. Szturchnąłem Fenixa w bok.
- Fenix, śniadanie - mróknąłem
Kocurek lekko otworzył oczy, ziewnął i powoli wstał. Był jeszcze mały więc wziąłem go za skórę i zaniosłem do miski. Fenix zaczął jeść. Była to mokra karma. Nagle ujrzałem... Ptaka. Niestety był za oknem. Nigdy już z tond nie ucieknę. Uciekłem raz, to już się nie powtórzy. Spojrzałem na pijącego wodę Fenixa. Zjadł już wszystko. Wtedy pani weszła do pokoju. Miała na swoich łapach w połowie przezroczyste coś. Pośpiesznie skączyłem za drapak, zabierając przy okazji Fenixa. Nie może nic zrobić ani mi, ani Fenixowi.
- Po co tu jesteśmy? - spytał zdziwiony Fenix
- Obawiam się że pani coś od nas chcę - odpowiedziałem
Kocurek kiwnął główką.
Położyłem się, a on oparł o moje ciało głowę, również się kładąc. Zasnęliśmy.

23 maja 2018

Od Virusa c.d Fenix'a

Jak zwykle weterynarz. Gdy wróciliśmy ponownie siedziałem pod szafką.
*Jeden księżyc później*
- Hej, Fenix! - krzyknąłem
Rudy kocur podbiegł do mnie
- Tak? - spytał
- Uciekasz ze mną? - spytałem z nutką nadziei.
Kocur się patrzył, co chwilę otwierał pyszczek i brutalnie go zamykał jakby walczył ze sobą.
- T-t-tak! - krzyknął.
Ucieszyłem się. Nietypowo, łysole wyszli. Okno było otwarte. Zwinie wskoczyłem na parapet i wciągnąłem Fenixa. Teraz przeskoczyć przez płot. Fenix przeszedł pomiędzy płotem, a ja przeskoczyłem. Dalej truchtaliśmy przed siebie. Słychać było szybkie bicie serca rudego kocurka. Był jeszcze mały. Nagle usłyszałem moje imię. Spojrzałem za siebie. Był tam pan i pani... Moi starzy właściciele. Gdy tak się wpatrywałem, pani podbiegła do mnie, a ja złapałem za obrożę Fenixa. Gdy to zauważyła podniosła nas obydwu.
****
Fajnie wrócić na stare śmieci. Wskoczyłem do pomieszczenia. Ale zaraz... Gdzie mama i Vera?. Rozglądałem się. Nigdzie ich nie było. Ale... Ja muszę wrócić do klanu!.
*Dwa dni później*
Drzwi się uchyliły, przerwałem rozmowę z Fenixem. Patrzyłem na drzwi. W drzwiach stał pan i... i... mama. Ustałem na równe.
- M-ma-m-mamo? - powiedziałem
Oczy mamy zaszkliły się. Po chwili już płakała. Podbiegłem do mamy i przytuliłem ją. Dawno... Dawno jej nie widziałem... Nadal ciekawi mnie gdzie jest Verona.

Fenix? Mamo?

22 maja 2018

Od Virusa C.D Fenixa

Właśnie miałem patrol. Szedłem przed siebie. Nieświadomie natrafiłem na ulice, tak zwaną "drogę grzmotu". Jeden potwór zatrzymał się przy mnie. Otworzył się, a z niego wyszedł dwunożny.
- Virus? - usłyszałem i odwróciłem się.
Był to Brzoskwiniowa Gałązka. Wtedy poczułem, że coś mnie podniosło. Był to bez włosy. Zacząłem się rzucać. Niestety wziął mnie do potwora i małej, ciasnej rzeczy. Próbowałem wyjść, nic z tego.
*****
Gdy wszelkie ruchy ustały, mocno uderzyłem o ściankę mego więzienia. Poczułem zapach. Dwunożnych... Karmy... Kota... Zaraz, to na pewno niedziki kot. Wtedy rzecz otworzyła się. Mocne światło oślepiło mnie na chwilę. Gdy tylko spojrzałem w górę, byli tam bezwłosi. Wyskoczyłem z więzienia, szybko biegnąc pod szafkę. Tak jak myślałem, byłem w gnieździe dwunogów. Wślizgnąłem się pod szafkę bardzo szybko. Po chwili usłyszałem dreptanie. Był to inny kot... A raczej kociak. Rudy kocurek wślizgnął się do mnie.
- Cześć, jestem Fenix - miauknął ucieszony
- Virus, miło poznać - odpowiedziałem
- Możesz wyjść? - spytał - pod tą szafką jest trochę ciasno...
Gdy kocurek wyszedł wychyliłem głowę, dwunogów nie było więc wyszedłem.
- Czemu masz krótkie łapy? - spytał
- A czemu ty jesteś rudy? - usiadłem.
Zacząłem się rozglądać.
- Pobawimy się? Proszę! Proszę! - skakał kociak
- No okej - wziąłem leżącą niedaleko mysz i rzuciłem nią do łap kocurka - porzucajmy sobie.

Fenix?

21 maja 2018

Od Virusa

Dziś po raz pierwszy raz w życiu raz chociaż raz no raz (robię to specjalnie), wstałem wcześnie i nie spóźniłem się na trening. Na nim miałem takiego wielkiego pecha, że aż Ciernista Łodyga się ze mnie śmiała. Wpadłem w błoto, potknąłem się o kamień, walnąłem o drzewo, przewróciłem się i wpadłem w pokrzywy. Resztę dnia spędziłem u Gradowej Mordki. Gdy wyszedłem od niego wróciłem do kociarni i położyłem się na środku.
- No i jak się trzymasz niezdaro - parsknęła Cierń
- Jakoś... - mruknąłem
Brzoskwiniowa Gałązka przysiadła koło mnie.
Westchnąłem. Zmieniłem pozę leżenia i tym razem wylegiwałem się na plecach.
- Czy ja kiedyś dostane to miano ucznia? - mruknąłem smutno
- Może po trupie Lamparciej Gwiazdy? - parsknęła Ciernista Łodyga
- Cierńista Łodygo, nie pomagasz - mruknąłem - Brzoskwiniowa Gałązko, możesz coś poopowiadać?
Kotka chwilę wpatrywała się w nas.
- Ta-Tak jasne - powiedziała - może opowiedzieć... Opowiedziałem ci wszystko o czym wiem!
- Niech pójdzie do medyka leń - powiedziała Cierń.
Skoczyłem na równe łapy i pobiegłem, po czym się przewróciłem. Szybko wstałem i ruszyłem dalej. Gdy byłem już przy niej, okazało się, że Gradowa Mordka gdzieś wyszedł, więc ruszyłem go poszukać i zobaczyć co robi. Razem z Ciernistą Łodygą i Brzoskwiniową Gałązką wyszliśmy z obozu. Gdy dwójka wojowniczek zaczęła coś tłumaczyć, ja usłyszałem coś w krzakach. Poszedłem w tamtą stronę. Byliśmy niedaleko czterech sióstr. Zamyśliłem się i nawet nie zauwarzyłem, że wszedłem na teren Klanu Wilka.
Po chwili usłyszałem szybkie kroki, jakby ktoś biegł. Moje serce zaczęło szybko bić. Nagle na sobie poczułem ciężar łap. Nad sobą mogłem zauważyć kota.

Ktoś z KW? Najlepiej ojciec

12 maja 2018

Od Virusa

Jak dobrze spać sobie cały dzień. W sumie to nie cały dzień. Poczułem szturchanie.
- Jeszcze chwila… - mruknąłem zaspany
Czemu, czemu akurat teraz muszą mnie budzić!? Ja chcę sobie pospać.
- Jeżeli chcesz zostać wojownikiem, to musisz wstawać wcześnie – mruknęła jakaś osoba.
Od razu poznałem ten głos, to oczywiście Ciernista Łodyga. Przewróciłem się na grzbiet, po czym powrotem na brzuch i wstałem.
- Gdy byłeś u dwunożnych, też tak dużo spałeś? – spytał Brzoskwiniowa Gałązka.
Ona też tu była!.
- Nie… Wstawałem szybciej od siostry – usiadłem i podrapałem się za uchem – co dziś robimy?
Bardzo mnie to interesowało, może walka? Polowanie?.
Brzoskwiniowa Gałązka spojrzał na Ciernistą Łodygę.
- Dziś idziemy na patrol we trójkę – powiedziała
Patrol? Jeszcze nigdy o czymś takim nie słyszałem. Szybko wybiegłem z kociarni biorąc małą mysz. Zjadłem ją szybko i podbiegłem do siedzących niedaleko mentorek. Przy tym przewróciłem się. Szybko wstałem i spojrzałem na kotki. Trudno było wyczytać coś z ich wyrazu twarzy. Po chwili Brzoskwiniowa Gałązka wstała, a po niej Ciernista Łodyga. Razem wyszliśmy z obozu. Poczułem jakiś zapach, gdy otworzyłem pyszczek, aby o tym powiedzieć, przeszkodziła mi łapa Ciernistej Łodygi. Gdy ją zdjęła wskazała na mysz hasającą niedaleko w trawie. Kotka zaczęła się do niej skradać. Po chwili można było już ujrzeć małe ciałko w jej pyszczku. Uśmiechnąłem się. Nie mogę doczekać się mojego własnego polowania.

CDN

07 maja 2018

Od Virusa C.D Ciernistej Łapy (Łodygi)

Przechyliłem głowę lekko w bok. Co to oznacza?. Wolałem się na razie nie odzywać i nie przerywać. Koty oglądały się po sobie, po czym niektóre spojrzały na średniego kota, z bardzo gęstym czarnym pręgowanym futrem i zielonymi oczyma, po czym zaczęły kiwać głowami zgadzając się. Spojrzałem na dwa koty, które mnie tu przyniosły. Brzoskwiniowa Gałązka był zdziwiony, a Ciernista Łapa się uśmiechała.
Wtedy ponownie przeniosłem wzrok na tak zwanego „lidera". Kocur o niebieskich oczach i krótkim czarnym futrze westchnął.
- Niech Gradowa Mordka go opatrzy, czy zostanie w klanie burzy... Zastanowię się - powiedział poważnym głosem, Brzoskwiniowa Gałązka dotknął mnie ogonem.
- Choć za mną mały - powiedział, a ja wstałem i poczłapałem do niego.
- Jeszcze coś - usłyszałem - Brzoskwiniowa Gałązko i Ciernista Łapo, wy tu go przynieśliście wy się nim zajmujecie i go trenujecie.
Wtedy podszedł do nas jakiś kot. Zaprosił nas do innego miejsca. Nazwał to legowiskiem medyka.
- Coś cię boli? - spytał Gradowa Mordka.
- Brzuch - powiedziałem
Kocur na mnie popatrzył, przybliżając się do mnie. Moje futro lekko się nastroszyło, a ja prawie wstałem. Wtedy kocur poszedł po coś. Wziął jakieś ziarno i dał mi do pyszczka. Zjadłem je. Później znowu po coś poszedł. Podszedł do mnie z jakąś mazią i wtarł ją w zadrapania. Nadal spokojnie siedziałem. Dał mi jeszcze jakiś liść do zjedzenia.
- Brzoskwiniowa Gałązko, Ciernista Łapo, wyłóżcie mu posłanie szczawiem i niech się zbyt nie rusza - powiedział - i niech jutro też przyjdzie
Spojrzałem na koty, przebierając łapami, które były zadrapane i wysmarowane mazią.

Brzoskwinia? Cierń? Gniot :c

23 kwietnia 2018

Od Virusa

Właśnie ganiałem za w połowie rozwaloną zabawką. Była to szara jeżdżąca myszka. Ostatnio schudłem i stałem się agresywniejszy. Skoczyłem i wykopałem z całej siły myszkę, po czym ona uderzyła o wazon. Gdy wazon spadł, rozbił się o podłogę, a woda się wylała i chlupnęła na Vere. Kotka oburzona pisnęła,
- Virus! - syknęła, a ja zaciągnąłem uszy.
- Virus! Coś ty narobił! - krzyknęła łagodnie, chodź dla mnie to było ostro, podbiegając do Verony i ją liżąc. Po chwili do pokoju wbiegli dwunożni i widać było oburzenie na twarzy samca, a na samicy smutek.
-----
Po chwili podszedłem do pół suchej siostry,
- Siostro ja... - przerwano mi
- Dziś śpisz na podłodze Virus! - Syknęła
- Ale... - chciałem dokczyć
- Przez ciebie jestem mokra! - podniosła się, a jej futro najeżyło się - Nie chcę cię znać!
W moich oczach zakręciła się łezka. Otworzyłem pyszczek, aby coś powiedzieć, ale zrezygnowany zamknąłem go i wybiegłem z pokoju. Drzwiczki (Drzwi) na dwór były otwarte! A dwunożni się ubierali w skórę. Nie traciłem chwili i wybiegłem z domu. Dwunodzy krzyknęli coś, ale ja prześlizgnąłem się pod kratami i zacząłem biec.
-----
Po długim czasie znalazłem się na pustym terenie, w którym nie ma drzew. No było tylko jedno duże, które wyglądało jak by kilka razy dostało piorunami. Położyłem się w wyższej trawię, aby nadal mieć na nie widok. Po chwili zasnąłem.

Brzoskwiniowa Łapo? Nie zdepcz mnie!

18 kwietnia 2018

Od Virusa C.D Tuni

Patrzyłem na zewnątrz.
- Siostra! Patrz! - krzyknąłem podbiegając do widoku na zewnątrz.
Po chwili Verona podeszła do mnie, i patrzyliśmy tam.
Patrząc na to zakręciło mi się w głowie.
- Ja już szczerze nie chcę na to patrzeć - powiedziałem zakrywając łapkami oczy i przewracając się na plecy.
- Nie wymiękaj Virus! - krzyknęła Verona,
- A nie mogę po prostu iść spać? - spytałem zdejmując jedną łapkę z oka.
Vera podbiegła do mnie popychając głową.
- Kochani, już jesteśmy - powiedziała mama, a ja poczułem zimny wiatr.
Po chwili ziemia się zachwiała.
- Trzęsienie ziemi! - krzyknąłem dla zabawy.
Przez dłuższy czas czułem chłód, aż w końcu to ustało. Czułem wiele zapachów, odbywał się tam hałas. Zacząłem drapać przejście, aby się otworzyło,
- Virus, kochanie, co robisz? - spytała mama.
- Muszę otworzyć drzwi umysłem - powiedziałem, wpatrując się w drzwiczki.
- Ale tak się nie da... - mruknęła Verona.
- A zobacz! - powiedziałem - Drzwi, otwórzcie się!
Wtedy ziemia się zachwiała. A potem otworzyły się, mama wyszła z klatki i włożyła do klatki główkę, łapiąc Verę,
- Siostro! - krzyknąłem
- Pomścij mnie! - przeciągnęła
Wtedy cofnąłem się i złapałem pazurkami o dziurkę.

<< Tunia? >>

11 kwietnia 2018

Od Virusa

Przyjemnie leżałem w posłaniu, udawając, że śpię. Słyszałem szelest skórzanej podłużnej miski (chodzi o torbę z karmą).
Moje uszy nadstawiły się.
Słyszałem jak ktoś je karmę, pewnie to Verona i słyszałem mruczącą mamę. Po chwili

- Virus! Śniadanie! - krzyknęła mama, gdy tylko to usłyszałem, wstałem przewracając się. Szybko się pozbierałem biegnąc do miski. Verona zjadła już trochę, ale nadal jest coś dla mnie!. Zacząłem szybko jeść z miski, prawie do niej wpadając. Po chwili jedzenie znikło, a ja tylko oblizywałem miskę. Wtedy do pokoju weszła samica dwunożnych. Podniosła miskę, na której stałem i wyniosła, a ja spojrzałem na nią smutnym wzrokiem. Wtedy usiadłem patrząc się w drzwi. Wtedy ujrzałem myszkę. Skoczyłem i zacząłem ją gryźć. Przypadkowo wystrzeliłem mysz jak z procy na półkę,
- Mamoooo - przeciągnąłem zawolanie
- Tak Virus? - spytała
- Moja myszka utknęła na półce! - krzyknąłem
Mama podeszła do mnie, patrząc na wysoką półkę, wtedy do pokoju weszła pani z dwiema nowymi miskami, ale nie zwracałem na nie uwagi, tylko na moją myszkę. Gdy pani zauważyła mnie wpatrującego się w górę, podniosła mnie i wzięła jakieś pudełko, przy którym leżała myszka. Łapką zachaczyłem o nią, biorąc ją do mnie. Po chwili myszka zaczęła spadać, a ja podrapałem samice dwunoga, która mnie wypuściła i zacząłem spadać. Verona podbiegła pode mnie.
- Złapie! Złapie! - krzyknęła
Wtedy na nią spadłem,
- Dzięki - wyszczerzyłem ząbki w uśmiech, zszedłem z siostry i spojrzałem na mamę, która patrzyła na pudło leżące na ziemi, a pani podeszła do mnie głaszcząc mnie. Po chwili wyrwałem jej się patrząc na pudło.
Sister? Mamo? Te pudło to album ze zdjęciami

25 marca 2018

Od Virusa

Mały kocurek ziewnął. Przysuwając się bardziej do brzucha matki przy okazji lekko potrącając siostrę łapkami. Siostrzyczka pisnęła machając swoimi małymi łapkami. Po pewnym czasie można było usłyszeć otwierające się drzwi. Do pokoju weszli dwunodzy. Samica dwunoga usiadła głaszcząc matkę kociąt, natomiast samiec stał obserwując ich. Słychać było ich ciche mruczenie. Ciemny pręgowany kocurek zaczął piszczeć, na co ludzki samiec powoli podniósł kocurka i zaczął głaskać. Tunia owinęła małą koteczkę ogonem. Samica dwunożnych wstała na chwilę i wzięła miski, jedna była z karmą z wątróbki a druga z wodą. Matka kociąt wstała na chwilę podchodząc do misek, po czym dwunóg szybko podniósł małą plamiastą kotkę i para wyszła z pokoju zostawiając ich matkę zamkniętą w nim.

****************

*Księżyc później*
Siedziałem w drapaku, gdy do pokoju weszła pani, podeszła do mnie i wyciągnęła łapę. Odskoczyłem i powoli podszedłem do łapy, dotknąłem jej noskiem, a pani szybko mnie podniosła i wyjęła z drapaka. Próbowałem się wyrwać, ale po chwili uznałem "co mi tam" i moimi wielkimi pomarańczowymi ślepiami obserwowałem otoczenie z góry.
Wtedy podniosła też Veronę.
- Gdzie nas zabiera? - spytałem siostrę
- Nie wiem - mruknęła.
Pańcia założyła na siebie jakiś puszek. Wzięła nas pod niego i wtedy otworzyła drzwi. Zabrała nas do jakiegoś potwora, w którym mama... Siedziała w jakiejś klatce.
- Mamo! Gdzie nas zabierają? - spytałem.

Tunia? Żadnej kastracji/sterylizacji(nie wiem jak się odmienia), rób co chcesz tylko nie to