Kiedy tylko Medyczka gdzieś wychodziła, uczennica wybuchała płaczem. Na początku starała się to hamować, ale teraz już po prostu nie mogła. Jeżeli wracała za nim się uspokoiła, szybko chowała pysk w łapy udając że liczy piasek.
Pocieszeniem było, że wiele kotów do niej przychodziło. Oczywiście, najwięcej przychodziła Wróbelek, jak na kochającą matkę przystało. W drugiej kolejności przychodził Świerk, Motyle Skrzydło i Borsucza Łapa. Kiedy mógł, sprawdzał czy wszystko dobrze, i obiecywał, że pomoże jej się nauczyć chodzić od nowa. Zawsze wtedy się uśmiechała do niego, chociaż przy nim łzy jeszcze bardziej leciały z oczu. Mentor cały czas się martwił, kiedy będą mogli wznowić trening, a brat przychodził rzadko, bo był ,,cały czas zarobiony”, ale kotce to nie przeszkadzało. Często przychodził także Borsuczy Goniec*. Mówił, że było wiele wielkich wojowników, którzy mieli ubytki w ciele, a mimo to byli wielcy, i mówił, że ja też mogę taka być. Wiedziała, że ma poparcie w klanie, ale z każdą wizytą czuła się jeszcze gorzej. Miała sprawić, że będą ją chwalić, a nie pocieszać. Jak zwykle wszystko zepsuła. Nie będzie mogła trenować. Będzie siedziała całymi dniami u Medyka. To za to, że nic nie umie. To była jak zwykle jej wina.
<Ktokolwiek, najlepiej Milczka, Burza, Borsuk?>
ta mogę odpisać
OdpowiedzUsuń~Burza