Szukała wzrokiem liliowych plamek w lawinie futer. Nieśmiało krążyła, starając się nie zwrócić niczyjej uwagi. Wypełniona po brzegi jaskinia utrudniała to. Nieprzyjemny deszcz zmieszany ze śniegiem uderzał o ziemie. Mimo szumu wodospadu wszyscy zdawali sobie świetne zdawać sprawę z panującej pogody. Nikt nie zamierzał się rwać na tak nieprzyjemną kąpiel.
— Pokrzywek — wyrwało się z jej pyska na widok mentora.
Stał do niej tyłem. Sierść miał nieprzyjemne zjeżoną. Właściciel drugiego głosu skrywał się za nim. Był nieprzyjemny. Sprawiał, że serce Siewki nerwowo drgało.
— ...trafi do starszyzny jeśli nie poradzi sobie z własnymi problemami... — jedno zdanie sprawiło, że mimowolnie wydała z siebie zrozpaczony pisk.
On. Spopielone futro pokryte cętkami. Krótkie łapy przyozdobione bielą. Surowy wyraz pyska. Lider. Kolejny koszmar Siewki. Sam jego widok sprawiał, że czuła jak słabła. Wiedziała, jak bardzo nią gardzi. Jak ośmieszyła siebie i opiekunkę. Jak zawiodła. Starała się, próbowała być jak Jaskółka, ale on tego nie dostrzegał. Już dawno ją skreślił. Skazał na Potwora. Zamierzał się jej pozbyć. Złożyć ją w ofierze.
— Siewko, nic się nie stało złego. Nie masz czego się bać. — próbował uspokoić ją mentor, lecz jego głos sam był przepełniony stresem.
Surowe jasne ślepia spojrzały na nią z obrzydzeniem. Zalewał ją nią. Czuła ją w każdym skrawku swojej skóry. Sprawiał, że sama miała ochotę zniknąć z tego świata.
— Pokrzywowe Zarośla, zaprowadź swoją uczennicę do Czereśniowej Gałązki, zanim znów wybuchnie płaczem i paniką. Nie ma co czekać na rozwój sytuacji. — burknął na jej mentora.
Teraz i on stanął w patowej sytuacji i został narażony na gniew lidera. Przez nią. Siewka przysporzyła mu kolejne kłopoty. Widziała pulsujące przerażenie w zielonych ślepiach. Nienawidził jej. Wiedziała. Nawet nie był w stanie na nią spojrzeć. Gardził nią. Zupełnie jak lider. Obydwoje tak strasznie jej nienawidzili. Liliowy zdawał się być obcy. Przepełniony stresem. Tą straszną wonią. Tak duszącą. Żałował. Na pewno żałował, że została jego uczennicą. Zniszczyła mu całe życie.
Niezrozumiałe głosy. Otaczały ją z każdej strony. Ich ilość sprawiała, że każdy oddech stawał się coraz trudniejszy. Serce biło tak szybko. Szybciej niż kiedykolwiek.
Czy właśnie umierała?
Umierała. Na pewno umierała. Umierała... Stłumiony pisk wydobył się z jej pyska. Nie chciała umierać. Nie teraz. Nie jeszcze. Złapała się z przerażeniem za klatkę, próbując zaczerpnąć powietrza, o które tak krzyczało jej ciało. Na marne. Wszystko na marne. To koniec. Zniszczyła wszystko i teraz umierała.
— Pokrzywek — wyrwało się z jej pyska na widok mentora.
Stał do niej tyłem. Sierść miał nieprzyjemne zjeżoną. Właściciel drugiego głosu skrywał się za nim. Był nieprzyjemny. Sprawiał, że serce Siewki nerwowo drgało.
— ...trafi do starszyzny jeśli nie poradzi sobie z własnymi problemami... — jedno zdanie sprawiło, że mimowolnie wydała z siebie zrozpaczony pisk.
On. Spopielone futro pokryte cętkami. Krótkie łapy przyozdobione bielą. Surowy wyraz pyska. Lider. Kolejny koszmar Siewki. Sam jego widok sprawiał, że czuła jak słabła. Wiedziała, jak bardzo nią gardzi. Jak ośmieszyła siebie i opiekunkę. Jak zawiodła. Starała się, próbowała być jak Jaskółka, ale on tego nie dostrzegał. Już dawno ją skreślił. Skazał na Potwora. Zamierzał się jej pozbyć. Złożyć ją w ofierze.
— Siewko, nic się nie stało złego. Nie masz czego się bać. — próbował uspokoić ją mentor, lecz jego głos sam był przepełniony stresem.
Surowe jasne ślepia spojrzały na nią z obrzydzeniem. Zalewał ją nią. Czuła ją w każdym skrawku swojej skóry. Sprawiał, że sama miała ochotę zniknąć z tego świata.
— Pokrzywowe Zarośla, zaprowadź swoją uczennicę do Czereśniowej Gałązki, zanim znów wybuchnie płaczem i paniką. Nie ma co czekać na rozwój sytuacji. — burknął na jej mentora.
Teraz i on stanął w patowej sytuacji i został narażony na gniew lidera. Przez nią. Siewka przysporzyła mu kolejne kłopoty. Widziała pulsujące przerażenie w zielonych ślepiach. Nienawidził jej. Wiedziała. Nawet nie był w stanie na nią spojrzeć. Gardził nią. Zupełnie jak lider. Obydwoje tak strasznie jej nienawidzili. Liliowy zdawał się być obcy. Przepełniony stresem. Tą straszną wonią. Tak duszącą. Żałował. Na pewno żałował, że została jego uczennicą. Zniszczyła mu całe życie.
Niezrozumiałe głosy. Otaczały ją z każdej strony. Ich ilość sprawiała, że każdy oddech stawał się coraz trudniejszy. Serce biło tak szybko. Szybciej niż kiedykolwiek.
Czy właśnie umierała?
Umierała. Na pewno umierała. Umierała... Stłumiony pisk wydobył się z jej pyska. Nie chciała umierać. Nie teraz. Nie jeszcze. Złapała się z przerażeniem za klatkę, próbując zaczerpnąć powietrza, o które tak krzyczało jej ciało. Na marne. Wszystko na marne. To koniec. Zniszczyła wszystko i teraz umierała.
*
Pamiętała ciepło opiekunki, jak i niewielkie ziarenka o gorzkim smaku. Wciąż zdawała się czuć ich nieprzyjemny posmak. Była osowiała. Sama zdziwiła się, jak ospałe były jej ruchy. Jakby niedawno wstała. Pomarańczowe ślepia badały otoczenie, lecz umysł zdawał się dopuszczać do siebie te fakty z opóźnieniem.
Pokrzywek.
Na myśl o mentorze poczuła łzy. Nieprzyjemnie moczyły jej poliki. Nie chciała by jej nienawidził. Nie miała pojęcia jak to naprawić.
— Siewko...? — głos, którego się obawiała, odbił się od kamiennych ścian.
Liliowa mordka niepewnie do niej podeszła. Skrywał coś. Trzymał coś w łapie. Siewka bardzo powoli uniosła łebek. Bała się ujrzeć jego pysk. Rozczarowanie i pogardę, które się na nich malowało.
— B-bardzo się o ciebie martwiliśmy... — nie spodziewała się takiej gamy emocji.
Zielone ślepia zaszklone spoglądały na nią.
— Mogę cię przytulić...? — to ciche pytanie sprawiło, że szybko kiwnęła łebkiem.
Wojownik objął ją delikatnie, a szylkretke przeszedł przyjemny dreszcz. Tak się cieszyła. Nie nienawidził jej. Wciąż ją lubił. Fala ukojenia, której już dawno nie zaznała, sprawiła, że niemal popłakała się z radości. Wtuliła się w mocno w kota. Nie chciał, aby odchodził. Żeby gdziekolwiek znikał. Tak bardzo go potrzebowała.
— Mam coś dla ciebie. — wyznał cicho, nie puszczając jej.
Nie wierzyła w to co słyszy. Przecież znów nabroiła. Znów przyniosła wszystkim zmartwienia i problemów. Nie zasługiwała na prezent.
Jej oczom ukazało się drobne piórko. Czarne ze srebrnym połyskiem.
— Szpak.
Kolejna fala przeszła przez jej ciałko. Spojrzała ciepło na mentora.
— Dziękuję. Naprawdę. — wymamrotała cicho, wtulając się w łaciate futro. — Bardzo się cieszę, że jesteś moim mentorem.
Pokrzywek włożył podarunek za ucho kotki. Uśmiechnął się do niej równie ciepło.
— Ja też. — wyznał nieśmiało. — Pamiętaj, że masz mnie. Razem damy radę ze wszystkim. — dotknął łapką miejsca, gdzie było jej serce.
Pokiwała łebkiem.
Musiało już być tylko lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz