Czułem się sparaliżowany w ogromnych szponach jastrzębia. Już czułem się przestraszony, odlatując ze skalnej półki, słysząc lamenty Pochmurnego płomienia, mojej mamy Miedź i sióstr.
Niezdarnie trzymałem kulkę mchu, płacząc.
— Co ja zrobię? Bez mamy, bez nikogo — jęczałem cicho.
Nagle poczułem jakiś ogromny powiew wiatru. W jego oczach widać było podekscytowanie moim lękiem. Po chwili przeleciał nad nami rozłożysty cień, a ja poczułem, jak pazury ptaka boleśnie się na mnie zaciskają, by po chwili w popłochu odepchnąć się z gałęzi. Ku mojemu zdziwieniu, mój oprawca w ostatniej chwili, zużywając siłę na wzbicie się w powietrze, rozluźnił chwyt, upuszczając mnie w dół. — O Klanie Gwiazdy! Ja żyję, ale jakiś rozdarty — zamruczałem zdziwiony.
Z trudem wstałem i pokuśtykałem przed siebie, nie zwracając uwagi gdzie dom, gdzie rodzina, gdzie… A w sumie! Wszystko jedno, by nie wpaść zboczeńca! Nagle wyczułem małe drobne zwierzątko w krzakach.
"Mysz? Może drozd, który nie umie latać?"
Na samą myśl posiłku zaczęła lecieć mi ślina z pyszczka. Niezdarnie przybrałem pozycję łowiecką i wylądowałem na kupie liści. Polowanie poszło z niepowodzeniem… Głodny i zmęczony ruszyłem przed siebie, gdy nastała noc wskoczyłem do wilgotnej kłody i zapadłem w głęboki sen. Słońce wschodziło na bezkresne niebo, a ja słyszałem szum rzeki, wyobraziłem sobie ryby, które właśnie poczułem i glony! Takie zielone. Chwila! To tylko sen, już miałem ochotę sięgnąć po rybkę… Zaciekawiony ujrzałem żółto-złote pola, o których opowiadała mi matka. Wskoczyłem w bujne pola owsa i po długiej wędrówce brakowało mi siły, jadłem tylko małe owady, które ledwo udawało mi się złapać. Postanowiłem powęszyć i zadowolony udało mi się wykryć jakiś ruch około mnie.
— Szczur! — Pisnąłem cicho.
Skradałem się za nim powoli, aż dotarłem do jakiejś starej budowli. Wahałem się wejść do niej, lecz los postanowił za mnie, deszcz zaczął spadać z szaro-burych chmur. Niepewny wszedłem do rudery i schroniłem się w koncie.
— Co tu robisz, maluchu? — usłyszałem tajemniczy głos.
Zauważyłem koło mnie kremowego kota. Wyglądał niegroźnie.
— Jak masz na imię? — powiedział żółtooki nieznajomy. Byłem pewny, że albo mi pomoże, albo zostawi w spokoju… Szczerze wolałem coś odpowiedzieć, niż być cały czas cicho…
— Mam na imię Mniszek!— wydukałem niepewnie.
Od tej pamiętnej chwili Kot (kocur nigdy nie powiedział swojego imienia) stał się dla mnie bardzo bliski! Pomógł mi nabrać siły i polował dla mnie, razem spaliśmy i się bawiliśmy!
Chociaż jednak to, co pięknie nie mogło trwać wiecznie. Rozstałem się z Kocurem, by szukać rodziny i wiedziałem, że kiedyś tego dokonam. Ja jak głupi pobiegłem sprawdzić co to. Jednak to nie było nic interesującego, jak zwykle. Musiałem ugasić pragnienie i tak zrobiłem, zbliżyłem się powoli do wody i no wiecie co dalej.
Jak zaszła noc zauważyłem kolejnego szczura, od tej pory, kiedy spotkałem tajemniczego kota trochę bardziej im zaufałem. Śledziłem małego szkodnika, aż nie dotarłem do małej dziury. Była dla mnie za mała, ale czego by nie zrobić dla jedzenia? Szczur jest pewnie taki tłusty. Przecisnąłem się przez rurę i tak przez kilka minut. Rozpaczliwie nie mogłem się wydostać, lecz nadszedł promyk nadziei, zauważyłem malutkie światełko w rurze i ledwo co przecisnąłem się przez otwór. Znalazłem się w sumie, nie wiem gdzie, ale nie było, widać było słońca, nieba. Wokół były śmieci i kraty oraz dużo szczurów! Ich małe ryjki śledziły mnie wzrokiem, zagubiony potykałem się o każdy kamyk, kości i inne dziwactwa! Poczułem obecność kota, takiego śmierdzącego! Lecz wciąż kota.
— Przepraszam? Gdzie ja jestem, nie rozpoznaję tego miejsca — mruknąłem odważnie.
Kot odwrócił się do mnie ze skośnym wzrokiem. Zjeżyłem futro ze strachu, będąc w nadziei, że kot nie zamierza zrobić mi krzywdy. Jego ogon był dość długi. Widać jak jego skrzywiona mina patrzyła na mnie, po czym kot odpowiedział zdumiony.
— Kociak? W sumie. Jesteś w Betonowym Świecie, tutaj panują bardziej Wyprostowani. I Entelodon! - Powiedział promiennie kocur. Kot wyszedł z cienia i nie wyglądał na jakiegoś groźnego, miał gęste białe futro i brązowe oczy. - A nie widziałeś może mojego domu? Klanu Klifu tak tam jest wodospad i moje siostry i Pochmurny płomień!- Jęknął Zrozpaczony. Uszy opadły mi na dół, a ja zwinąłem się w kulkę futra.
— Niestety nie. Nie widziałem żadnego Klanu Klifu i tu na pewno ich nie spotkasz, a przepraszam! Nie przedstawiłem się. Mam na imię Bluszcz i należę do gangu Białowron — powiedział spokojnie.
— A ja Mniszek.— powiedziałem krótko, kontynuując: — A wiesz jak stąd wyjść? — powiedziałem ciekawski. Od razu wstałem, myśląc o wyjściu.
Kocur owinął ogon wokół łap i mruknął:
— Jasne! Schodami na lewo! — Powiedział promiennie.
Mhm… Mniszku ,myśl! Co to są schody. Pobiegłem w lewo i spojrzałem przed siebie. To pewnie to są schody! Ale jakoś są ogromnie wielkie. Zacząłem wspinać się z trudem, co jeden schodek robiłem sobie przerwę. Gdy już wspiąłem się na ostatni schodek, pobiegłem szukać jedzenia lub jakiejś wody. Ciągle wywracałem się o różne ludzkie przedmioty leżące na asfalcie. Nagle coś przejechało nade mną
— Aaa!!! — pisnąłem przeraźliwie.
Pamiętam! Mama mówiła, że Potwory są okropne i wielkie. Na szczęście nic mi się nie stało. Przestraszony nową okolicą podreptałem w jakąś ciasną uliczkę. W końcu! Woda! To znaczy kałuża… Nachyliłem się i pomimo gorzkiego smaku nie żałowałem. Nagle zauważyłem rudego kota pochylającego się w tę samą kałużę.
<Lwie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz