Z serii pt."Lavik i jego strych" wybacz, Reso, musiałam
Buro-biały ze zdziwieniem spojrzał na miejsce, gdzie przed chwilą stała kotka. Czy to tą dezorientację czuję wszyscy, gdy on nagle stwierdza, że sobie ucieknie? Dziwne uczucie. Zszedł z blatu, patrząc na dwie, pełne miseczki. Wypadałoby ruszyć swoje śniadanie, nawet jeśli Biełka na jego widok jedynie pokręciła nosem. Pieszczoszek z pewną dozą niechęci, ale i swoistym przyzwyczajeniem, zagłębił pyszczek w mokrej, dziwnej substancji, którą dwunogi ich karmiły. Nie były to może delicje, ale kocur miał wątpliwą przyjemność posmakować gruntu i zdecydowanie wolał tę dziwną papkę. Mozolnie opróżnił zawartość naczynia, czując, jak sierść jego pyszczka zaczyna się kleić. Biełka miała rację, to coś było w ogóle nie przemyślane. Lavik czuł jednak wdzięczność, że w ogóle było. Z początku jego mieszkania z bezwłosymi ci musieli podawać mu jedzenie do pyszczka, sam bowiem nie miał ani siły, ani chęci na posiłek. Ostatnio było z nim coraz lepiej, minimalnie nabierał ciałka, chociaż zarys kości nadal był widoczny na jego tle. Kto wie, może kiedyś, za wiele księżyców, to się zmieni? Teraz jednak, był odrobinę mniej szkaradny, niż na początku. Zawsze coś.
Korzystając z faktu, że dwunogów nie ma, postanowił porobić to, co lubił najbardziej. Posiedzieć na strychu. Co jak co, ale to pomieszczenie można było nazwać "jego" i żaden domownik by nie zaprzeczył. Lavik spędzał tam połowę swojego czasu, z wyszczególnieniem na czas, gdy właścicieli nie było w domu, lecz także podczas ich obecności. Wczołgał się po schodach, włócząc łapami i ogonem, a następnie z satysfakcją usiadł przed wielkim oknem, zaciągając się ciepłym, domowym wręcz zapachem stęchlizny. Było w nim jednak coś innego, niż zazwyczaj. Wyczuwał tam coś równie znamego, acz obcego w tym konkretnym miejcu. Nagle jego oczy rozszerzyły się. Biełka! To jej zapach czuł. Rozejrzał się, szukając kotki. Czyżby, tak jak on, chowała się w pudełkach? Przeszedł kilka kroków, wciąż wesząc. Tak. Na pewno tutaj była. Parę minut zajęło mu, nim dotarł do źródła zapachu. Ze zdziwieniem włożył łeb pod zasłonę. Wówczas rozległ się krzyk. Podwójny krzyk, a z pudełka, niczym w pajacyku zabawce Ellie, wyskoczyły dwie głowy.
– Na ostry i ciernie, co w ciebie wstąpiło? Chcesz, abym padła? – zapytała przerażona kotka. Lavik skulił się. Źle. Źle, źle, źle. Znowu zrobił źle. Spojrzał na swoje łapki, zatrwożony.
– P-przep-przepppraszam, ja nie ch-chcia-chciałem – wydukał cichutko, tak, że kotka ledwo go słyszała. – Po p-p-p-prostu n-nie stodzie-spodziewałem się cie-ciebie tu-tutaj. Prz-przep-przepraszam.
Korzystając z faktu, że dwunogów nie ma, postanowił porobić to, co lubił najbardziej. Posiedzieć na strychu. Co jak co, ale to pomieszczenie można było nazwać "jego" i żaden domownik by nie zaprzeczył. Lavik spędzał tam połowę swojego czasu, z wyszczególnieniem na czas, gdy właścicieli nie było w domu, lecz także podczas ich obecności. Wczołgał się po schodach, włócząc łapami i ogonem, a następnie z satysfakcją usiadł przed wielkim oknem, zaciągając się ciepłym, domowym wręcz zapachem stęchlizny. Było w nim jednak coś innego, niż zazwyczaj. Wyczuwał tam coś równie znamego, acz obcego w tym konkretnym miejcu. Nagle jego oczy rozszerzyły się. Biełka! To jej zapach czuł. Rozejrzał się, szukając kotki. Czyżby, tak jak on, chowała się w pudełkach? Przeszedł kilka kroków, wciąż wesząc. Tak. Na pewno tutaj była. Parę minut zajęło mu, nim dotarł do źródła zapachu. Ze zdziwieniem włożył łeb pod zasłonę. Wówczas rozległ się krzyk. Podwójny krzyk, a z pudełka, niczym w pajacyku zabawce Ellie, wyskoczyły dwie głowy.
– Na ostry i ciernie, co w ciebie wstąpiło? Chcesz, abym padła? – zapytała przerażona kotka. Lavik skulił się. Źle. Źle, źle, źle. Znowu zrobił źle. Spojrzał na swoje łapki, zatrwożony.
– P-przep-przepppraszam, ja nie ch-chcia-chciałem – wydukał cichutko, tak, że kotka ledwo go słyszała. – Po p-p-p-prostu n-nie stodzie-spodziewałem się cie-ciebie tu-tutaj. Prz-przep-przepraszam.
<Biełko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz