po akcji z Widmem
- Hej mamo... nie podsłuchuj - rzucił, przechodząc obok grobu Różanej Przełęczy, kierując się do stosu kamieni znajdującego się kawałek dalej. Nieprzyjemny chłód przeszył jego plecy, kiedy usiadł naprzeciw, w milczeniu zawieszając wzrok na jednym punkcie, chwilę potem biorąc głęboki oddech, który miał pomóc lilowemu w wypowiedzeniu następnych słów.
- Cześć Rumian - zaczął - Zgadnij co. Będę ojcem, świetnie, nie? Wypadałoby to uczcić, zrobić sobie jakieś rodzinne, nudne posiedzenie i tak dalej, więc ten, jeeeej... - zamilkł, po wydobyciu z siebie niezbyt entuzjastycznego dźwięku, zbierając następne myśli - O, i patrz, przyniosłem ci tego dziwnego żółtego kwiatka - wetknął łodyżkę między kamienie, która bez odpowiedniego oparcia przekrzywiła się w bok - Nadal nie wiem co to, ani czy jest potrzebne, czy trujące, ale hej, masz teraz jakieś całkiem żywe towarzystwo, prócz tych kamieni. - zerknął na powoli usychającą roślinkę, targaną niczym szmatka przez zimny wiatr, uświadamiając sobie, jak marnie wygląda w połączeniu z twardymi, łysymi kamieniami, po oddzieleniu od reszty rodzinnych, żółtych kwiatków. - Taa.... - Przetarł niezręcznie kark łapą, biorąc następny, głębszy oddech. Oh gwiezdni, jakie to jest głupie. Co on tu w ogóle robił? Powinien być teraz w obozie przy Przepiórce, próbując przekonać ją, że spędzanie czasu w żłobku z kociętami Widma to nie jest najlepszy pomysł. - I hej, słuchaj, wiem, że trochę zawracam ci dupę i tak dalej, w końcu wieczny spoczynek ważna rzecz, ale chyba mam problem, a ty zdaje mi się, że masz sporo czasu, więc chyba nie będzie ci przeszkadzać moje towarzystwo, nie? Szczególnie że jakoś nie mogę znaleźć wątku ze Srebrnym, a ojciec jest trochę... dobra, nie, wracając. Więc ten, mam wrażenie, że zaczynam przesadzać. Już nawet nie chodzi o same dymne futra, jakoś mnie niezbyt ruszają, ale większy problem stanowią oczy, wiesz? Wzdrygam się od chociażby patrzenia w pysk Barszczu, a to przecież głupie, nie chcę sobie zrujnować z nim relacji, przez sam kolor pieprzonych patrzał. A najgorsze jest to, że to zauważył. Dzisiaj. I tak staliśmy niezręcznie w ciszy, aż nie przeprosiłem i odszedłem. Ughhh, stary, jakie to było niezręczne. Ale i tak najgorsze są jego kociaki, bo wiem, po kim mają oczy. Mam wrażenie, że jeszcze chwila i oszaleję, jeśli chociaż raz zobaczę ich pyski. I nie tylko one, Koszatniczka... - tu umilkł gwałtownie, stawiając uszy na sztorc po usłyszeniu podejrzanego dźwięku, rozglądając się czujnie dookoła, mierząc wzrokiem poruszające się wrzosowiska poprzetykane trawami. W końcu jednak, z ulgą dostrzegł jedynie poruszającego się z wolna zająca, który widocznie nie wyczuł siedzącego kawałek dalej wojownika. Lilowy jeszcze śledził przez chwilę długouchego wzrokiem, aż ten zniknął za następnym wzniesieniem.
- Co ja robię... - westchnął, przecierając sobie pysk łapą, po czym wstał ciężko, powoli kierując się w stronę obozu. Wiatr się wzmagał, najpewniej przyciągając za sobą kolejną falę szarych, gromadzących się na niebie chmur, zapowiadających coraz bardziej pogarszającą się pogodę. Był to kolejny znak, który uświadomił go, w stronę jak wielkiego stresu zmierzają, szczególnie patrząc na wizję przyszłego śniegu. Nikt im nie zagwarantuje, że zwierzyny będzie wystarczająco na tyle, by nie trzeba było opłakiwać kolejnego kota w klanie. Z tą ponurą myślą, przeszedł w ciszy obok Margaretkowego Zmierzchu, która bez słowa skierowała się w stronę grobów.
。·◦⌟‒▾♞▾‒⌞◦· 。
- Obserwująca Gwiazdo? - złapał kotkę wracającą z treningu wraz z Czujną Łapą, która właśnie kierowała się w stronę tunelu prowadzącego do wejścia do obozu. Zastanawiał się już nad tym chwilę, miał dość czasu, by przeanalizować sytuację od kilku stron i z każdej strony, jakkolwiek by nie patrzył, logiczne było jedynie jedno rozwiązanie, którego niestety, chcąc nie chcąc, sam nie mógł wprowadzić w życie. Minęło już sporo czasu od ich ostatniej, jakiejś dłuższej i bezstresowej rozmowy, jednak Szept nie odczuwał z tego powodu dyskomfortu. - Chciałbym z tobą zamienić słowo, najlepiej bez pobocznych świadków, tak wiesz... w cztery oczy? - rzucił luźno z uśmiechem, a gdy ta się zgodziła, odprawiając córkę do obozu, zaraz podreptał w losową stronę, utrzymując spacerowe tempo.
- Coś zimno ostatnio, prawda? Może pora nagich drzew nie będzie taka wesoła? Zawsze mnie zastanawiało, jakby wyglądała jako kot - Podjął luźny temat, wypuszczając na zewnątrz parę nosem.
Obserwująca Gwiazda zamilkła na moment, nim nie odpowiedziała.
- Cóż... zależy jak ją widzieć. Mogłaby być kotem o futrze ze szronu - miauknęła, przechylając nieco głowę. - a oczach z lodu.
- Hah, możliwe - rzucił w odpowiedzi, nie patrząc na tortie - I w tym obiegu może być dla nas niezwykle nieprzyjazna. Wiesz, jak to jest~ Czasem pałętają się jakieś drapieżniki, czasem koty z innych klanów, nie zawsze może starczyć pożywienia dla niektórych kotów... pozamarzają im kostki - dodał ostatnie trzy słowa jakby do siebie, odpływając gdzieś myślami.
- Do czego zmierzasz?
- Do pozbycia się problemu - stwierdził, zatrzymując się i obracając tak, by patrzeć w pysk szylkretki.
- Tym problemem są kocięta Widma. Nie powinny w ogóle przebywać teraz w obozie, można by je zwyczajnie oddać do innego klanu. Tak będzie najlepiej i dla nas i dla nich, nie uważasz?
<Żmija?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz