BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mniszek(kk). Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mniszek(kk). Pokaż wszystkie posty

14 czerwca 2024

Od Mniszka do Misty

Słychać było skrzeki wron nad tym szarym, smutnym miastem. Biegałem cały czas po domu Lwa! Tu było świetnie, znajdowała się tu mała, płaczącą wierzba i poidełko dla ptaków, gdzie znajdowała się woda! I Misty też była super! A no tak, zapomniałbym o tym, ale Pochmurny Płomień nas odnalazł, bo został wypędzony z klanu! Ciekawe, co nie? Myślałem zadowolony, jednak z tych przemyśleń wybudziła mnie Misty.
- Hej Mniszku! Chcesz się pobawić? - mruknęła łagodnie kotka.
Zadowolony przytaknąłem i wstałem na równe łapy, po czym poszedłem za rdzawą kotką aż do krzewów jeżyn. Mm! Zjadłbym jedną, ale to nie nie jest teraz ważne!
- To, co Misty? W co będziemy się bawić? - odparłem ciekawski. Kotka zabawnie zachichotała, po czym powaliła mnie. - Walka! - Powiedziała zadziornie kotka, schodząc ze mnie.
Szybko pacnąłem ją w głowę i tak atak za atakiem. Starałem się uderzać lekko, by jej nie zranić, lecz i tak wiedziałem, że jest starsza ode mnie i ma więcej siły. Zapomniałem wspomnieć, że Lew nauczył mnie wielu technik bojowych i myśliwskich! Po wycieńczonym po południu poszliśmy z Misty napić się wody do poidełka dla ptaków.
Schyliłem mój mały łebek i popijałem, dysząc ze zmęczenia. Razem z Misty poszliśmy na skrzynie, by odpocząć. Ułożyłem się na jednej ze skrzyń i szybko zasnąłem. Po dość długiej drzemce usłyszałem rozmowę Pochmurnego Płomienia i Lwa. Rudy kocur mówił szybką wymianę zdań.
- Ciekawe, o co chodzi - mruknąłem zdziwiony. Jednak postanowiłem się tym nie przejmować i wrócić do rdzawej kotki. Pacnąłem Misty, a ona mi oddała. Fajnie było tu mieszkać!

< Co nie Misty? >


06 czerwca 2024

Od Mniszka do Jastrząb

Świetliki rozświetlały ciemne nocne niebo, a ja wstałem z legowiska. Nigdy nie rozumiałem świetlików. To tylko małe owady, lecz dziwi mnie to, że świecą. Może to one są tak naprawdę gwiazdami? Nigdy nie wiadomo. Próbowałem złapać jednego małego świetlika, jednak każda próba zakończyła się niepowodzeniem.
- Wy małe latające, błyszczące! - krzyknąłem na nie. Ups! Zapomniałem, że jest noc i wszyscy inni dookoła śpią. Muszę być cicho, ale jak? Nie umiem się uciszyć, nawet na chwilkę! I tak przez dłuższą chwilę biegałem po obozie beztrosko. Mhm, może zakradnę się znów po zioła do medyka? Nikt nie zauważy! Zakradłem się do legowiska medyka i zauważyłem cel, po który tu przybyłem. Piękne zioła, cudne chwasty!
Od razu wziąłem zapasy, tak między nami zjadam połowę ziół od medyka, są przepyszne! Gdy usłyszałem szelest krzaków, wziąłem łapy za pas i pognałem na pobliski kamień.
- Mm! Jakie to było dobre - powiedziałem zadowolony z napchanym pyszczkiem.
Wróciłem do legowiska i przeciskałem się przez siostry tak, żeby żadną z nich nie obudzić.
Zadowolony ułożyłem się na posłaniu i szybko zasnąłem, lecz nie na długo.
Obudziłem się gotowy do wysłuchania zebrania i błagania patrolu bym poszedł z nimi, zawsze bez skutku. Jednak nie widać było słońca a ciemny księżyc.
- Serio? Trzeba było spać dłużej! - pisnąłem niezadowolony. Ponownie przecisnąłem się przez siostry. Mam nadzieje, że świetliki jeszcze tam są, mam ochotę się pobawić. Nagle usłyszałem znajome mruknięcie.

<Jastrząb?>



Od Mniszka

 *Dawno przed tym jak jastrząb porwał Mniszka*

Słońce lśniło na niebie, a ja obserwowałem małego ślimaka pełzającego po skalnej półce. Ciekawe jakby to było nim być, takim małym i wolnym stworzeniem. Jednak moją uwagę zwróciło coś innego, nie umiałem tego opisać: taki całkiem ładny kwiat. Zgrabnie wstałem i poszedłem zbadać ten piękny cud natury.
Kwiat był fioletowy, chociaż mogłoby się zdawać, że lśni. Błyszczy na tle zachodzącego słońca, ale to były tylko moje wyobrażenia. Postanowiłem wyrwać kwiat z korzeniami i poszło to powodzeniem.
 Jednak z dnia na dzień roślina stanowczo się kurczyła i traciła swoje fioletowe płatki. I od tej pamiętnej chwili zrozumiałem, że o rośliny trzeba dbać, dawałem kwiatka do wody, ale wcale nie rozumiem, czemu przy każdej kąpieli gubił jeden płatek! I zostawiałem go pod kamieniem, aby był wilgotny, tylko jak go wyjmowałem był zawsze spłaszczony. Moja mama Miedź powtarzała mi, że kwiaty to tylko podarek od Klanu Gwiazdy i dodała, że nie mam się nimi przejmować, jednak ja miałem swoje własne zdanie na ten temat i szanowałem kwiaty dlatego, że kwitną przez jeden okres i wkładają w to całą swoją siłę. To zupełnie tak jak my, staramy się przetrwać i wspieramy się nawzajem. Zawsze, kiedy noc witała nas ciemnym niebem, potajemnie wychodziłem ze żłobka i kradłem zioła medyka. Na szczęście nikt mnie nie nakrył, kryłem mój magazyn pod moim legowiskiem. Niestety zawsze musiałem je przenosić, bo wojownicy i uczniowie robili nam nowe posłania. W moim futrze ciągle pozostawało kilka ziaren, liści i czasami jagód. Ale lubiłem to i czasami wyobrażałem sobie, że jestem medykiem. Jedynym niepowtarzalnym medykiem Klanu Klifu! I czasami nadal się w to bawiłem, co za ubaw!

Od Mniszka do Lwa

 Czułem się sparaliżowany w ogromnych szponach jastrzębia. Już czułem się przestraszony, odlatując ze skalnej półki, słysząc lamenty Pochmurnego płomienia, mojej mamy Miedź i sióstr.
Niezdarnie trzymałem kulkę mchu, płacząc.
— Co ja zrobię? Bez mamy, bez nikogo — jęczałem cicho.
Nagle poczułem jakiś ogromny powiew wiatru. W jego oczach widać było podekscytowanie moim lękiem. Po chwili przeleciał nad nami rozłożysty cień, a ja poczułem, jak pazury ptaka boleśnie się na mnie zaciskają, by po chwili w popłochu odepchnąć się z gałęzi. Ku mojemu zdziwieniu, mój oprawca w ostatniej chwili, zużywając siłę na wzbicie się w powietrze, rozluźnił chwyt, upuszczając mnie w dół. — O Klanie Gwiazdy! Ja żyję, ale jakiś rozdarty — zamruczałem zdziwiony. 
Z trudem wstałem i pokuśtykałem przed siebie, nie zwracając uwagi gdzie dom, gdzie rodzina, gdzie… A w sumie! Wszystko jedno, by nie wpaść zboczeńca! Nagle wyczułem małe drobne zwierzątko w krzakach.
"Mysz? Może drozd, który nie umie latać?"
Na samą myśl posiłku zaczęła lecieć mi ślina z pyszczka. Niezdarnie przybrałem pozycję łowiecką i wylądowałem na kupie liści. Polowanie poszło z niepowodzeniem… Głodny i zmęczony ruszyłem przed siebie, gdy nastała noc wskoczyłem do wilgotnej kłody i zapadłem w głęboki sen. Słońce wschodziło na bezkresne niebo, a ja słyszałem szum rzeki, wyobraziłem sobie ryby, które właśnie poczułem i glony! Takie zielone. Chwila! To tylko sen, już miałem ochotę sięgnąć po rybkę… Zaciekawiony ujrzałem żółto-złote pola, o których opowiadała mi matka. Wskoczyłem w bujne pola owsa i po długiej wędrówce brakowało mi siły, jadłem tylko małe owady, które ledwo udawało mi się złapać. Postanowiłem powęszyć i zadowolony udało mi się wykryć jakiś ruch około mnie. 
— Szczur! — Pisnąłem cicho. 
Skradałem się za nim powoli, aż dotarłem do jakiejś starej budowli. Wahałem się wejść do niej, lecz los postanowił za mnie, deszcz zaczął spadać z szaro-burych chmur. Niepewny wszedłem do rudery i schroniłem się w koncie. 
— Co tu robisz, maluchu? — usłyszałem tajemniczy głos. 
Zauważyłem koło mnie kremowego kota. Wyglądał niegroźnie.
— Jak masz na imię? — powiedział żółtooki nieznajomy. Byłem pewny, że albo mi pomoże, albo zostawi w spokoju… Szczerze wolałem coś odpowiedzieć, niż być cały czas cicho… 
— Mam na imię Mniszek!— wydukałem niepewnie. 
Od tej pamiętnej chwili Kot (kocur nigdy nie powiedział swojego imienia) stał się dla mnie bardzo bliski! Pomógł mi nabrać siły i polował dla mnie, razem spaliśmy i się bawiliśmy! 
Chociaż jednak to, co pięknie nie mogło trwać wiecznie. Rozstałem się z Kocurem, by szukać rodziny i wiedziałem, że kiedyś tego dokonam. Ja jak głupi pobiegłem sprawdzić co to. Jednak to nie było nic interesującego, jak zwykle. Musiałem ugasić pragnienie i tak zrobiłem, zbliżyłem się powoli do wody i no wiecie co dalej. 
Jak zaszła noc zauważyłem kolejnego szczura, od tej pory, kiedy spotkałem tajemniczego kota trochę bardziej im zaufałem. Śledziłem małego szkodnika, aż nie dotarłem do małej dziury. Była dla mnie za mała, ale czego by nie zrobić dla jedzenia? Szczur jest pewnie taki tłusty. Przecisnąłem się przez rurę i tak przez kilka minut. Rozpaczliwie nie mogłem się wydostać, lecz nadszedł promyk nadziei, zauważyłem malutkie światełko w rurze i ledwo co przecisnąłem się przez otwór. Znalazłem się w sumie, nie wiem gdzie, ale nie było, widać było słońca, nieba. Wokół były śmieci i kraty oraz dużo szczurów! Ich małe ryjki śledziły mnie wzrokiem, zagubiony potykałem się o każdy kamyk, kości i inne dziwactwa! Poczułem obecność kota, takiego śmierdzącego! Lecz wciąż kota.
— Przepraszam? Gdzie ja jestem, nie rozpoznaję tego miejsca — mruknąłem odważnie.
Kot odwrócił się do mnie ze skośnym wzrokiem. Zjeżyłem futro ze strachu, będąc w nadziei, że kot nie zamierza zrobić mi krzywdy. Jego ogon był dość długi. Widać jak jego skrzywiona mina patrzyła na mnie, po czym kot odpowiedział zdumiony. 
— Kociak? W sumie. Jesteś w Betonowym Świecie, tutaj panują bardziej Wyprostowani. I Entelodon! - Powiedział promiennie kocur. Kot wyszedł z cienia i nie wyglądał na jakiegoś groźnego, miał gęste białe futro i brązowe oczy. - A nie widziałeś może mojego domu? Klanu Klifu tak tam jest wodospad i moje siostry i Pochmurny płomień!- Jęknął Zrozpaczony. Uszy opadły mi na dół, a ja zwinąłem się w kulkę futra. 
— Niestety nie. Nie widziałem żadnego Klanu Klifu i tu na pewno ich nie spotkasz, a przepraszam! Nie przedstawiłem się. Mam na imię Bluszcz i należę do gangu Białowron — powiedział spokojnie. 
— A ja Mniszek.— powiedziałem krótko, kontynuując: — A wiesz jak stąd wyjść? — powiedziałem ciekawski. Od razu wstałem, myśląc o wyjściu.
Kocur owinął ogon wokół łap i mruknął:
— Jasne! Schodami na lewo! — Powiedział promiennie.
Mhm… Mniszku ,myśl! Co to są schody. Pobiegłem w lewo i spojrzałem przed siebie. To pewnie to są schody! Ale jakoś są ogromnie wielkie. Zacząłem wspinać się z trudem, co jeden schodek robiłem sobie przerwę. Gdy już wspiąłem się na ostatni schodek, pobiegłem szukać jedzenia lub jakiejś wody. Ciągle wywracałem się o różne ludzkie przedmioty leżące na asfalcie. Nagle coś przejechało nade mną 
— Aaa!!! — pisnąłem przeraźliwie.
Pamiętam! Mama mówiła, że Potwory są okropne i wielkie. Na szczęście nic mi się nie stało. Przestraszony nową okolicą podreptałem w jakąś ciasną uliczkę. W końcu! Woda! To znaczy kałuża… Nachyliłem się i pomimo gorzkiego smaku nie żałowałem. Nagle zauważyłem rudego kota pochylającego się w tę samą kałużę.

<Lwie?>

10 maja 2024

Od Mniszka do Pochmurnego Płomienia

Księżyc błyszczał na tle ciemnej nocy, mała mżawka opatuliła wszystkie wzniesienia i pagórki wokół. Małe lśniące świetliki oświetlały obóz, wyglądało to, jakby było wysokie słońce. Świetlik wleciał do żłobka, irytując przy tym mnie, jednak mało mnie to interesowało. Ciągle bujałem w obłokach, śniłem o niebieskich migdałach, lecz coś cichego wybudziło mnie z tego magicznego świata. Zmrużyłem oczy i postanowiłem znowu wrócić na moje posłanie z mchu i odpoczywać aż do dnia.

***

- Już dzień? - powiedziałem na głos z zażenowaniem. Prędko wstałem na równe łapy i ominąłem moje siostry, by ich nie budzić. Usiadłem na dość sporym wilgotnym kamieniu, moje łapy przy tej skale wyglądały jak galareta! Ciągle się ślizgały, a to było irytujące…
Z nudów zwinąłem się w kłębek, na zewnątrz też nie jest tak fajnie, jakby się wydawało!
Nagle obok kamienia poruszyła się kolorowa plama, która zwinnie usiadła na kwiatku. Widząc motyla, jak jakiś bezmózgi kociak ruszyłem w jego kierunku, miałem już wysunięte pazury i plan działania. Zwinnie podkradłem się do owada i skoczyłem w jego kierunku, jednak ten odleciał.
- Uh! Wracaj tu owadzie! - powiedziałem wściekły. Biegnąc nie widziałem rzeczy wokół i nagle zatrzymałem się na puszystym ogonie. Pochmurny Płomień! Niewiele o nim wiedziałem no oprócz tego, że Jastrząb ciągle o nim gada w żłobku, że jest taki wspaniały! Sam nie wiem, czy to prawda…
- Mniszku? - Usłyszałem energiczne miauknięcie kocura
- Przepraszam! - Powiedziałem, otrzepując się z futra wojownika. Byłem zawstydzony, bo zwykle to ja muszę się za kogoś wstydzić, a teraz wstydzę się za samego siebie!
- Nic się nie stało! Każdemu mogło się to zdarzyć - powiedział przyjacielsko.
Skrępowany już miałem odejść jednak wojownik odparł:
- Wiesz, szybko biegłeś w moją stronę! Co cię tak rozproszyło? - powiedział ciekawsko.
Nie chciałem mu mówić o mojej wpadce z motylem! Wyszłoby na to, że jestem jeszcze bardziej dziecinny, niż sądzi!
- Nudziło mi się! No wiesz, bycie kociakiem jest takie męczące!
Pochmurny Płomień zachichotał na chwilę. No cóż, chyba jednak domyślił się, o co chodzi. Mniejsza o to, może on będzie czymś zainteresowany!
- No wiesz! Jak ci się nudzi mógłbyś niewiem… Pójść ze mną do lasu? Bo widać, że siedzisz na tym kamieniu jak kot w smole! - powiedział ruchliwie.
Zaintrygowany otworzyłem oczy i skoczyłem kocurowi na barki.
- Jasne! Prowadź, sokole oko! - Zaśmiałem się.
Wojownik ruszył w stronę wyjścia a ja z zaciekawieniem słuchałem, co mówił: co się dzieje na zewnątrz i jakie panują tam zasady.

***

Okazało się, że Pochmurny płomień wiedział sporo o zasadach w dziczy. Będę musiał się od niego uczyć! Widać było leśną powłokę otaczająca nas, byłem ciekawy, co będziemy robić. Może bawić się w chowanego? Lub polować na myszy! Wtuliłem się bardziej w futro wojownika ze znudzenia wiecznej wędrówki.
- Daleko jeszcze? - mruknąłem ze znudzeniem.
Kocur z zadowoleniem potrząsnął całym ciałem, aż w końcu zleciałem na miękki mech.
- Już jesteśmy! - powiedział radośnie- Nagle coś poruszyło się w krzakach, a ja przestraszony wskoczyłem za kocura.

<Pochmurny Płomieniu?>

16 kwietnia 2024

Od Mniszka

Promienie słońca odbijały się od kamiennych ścian żłobka. Słychać było, jak ptaszki śpiewają i odgłosy płynącego strumyka, gdzieś poza obozem. Moje oczy z zainteresowaniem przyglądały się większości roślinności. Miałem ochotę z kimś się pobawić, jednak pomyślałem, że nie warto przeszkadzać komuś, marnując czas na jakieś pogaduszki czy zabawy. Już miałem zamiar wyjść ze żłobka, gdy coś oderwało mnie od ziemi. 
- Mniszku! Nie wychodź sam ze żłobka! - Usłyszałem za sobą. To przecież Miedź! Moja matka, nigdy nie pozwalała robić mi co chcę! A w żłobku jest nudno. Mało kto nas odwiedza, a poza jedzeniem i spaniem nie ma tu nic, co można byłoby brać za zabawę! No może poza gonieniem suchego liścia! Ciekawe co jest poza tym kamiennym więzieniem !
-Ma… Mamo! - Ledwo zdążyłem wydukać jedno słowo. - Opowiesz cjo się kryje pozja obozjem? - powiedziałem w końcu.
- No dobrze… - Słuchałem jej uważnie. Kotka ciągle mówiła o zielonych, gęstych wrzosowiskach, bujnych w roślinność lasach i krystalicznych rzeczkach i jeziorach. - To jeszcze nie wszystko! - powiedziała dumnie kocica.
Po tym jak mama skończyła opowiadać byłem dość zaintrygowany, tym wszystkim
tylko szkoda, że nie wolno nam wychodzić ze żłobka.
Nagle zacząłem bujać w obłokach. Myślałem co znajduje się poza tym gniazdem.
Mhm.. Tak barwne kolorowe miejsce pełne zabawek i towarzyszy! Szybko odleciałem i przewróciłem się na plecy. 
- Ajć!- pisnąłem zaskoczony wracając do rzeczywistości. - Mhm.. Może przestać marzyć i skupić się na tym co mamy? I cieszyć się z tego co pozostało….
Moje liliowe futerko zaczęło się podnosić na tę myśl. Życie nie było jednak tak kolorowe na jakie się wydawało…
Miedź i moje siostry zasnęły więc miałem dobrą okazję, by się wymknąć. Pędziłem w stronę wyjścia podekscytowany tym, co tam będzie! Wyczłapałem się ze skalnego wyjścia. Oczy rozbłysły mi gdy zobaczyłem dużą ilość kotów, jednak nie znalazłem w nich Jerzyka, mojego ojca, ale mało mnie to interesowało. 
- Wszystkie koty które zdolne są łowić zwierzynę zbiorą się na zebranie klanu! - Usłyszałem. 
W oczach mi zaiskrzyło i przypomniałem sobie słowa Miedzi: ,,Lider to największy stopień we wszystkich klanach! Dowodzi nami, byśmy nie wpadli w tarapaty!". Chciałbym być kiedyś przywódcą! Stać tak na skale i radzić innym kotom w sprawie… Nie wiem! Może jedzenia? - Zaśmiałem się cicho. Zmęczony pokuśtykałem do żłobka kładąc się obok moich sióstr. Wtuliłem się w miękki i wilgotny mech. Kocham takie życie! Nigdy nie wiem co może się wydarzyć i to w tym lubię!