Wtedy ponownie przeniosłem wzrok na tak zwanego „lidera". Kocur o niebieskich oczach i krótkim czarnym futrze westchnął.
- Niech Gradowa Mordka go opatrzy, czy zostanie w klanie burzy... Zastanowię się - powiedział poważnym głosem, Brzoskwiniowa Gałązka dotknął mnie ogonem.
- Choć za mną mały - powiedział, a ja wstałem i poczłapałem do niego.
- Jeszcze coś - usłyszałem - Brzoskwiniowa Gałązko i Ciernista Łapo, wy tu go przynieśliście wy się nim zajmujecie i go trenujecie.
Wtedy podszedł do nas jakiś kot. Zaprosił nas do innego miejsca. Nazwał to legowiskiem medyka.
- Coś cię boli? - spytał Gradowa Mordka.
- Brzuch - powiedziałem
Kocur na mnie popatrzył, przybliżając się do mnie. Moje futro lekko się nastroszyło, a ja prawie wstałem. Wtedy kocur poszedł po coś. Wziął jakieś ziarno i dał mi do pyszczka. Zjadłem je. Później znowu po coś poszedł. Podszedł do mnie z jakąś mazią i wtarł ją w zadrapania. Nadal spokojnie siedziałem. Dał mi jeszcze jakiś liść do zjedzenia.
- Brzoskwiniowa Gałązko, Ciernista Łapo, wyłóżcie mu posłanie szczawiem i niech się zbyt nie rusza - powiedział - i niech jutro też przyjdzie
Spojrzałem na koty, przebierając łapami, które były zadrapane i wysmarowane mazią.
Brzoskwinia? Cierń? Gniot :c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz